artykuly-Gostomie - szkoła lotnicza
Losowe zdjęcie
Rzeka Łeba
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Gostomie - szkoła lotnicza
Author: Gość ()
Published: 08.07.2007
Rating 6.26
Votes: 119
Read: 18881 times
Article Size: 6.62 KB

Printer Friendly Page Tell a Friend

Gostomie - szkoła lotnicza, wyprowadzany szybowiec
Szkoła lotnicza w Gostomiu, z tyłu Łysa Góra. Dziś wszystko jest porośnięte lasem.
Do dziś z całej szkoły zachowały się jedynie betonowe schodki, prowadzące z placu do budynków.


Iwona Joć

Przypadek zrządził, że Bogumił Bierawski z Kartuz poznał Henryka Marchewicza. Jednego z nielicznych lotników z Kaszub, z powiatu kościerskiego, walczącego podczas drugiej wojny światowej w szeregach brytyjskiego lotnictwa.
Kartuzjanin, miłośnik lotnictwa - przede wszystkim szybowcowego - do lokalnej prasy napisał w ubiegłym roku kilka artykułów o przedwojennej młodzieżowej Szkole Szybowcowej w Gostomiu. O której mało kto pamięta, a jej ,absolwentów" żyje obecnie na świecie coraz mniej. W dwudziestoleciu międzywojennym Gostomie znajdowało się w granicach powiatu kartuskiego, dzisiaj - kościerskiego.
- Jednego razu zadzwoniła do mnie siostrzenica Marchewicza, z informacją, że ma dla mnie list z Anglii od swojego wuja - wspomina Bogumił Bierawski. - O moim istnieniu dowiedział się z tekstów publikowanych w prasie, które wysłali mu do Anglii rodzina i znajomi. Należał do tych, którzy swoją karierę lotniczą zaczęli na Łysej Górze w Gostomiu. Był jednym z pierwszych - wyszkolonych tam w 1935 r. - lotników.
Miał wówczas... 15 lat. Do 1936 r. zdobył dwie mewy - sprawności szybownika. Właśnie Gostomie było przyczynkiem do nawiązania korespondencji.

Tam pierwszy raz znalazłem się sam w powietrzu i tam chyba znalazłem skrzydła - pisał Marchewicz. - Uszkodzone wrony [jeden z pierwszych typów szybowców - przyp. ij] reperowane były w stolarni ojca w Kościerzynie i to pomogło [mi] w startach i zlotach z Łysej Góry (bez spalin i hałasu). Na początku 1936 zostałem przyjęty do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy i ją ukończyłem na początku 1939 z przydziałem do 151 eskadry myśliwskiej na Porubanku w Wilnie. Brak sprzętu zmusił nas do ucieczki przed armią sowiecką do Rumunii 45 min przed zamknięciem granicy. Następne ucieczki do Beyrouthu w Syrii, Francji, a po jej upadku ostatnim statkiem do Anglii. Tu znowu zacząłem latać, początkowo holując rękawy dla strzelców samolotowych, a na początku 1942 dostałem przydział do 306 dywizjonu myśliwskiego (toruńskiego) latając na SPITFIRE V.

- Jedynie w pierwszych listach Henryk Marchewicz wspomniał o szkole w Gostomiu, nie zawierały one jednak jednoznacznej odpowiedzi na zadawane przeze mnie pytania – opowiada Bogumił Bierawski. - Tymczasem historia gostomskiego szybownictwa to biała plama. Przeciętny człowiek z Kościerzyny nie ma o niej bladego pojęcia.
No, może poza Leonem Kosznikiem z Kościerzyny, który szybowcowy kurs ukończył w 1939 roku, i kilkoma zapaleńcami lotnictwa. Słowem - niewielu.
- Nikomu jakoś dzisiaj nie zależy na wskrzeszeniu na tym terenie tradycji szybowcowych - mówi Leon Kosznik. - Choćby historii szkoły w Gostomiu. Czego jednak można oczekiwać po ludziach, skoro nasze lokalne władze są w tej kwestii pasywne. Dopóki my - dawni
jej uczniowie - żyjemy, dopóty pamięć potrwa...
I dopóki istnieją zdjęcia Leona Kosznika, z zawodu fotografa. Na kliszy, jako młody chłopiec, uwiecznił on najciekawsze momenty z przedwojennego, w 1939 r., kursu szybowcowego.

