Hamerscy – nieznana szlachta polska | ||
|
Tomasz Żuroch-Piechowski Rodowód Hamerskich. Potomstwo Wawrzyńca I Hamerskiego z Giełdona koło Brus oraz zarys spokrewnionych rodów Cysewskich, Czarnowskich, Kolińskich, Ostrowskich, Prądzyńskich i Leliwa Pruszaków. Zebrane przez Wincentego Hamerskiego i Renatę Genowefę Hamerską-Rymarz, Pelplin: Bernardinum, 1998, ss. [8 nlb.], XIV, 366, il., 95 fot., 4 mapy. Genealogia święci obecnie renesans. Zjawisko to nie ominęło także Kaszub, o czym świadczy szereg artykułów na łamach “Pomeranii”, publikacje w roczniku Instytutu Kaszubskiego “Acta Cassubiana” oraz zjazdy i spotkania rodzinne Pomorzan z kraju i świata, które stały się już tradycją. Kontakty emigrantów z pomorską Ojczyzną i krewnymi są okazją do zbierania, i wymiany informacji o przodkach lub uzupełniania wiadomości gromadzonych przez lata. Wyrazem takiej pasji badawczej jest książka Rodowód Hamerskich wydana w 1998 r. przez pelplińskie Bernardinum. Autorami publikacji jest rodzeństwo – dr medycyny Henryk Wincenty Hamerski z Kanady oraz torunianka Renata Genowefa Hamerska-Rymarz[1]. W Przedmowie autorzy przedstawili motywy, które skłoniły ich do podjęcia pracy oraz omówili konstrukcję książki. Jej zasadniczą i najobszerniejszą część stanowią tablice genealogiczne poświęcone rodzinom Hamerskich, Cysewskich/Cisewskich, Czarnowskich, Kolińskich, Ostrowskich, Prądzyńskich, Pruszaków [-Czapiewskich]. Każdy z zestawu tablic poprzedzony został kilkustronicowym wprowadzeniem, w którym autorzy starali się przedstawić genezę oraz skróconą historię danej rodziny. Dalszą część pracy stanowi załącznik (Apendyks), którego części omówię później. Uzupełnieniem pracy są liczne fotografie dołączone na końcu. Ponadto w tekście znalazły się reprodukcje czterech map[2], wizerunki herbów szlacheckich używanych przez opisywane rodziny bądź przypisywane im przez autorów pracy oraz uproszczone drzewa genealogiczne rodziny Hamerskich. Najbardziej wartościową część książki stanowią tablice oparte o materiał źródłowy z XVIII-XX w. z wybranych parafii na Kaszubach. Autorzy dotarli do rozproszonych ksiąg metrykalnych w macierzystych parafiach (Brusy, Leśno, Czersk, Ugoszcz), ówczesnym Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Koszalinie oraz Archiwum Diecezjalnym we Włocławku. Dzięki Bibliotece Genealogicznej Kościoła Świętych Dni Ostatnich w Salt Lake City (Utah, USA) wykorzystali także mikrofilmy ksiąg metrykalnych z wybranych Urzędów Stanu Cywilnego na Pomorzu z lat 70-tych i 80-tych XIX w.[3] Ogromny trud włożony w powstanie pracy zasługuje na uznanie. Zgromadzony materiał genealogiczny może stać się podstawą dalszych badań dla historyków różnych specjalności, przede wszystkim demografów, bowiem dzięki obfitemu materiałowi porównawczemu możliwe jest ustalenie następujących faktów: przeciętna długość życia, przyczyny zgonów (konsekwentnie podawane za źródłami), średnia liczba dzieci w rodzinie, śmiertelność niemowląt, powtórne wstępowanie wdów i wdowców w związki małżeńskie itd. Przechodząc do wyrażenia szeregu uwag krytycznych, pragnę podkreślić że ich zamiarem nie jest negacja dokonań autorów, a jedynie wskazanie pułapek metodologicznych, których nie udało się im uniknąć. Przynależność Hamerskich do stanu szlacheckiego została ustalona w sposób, którego nie da się zaakceptować. Podstawową metodą stosowaną w badaniach genealogicznych jest – wg określenia W. Dworzaczka – metoda retrogresywna[4], polegająca na tym że badając określoną rodzinę wychodzimy od znanych nam faktów i następnie postępujemy wstecz, próbując ustalić fakty wcześniejsze. Tymczasem autorzy