Uśmiech DAM | ||
|
Z sentymentem wracam pamięcią do wrześniowych dni, gdy moja skrzynka pocztowa zapełniała się korespondencją. Nie jakimiś tam mailami, czy esemesami, tylko kilogramami najprawdziwszego papieru. Któż do mnie nie pisał?! Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Jerzy Budnik, Jarosław Sellin, Zygmunt Orzeł, Kazimierz Plocke, Robert Strąk, Waldemar Bonkowski – „rolnik z Kaszub” i Joanna Senyszyn – profesor w lateksowym wdzianku. Wprawdzie ojciec mi mówi, żebym wystrzegał się nazwisk, bo można się komuś narazić, ale nie mogę nie pochwalić się tym nagłym zainteresowaniem moją nieskromną osobą. Już dawno nie czułem się tak doceniony! A z narażaniem się jest tak, że jak jedni biją po gębie, to drudzy głaszczą. Można to nawet polubić. Idąc co drugi ranek do pracy (jak na człowieka wolnego przystało, pracuję na pół etatu), mijałem na plakatach rozciągnięty od krańca do krańca uśmiech Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk, sąsiadujący z kaszubskim gryfem. Zapewne na znak, że pani poseł, dziś senator, na sercu leży dobro Kaszub, zaś Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w szczególności. Brakuje mi tego uśmiechu... Już mnie nie mrozi, dlatego drepczę do pracy nieco ospały. Na szczęście senator DAM nie zapomina o moich emocjach - niedawno zwołała konferencję prasową, na której zażądała odwołania władz ZKP za to, że poparły starania jej kolegi z tej samej organizacji (ZKP) o prezydenturę Rzeczpospolitej. Oczekuję teraz od DAM wniosku o samorozwiązanie tego reakcyjnego tworu, jakim jest Zrzeszenie! Zamiast trwać w ramach wytyczonych przez realia Października ’56 (tabaka, radło, krótczi, dłudżi, ceramika Neclów), jego członkowie ubiegają się o władzę. Nie tylko w województwie, ale i w państwie. Toż to ludzkie pojęcie przechodzi... Syjoniści do Syjamu, studenci do nauki, Kaszubi na Syberię! Prasa uprzejmie doniosła, że Donald Tusk ożenił się z własną żoną. Część z nas ma mu to za złe, bo nie jest tak święty, jak święty turecki, prorok z Torunia, prezydent Warszawy, czy Kaszubi z Banina. Mnie tam ożenek ten nie przeszkadza. Z kim miał się chłopina ożenić jak nie z własną żoną?! Kampania wrześniowa (wyborcza) dowiodła, że kaszubskie pochodzenie wreszcie jest w cenie. Na swoją dawno i niedawno odkrytą kaszubskość powoływało się wielu kandydatów płci obojga. Jeśli ktoś nie mógł udowodnić, że ma czarne podniebienie, to przynajmniej podkreślał, że na Kaszubach mieszka. Myślę, że dr Jan Mordawski pomylił się znacznie w swoich szacunkach co do liczby Kaszubów. Jest nas przynajmniej dwa miliony, jeśli nie pięć! Utwierdziła mnie w tym także reklama na przedostatniej stronie wrześniowej „Pomeranii”. Widać na niej dwóch młodych Afrokaszubów (bo przecież nie Murzynów!), a pod spodem podpis: „Wiosna 2006 – Pielgrzymka Kaszubów do Lourdes”. A więc do wiosny, bracia kochani! Kaszubi wszystkich krajów - biali, żółci i czarni – łączcie się! Zwłaszcza z Kaszubkami – własnymi żonami... (-) Puck, 6 października 2005 r. Druk: „Pomerania” nr 6 (382), listopad-grudzień 2005, s. 50. |