artykuly-Słownikowa polemika
Losowe zdjęcie
Kolbudy. Zebranie założycielskie oddziału ZKP 5
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Słownikowa polemika
Author: Andrzej Chludziński (autorzy at zk-p dot pl)
Published: 04.06.2007
Rating 4.44
Votes: 9
Read: 9584 times
Article Size: 6.7 KB

Printer Friendly Page Tell a Friend

Dobry słownik poznaje się po tym, jak się zaczyna. Powinien być w nim wstęp, zawierający informacje o tym, co w nim zgromadzono, na jakiej zasadzie, w jaki sposób uporządkowano materiał. Tak jest w przypadku Polsko-kaszubskiego słownika nazw miejscowych i fizjograficznych („zielonej książki”), opracowanego przez zespół pod moją redakcją. Wyłożyliśmy tam wszystkie zasady, jakie nami kierowały.

W opublikowanym na tej stronie słowniku Dariusza Żuroch Czapiewskiego wstępu nie ma, nie wiadomo więc, na jakiej zasadzie autor podał takie, a nie inne formy. Można się tego jedynie domyślać. Co z tego wynika, o tym jeszcze niżej.

Nam przede wszystkim chodziło o standaryzację nazw kaszubskich. To podstawowa sprawa, jeśli mamy mówić o języku kaszubskim, a nie dialekcie czy zbiorze gwar kaszubskich (przypomnę tylko, że F. Lorentz naliczył ich 73 na początku XX wieku). Sądząc z kontaktów i rozmów z Kaszubami, to dla nich istotna kwestia. Nie można mówić o standaryzacji języka, a także powstaniu jego wariantu ogólnego, literackiego, jeśli ciągle każdy Kaszub będzie mówił, że liczy się tylko wersja językowa z jego wsi lub najbliższej okolicy. O ile nie będzie świadomości konieczności ujednolicenia, cały czas Kaszubi będą traktowani marginalnie, jak skansen, mimo nawet zapisów ustawowych, że kaszubszczyzna to język (ale jednak regionalny).

P. Dariusz Żuroch Czapiewski podaje często dwie formy nazwy, czasem trzy, a nawet cztery! Której zatem używać? Która miałaby się znaleźć na tablicach urzędowych? Na jakiej podstawie (językowej) ta wielość nazw? Jak ma się to do standaryzacji kaszubszczyzny?
Tu oczywiście można by zadać pytanie, jak sami Kaszubi widzą standaryzację kaszubszczyzny. Uważam, że na tej stronie internetowej mogłaby nastąpić wymiana poglądów w takiej sprawie.

Wracając do słownika, należy wskazać źródła, z których się czerpało zapisy lub na ich podstawie tworzyło nowe. Dlatego w naszym przypadku bibliografia liczy 33 pozycje, wydane współcześnie, ale wyzyskujące różne słowniki i opracowania dawniejsze. Stąd podając lub tworząc formy kaszubskie, braliśmy pod uwagę historyczne zapisy.

Inaczej jest w przypadku słownika p. Dariusza Żuroch Czapiewskiego. Autor podaje przede wszystkim źródła dawniejsze, nowsze wręcz pomija. Jego dobór literatury jest bardzo wybiórczy, wręcz pobieżny. Dlaczego wykorzystał tylko jeden tom z podstawowej dla pomorskiej onomastyki serii „Pomorskich Monografii Toponomastycznych”? A fakt pomijania opracowań współczesnych ma sugerować, że autor nie bierze pod uwagę zmian językowych, które nastąpiły w ostatnim stuleciu i dzieją się nadal? Czy chodzi mu o to, aby kaszubszczyzna była skostniałym tworem? Czy nie powinna być mową żywą? Czy Polacy mówią językiem z epoki Jana Kochanowskiego?

Kolejna kwestia przy tego typu opracowaniach, to stopień ich wiarygodności, rzetelności naukowej. Dlatego pracowaliśmy w pięcioosobowym zespole, skupiającym osoby zajmujące się naukowo polonistyką i kaszubistyką, dialektologią, onomastyką, mające doświadczenie w redagowaniu słowników. Czy p. Dariusz Żuroch Czapiewski też dysponuje takimi możliwościami?