Rodowodu Hamerskich postąpili w sposób odwrotny, który na zasadzie przeciwstawienia można nazwać “metodą progresywną”. Pierwszym znanym im przodkiem rodziny był Wawrzyniec Hamerski opatrzony umownie liczebnikiem porządkowym “I”. Zmarł on 25.09.1789 r. w Giełdonie, pochowany został dzień później na cmentarzu parafialnym w Brusach. Autorzy podali rok urodzenia tegoż 1709, ale jego domniemane miejsce urodzenia Hamer-Młyn opatrzyli znakiem zapytania (s. 43). Wnioskuję z tego że ani data dzienna, ani miejsce urodzenia Wawrzyńca nie są im znane, zaś podana data roczna narodzin tegoż powstała na skutek odliczenia jego wieku w chwili zgonu (80 lat) od daty śmierci[5]. “Okrągła” liczba lat Wawrzyńca nie wzbudza zaufania, należy ją traktować orientacyjnie, zakładając możliwość kilkuletnich przesunięć w jedną i drugą stronę. Pierwszą pewną informację o tym człowieku otrzymujemy więc dopiero z dnia 1 września 1732 r. z Brus, kiedy to poślubił szlachciankę, wdowę Ewę Piechowską z domu Plutowską zamieszkałą w Giełdonie (s. 44). Hamerscy piszą że Wawrzyniec miał wcześniej pierwszą żonę, nieznanego imienia i nazwiska (s. 43), niestety nie wyjaśniają skąd zaczerpnęli tę informację, choć można domniemywać że w chwili powtórnego (?) ślubu ich przodek został określony jako wdowiec. Następnie wskazują oni na postać Jana Hamerskiego szlachcica herbu Tępa Podkowa (odmiana Jastrzębca), który w 1552 r. opłacał pobór ze wsi Korzecznik w powiecie przedeckim województwa brzesko-kujawskiego, gniazdem tej rodziny była miejscowość Hamery w pow. nakielskim (s. 8-9)[6]. Tyle fakty, teraz oddajmy głos legendzie: “Powyższe wskazuje, że Jan Hamerski był szlachcicem [...]. Według historii herbu [sic!], jego przodkami byli potomkowie Jastrzębczyków, którzy w roku 1079, w czasie odkrycia spisku i egzekucji Stanisława ze Szczepanowa, biskupa krakowskiego, stali przy boku króla Bolesława II Śmiałego. W walce o tron, siły Bolesława II przegrały i lojalistom za karę m. in. zmieniono herb z Jastrzębca na Tępą Podkowę, po czym nastąpiło ich rozproszenie po kraju – na Śląsk, Mazowsze i Kujawy. Jan Hamerski osiadł na Kujawach. W 1552 r. znajdujemy go w Hamerze w Korzeczniku w pow. przedeckim oraz w Hamerze Olsztyńskim, skąd opłaca pobory. W czasie dalszej wędrówki potomkowie Jana h. Tępa Podkowa Hamerskiego, prawdopodobnie w XVII w., przybyli na Zabory, gdzie w 1603 r. istniał Królewski Hamer – Młyn nad rzeką Kłonecznicą koło wsi Prądzonki, w pow. tucholskim [...]. Wreszcie dotarli do pustkowia Giełdon” (s. 9). Potrzeba dużej dozy wyobraźni, żeby legendę heraldyczną potraktować jak reporterskie doniesienie z pola walki. Antropolog kulturowy znajdzie tutaj interesujący materiał: mit początku, mit wędrówki do ziemi obiecanej, mit szlachectwa jako niezbywalnej transcendentalnej wartości, a wszystko razem: przyczynek do dziejów snobizmu współczesnych Polaków, także tych zza wielkiej wody. Z historyczno-opisowymi partiami pracy Hamerskich nie da się polemizować. Trzeba je napisać na nowo[7]. Szukanie związku krwi pomiędzy dwiema postaciami odległymi w czasie o dwa stulecia, jedynie na zasadzie tożsamości nazwiska jest niedopuszczalne, może to być punkt wyjścia do dalszych badań, ale nie ich uwieńczenie. W polskich warunkach gdzie jedno i to samo nazwisko mogły nosić różne rodziny szlacheckie (używające odmiennych herbów), mieszczańskie a nawet chłopskie, tego typu postępowanie prowadzi donikąd. Nie można wprawdzie wykluczyć, że Wawrzyniec I Hamerski był potomkiem Jana, ale póki się tego nie dowiedzie nie wolno takiego faktu apriorycznie zakładać. Zaliczenie pomorskich Hamerskich do szlachty i