Województwo kaszubskie czy kaszubsko-pomorskie

Date:  19.10.2003
Section: Publicystyka i sprawy społeczne
Zapis dyskusji prowadzonej na Zasobach po zgłoszeniu przez wojewodę J.R. Kurylczyka propozycji zmiany nazwy województwa pomorskiego na kaszubsko-pomorskie. Dyskusja ta, zainicjowana w styczniu 2002 r., była pierwszą dyskusją Zasobów, chyba pierwszą internetową dyskusją środowiska kaszubskiego i jedną z pierwszych publicznych dyskusji na tematy kaszubskie, nie prowadzonych pod egidą Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.


Wprowadzenie (Iwona Joć)

Wojewoda pomorski Jan Ryszard Kurylczyk zaproponował na zjeździe Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zmianę nazwy województwa na kaszubsko-pomorskie. Swoją propozycję wojewoda komentował: „Przez wiele ostatnich lat szczególnie lewica nie zauważała istnienia Kaszubów, nawet się od nich dystansowała. Nie widzę powodów, żeby się dystansować. Główna grupa etniczna Kaszub zajmowała kiedyś teren od Szczecina po Słupsk. Później przesuwani byli coraz bardziej ku wschodowi. To historyczny układ. Jest wiele województw, np. warmińsko-mazurskie, mimo że nie ma właściwie Mazurów, czy kujawskie. Kaszuby to nie tylko nazwa plemienna, ale również geograficzna („Dziennik Bałtycki" z 5.12.01).

Propozycja wojewody wywołała gorące reakcje. Zrzeszenie przyjęło uchwałę popierającą działania wojewody i marszałka województwa. Podobną deklarację przyjął klub studencki „Pomorania" a pismo „Òdroda" rozpoczęło akcję wysyłania wojewodzie indywidualnych listów z poparciem. Marszałek Jerzy Zarębski, w wypowiedzi dla „Dziennika Bałtyckiego" zadeklarował działanie zgodnie z ewentualną wolą sejmiku województwa, jednak jego zdaniem proponowana zmiana nazwy województwa nie posłuży integracji wszystkich mieszkańców.

Pomorscy politycy i mieszkańcy różnie wypowiadali się o ewentualnej zmianie nazwy (wszystkie wypowiedzi zamieszczone w „Dzienniku Bałtyckim" z 5. i 6.12.01):

Maciej Kobyliński (radny sejmiku, SLD, były wojewoda słupski): „Kaszubi stanowią tylko część mieszkańców. W nazwie województwa nie musi być za wszelką cenę podkreślony regionalizm".

Andrzej Grzyb (starosta starogardzki, prezes federacji Kociewska Więźba): „Uważam, że jest to chory projekt i zdecydowanie nie służy integracji województwa pomorskiego".

Bogdan Kojszak (Gdańsk): „Bezzasadne jest twierdzenie, że zmiana nazwy województwa (...) może wpłynąć na skłócenie społeczeństwa i utrudnić integrację regionu. Kaszubi są wspaniałymi ludźmi, pozostali wierni swoim zasadom, od stuleci współtworzyli historię, zawsze przywiązywali wagę do tradycji".

Roman Kaliszewski (Lębork): „Nowy wojewoda pomorski urzęduje od niedawna. W pierwszej kolejności powinien, w moim odczuciou, zająć się ożywieniem lokalnej gospodarki, rozwojem regionu".

Zbigniew Talewski (Słupsk): „Nasze województwo jest częścią wielkiego POmorza. Jeżeli więc podzieliliśmy je na zachodnio- czy kujawsko-pomorskie, powinniśmy pamiętać także o grupie etnicznej, która od dawna zakorzeniona jest na tych terenach".

Barbara Raczkiewicz (Gdynia): „Proponowana zmiana nazwy nie jest chyba sprawą tak prostą, jak to może się wydawać. Trzeba dysponować odpowiednimi środkami, aby taki plan zrealizować. zy nasz region stać na to? I chociaż miejsce Kaszubów w historii jest niekwestionowane, nie jestem przekonana, czy powinniśmy to podkreślać, zmieniając nazwę województwa"

Zygmunt Orzeł (Puck): „Od dawna taka inicjatywa była potrzebna. Przemawiają za tym uwarunkowania historyczne".