Aby jeszcze bardziej uwiarygodnić opracowania naukowe, prosi się o opinię recenzenta z zewnątrz. Tak też było w naszym przypadku. Uwagi recenzentki zostały wzięte pod uwagę i większość z nich znalazła odbicie w słowniku.

Przechodząc do konkretnych przykładów, chciałbym zwrócić uwagę na sytuację, kiedy miejscowość na Kaszubach nie miała kaszubskiej, historycznej nazwy. Zazwyczaj dotyczyło to okolic na obrzeżach regionu. W takiej sytuacji konieczne było stworzenie formy kaszubskiej od polskiej, funkcjonującej zwykle od 1945 roku. Oczywiście robiliśmy to, biorąc pod uwagę procesy językowe, zachodzące w nazwach kaszubskich.
Natomiast w słowniku p. Dariusza Żuroch Czapiewskiego spotykamy sytuacje niedopuszczalne, wręcz kuriozalne. Dotyczą one głównie miejscowości z powiatu słupskiego, ale nie tylko. Chodzi o takie formy kaszubskie, które autor wywodzi z nazw niemieckich! Np.: Będogoszcz to Karólewò, bo wcześniej był niemiecki Karlshof; Dzierżlin [poprawnie Dzierzlin] to Filipzdôl, niem. Philippsthal! Takich przykładów można podać dziesiątki. Autor zaznacza przy tym, że to nazwy „nie potwierdzone źródłowo, ale prawdopodobne”! To świadczy jedynie o nieznajomości autora na temat historii regionu.

Otóż w wieku XVIII, a zwłaszcza XIX powstawały na Pomorzu (wówczas niemieckim) nowe folwarki, osady, co wiązało się z regulacją gruntów i parcelacją wielkich majątków. Te nowe, niewielkie miejscowości otrzymywały wówczas nazwy, oczywiści niemieckie. I nie ma mowy, że w odniesieniu do nich nazwy pierwotne kaszubskie są „prawdopodobne”. Po 1945 roku nazwy niemieckie zostały zastąpione polskimi. Dlatego obecnie można było jedynie (jak my) kaszubić nazwy polskie, a nie – niemieckie (jak p. Dariusz Żuroch Czapiewski), np. Bobrowniki to Béwersdorp, wcześniej niem. Bewersdorf.

Ponadto p. Dariusz Żuroch Czapiewski niepotrzebnie tworzy – na szczęście nieczęsto – hybrydy nazewnicze, czyli połączenie elementów dwóch języków, np. Mokrzyca to Wësokô Hôga, niem. Hohenhagen; Słomczyno to Herińgòwò, niem. Heringshof.
Nota bene: w żadnym słowniku kaszubskim nie ma słowa hôga.

We wstępie do naszego słownika zastrzegaliśmy, że to niepełny jeszcze zbiór nazw i że przy ewentualnej kolejnej edycji zostanie dopełniony. Niestety, presję wywierał na nas czas, stąd pod uwagę wzięliśmy wtedy nazwy miejscowości o statusie co najmniej sołeckim (choć i tu znalazły się – niestety – przypadkowe pominięcia). Ponadto, ponieważ tworzyliśmy słownik w określonym czasie, braliśmy pod uwagę nazwy miejscowości istniejących, sporadycznie jedynie podając nazwy miejscowości dziś nieistniejących (przynajmniej formalnie, administracyjnie). P. Dariusz Żuroch Czapiewski podaje nazwy jak leci, nie zważając, do czego to potrzebne, czy ma to wymiar praktyczny. Skoro niektóre nazwy „wyszły z użycia ludu”, jak zaznacza autor, to po co je podawać? Nasz słownik jest współczesny, a nie historyczny, choć do historii językowej się odwołuje.