przypisanie im herbu Tępa Podkowa stało się możliwe na skutek rażących błędów metodologicznych. Zapożyczając określenie Wittyga i Dziadulewicza “nieznana szlachta polska” można nadać mu nowe znaczenie w odniesieniu do omawianej rodziny. Rzeczywiście nie była ona znana jako szlachta - ponieważ nią nie była. Hamerscy nie występują na listach wasali (szlachty), którzy pod karą konfiskaty majątku zobowiązani zostali do złożenia hołdu homagialnego królowi pruskiemu w 1772 r. Nie występują także w wyciągach z ksiąg gruntowych i hipotecznych opracowanych przez Maxa Bära, za wyjątkiem Justyny Hamerskiej z d. v. Gliszczyńskiej, która odziedziczyła pewne sumy na dziale rodzinnym (“G”) we wsi Czapiewice i została spłacona przez swojego brata Michała[8]. O rzekomej przynależności rodziny do szlachty nie świadczy również – sporadyczne i niekonsekwentne – występowanie tzw. partykuły szlacheckiej “von” lub “de” przed nazwiskiem w księgach metrykalnych, gdyż przynajmniej do wprowadzenia cywilnej rejestracji ruchu naturalnego w Prusach (1874 r.) zapis w księdze uzależniony był właściwie od wiedzy i dobrej woli księdza dokonującego wpisu. Zmiana państwowości po pierwszym rozbiorze, nieznajomość języka polskiego i miejscowych stosunków przez niektórych duszpasterzy, w połączeniu z powszechną nieomal niepiśmiennością drobnej szlachty, prowadziła w konsekwencji do nadużyć w tej dziedzinie. W źródłach nagminnie spotykamy przypadki że szlachta zapisywana jest bez partykuły szlacheckiej i na odwrót. Dla Królewskiego Pruskiego Urzędu Heraldycznego w Berlinie dowodem na przynależność do tego stanu był splot kilku czynników, m. in. występowanie w księgach metrykalnych określenia “noblis” (“generosus” etc.) oraz posiadanie własnego majątku lub dzierżawienie królewszczyzny na podstawie odpowiedniego przywileju. Zresztą kwestia domniemanego szlachectwa także autorom książki wydała się dyskusyjna: Wawrzyniec I, człowiek względnie zamożny [...] – wydaje się okazywać niechęć do własnego szlachectwa [...]. Studiując księgi wpisów, wyczuwa się tę postawę obojętności również i u innych członków rodziny. W rodzeństwie jedni są, a inni nie są notowani jako szlachcice. Tyle, że swoje spostrzeżenie poddali dość osobliwej interpretacji: Jest kilka możliwych przyczyn [...] jednakże trudno pozbyć się uczucia, że w kręgu religijnych Krubanów herbu Tępa Podkowa, wyznania rzymsko-katolickiego, mogli być tacy, w których świadomości pokutował przesąd i poczucie winy co do odwiecznej odpowiedzialności potomstwa za hańbiący grzech przodków, tj. egzekucję biskupa Stanisława (s. 10). Nie wdając się w dywagacje na temat: “W jaki sposób autorom udało się zbadać podświadomość Krubanów (regionalnej grupy Kaszubów), skoro historycy do tej pory nie wypracowali jednoznacznie zadowalających metod badania świadomości ludzkiej?”, muszę wskazać na jeszcze jedno możliwe źródło nieporozumień, a mianowicie błędne tłumaczenie określeń stanowych (lub zawodowych). W tablicach genealogicznych napotykałem określenie osadnik koronny lub posiadacz dóbr koronnych, które mnie zaintrygowało, gdyż zawierało supozycję że mamy do czynienia z kolonistami osadzanymi przez króla pruskiego (Korona Polska przecież nie istniała), kłóciło się to jednak z całym “kontekstem”[9]. Rozwiązanie znalazłem na s. 337 gdzie właśnie w ten sposób autorzy przetłumaczyli źródłowy niemiecki termin Einsasse (podobnie na s. 339). Tyle że niemieckie opracowanie poświęcone dawnym określeniom zawodowym podaje, że cytowany termin oznaczał mieszkańca miasta nie posiadającego praw obywatelskich (a więc należącego do najuboższej grupy ludności