Komentarz (Stanisław Geppert)

Ostatnie dziesięciolecie jest pierwszym od 700 lat okresem uznania wartości Kaszubów i ich tradycji, wyrażanym na wszystkich szczeblach od wójta po papieża. Uznanie to wyraziło się m.in. niedawnym przyjęciem gryfa jako godła województwa pomorskiego. Propozycja wprowadzenia Kaszub również do nazwy województwa niewątpliwie wpisuje się w klimat znacznego obecnie prestiżu Kaszubów. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na następujące fakty:

- Nazwa Kaszuby dotyczyła pierwotnie obszarów Pomorza Zachodniego. Wraz z postępującą germanizacją określenie to przesuwało się na wschód. Z Pomorzem Gdańskim związało się ono w zasadzie dopiero w XX w

- W obecnym województwie pomorskim Kaszubi stanowią grupę etniczną najliczniejszą i najbardziej wyrazistą, ale nie jedyną. Spośród współmieszkańców województwa wymienić należy przynajmniej Kociewiaków oraz powojenną ludność napływową

- od początku PRL-u do lat ostatnich lewica odnosiła się z niechęcią do kaszubskich aspiracji. Całkowita zmiana tego nastawienia została zaprezentowana wkrótce po objęciu przez lewicę rządów, przy napiętej sytuacji społecznej i ekonomicznej państwa

Nazwanie województwa „kaszubsko-pomorskim" przedstawiane jest jako oddanie należnego szacunku historycznym gospodarzom tej ziemi. Ma ono również pomóc w przezwyciężaniu wciąż jeszcze obecnego „kompleksu kaszubskiego" - wpajanego Kaszubom od wieków poczucia niższości wobec rządzących na ich ziemi Polaków czy Niemców. Doceniając te motywacje, warto jednak rozważyć skutki niekorzystne.

Utworzenie kolejnego, obok kujawsko- i zachodniopomorskiego, województwa kaszubsko-pomorskiego może przyczyniać się zaniku idei jednolitego Pomorza. Sądzę, że lekkomyślne operowanie nazwami może doprowadzić w społecznej świadomości do przeświadczenia, że mamy trzy Pomorza: Pomorze Zachodnie, Kaszuby i Kujawy. Oprócz stworzenia nonsensu historycznego (Kujawy na Pomorzu?) przeświadczenie to utrudni ekspansję, „skaszubianie" terenów dawniej bezsprzecznie kaszubskich, a obecnie nie posiadających praktycznie żadnej tożsamości. Cieszyłbym się, gdyby mieszkańcy całego Pomorza, od Gdańska po Szczecin, nawiązywali do kaszubskich korzeni swojej ziemi - tak jak obecni „nowi" mieszkańcy Gdańska z powodzeniem stali się kontynuatorami tysiącletniej tradycji tego wielokulturowego miasta. Komu zależy na ograniczeniu kaszubskich wpływów do obszaru tylko jednego województwa?

Czy wprowadzenie Kaszub do nazwy województwa nie spowoduje niepotrzebnych zadrażnień z innymi mieszkańcami naszej ziemi? Dotychczas środowiska kaszubskie jawiły się jako prężne, mądre i działające w dobrze pojętym wspólnym interesie. Przeprowadzenie zmiany nazwy może być kolejnym prestiżowym sukcesem Kaszubów, za który przyjdzie jednak zapłacić niebagatelną cenę niepotrzebnych uraz i posądzenia o partykularyzm. Czy korzyści płynące z zaistnienia w nazwie województwa warte są tej ceny? Osobiście wolałbym dążyć do „skaszubiania" współmieszkańców tak, by określenia „pomorski" i „kaszubski" stały się ponownie synonimami.

Chciałbym wierzyć w szczerość intencji wojewody, ale doświadczenie nakazuje ostrożność. Pamiętając o wieloletnim nastawieniu lewicy do sprawy kaszubskiej, a równocześnie wiedząc o planach trudnych i niepopularnych działań rządu, rozważyłbym, czy zainicjowanie dyskusji nad wprowadzeniem słowa „kaszubski" do nazwy województwa nie jest próbą „skanalizowania" aktywności liczącej się w regionie siły społecznej - zajęcia ludzi sprawą w gruncie rzeczy trzeciorzędną, odwracając uwagę od istotnych działań podejmowanych przez rząd. Wielu z nas pamięta głośną w latach 80. sprawę tzw. stacji klimatycznej w Bieszczadach, będącą takim właśnie tematem zastępczym.

Przy okazji warto przyjrzeć się argumentacji wojewody Kurylczyka. Jako historyczne Kaszuby podaje on (z grubsza słusznie) ziemie od Szczecina do Słupska, wskazując na przesuwanie się tego określenia na wschód. Zaraz potem podaje analogię do województwa warmińsko-mazurskiego, nazwanego tak mimo że już nie ma właściwie Mazurów (co jest nb. niechlubną zasługą komunistycznych władz). Idąc za tym rozumowaniem, kaszubskim należałoby nazwać obecne województwo zachodniopomorskie - tam były historyczne Kaszuby i tam Kaszubów już nie ma. Oprócz tego Mazury w całości należą do jednego województwa, a historyczne Kaszuby leżą na terenie co najmniej dwóch (pomorskiego i zachodniopomorskiego). Nazwanie kaszubsko-pomorskim tylko jednego z nich jest niewątpliwie fałszywe i ahistoryczne.