Jeden z uczestników dyskusji na tej stronie pyta: „A co jest złego w tej zielonej książce, którą kupiłem?” No właśnie. Prosiłbym o konkrety, ani tylko sformułowanie – jak u p. Dariusza Żuroch Czapiewskiego – że jego formy są lepsze.

Mam świadomość niedoskonałości naszego słownika, dlatego będę wdzięczny za wszelkie merytoryczne uwagi, aby kolejna edycja zadowoliła także malkontentów.



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Komentarze wyrażają poglądy ich autorów. Administrator serwisu nie odpowiada za treści w nich zawarte.

Wysłane przez: Wątek
anka
Wysłano:: 13.10.2007 20:40  Zaktualizowany: 13.10.2007 20:40
 truskawka
[etruskawka jak to brzmi po kaszubskumail]annadiesner@neostrada.pl[/email]

Wysłane przez: Wątek
CzDark
Wysłano:: 8.7.2007 21:48  Zaktualizowany: 8.7.2007 21:56
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
 Dzierżlin
>>Dzierżlin [poprawnie Dzierzlin]



Wedle Iwicczégò je 'Dzierżlin' [s. 36, ë s. 84 "Toponimia byłego powiatu słupskiego"]

Wysłane przez: Wątek
CzDark
Wysłano:: 5.6.2007 4:23  Zaktualizowany: 5.6.2007 5:10
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
 Odpowiedź
>>Dobry słownik poznaje się po tym, jak się zaczyna. Powinien być w nim wstęp, zawierający informacje o tym, co w nim zgromadzono, na jakiej zasadzie, w jaki sposób uporządkowano materiał.

Dobry słownik poznaje się po tym na ile jest on zgodny z prawdą. Jeśli wstęp będzie dobry, a reszta do d..., to cały słownik jest do d...

>>W opublikowanym na tej stronie słowniku Dariusza Żuroch Czapiewskiego wstępu nie ma, nie wiadomo więc, na jakiej zasadzie autor podał takie, a nie inne formy.

Wyraźnie pisze, że to co jest czarną czcionką, to jest ze źródeł. Pisze też co odpowiada czerwonej, a co zielonej czcionce. Ja jestem umysłem ścisłym (skończyłem Politechnikę) i nie lubię lania wody, które niczemu nie służy. Tekst powinien dawać jak najwięcej wiadomości, a nie być sztuką dla sztuki, czy też służyć chwaleniu kolegów (z tej samej) jednostki naukowej.

>>Nam przede wszystkim chodziło o standaryzację nazw kaszubskich. To podstawowa sprawa, jeśli mamy mówić o języku kaszubskim, a nie dialekcie czy zbiorze gwar kaszubskich (przypomnę tylko, że F. Lorentz naliczył ich 73 na początku XX wieku).

Nie "obracajcie kota ogonem". Co innego standaryzacja nazw kaszubskich, a co innego polonizacja nazw kaszubskich. Jakbyście tylko ustandaryzowali pisownię nie miałbym żadnych zastrzeżeń; tak też robił Lorentz (usuwając byloczenie, mn-cenie, ps-cenie z nazw). Wy natomiast polskie sztuczne nazwy po 1945 roku, mające tyle współnego z Kaszubami, co nazwy radzieckie w Kaliningradskoj Oblastji z Prusami przypisaliście Kaszubom.


>>P. Dariusz Żuroch Czapiewski podaje często dwie formy nazwy, czasem trzy, a nawet cztery! Której zatem używać? Która miałaby się znaleźć na tablicach urzędowych? Na jakiej podstawie (językowej) ta wielość nazw? Jak ma się to do standaryzacji kaszubszczyzny?