miejskiej), jego wiejskim odpowiednikiem było określenie Instmann[10], które oznacza robotnika rolnego żyjącego z pracy na majątku pańskim (folwarku), opłacanego w systemie “dniówkowym”. W tym kontekście staje się zrozumiała rzekoma niechęć do własnego szlachectwa, nie dziwi także fakt, że dzieci “szlachcica” żeniły się bądź wychodziły za mąż za robotników rolnych lub podupadłą majątkowo i społecznie szlachtę, dla której ożenek z bogatszą chłopką (chłopem) był często jedynym ratunkiem przed całkowitą ruiną ekonomiczną. Wystarczy pewien umiar w (re-)konstruowaniu przeszłości własnej rodziny i szukanie najprostszych rozwiązań, a zbędne stanie się odwoływanie do praw psychoanalizy i podświadomości Krubanów. Zamykając ten wątek pragnę dodać, że nie zależy mi na zostaniu kontynuatorem działalności Waleriana Nekanda-Trepki, uważam jednak, że historyk nie może pozostać obojętny na deformacje faktów. Amicus Plato sed magis amicis veritas. Jeśli chodzi o tablice genealogiczne, niosące cenny materiał, to ich konstrukcja wydaje się nie do końca przemyślana, są to usterki drobniejszego rzędu, ale wpływają na kształt pracy. Jedną z nich jest rozbicie informacji biograficznych poświęconych danej osobie na dwie lub kilka stron[11]. Można odnieść wrażenie, że w pewnym momencie autorzy nie byli w stanie zapanować nad zgromadzonym przez siebie materiałem. Na s. 47 występuje Anna von Hamerska córka Ignacego Błażeja i Marianny Gierszewskiej. Autorzy opracowania podali orientacyjną datę jej śmierci – rok 1867, tymczasem na następnej stronie mamy informację, że owa Anna, będąca żoną Michała Piechowskiego z Czapiewic powiła syna, również Michała, co miało miejsce w dniu 21 września 1868 r., a więc rok po swojej “śmierci”! Podobna nieścisłość występuje na s. 49, gdzie podano szacunkową datę zgonu Dominiki Hamerskiej z domu von Sikorskiej – 1885/1886, nie bacząc na to że w dniu 20 października 1899 r. urodziła ona córkę Pelagię Annę, co podano na tej samej stronie. Tym razem więc poród miał miejsce 13 lat po “śmierci” matki dziecka! Podobnych omyłek jest więcej, zaś podane przykłady dowodzą, że dane “doszacowane” przez autorów, nie oparte bezpośrednio na materiale źródłowym nie zasługują na zaufanie. Nieczytelność tablic zwiększa niekonwencjonalny system skrótów nazw miesięcy, wydaje się że odpowiedniejsze byłoby podawanie zapisu cyfrowego, gdyż jest to powszechnie przyjęte w opracowaniach tego typu, lub pełnych nazw miesięcy, zamiast nazw uciętych na sposób anglosaski, co w rezultacie daje dość dziwny efekt dla oka czytelnika (“sty., lut., mar., kwi.” itd.). Nie widzę także powodu, aby skróty pochodzące od nazw rzeczowników pospolitych pisać wielką literą, gdyż jest to niezgodne z zasadami ortografii[12]. Zbędne również było podawanie w nawiasie po ujednoliconej polskiej wersji imienia jego źródłowego (niemieckiego bądź łacińskiego odpowiednika). Postępowanie takie ma sens jeśli mamy do czynienia z imionami rzadkimi, wzbudzającymi wątpliwości itd., natomiast w przypadku ogólnie znanych imion chrześcijańskich powoduje niepotrzebny rozrost objętościowy tablic, a w konsekwencji całej książki. Kompromisowym rozwiązaniem byłoby zestawienie wykazu imion źródłowych i ich polskich odpowiedników. Zabrakło natomiast dokładniejszego zaznaczania oboczności nazwisk, nie zawsze można się dokładnie zorientować, którą wersję nazwiska podaną jako formę równoległą (“X” vel “Y”) nosiło konkretne dziecko z licznego potomstwa rodziców. Większość aneksów dołączonych do pracy jest pozbawiona wartości merytorycznej, co gorsza, wprowadzają one w błąd mniej zorientowanego czytelnika. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Skorowidz [nazw polskich i obcych] regionów i miejscowości. “Bory Tucholskie” noszą w literaturze niemieckojęzycznej nazwę “Tucheler Heide” a nie “Tuchelwald” (s. 321); Prusy Królewskie to “Kgl. Preußen” a nie “Westpreußen” (prowincja ta została utworzona dopiero w chwili pierwszego rozbioru Polski); tłumaczenie nazwy “Pomorze” jako “Pommern” jest merytorycznie poprawne, ale dotyczy Pomorza Zachodniego, w przypadku jego wschodniej (gdańskiej) części używa się terminu “Pommerellen”; “Kaszuby” w znaczeniu terytorialnym, to nie “Kaschuben”, gdyż liczba mnoga rzeczownika “Kaschube” oznacza nację – Kaszubów, powinno więc być “Kaschubei”. Dwujęzyczne polsko-niemieckie zestawienie nazw miejscowych jest niepełne, brakuje w nim szeregu niemieckich odpowiedników. Podawanie dokładnych dookreśleń terytorialnych przy bardziej znanych miejscowościach (Nowe Miasto Lubawskie – m., pow. lubawski, woj. toruńskie, s. 323), przy jednoczesnym braku takich wskazówek w przypadku gdy jedną i tę samą nazwę nosiło kilka małych miejscowości (np. wieś Olszyny) jest niezrozumiałe. Jednak największym błędem jest podanie niemieckich nazw miejscowych na Pomorzu Gdańskim z okresu rządów Gauleitera Alberta Forstera, kiedy w ówczesnym Reichsgau Danzig-Westpreußen zacierano wszelkie ślady słowiańskiej przeszłości Pomorza! Nie miałbym nic przeciwko podaniu tych nazw, obok niemieckich nazw miejscowych stosowanych w XVIII-XX w., jednakże z określeniem ich proweniencji i krótkiego czasu obowiązywania, ale jeśli zamiast “Lippusch” (pol. Lipusz) czytam “Liebusch”, zamiast “Prondzonka” (pol. Prądzonka) czytam “Offenberg”, a przy Kosobudach podaje się “Friedrichsbruch vel Kossabude”, to muszę zaprotestować. Wiele niemieckich nazw miejscowości pomorskich było fonetycznym zniemczeniem nazw słowiańskich i często różniły się od nich jedynie uproszczeniem zapisu oraz dostosowaniem wymowy do zasad języka niemieckiego. Miały one równie długą tradycję jak ich słowiańskie odpowiedniki. Nazwy te są wpisane w historię Pomorza i niejako “mimochodem” poświadczają jego słowiańską przeszłość, natomiast nazwy z okresu okupacji hitlerowskiej miały tę przeszłość zatrzeć. Dlatego w podanym wyżej przykładzie i innych tu nie wymienionych, nie możemy się zgodzić na “vel”, są to dwie odrębne kategorie i nie ma pomiędzy nimi żadnego przełożenia[13]. Indeks nazwisk dołączony do książki pod nazwą Skorowidza osób (s. 325-334) ma bardzo ograniczoną przydatność. Uwzględniono w nim tylko nazwiska umieszczone w tytule i podtytule pracy, ponadto wszystkie kobiety zostały wymienione pod nazwiskiem męża, bez podania nazwiska rodowego. Do pewnego stopnia skorowidz ten jest więc nic nie znaczącym ozdobnikiem - chcąc uzyskać informację o innych nazwiskach musimy po prostu książkę przekartkować, a jest to bez mała 400 stron. Słownik zawodów i innych określeń genealogicznych (s. 335-341) w językach polskim, angielskim, niemieckim i łacińskim może stanowić pewną pomoc dla genealoga, ale i w nim znalazły się błędy, jak wskazuje omówiony wyżej przykład terminu Einsasse, ponadto występują tam określenia, które nie mieszczą się w zawartych w tytule kategoriach (np. “cegła”, “cesarz” s. 335). Jeden z załączników zatytułowany jest Tytulatura i przynależność klasowa (s. 342), co jest niezręcznością językową – zamiast marksistowskiego terminu “klasa” należałoby raczej użyć określenia “stan”. Klasyczny podział na literaturę (s. 343-344) i źródła drukowane (s. 345-346) jest zabiegiem kosmetycznym służącym nadaniu książce pozorów konstrukcji pracy naukowej. Wśród “literatury” znajdujemy bowiem