Liczę, że dzięki mądrości naszych działaczy, obecne nagłośnienie sprawy kaszubskiej tak czy inaczej zaowocuje wzrostem dumy Kaszubów ze swojej historii i tradycji oraz ich prestiżu wśród wszystkich mieszkańców naszej ziemi.


Leszek Szmidtke (magazyn radiowy „Na bôtach ë w bòrach”), 2.01.2002

Bardzo bym chciał żeby nasze póki co pomorskie województwo w większym stopniu oddawało kaszubski charakter tego regionu, by społeczność która stanowi 1/3 mieszkańców (to dużo czy mało?) znalazła swoje uznanie w oficjalnych nazwach, symbolach. Jest jednak kilka „ale”. Przede wszystkim jaką cenę trzeba zapłacić za dowartościowanie niektórych działaczy ZKP? Czy ceną ma być skłócenie z np. Kociewiakami, którzy już mają wiele do nas Kaszubów pretensji (proponowana nazwa województwa dla nich oznacza jeszcze większą dominację Kaszubów, a już niektórzy mają na tym tle kompleksy). Zostawmy na chwilę nasze chciejstwo i postawmy się na miejscu naszych sąsiadów (właśnie Kociewiaków, Borowiaków, tych co mieszkają na Powiślu, w Gdańsku itp.). Dla nich Kaszubi chcą postawić na swoim, nie liczą się z innymi. Nie raz słyszałem (a bywam w różnych miejscach naszego regionu) „dać im palec, to zjedzą całą rękę”. Przypomnę, że Gryf kaszubski jest już herbem województwa.

Spójrzmy też co mówią niektórzy lokalni politycy. Pomijam opinie tych z SLD (jak Wojciechowski czy Kobyliński), którzy dostają wysypki na samą myśl o Kaszubach. Spójrzmy na innych, szczególnie tych którzy do tej pory głosili się naszymi przyjaciółmi, a często podkreślali swoje korzenie kaszubskie: Grzegorz Grzelak – przewodniczący Sejmiku Województwa, Jan Zarębski – marszałek, wielu innych..., co mówią teraz. Na kogo możemy liczyć w tej batalii? Na wojewodę Kurylczyka? Wolne żarty... To że ktoś przyjdzie na zjazd ZKP o niczym nie świadczy (chociaż trzeba o tym pamiętać i rozliczać z deklaracji głoszonych publicznie).

Jesteśmy strasznie przywiązani do symboli, nazw, sztandarów, tablic i pomników. Są one ważne, czasem nawet bardzo ważne, ale są wyłącznie symbolami. Nie zastąpią edukacji regionalnej w szkołach, tematyki regionalnej w mediach czy języka kaszubskiego w życiu codziennym. Czego nam przybędzie gdy województwo nazywać się będzie „kaszubsko-pomorskie”? A może łatwiej domagać się, krzycząc, w razie potrzeby protestować niż brać się za ciężką codzienną pracę na rzecz umacniania kaszubszczyzny? Spójrzcie na „swoisty fenomen” kolejnych rządów solidarnościowych, szczególnie ostatniego. Okazuje się, że dużo łatwiej rzucać ulotki, wydawać podziemne gazetki, sypiać na styropianie a nawet siedzieć w więzieniach niż być dobrym ministrem, wojewodą, urzędnikiem, prezydentem. Może lepiej budować po cichu solidne fundamenty naszej tożsamości, dbać, by najmłodsze pokolenia znały język swoich dziadków (bo ich ojcowie już go prawie nie znają). Po drugie – potrzebujemy sojuszników, właśnie Kociewiaków, Borowiaków, wszystkich, którzy są w podobnej sytuacji jak my. Potrzebujemy ich by razem zdobywać nowe przyczółki, by np. zarząd województwa dawał pieniądze na regionalne placówki kulturalne, imprezy, programy szkolne, podręczniki. By w ministerstwie edukacji, kultury mówić jednym głosem. Razem osiągniemy wiele, skłóceni o symbole nie mamy szansy na nic. Dalej będziemy podniecać się kolejnymi turniejami poetyckimi czy występami zespołów folklorystycznych i z zazdrością spoglądać ile dało się zdobyć Fryzom czy Walijczykom. ===



Eugeniusz Pryczkowski (magazyn telewizyjny „Rodnô zemia”), 3.01.2002

Zdecydowanie popieram zmianę nazwy województwa na Kaszubsko-Pomorskie. Nazwa „Pomorskie" jest nadużyciem, trąci megalomanią. Sugeruje bowiem, że obejmuje teren całego Pomorza. To nieprawda. Przecież nie obejmuje obszaru sąsiednich województw z zachodu i południa, które dzielą człon „pomorski" z innym. Szczególnie jest niesprawiedliwa wobec Zachodnio-Pomorskiego, które całe położone jest na Pomorzu, a więc jest całkowicie „pomorskie". Nazwa „Kaszubsko-Pomorskie" byłaby przede wszystkim sprawiedliwa, a ponadto oddawałaby etniczną, kulturową, a także gospodarczą (Kaszuby są prężniejsze gospodarczo niż ościenne tereny) specyfikę tego regionu. ===



Tomasz Antoni von Piechowski, 4.01.2002

Nie popieram pomyslu zmiany nazwy wojewodztwa pomorskiego na kaszubsko-pomorskie. Mysle ze powinno ono sie nazywac po prostu wojewodztwem kaszubskim.