To najśmieszniejszy moment Pana wypowiedzi. Przecież w "zielonej książce" też jest kilka wariantów (kto nie wierzy niech zobaczy co pisze przy nazwach miejscowości: pl: Władysławowo, pl: Jastrzębia Góra, pl: Słupsk i wielu, wielu innych). Ja podałem kilka wariantów, gdyż uważam, że tak jest najuczciwiej. Że zanim wybierze się ten właściwy należy podać wszystkie. Taka też powinna być filozofia pracy przy tego typu słownikach, ażeby 1) uniknąć sytuacji, że przeoczono jakiś wariant; 2) w drodze dyskusji przeprowadzonej w szerokim gronie (nie tylko w gronie kolegów z pracy, kierujących się zazwyczaj podobnym tokiem myślenia, bądź zasadą "nie warto się kopać z koniem") wybrać najodpowiedniejszy. "Żeby móc coś dobrego wybrać trzeba mieć z czego wybierać" - zasada kapitalizmu.

>>Tu oczywiście można by zadać pytanie, jak sami Kaszubi widzą standaryzację kaszubszczyzny. Uważam, że na tej stronie internetowej mogłaby nastąpić wymiana poglądów w takiej sprawie.

Szkoda, że zwrócono się do tej strony 'post factum'.

>>Wracając do słownika, należy wskazać źródła, z których się czerpało zapisy lub na ich podstawie tworzyło nowe. Dlatego w naszym przypadku bibliografia liczy 33 pozycje, wydane współcześnie, ale wyzyskujące różne słowniki i opracowania dawniejsze. Stąd podając lub tworząc formy kaszubskie, braliśmy pod uwagę historyczne zapisy.

Postgierkowska propaganda sukcesu. Można podać tysiąc pozycji, a co to da jeśli nazwy wybierało się według swojego "widzimisię", a nie według tych pozycji.Skąd państwo macie nazwę "Nowi Pòrt". Tak mówią tamtejsi Kaszubi??

>>Inaczej jest w przypadku słownika p. Dariusza Żuroch Czapiewskiego. Autor podaje przede wszystkim źródła dawniejsze, nowsze wręcz pomija.

1) Mój spis miejscowości nie jest tworem zamkniętym. Nie chcę na tym poprzestać. Jednak z racji, że zajmuję się tym po godzinach, nie mogę od razu tego skończyć. Dojście do źródeł, praca nad źródłami wymaga czasu. Dlatego jeśli chodzi o miejscowości, to za niemal w pełni zrobiony, można uznać jedynie spis miejscowości z b. powiatu słupskiego. W miarę dochodzenia do źródeł, dodawane będą następne powiaty, jeśli Bóg da to z całego Pomorza. Niemniej te nazwy co są zaznaczone czarną i czerwoną czcionką są nazwami ze źródeł, a nie nazwami wyimaginowanymi, co ma miejsce w "zielonej książce".

2) Dawniejsze źródła są wolne/bardziej wolne od zmian zachodzących w języku pod wpływem języka polskiego, który jest zabójczy dla nazw kaszubskich, często zmieniając ich sens np. 'Góra (Pomorska)' zamiast 'Gòra' (patrz: Lorentz, jak również świadectwa ludności kaszubskiej z dnia dzisiejszego).

>>Jego dobór literatury jest bardzo wybiórczy, wręcz pobieżny.

To prawda... w odniesieniu do "zielonej książki"

>>Dlaczego wykorzystał tylko jeden tom z podstawowej dla pomorskiej onomastyki serii „Pomorskich Monografii Toponomastycznych”?

Nigdzie nie napisałem, że nie mam zamiaru korzystać z innych tomów, akurat do tego miałem dostęp. Zresztą monografie w większości przepisują dane z poprzednich źródeł.

>>A fakt pomijania opracowań współczesnych ma sugerować, że autor nie bierze pod uwagę zmian językowych, które nastąpiły w ostatnim stuleciu i dzieją się nadal?

W ostatnim dziesięcioleciu nastąpiła katastrofa językowa w postaci polonizacji. Dla wielu miejscowości nazw kaszubskich się nie używa, gdyż po prostu język kaszubski tam wymarł. Czy to znaczy, że dla tych miejscowościi nazwami kaszubskimi są nazwy polskie ??

>>Czy chodzi mu o to, aby kaszubszczyzna była skostniałym tworem? Czy nie powinna być mową żywą? Czy Polacy mówią językiem z epoki Jana Kochanowskiego?