wydawnictwa źródłowe, jak kronika Anonima zwanego Gallem, kronika Wincentego Kadłubka, czy roczniki Jana Długosza, natomiast wśród 32 pozycji wśród “źródeł drukowanych” jedynym (sic!) źródłem sensu stricto jest Regestr poboru podwoynego w edycji Wojciecha Kętrzyńskiego (poz. 25), reszta to opracowania naukowe i popularnonaukowe. Nie jest to jednak systematyczny wykaz źródeł i literatury przedmiotu, tylko przypadkowy zbiór prac, do których Autorom opracowania udało się dotrzeć. Znajdujmy tu również błędne lub niepełne opisy bibliograficzne oraz opisy zdublowane, występujące i w wykazie literatury, i w wykazie źródeł[14]. W pracy nie podano skąd zaczerpnięto wizerunki herbów, tymczasem w większości są one przedrukiem z Herbarza średniowiecznego rycerstwa polskiego autorstwa Józefa Szymańskiego, a wykonał je Zbigniew Kwiatkiewicz[15]. Pozycji tej nie znajdziemy w wykazie literatury. Podobnie nie podano skąd pochodzą reprodukowane mapy. Drzewa genealogiczne na stronach 5 i 6 zawierają nieścisłości i nie są do końca skorelowane z informacjami zawartymi w tablicach genealogicznych[16]. Mocną stroną pracy jest zbiór prawie 100 fotografii Hamerskich i rodzin skoligaconych, obejmujących chronologicznie okres ponad 100 lat. Znajdujemy tutaj zdjęcia krajobrazów ze starej i nowej Ojczyzny – Kaszub i Kanady, gdzie osiedliła się część rodziny Hamerskich. Porównanie widoków obu krain wyjaśnia dlaczego Kaszubi mogli tak dobrze czuć się za wielką wodą – przydrożne drzewa, jeziora i kamienie polne przypominały im Ojczyznę. Warto zwrócić uwagę na fotografie grobów rodzinnych na cmentarzu w Brusach. W czasie okupacji hitlerowcy skuli z nagrobków wszystkie napisy w języku polskim, był to także skutek jednego z zarządzeń Alberta Forstera i nadgorliwości “sąsiadów”. Poraża metodyczność z jaką usuwano ślady polskości – jeśli nazwisko kończyło się na “-ski”, ale w przypadku różnym od mianownika, to skuwano “polską” końcówkę. Jeżeli nazwa miesiąca podana była słownie, także ją wykuwano, pozostawiając jedynie cyfry oznaczające dzień i rok zgonu. Przy renowacji nagrobków rodzina Hamerskich pozostawiła częściowo ślady tej niszczycielskiej działalności. Cmentarz w Brusach pozostawia przejmujące wrażenie. A jeśli wy milczeć będziecie, kamienie wołać będą... Pozostałe fotografie przynoszą kalejdoskop strojów z przełomu wieków, są także mimowolnym świadectwem na częste na Pomorzu mieszanie się wpływów kulturowych, choćby z racji obowiązkowej służby Pomorzan w armii pruskiej (fot. 11, 15, 25). Poświadczają również dobrą kondycję materialną rodziny na przełomie stuleci XIX i XX, i później. Poprzez koligacje z drobnoszlacheckimi rodzinami kaszubskimi (Kop Ostrowscy i in.) przyjęła ona ich styl życia, obyczajowość. Na uwagę zasługują także zdjęcia współautora książki Henryka W. Hamerskiego, przedwojennego absolwenta Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, który w 1939 r. przeżył oblężenie Warszawy, a następnie przedostał się do Francji, gdzie w 1940 r. wstąpił do Armii Polskiej, by następnie służyć w Wielkiej Brytanii jako oficer artylerii w I Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka (fot. 41-50). Osobiste zasługi Autora dla Polski są tak duże, że nie widzę konieczności odwoływania się do mitu szlachectwa jako wartości transcendentalnej, która nas uświęca, niezależnie od osobistych przymiotów charakteru. Podsumowując niniejsze rozważania pragnę podkreślić raz jeszcze, że trud autorów, którzy zebrali ogromny materiał genealogiczny zasługuje na uznanie. Książce wyszłoby na dobre, gdyby przed drukiem przeszła przez sito recenzji wydawniczej, co by pozwoliło