Glosy przeciwko uwzglednieniu czlonu "kaszubskiego" w nazwie wojewodztwa, plynace zwlaszcza z Kociewia sa dla mnie calkowicie niezrozumiale. Jako rodowity tczewianin (terytorialnie rzecz ujmujac: Kociewiak) nie mam zamiaru negowac odrebnosci roznych grup ludnosci na Pomorzu, ale stawianie w jednym rzedzie "sprawy kaszubskiej" i dazen Kociewiakow to po prostu nieporozumienie wynikajace z niedoinformowania. Jak wiadomo termin "Kociewie" (w formie "Gociewie") pojawil sie w zrodlach pisanych w 1807 r. i ma prawdopodobnie zrodlosrow rosyjski. Kiedy do mojej matki w latach szescdziesiatych nauczyciel w szkole powiedzial ze jest Kociewianka, to sie obrazila. Kiedy pojawil sie w zrodlach pisanych termin "Kaszuby" i w jakich okolicznosciach moze kazdy sam sprawdzic.

Moim zdaniem mieszamy pojecia. Byc moze wypuszczam dzina z butelki, ale nie mam zamiaru sie dluzej dusic. Moim zdaniem Kaszubi sa (tj.: my Kaszubi jestesmy) odrebnym narodem slowianskim, a nie terytorialna grupa etniczna. Proces formowania sie swiadomosci narodowej jeszcze sie nie zakonczyl i nie wiadomo jak sie potoczy. W kazdym razie uwazam ze nikt nie ma prawa mowic drugiemu Kaszubie (w tym mnie), ze narod kaszubski nie istnieje. Narody sila rzeczy nie istnieja jako byty obiektywne, wiec na podobnych zasadach mozna dowodzic ze nie ma narodu rosyjskiego, amerykanskiego itd. Dla mnie bycie Kaszuba to nie tylko kwestia modrych kubraczkow, sledzi ze smietana, czy rozrozniania co je krotczi a co dludzi, ale identyfikacja z okreslona spolecznoscia, modelem kultury, postrzeganiem swiata. Irytuja mnie stwierdzenia: "Zeby byc Kaszuba trzeba sie urodzic na Kaszubach", bo w takim razie nie jest Polakiem ten kto sie urodzil w Chicago, a mowi po polsku i sie z polska kultura identyfikuje. Jako Kaszuba uwazam, ze pozostale subgrupy ludnosci pomorskiej (Kociewiacy, Borowiacy itd.) maja prawo do wlasnej tozsamosci, okreslenia sie tak czy inaczej, ale nie stawiajmy ich w jednym rzedzie z Kaszubami to pomylka.

Tak wiec: jesli chcemy by wojewodztwo nazywalo sie kaszubsko-pomorskim, nalezy zadac od wladzy dwa razy wiecej (wojewodztwa kaszubskiego). Jesli wladza pojdzie na kompromis i da nam polowe (kaszubsko-pomorskie), to wyjdziemy na swoje ===



Miklosz Apòlinari Bòrzëszkòwsczi, 5 stëcznika 2002

Po ostatnich wypowiedziach wojewody Kurylczyka na nowo rozgorzała dyskusja na temat podległego mu, a zamieszkałego przez nas, województwa. Niezwykle problematycznym okazuje się nagle sformułowanie „kaszubsko – pomorskie”. A przecież jest powszechnie używane dla określenia instytucji, organizacji, które działają nie gdzie indziej jak na terenie obecnego województwa pomorskiego. Dlaczego nie dyskutuje się nad nazwą Zrzeszenia, które od roku 1964 zwie się właśnie kaszubsko – pomorskim? Czyż nie działa ono w zasadzie w granicach naszego województwa? Nazwa ta, dotychczas przez wszystkich uznawana za najwłaściwszą, nagle dla niektórych w wypadku województwa okazuje się niedopuszczalną. Czy dlatego, że nie jest dobrowolną (jak np. członkostwo w ZK-P), tylko obligatoryjną i zmuszająca do określenia pewnej przynależności? I bardzo dobrze! W ten sposób obszar znany w ujęciu geograficznym, kulturowym, historycznym i społecznym zostaje również jasno określony w ujęciu administracyjnym.