Kaszubi mówią dziś w ogromnej większości po polsku. Czy mam to uwzględnić ??

>>Kolejna kwestia przy tego typu opracowaniach, to stopień ich wiarygodności, rzetelności naukowej. Dlatego pracowaliśmy w pięcioosobowym zespole, skupiającym osoby zajmujące się naukowo polonistyką i kaszubistyką, dialektologią, onomastyką, mające doświadczenie w redagowaniu słowników. Czy p. Dariusz Żuroch Czapiewski też dysponuje takimi możliwościami?

Z tego co wiem to chyba nikt z zespołu "The Beatles" nie ukończył szkoły muzycznej...

>>Aby jeszcze bardziej uwiarygodnić opracowania naukowe, prosi się o opinię recenzenta z zewnątrz. Tak też było w naszym przypadku. Uwagi recenzentki zostały wzięte pod uwagę i większość z nich znalazła odbicie w słowniku.

Redaktor tego serwisu jest mi świadkiem, że przysyłam poprawki (może nawet za często) wszelkich zauważonych przeze mnie błędów i nieścisłości. Z tego co wiem Staszek był zajęty i na razie nie mógł ich uwzględnić. Zresztą napisałem w komentarzu "Za wszelejaczi ùwôdżi jô mdã wdzãczny". Recenzentami mojego słownika są wszyscy użytkownicy serwisu "Nasze Kaszuby", a nie tylko jedna, czy kilka osób. Recenzentem mojego słownika, czy Pan tego chce, czy nie jest również Pan, za co naprawdę dziękuję, gdyż przyczynia się to niewątpliwie do rozwoju mojego "dziełka". Chociaż słowo "mój" jest przesadą. Stworzyli go przede wszystkim Lorentz, Ramułt i Cenôwa.

>>Przechodząc do konkretnych przykładów, chciałbym zwrócić uwagę na sytuację, kiedy miejscowość na Kaszubach nie miała kaszubskiej, historycznej nazwy. Zazwyczaj dotyczyło to okolic na obrzeżach regionu. W takiej sytuacji konieczne było stworzenie formy kaszubskiej od polskiej, funkcjonującej zwykle od 1945 roku.

Tu trzeba by być Panem Bogiem żeby coś takiego wiedzieć. Kaszubi jadąc np. na jarmark do miejscowości X musieli przecież jakoś tą miejscowość nazwać. Jeśli nie było nazwy kaszubskiej, tzn. jeśli nie Kaszubi zakładali daną miejscowość, wówczas kaszubili oni nazwę dolnoniemiecką danej miejscowości; stąd mamy nawet w nazewnictwie polskim takie miejscowości jak Lębork, Szymbark, Szemud, Rotembark. Lorentz, Ramułt czy Cenôwa nie zapisali nazw kaszubskich wielu miejscowości np. z powiatu słupskiego. Wówczas trzeba było się zastanowić co zrobić. Za najlogiczniejsze uważałem zastosowanie taktyki "wczucia się w tamtejszą ludność, gdy mówiono tam jeszcze po kaszubsku". Jeśli miejscowość powstała powiedzmy w XVIII wieku i była założona przez Niemców, wówczas pierwszą nazwą używaną w mowie będzie nazwa dolnoniemiecka; gdyż tym językiem posługiwało się niemieckie (zniemczone) chłopstwo na Pomorzu. Kaszub pytając się sąsiada Niemca jak nazywa się nowopowstała miejscowość usłyszy nazwę dolnoniemiecką. Nie będąc w stanie wymówić jej czysto po dolnoniemiecku, wymówi ją "po kaszubsku", stąd włąśnie takie nazwy jak Szëmôłd. Możliwe jest też, że zastąpi ten wyraz kalką, np. Fischerkathen na "Rëbôcczi Kôtë", co też uwzględniono w wariantach. I takie nazwy będą nazwami uzasadnionymi historycznie i etymologicznie, gdyż uwzględniają początek powstania miejscowości, wręcz zmuszają do zadawania pytań o przeszłość, a nie traktują historii, jakby stworzenie świata nastąpiło w 1945 roku z woli boga (Stalina). Ponadto, wówczas przypominają, że Kaszubi byli na Pomorzu przed Polakami, a nie po Polakach , co sugeruje metoda zastosowana przez Pana zespół.