usunąć niedociągnięcia merytoryczne[17]. Tymczasem otrzymujemy pracę rzekomo recenzowaną, w której nazwisko recenzenta jest jedynie “piórkiem u kapelusza”, mającym książce dodać splendoru[18]. Po zapoznaniu się z publikacją dochodzę do wniosku, że recenzent książkę przeczytał pobieżnie, bądź zapoznał się z nią solidnie, ale autorzy nie uwzględnili jego uwag[19]. W obu przypadkach, powinien on wycofać swoje nazwisko z publikacji. Jak w każdej dziedzinie życia, także w nauce obowiązują dobre obyczaje. (2001) Recenzja nie była drukowana. O przedruk fragmentów lub całości należy zwrócić się bezpośrednio do autora: pomeranus@wp.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. [1] Wcześniej zawartość książki omówił Cezary Obracht-Prondzyński, “Acta Cassubiana”, 1999, t. 1, s. 414-416 oraz zrecenzował ją Władysław Szulist, “Zapiski Historyczne”, 2000, t. 65, z. 2, s. 204-205, który przedstawił szereg interesujących uwag. Ustaleń W. Szulista nie dubluję. [3] Zamiast wykazów “przejrzanych” ksiąg metrykalnych i mikrofilmów (s. 347-359), należałoby raczej sporządzić wykaz materiałów wykorzystanych w pracy. [4] Genealogia, oprac. W. Dworzaczek, [cz. 1], Warszawa 1959, s. 32. [5] Podawanie wieku zmarłego zamiast daty urodzin było praktyką powszechnie stosowaną w kościelnych księgach metrykalnych aż do czasu zaprowadzenia Urzędów Stanu Cywilnego w Prusach, co nastąpiło w październiku 1874 r. na skutek antykościelnej polityki kanclerza O. v. Bismarcka. [6] Informacja ta została zaczerpnięta z dwóch opracowań: pracy W. Wittyga i S. Dziadulewicza “Nieznana szlachta polska i jej herby” (Kraków 1908) i “Polskiej Encyklopedii Szlacheckiej” S. Starykoń-Kasprzyckiego (t. 6, Warszawa 1935). W istocie dysponujemy więc jednym źródłem (w potocznym znaczeniu), ponieważ Polska Encyklopedia Szlachecka była wydawnictwem o charakterze kompilacyjnym, pozbawionym wartości naukowej. Por.: “[...] W okresie międzywojennym istniało w Warszawie kierowane przez L. Grocholskiego Kolegium Heraldyczne, wydające w nieregularnych odstępach czasu periodyk pt. Herold Polski. Pismo to [...] nie ma żadnej wartości naukowej [...]. Działał też wtedy w Warszawie S. Starykoń-Kasprzycki. Wydawnictwa jego, obliczone wyłącznie na łatwowierność snobistycznych prenumeratorów, to Polska Encyklopedia Szlachecka (12 tomów, Warszawa 1935-1938) i Almanach Szlachecki (t. I, z. 1 i 2, Warszawa 1939). Kolegium i Kasprzycki w oczach bardziej krytycznych czytelników mogli jedynie ośmieszyć wszelkiego rodzaju zainteresowania tą dziedziną [tj. genealogią – przyp. mój].” Genealoga, dz. cyt., s. 128. [7] Syllabus errorum zająłby kilkadziesiąt stron. [8] Max Bär, Der Adel und Adlige Grundbesitz in Polnisch-Preussen zur Zeit der Preussischen Besitzergreifung. Nach Abzugen aus den Vasallenlisten und Grundbüchern, Leipzig 1911, s. 109; Justyna była trzecią żoną Wawrzyńca I Hamerskiego, poślubioną w 1753 r., jednakże imię jej drugiego brata nie brzmiało “Maciej” (Rodowód Hamerskich, dz. cyt., s. 10), M. Bär podaje “Matthaeus” a więc Mateusz a nie Maciej (Mattias). [9] Ponadto kryje się tutaj błąd logiczny. Dobra koronne należały do króla (skarbu państwa), szlachta je tylko dzierżawiła. Określenie “koronny” już zawiera informację o właścicielu. Skoro był nim król nie mógł nim być kto inny, chyba że za szczególne zasługi panujący nadawał je zasłużonym osobom, bądź przechodziły one w obce ręce prawem kaduka. Tyle że wtedy nie możemy już mówić o dobrach koronnych, a prywatnych. [10] Kurt von Staßewski, Robert Stein, Was waren unsere Vorfahren? Amts-, Berufs- und Standesbezeichnungen aus Altpreußen, Hamburg 