Często ze strony przeciwników zmiany nazwy województwa pada argument, że Kaszubi nie są jedynymi mieszkańcami regionu. Ale czy np. Wielkopolanie są jedynymi mieszkańcami woj. wielkopolskiego? No, tak – powiedzą oponenci – ale w woj. pomorskim mieszka liczna grupa np. Kociewiaków i oni mogą czuć się pokrzywdzeni. Czy czują się pokrzywdzonymi działający pod sztandarem Zrzeszenia Kaszubsko – Pomorskiego mieszkańcy powiatów tczewskiego czy starogardzkiego? Warto ich o to zapytać…

Wracając natomiast do woj. wielkopolskiego – tam (w powiatach złotowskim, pilskim czy czarnkowskim) również mieszka grupa ludności uważającej się raczej za Pomorzan niż Wielkopolan! Może więc nazwać i tamto województwo inaczej – wielkopolsko – pomorskim?

Dla wszystkich nie-Kaszubów pozostaje właśnie człon – pomorskie. Ale on sam, bez poprzedzającego go wyróżnienia, zubaża nas, Kaszubów i krzywdzi. Trzeba to powiedzieć jasno – to jeszcze powód, dla którego wciąż czujemy się jak goście na własnej ziemi.

Osobiście nazwa „tylko” pomorskie wydaje mi się trafniejsza dla województwa ze stolicą w Szczecinie. To chyba oczywiste – raczej o tym regionie myśli się jako o „po prostu” Pomorzu. Dlaczego więc kujawsko – pomorskie, zachodnio – pomorskie i - tylko pomorskie?

Gorsze czy lepsze? A może wygodniejsze dla tych, którzy chcieliby umniejszać, bądź w ogóle ignorować znaczenie społeczności kaszubskiej w regionie? ===



Iwona Joć, redakcja miesięcznika "Pomerania" (ZK-P), 6.01.2002

Będzie krótko. Dwa proponowane przymiotniki do nazwy naszego województwa „kaszubsko-pomorskie” moim zdaniem się dublują . Przecież dzisiejsza grupa etniczna Kaszubi i region Kaszub wchodzą w skład Pomorza, to potomkowie niegdysiejszych Pomorzan! Kaszubi a Pomorze to jedno! I żadne to odkrycie, moi Panie i Panowie! Nazwa taka byłaby dla mnie zrozumiała, gdyby Kaszuby leżały poza granicami Pomorza, w jego sąsiedztwie, i, na przykład, znalazły się w jego granicach administracyjnych. Wówczas doszłoby do połączenia dwóch leżących obok siebie ziem i nazwa taka nie dziwiłaby (mamy dobry przykład w nazwach „województwo warmińsko-mazurskie” i „województwo kujawsko-pomorskie” oraz, sięgnę do historii, np. unia polsko-litewska, Rzeczpospolita Obojga Narodów – to kraje i regiony sąsiadujące ze sobą). Jeśli Kaszubi zamieszkiwali kiedyś całe Pomorze, zwane Cassubia, to, moim zdaniem, trzy dzisiejsze północne województwa, stanowiące Pomorze, powinny mieć w nazwie przymiotnik albo tylko „pomorski” (byłyby wówczas takie województwa, jak: zachodniopomorskie, środkowopomorskie i wschodniopomorskie obecne pomorskie), albo tylko „kaszubski” (wówczas „zachodniopomorskie” zastąpiłaby nazwa „zachodniokaszubskie”, „środkowopomorskie” – „środkowokaszubskie”, a „pomorskie” / „wschodniopomorskie” – „wschodniokaszubskie”). Tyle mojej opinii. Skąd ta nagła chęć manifestowania kaszubskości? Czyżby dla wielu był to towar do sprzedania? Równie dobrze manifestujmy pomorskość! Bo jeszcze raz zapytam: czyż to nie jest to samo? ===



Paweł Kapica, 7.01.2002

Czyżby Panowie będący obecnie przy władzy już rozpoczęli następną kampanię. Może dla Nich dobrym początkiem (u niektórych końcem), byłaby walka z Panami "warszawiakami" o większą transmisję środków pieniężnych na rozwiązywanie problemu bezrobocia, napływu firm do regionu Pomorza itd.

Polemika nad zmianą nazwy naszego województwa w obecnej sytuacji wydaje się bezowocnym "wywalaniem" pieniążków podatników w błoto (obecnie pośniegowe). Warto się zastanowić ile sama zmiana nazwy będzie kosztowała już wydrążony do granic wytrzymałości budżet naszego kraju. ===



Tomasz Fopke, 7.01.2002

Gorąco popieram zmianę nazwy województwa.

Człon "kaszubsko" - jest umotywowany geograficznie, historycznie i kulturowo.