>>Oczywiście robiliśmy to, biorąc pod uwagę procesy językowe, zachodzące w nazwach kaszubskich.

czytaj: polonizację

>>Natomiast w słowniku p. Dariusza Żuroch Czapiewskiego spotykamy sytuacje niedopuszczalne, wręcz kuriozalne. Dotyczą one głównie miejscowości z powiatu słupskiego, ale nie tylko. Chodzi o takie formy kaszubskie, które autor wywodzi z nazw niemieckich! Np.: Będogoszcz to Karólewò, bo wcześniej był niemiecki Karlshof; Dzierżlin [poprawnie Dzierzlin] to Filipzdôl, niem. Philippsthal!

patrz wyżej, ponadto Będogoszcz, Dzierzchlin to nazwy po 1945 roku, prędzej ich nie było [wg. Iwickiego], słowu 'T(h)al' w Standard Hochdeutsch odpowiada słowo 'Dal' w dolnoniemieckim, a dolnoniemieckie 'Dal' w kaszubskich nazwach przechodziło w 'dôl', czego dowodem jest nazwa 'Brinkenowzdôl' (pl: Przybynin) zanotowana przez Lorentza. Karólewò to kalka, inne możliwe nazwy kaszubskie to 'Karolów Dwór', 'Karlowò', 'Karls(h)of'. Mogę je uwzględnić. W każdym razie nazwa 'Karólewò' (podobnie jak 'Filipzdôl') jest nazwą mającą wsparcie w dziejach, a nie sztucznym (nowo)tworem z PRLowskiego nadania.



>>Otóż w wieku XVIII, a zwłaszcza XIX powstawały na Pomorzu (wówczas niemieckim) nowe folwarki, osady, co wiązało się z regulacją gruntów i parcelacją wielkich majątków. Te nowe, niewielkie miejscowości otrzymywały wówczas nazwy, oczywiści niemieckie. I nie ma mowy, że w odniesieniu do nich nazwy pierwotne kaszubskie są „prawdopodobne”.

Nie twierdziłem, i nie twierdzę, że nazwy kaszubskie, są zawsze pierwotne w stosunku do (dolno)niemieckich. Natomiast twierdzę, że jeżeli miejscowość została założona przez Niemców, to nastąpił proces jaki opisałem powyżej. Taki sam proces (tylko w odwrotnym kierunku) następował zresztą, gdy Niemcy przejmowali miejscowości założone przez Słowian - patrz nazwy takie jak : Stettin, Stolp, Rostock, Berlin, Breslau.

>>Po 1945 roku nazwy niemieckie zostały zastąpione polskimi. Dlatego obecnie można było jedynie (jak my) kaszubić nazwy polskie, a nie – niemieckie (jak p. Dariusz Żuroch Czapiewski), np. Bobrowniki to Béwersdorp, wcześniej niem. Bewersdorf.

Czyli według pana "nazwy kaszubskie" to "kaszubskie nazwy polskie" ??

>>Nota bene: w żadnym słowniku kaszubskim nie ma słowa hôga.
>>Ponadto p. Dariusz Żuroch Czapiewski niepotrzebnie tworzy – na szczęście nieczęsto – hybrydy nazewnicze, czyli połączenie elementów dwóch języków, np. Mokrzyca to Wësokô Hôga, niem. Hohenhagen; Słomczyno to Herińgòwò, niem. Heringshof.


'Herińgòwò' bo od nazwiska 'Hering', najprawdopodobniej założyciela miejscowości, a więc nazwa dzierżawcza (wg. Iwickiego), a nie od słowa oznaczającego 'śledzia'. To więc nie jest hybryda. Co do pl: Mokrzyca uwaga słuszna. Uwzględnię ją przy poprawkach.