1971, s. 26. [11] Przykład: informacje o kolejnych związkach małżeńskich Wawrzyńca I Hamerskiego rozsiane są na s. 43, 44 i 61 [12] Nie ma tu zresztą konsekwencji, gdyż skrót “R” = “rodzice” pisany jest wielką literą, zaś “s” = “syn” i “c” = “córka” małą. [13] Borzyszkowy w okresie okupacji nosiło nazwę Bergfried (nie Bergfriende jak na s. 321), natomiast wcześniej w jęz. niemieckim używano polskiej nazwy Borzyszkowo i jej przekształceń; Brzemiona; (niem. Brzemiona) - Bremin to nazwa hitlerowska; Eibenfelde to hitl. nazwa Cisewia, po niem. winno być Cisewie lub Cissewie; Reinwasser to hitler. nazwa Czapiewic (niem. Czapiewitz); Moorbach (hitl.) – Czarniż (niem. Czarniz); Sophienwalde (hitl.) – Dziemiany (niem. Dzimianen); Gotenhafen (hitl.) – Gdynia (niem. Gdingen); nazwa Bergdorf podana dla Główczewic (niem. Glowczewitz) jest chyba omyłką (s. 322), w okresie okupacji wieś przemianowano na “Lauschen”; Lubawa po niem. nazywała się Löbau a nie “Loubau”; Lubnia tak samo po niemiecku, a nie “Lubon”; Łukowo – niem. Luttom nie “Lutton”; Wiele niem. Wielle a nie Wille (hitl.). Nie rozumiem dlaczego w wykazie znalazła się miejscowość Oranienburg z “tłumaczeniem” Oranienburg; Zielona Góra to Grünberg a nie “Grünenberg”. [14] Kilka przykładów: poz. 19 na s. 343 podano niepełny opis i zbędną sygnaturę biblioteczną; poz. 23 na s. 344, błędny rok wydania 1944 zamiast 1994, dodatkowo opis ten jest zdublowany (por. poz. 19 na s. 345); poz. 25 na tej samej str. – błędny opis, autorem Słownika biograficznego Pomorza Nadwiślańskiego nie jest ks. Henryk Mross. Pierwszy tom tego wydawnictwa ukazał się w 1994 r. w Gdańsku pod red. Z. Nowaka. Ks. H. Mross był natomiast autorem Słownika biograficznego kapłanów diecezji chełmińskiej wyświęconych w latach 1821-1920, Pelplin 1995. Ponadto opisy są niedokładne (np. brak numerów tomów w wydawnictwach wielotomowych), często standaryzacji zapisu. [15] Józef Szymański, Herbarz średniowiecznego rycerstwa polskiego, Warszawa 1993, s. 4; porównaj rysunki herbów: Pobóg (Hamesrcy s. 131, Szymański s. 223), Topór (Hamerscy po s. 194, Szymański s. 277); Księżyc, Lew, Zawiasa Kotłowa (Hamerscy po s. 240, Szymański s. 39, 31, 42); Leliwa (Hamerscy po s. 280, Szymański, s. 174). W świetle moich wcześniejszych uwag umieszczenie herbu Tępa Podkowa na okładce i obwolucie ksiązki nie znajduje uzasadnienia merytorycznego. [16] Tablica ze s. 5: “Drzewo rodowe. Męskie linie potomków Wawrzyńca I [Hamerskiego] – Ewa Piechowska z d. Plutowska poślubiła Hamerskiego jako wdowa, podano tylko nazwisko panieńskie. Tablica ze str. 5 [potomkowie Wawrzyńca I H. i Justyny Kop Gliszczyńskiej] nie uwzględniono żony Cyryla Jamesa H. (*1954) Sharron Kennedy zaślubionej w 1978 r., później rozwiedzionej (por. s. 22); Tadeusz Franciszek H. (*1921) rozwiódł się w 1977 r., tablica nie uwzględnia tego faktu; kolejna tablica ze str. 6 [Potomkowie Józefa Wincentego H.]: nie uwzględniono pierwszej żony Jana Piotra H. (1823-1868) Elżbiety Szczepańskiej (+ ok. 1846) (por. s. 29); brak dwóch kolejnych żon (drugiej i trzeciej w kolejności ślubu) Jana I H. (*1850) Magdaleny Szczepańskiej i Katarzyny Kaszubowskiej (por. s. 79-80). Takich przykładów można podać więcej. [17] Jest to także uwaga pod adresem Wydawnictwa “Bernardinum” z Pelplina, które książkę opublikowało w pięknej szacie graficznej, niestety monumentalność edycji nie idzie w parze z zawartością merytoryczną. [18] Por. Rodowód Hamerskich, dz. cyt., odwrocie karty tytułowej (bez paginacji) oraz s. 3. [19] Nazwisko recenzenta i jego dorobek naukowy wykluczają ewentualność niekompetencji, nieznajomości tematu. |