Jeśli Mazury, których jest zdecydowanie mniej - mają swoje województwo, to dlaczego Kaszubi - ponad półmilionowa społeczność, na to nie zasługuje?! ===



Tomasz Antoni von Piechowski, 7.01.2002

Klaniam sie pieknie. Pislaem na goraco, stad pewne niezrecznosci stylistyczne, ale jestem juz nieco zirytowany tym, ze w ZK-P nie podejmuje sie powaznej dyskusji na temat przemian tozsamosci kaszubskiej. Nie wiem dlaczego jak ognia boimy sie "podejrzen" o to ze jestesmy narodem. Byc moze to rezultat kompleksu z okresu gdy artykulowanie wlasnego programu narodowego rownalo sie (bylo zrownywane) z oslabianiem sprawy polskiej i popieraniem niemieckiej. Mysle, ze ten okres mamy za
soba, a jesli ktos postrzega relacje polsko-kaszubskie z perspektywy konfrontacji polsko-niemieckiej, to znaczy ze ma co najmniej polwiekowe zaleglosci historyczne.
Nie spodobala mi sie wypowiedz prof. Brunona Synaka we wrzesniowej "Pomeranii", ktory przestrzegal przed "ciagotami narodowymi". "Ciagoty" mozna miec homoseksualne, natomiast "narodowe" - dazenia. Jestem mimo wszystko dobrej mysli jesli chodzi o budowanie naszej tozsamosci w oparciu o identyfikacje narodowa. Jesli bedziemy budowac program pozytywny, a nie tylko wspominac swoje krzywdy lub bac sie reakcji Polakow, to jest szansa na to, ze sie nie rozplyniemy w polskim morzu. Moja matka jest Polka, moj ojciec sam sie nie moze zdecydowac, choc pamieta ze jego ojciec mowil po niemiecku, to ma swiadomosc ze tak nie bylo zawsze. Ja sam jestem Kaszuba, bo fajnie jest byc Kaszuba, a nie dlatego ze slepy determinizm okreslil mnie tak czy inaczej. Mam nadzieje ze Polacy "wydorosleja" i nie bedzie im przeszkadzala swiadomosc, ze nie sa sami w Rzeczpospolitej
Nie lubie pojec "edukacja regionalna", "grupa etniczna" itp. Kazda szkola byla, jest i bedzie narzedziem indoktrynacji, przekazywania jednych tresci kosztem innych. Nie wierze w to, ze kaszubscy rodzice beda chcieli by ich dzieci mowily po kaszubsku jesli bedzie to tylko hobby, tak jak sklejanie modeli samolotow czy hodowla kijanek. Natomiast moze ich do tego zmotywowac poczucie dumy z tego, ze "Ma jesma u
se", przynajmniej od VIII w. n.e., ze mamy swoja wlasna historie, swoj jezyk, swoje mity. A jezyk musi sluzyc celom praktycznym, a nie tylko pisaniu opowiastek o tym jak milo sie szlo przez las ze wsi X do wsi Y. Mam nadzieje, ze dozyje czasu gdy w Kaszubach nasz jezyk bedzie drugim jezykiem urzedowym. Mysle ze mozna tutaj troche dobrego zrobic przy pomocy nieco niekonwencjonalnych dzialan. Gdyby do
urzedow na Kaszubach zaczely masowo wplywac pisma dotyczace najzwyklejszych spraw, ale WYLACZNIE po kaszubsku, osoby oczekujace odpowiedzi mialyby prawo oczekiwac odpowiedzi w tym samym jezyku. Oczywiscie pisma by byly odrzucane, to by powodowalo protesty. Urzednicy by sie skarzyli ze mimo dobrej woli nie moga po kaszubsku odpisac bo nie znaja jezyka. To by byl argument za tym zeby kierowac ich na kursy, ktore trzeba by w tym celu powolac. Potem obowiazkowy egzamin. Uczmy sie od Walijczykow. Niestety, zachowujemy sie jak ludy Bantu, a mentalnosc mamy iscie postkolonialna. To sie musi zmienic. Mamy prawo domagac sie by na naszej ziemi respektowano nasze prawa. ===



Stanisław Geppert, 7.01.2002

Cieszy mnie wypowiedź Pawła Kapicy, który zwraca uwagę na bardziej przyziemne sprawy związane z symbolami. Jakie realne korzyści przyniesie zmiana nazwy województwa? Ile warto zapłacić za czystą satysfakcję? Niech nikt mi nie mówi, że Kaszubi są dyskryminowani przez państwo; od dawna mówię, że od 700 lat Kaszubi nie mieli tak korzystnych warunków politycznych jak obecnie. Być może władza nie daje tyle ile byśmy chcieli, ale to jeszcze nie dyskryminacja, te sprawy załatwia się skutecznym lobbyingiem (jak dotąd całkiem skutecznym, biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia). Prawdziwa dyskryminacja, jeśli jest, to siedzi w zwykłych ludziach, w nas samych, we wstydzeniu się mówienia po kaszubsku wśród Kaszubów, w traktowaniu sąsiadów "z wësoka" jak tylko ktoś znajdzie się za biurkiem w urzędzie, w pogardliwym stosunku do rodnej mowy ze strony wielu nauczycieli czy księży. Tych postaw nie zmieni się po prostu narzuceniem nowej symboliki. Zresztą opór władz okazałby się śmieszny gdyby Kaszubi w swojej masie rzeczywiście chcieliby używania własnej mowy w życiu publicznym. Pisma do urzędów po kaszubsku? Ile osób potrafi pisać po kaszubsku? Dwadzieścia? Pięćdziesiąt? Na razie Kaszubi ograniczają swoją kaszubskość wyłącznie do sfery prywatnej. Czy świadomość mieszkania w województwie kaszubsko-pomorskim czy nawet kaszubskim coś tu zmieni? Najbardziej potrzeba cichej, nieefektownej pracy u podstaw, popularyzowania kaszubszczyzny, rozbudzania dumy z bycia Kaszubą (czy atrakcyjność kaszubszczyzny jest dostrzegalna tylko dla nie-Kaszubów?). Na tym kariery politycznej ani majątku się nie zrobi, lepiej głośno krzyczeć o symbolach. Nasuwa mi się porównanie budowlane - symbole, gryfy, nazwy to fasada. W jakim stanie jest wnętrze, konstrukcja tego budynku?