>> Nasz słownik jest współczesny, a nie historyczny, choć do historii językowej się odwołuje.

Jedno wyklucza drugie. Jeśli miałby być 'współczesny' to wielu nazw powinno nie być, gdyż wogóle nie są w odniesieniu do wielu miejscowości nazwy kaszubskie obecnie używane, z tej przyczyny że nikt tam, ani w okolicach nie mówi po kaszubsku. Jeśli natomiast odwołuje się do historii językowej to powinien sięgać dalej, niż tylko do tej po 1945 roku. Przypomina mi się argumentacja niejakiego kaprala z Górnej Austrii, który chciał zmienić nazwę Berlin na Germania, gdyż ta pierwsza była za mało germańska. Kierując się tą filozofią zmienił nazwy wielu miejscowości zwłaszcza we wschodnich Niemczech. Podobnie postępujecie państwo; ponieważ niektóre nazwy mają pochodzenie germańskie, chcecie je wytępić.

>>Mam świadomość niedoskonałości naszego słownika, dlatego będę wdzięczny za wszelkie merytoryczne uwagi, aby kolejna edycja zadowoliła także malkontentów.

Odpowiadając na pana ripostę, mam nadzieję że spełniam Pańską prośbę.

Wysłane przez: Wątek
tczewianin
Wysłano:: 5.6.2007 9:17  Zaktualizowany: 5.6.2007 9:23
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 17.7.2003
z: Pietzkendorf-Müggau
Wiadomości: 779
 Re: Odpowiedź
Ja też jestem Żuroch, leno Piechòwsczi, więc się wtrącę do tej dyskusji.

Wydaje mi się drogi Darku, że mając jak najlepsze chęci i sporą wiedzę, wylewasz przy okazji dziecko z kąpielą. Miałem okazję poznać Pana dra Andrzeja Chludzińskiego i ostatnie, co można mu zarzucić, to nierzetelność. Spierając się o szczegóły (niezwykle istotne) warto czasem spuścić z wysokiego "C", żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której utarcimy dla siebie elementarny szacunek, bo wtedy rozmowa nie będzie już możliwa.

Z lektury Waszej polemiki dochodzę do wniosku, że problemem jest (pomijam kwestię wykształcenia - czytam czasem lepsze opracowania historyków amatorów, niż zawodowców, co nie znaczy, że "wykształciuchy" są niepotrzebni) to, iż każdy z Panów wychodzi z innych założeń ideowych.

Mnie jest bliżej do Darka w tym miejscu, gdzie wspomina, że kaszubienie polskich nazw powstałych w i po 1945 r., z pomijaniem historycznych nazw niemieckich, to stwarzanie świata na nowo. Malbork, Szymbark, Wielbark, Więcbork itd., itp. to nazwy, których polskość jest wtórna, a jednak nikt nie wpadł na to, by Malbork przechrzcić na Marysiewo!

Jestem za tym, by nawiązywać do historycznych nazw niemieckich - tam gdzie nie było nazw kaszubskich i tam, gdzie nazwy niemieckie nie mają wydźwięku nacjonalistycznego (Bismarckshof itp.). Seria pomorskich monografii toponomastycznych wyzyskała właściwie komplet średniowiecznych zabytków dyplomatycznych z Pomorza. W razie wątpliwości można sięgnąć bezpośrednio do zdigitalizowanych źródeł, które dostępne są w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej. Ostatnio jednym kliknięciem ściągnąlem stamtąd Pommerellisches Urkundenbuch Maxa Perlbacha.

Moja matka mawia: nie ucz ojca jak ma dzieci robić, ale mimo tego chciałym zapytać Pana Andrzeja, czy "stwarzając świat na nowo" nie warto także sięgać do materiału nazewniczego z Połabia, gdzie zostały "zamrożone" śliczne nazwy naszych wymarłych braci? Czy jest to możliwe? Chodzi mi o to, by szukać tego co specyficznie pomorskie, a nie np. kieleckie.