Kto to jest - pytał w jednym z listów Marchewicz - ten obecny przedstawiciel samorządowy, który oświadczył, że Kościerzyna nie ma żadnych tradycji lotniczych. Jego nazwisko, stanowisko i adres przydałby mi się, by mu oczy otworzyć. Mój ojciec Franciszek lubił
się kłócić z przedwojenną sanacją i może dlatego jest teraz równolegle do Rogali ulica F. Marchewicza w Kościerzynie. Ja z natury nie lubię się kłócić, życie na to za krótkie, jednak jak zajdzie potrzeba to nie odmówię.


- W listach Marchewicz najczęściej uciekał do osobistych przeżyć - stwierdza Bierawski - związanych li tylko z wojną w Anglii. Na odwrocie kartek zamieszczał... tabele. Wymieniał w nich przymusowe podczas wojny lądowania, nieudane starty, „oblatane" samoloty, lotnicze operacje, nawiązywał do podniebnych sukcesów. W swojej karierze lotniczej miał trzy przymusowe lądowania - przyznał - i trzy nieudane starty. Każdy na innym typie samolotu.

Piękny niedzielny poranek, wracamy rozczarowani z rabarbaru [operacji lotniczej - przyp. ij], ani jednego pociągu czy niemieckiego transportu. Dolatujemy do wybrzeża Francji, a tu na plażach setki gimnastykujących żołnierzy niemieckich. Kiwają do nas, myśląc że my Messerschmity lecące do Anglii, a my im odpowiadamy karabinami. Masz za Warszawę, Londyn i Coventry! Aż do końca amunicji.

W 1941 r. Marchewicz ożenił się, a rok później,w maju, został ranny podczas lotu samolotem. Nieomal stracił nos. Wspaniała, jak na ówczesne czasy, chirurgia wprawdzie go uratowała, ale nie pozwoliła na używanie lotniczej maski tlenowej.

Czego nie zapomnę! - pisał o swoim wypadku do Bogumiła Bierawskiego. – Naszych mechaników wyciągających mnie z maszyny (...). Wyścigu do szpitala w Torgnay sanitarką prowadzoną przez piękną pielęgniarkę (...), częstującą od czasu do czasu koniakiem. (...)

Dwa dni później jego kariera bojowa zakończyła się. Został instruktorem wyższego pilotażu, do końca wojny wyszkolił 30 pilotów. Zamieszkał w Bingham, w hrabstwie Nottingham.
Po wojnie najpierw dwa lata pracował w kinie, jednocześnie studiując elektrykę przemysłową, a później 32 lata jako inżynier w firmie produkującej maszyny.
Wielokrotnie z żoną Doreen gościł w Polsce, przeważnie u rodziny w Gdańsku i w Kościerzynie. Szukał znajomych z czasów nauki w gostomskiej Szkole Szybowcowej.
- Ostatni raz był w kraju jakieś trzy lata temu - powiedział Bogumił Bierawski. - Planował przylecieć do Polski w te wakacje.
Poszybował jednak gdzie indziej - pod niebiosa. 24 czerwca tego roku zmarł. Przymierzał się do opracowania szerszej publikacji o losach polskich lotników walczących na froncie zachodnim podczas drugiej wojny światowej. Ostatni lot pokrzyżował mu plany.

Henryk Marchewicz z kolegami, przy samolocie
Henryk Marchewicz (w środku) z kolegami, przy samolocie


Gostomie - szkoła lotnicza, wyprowadzany szybowiec
Szkoła lotnicza w Gostomiu, wyprowadzanie szybowca




1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Komentarze wyrażają poglądy ich autorów. Administrator serwisu nie odpowiada za treści w nich zawarte.

Wysłane przez: Wątek
zuzanna
Wysłano:: 23.3.2008 10:17  Zaktualizowany: 23.3.2008 10:17
 lotnicy z Kościerzyny
Witam
Niestety niepamięta się, że także Edmund Kosznik syn piekarza Józefa i Klary Kosznik był lotnikiem. Latał w Dywizjonie 300 w Anglii i tam zginął w 1943 roku
czesc ich pamieci

Wysłane przez: Wątek
hh
Wysłano:: 28.7.2008 16:46  Zaktualizowany: 28.7.2008 16:46
 Re: lotnicy z Kościerzyny
Edmund Kosznik zginął w 1944r.
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002