Niepokoi mnie, że dotąd nikt nie podjął tematu intencji, z jaką wojewoda przedstawił swoją propozycję. Być może nie mam racji podejrzewając podsuwanie tematu zastępczego, odwracania uwagi od istotnych działań władz, w takim razie jednak dlaczego nikt mi się nie sprzeciwił? Czy to nie jest istotny element sprawy? Beztroskie ignorowanie pytania "dlaczego" czyni człowieka łatwym do zmanipulowania. Czy Kaszubi dadzą się zaprowadzić gdziekolwiek i komukolwiek, byle pod flagą z gryfem i z hymnem "Zemia rodnô" na ustach? ===



Leszek Szmidtke, 8.01.2002

O ile sobie przypominam dyskusja miała dotyczyć sprawy nazwy województwa. To kim się kto czuje jest zupełnie (podkreślam to !!!) inną sprawą. Tóna von Piechowszczi to zauważył na swoim przykładzie. To czy ktoś czuje się Kaszebą w sensie narodowym, etnicznym, czy jakimkolwiek innym stanowi jego własny wybór i wara innym do tego (działa to też w drugą stronę - jeżeli ktoś ma rodziców Kaszebów i nie czuje się przedstawicielem tej społeczności, to jest to również jego wybór). Co innego gdy mówimy o nazwie województwa. Tutaj nasze "chciejstwo" napotyka na pewną granicę. Tą granicą jest wola i pragnienia innych, w tym przypadku mieszkańców tego województwa, którzy albo gorąco popierają pomysł nazwy, są równie gorącymi przeciwnikami, wreszcie jest to im zupełnie obojętne. Zważywszy na te okoliczności trzeba się zastanowić (zrobić bilas) co My Kaszebi możemy i co chcemy w tej sprawie zrobić. Załóżmy, że 100 % Kaszebów jest za zmianą nazwy województwa (czy naprawdę jest?). Tylko, że stanowimy około 1/3 mieszkańców województwa.... jak przekonać pozostałych, te 2/3 ??? To są problemy natury powiedzmy obiektywnej. Powtórzę pytanie z mojej porzedniej wypowiedzi: czego nam w ten sposób przybędzie ??? nikt mi na to nie odpowiedział, dlaczego ? To może postawię inne pytania: czy kiedy będzie województwo kaszubsko - pomorskie MEN w tym i następnych latach dofinansuje druk podręczników do nauki języka kaszubskiego? czy znajdą się pieniądze na kształcenie nauczycieli? Czy jeden z drugim wójtem zmądrzeje od tego i wprowadzi naukę języka kaszubskiego do szkół w swojej gminie (zdaje się że coś na ten temat było w ostatniej Odrodze)? a może część działaczy ZKP zabierze się do roboty i pogoni swoje samorządy np. w tych sprawach??? jeżeli uzyskam twierdzącą odpowiedź (i pewność, że tak się stanie) na którekolwiek z moich pytań to skrzynka piwa temu co do tego doprowadzi.

Przy okazji jeszcze kilka pytań do uczestników dyskusji. Miklosz pisze: Często ze strony przeciwników zmiany nazwy województwa pada argument, że Kaszubi nie są jedynymi mieszkańcami regionu. .... no, tak – powiedzą oponenci – ale w woj. pomorskim mieszka liczna grupa np. Kociewiaków i oni mogą czuć się pokrzywdzeni. Czy czują się pokrzywdzonymi działający pod sztandarem Zrzeszenia Kaszubsko – Pomorskiego mieszkańcy powiatów tczewskiego czy starogardzkiego? Warto ich o to zapytać… Ja pytałem i obawiam się, że odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca dla Ciebie i innych zwolenników województwa kaszubsko - pomorskiego, a może jeszcze zapytać członków Kociewskiej Więźby, innych organizacji kociewskich??? zwróć uwagę, że przynależność do ZKP jest dobrowolna a zamieszkanie w takim województwie dużo mniej i zgodę na zmianę nazwy powinni teoretycznie wyrazić wszyscy mieszkańcy, a paradoksalnie najwięcej przeciwników jest w Gdańsku, Gdyni.