Przypomniał mi się jeszcze jedna nazwa. W Tczewie jest dzielnica "Malinowo". Konia z rzędem temu, kto nie będąc językoznawcą lub historykiem zorientuje się, że została ona urobiona od niemieckiego "Amalienhof"! A jednak mimo dość dowolnej prafrazy nazwy niemieckiej, nazwa polska się przyjęła i nikt jej nie traktuje jako obcej.

Pan Andrzej wychodzi z innych założeń ideowych niż Darek, co jest zrozumiałe ze względu na "genealogię naukową" (piszę to bez cienia ironii), choć nie znaczy to, że te założenia nam odpowiadają. Polska nauka "musiała" przez lata udowadniać polskość Pomorza i to są jakieś refleksy tego faktu, ale dorabianie Panu Andrzejowi "gęby" polonizatora to gruba przesada. Nie mówię już o tym, że niektóre sformulowania Darka ocierają się niebezpiecznie blisko o granicę dobrego smaku. Cieszę się, że my szlachta kaszubska nie nosimy już szabel u pasa, jak jeszcze w I połowie XIX w., bo by się krew lała strumieniami. A mówiąc serio: dla mnie Pomorze jest pomorskie w sensie kulturowym, w sensie państwowym jest polskie i niemieckie (Vorpommern). Podobnie jak Darek uważam, że należy szukać "ducha kaszubszczyzny", nawet jeśli jest dla nas trudno uchwytny. Inaczej bedziemy mieli różne dziwne nowo-twory. Przykład: w kościerskim jest wieś Loryniec, która jeszcze przed 1945 r. nazywała się Lorenc, za Niemca Lorentz. Tę "okropną niemiecką" nazwę spolszczono na Loryniec. Jednak nie wzięto pod uwagę, że podobnie jak pobliskie Skoczkowo, wywodzi się ona od nazwiska dzierżawcy, później właściciela Lorenca Skoczek Piechowskiego, który Niemcem nie był, co łatwo wyczytać w inwentarzach opublikowanych przez G. Labudę. Gdyby Polacy chcieli być do końca konsekwentni, wieś powinna się nazywać Wawrzyniec czy Wawrzyniewice. Dobrze, że tej konsekwencji zabrakło...

Ostatnio wpadłmi w ręce słownik rekonstruowanego języka pruskiego. Jest grupa - bardzo profesjonalnych - miłośników kultury dawnych Prusów (z Polski, Litwy, Kaliningradskoj Oblasti i Niemiec), która wyzyskując całkowicie słownictwo historyczne "rekonstruuje język" pruski, tworząc neologizmy i chcąc go przywrócić do życia. Traktuję to jako sposób spędzania wolnego czasu, ale podobały mi się założenia programowe tego projektu: autorzy przyjęli, że gdyby pruski dotrwał do dzisiejszych czasów pod niemiecką władzą, to część słownictwa byłaby zapożyczona z dialektów dolnoniemieckich. I nowe słowa tworzone są tak, jakby to sąsiedztwo miało miejsce, tj. nie od słów rosyjskich, a dolnoniemieckich, litewskich, żmudzkich. Tymczasem u nas stosuje się taktykę "spalonej ziemi" - wszystko co niemieckie: precz! Obawiam się, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, bo fałszuje rzeczywistość historyczną i nie odpowiada naszemu rozumieniu pomorskości.

Dziękuję obydwu dyskutantom za interesujące wypowiedzi i raz jeszcze apeluję o "spokojność".

Z poważaniem
Tomk Żuroch-Piechòwsczi

Wysłane przez: Wątek
Iwona Joć
Wysłano:: 14.6.2007 21:41  Zaktualizowany: 14.6.2007 21:41
 Re: Odpowiedź
Zaparszam do przeczytania recenzji tejże publikacji autorstwa dr. Janusza Kowalskiego, która ukaże się w numerze wakacyjnym "Pomeranii". Podpowiem, że uwag – w przyszłości zapewne przydatnych dla redaktorów - w niej nie brakuje.
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002