Iwona zastanawia się: .... Skąd ta nagła chęć manifestowania kaszubskości? Czyżby dla wielu był to towar do sprzedania? Równie dobrze manifestujmy pomorskość! Bo jeszcze raz zapytam: czyż to nie jest to samo? Iwonko zapewniam Cię, że to nie jest to samo. To są odmienne kategorie. W dużym uproszczeniu (dużym) Każdy Kaszeba jest Pomorzakiem, nie każdy Pomorzak jest Kaszebą (niezależnie od tego czy ten ostatni czuje się członkiem narodu, grupy etnicznej, regionalnej, itp.)

Z Tomkiem (von) o tyle się zgadzam, że nauka języka kaszubskiego w szkołach na Kaszubach powinna być obowiązkowa!!! niestety nie stanie się to dzięki zmianie nazwy województwa, nie przybędzie też dzięki temu dumy z powodu naszego pochodzenia.

Trzy filary tożsamości (jej umacniania i rozwoju) to Kaszebizna w szkołach, kościołach i mediach (domy niestety już są stracone).

I proponuję uważnie przeczytać to co Staszek napisał w ostatnim akapicie.... bardzo uważnie. Mam wrażenie, że w tej całej wrzawie wojewoda Kurylczyk został przez co niektórych postawiony jako wzorzec troski o sprawy kaszubskiej tożsamości. Wolne żarty ..... poza tym już tak dostał wp .... l od swoich, że już mu przeszło :))))) poza tym on (Kurylczyk) bardzo lubi jak się mu klaszcze i przyjmuje z entuzjazmem to co mówi - taka słabostka ....



Tomasz Antoni von Piechowski, 14.03.2002

Niniejszym wyrażam protest w związku z nieautoryzowanym przedrukiem w "Pomeranii" (nr 2/2002, s. 18) mojej wypowiedzi na temat nowej nazwy województwa pomorskiego, umieszczonej w portalu internetowym www.zk-p.pl. Zabierając głos w publicznej dyskusji w Internecie podpisałem się imieniem i nazwiskiem, co świadczy że nie wstydzę się swoich poglądów, jednakże nie wyraziłem zgody na publikację w formie drukowanej. Wypowiedzi na listach dyskusyjnych posiadają swoją specyfikę, są pisane spontanicznie, pod wpływem chwili i ze względu na oszczędność czasu, ujęte w lakoniczniej formie. Internetowe dyskusje charakteryzują się często podwyższoną temperaturą emocjonalną i... krótkim trwaniem. Słowo drukowane pozostaje.

Żałuję, że Redakcja nie zechciała przed drukiem porozumieć się ze mną, abym miał szansę autoryzacji tekstu. Adres emailowy podany w Internecie mam ten sam od sześciu lat, dłużej niż większość adresów zamieszkania. Jest to nie tylko kwestia dobrych obyczajów, ale także przestrzegania prawa. Internet i prasa drukowana, to dwa różne media. Jeśli zeskanuję "Pomeranię" i umieszczę ją w sieci bez zgody Redakcji, to złamię prawo. Dlatego uważam, że naruszono moje prawa i na podstawie ustawy o prawie prasowym domagam się umieszczenia niniejszego sprostowania.

Stary peerelowski dowcip opowiadał o tym, jak Radio Erewań poinformowało, że w Leningradzie na Placu Mołotowa rozdają samochody. Po pewnym czasie podano sprostowanie: nie w Leningradzie, tylko w Moskwie, nie na Placu Mołotowa tylko na Placu Czerwonym, nie samochody tylko rowery i nie rozdają tylko kradną. Poza tymi wszystko się zgadzało. Podobnie jest z moją wypowiedzią, którą Redakcja opatrzyła własnym tytułem "Województwo kaszubskie!" "Bojowy" wykrzyknik dodany na końcu sprawił, że czuję się teraz nieomal jak Marianna wiodąca lud Paryża na barykady. Otóż nie o to mi chodziło. Zostańmy w swoich chëczach!

O co tedy idzie? Otóż w dyskusji nad nazwą województwa negowanie "kaszubskiego" członu nazwy wydało mi się do pewnego stopnia przypadłością kliniczną, postanowiłem więc sprowadzić rzecz do absurdu i "zanegować" pomorskość Pomorza. Jeden z moich mistrzów w zawodzie historyka, analizując programy polityczne współczesnych polskich ugrupowań lewicowych i prawicowych doszedł do wniosku, który ujął w dość lakonicznej formie: "wszystkim zza pleców wygląda Roman Dmowski". I o to właśnie chodzi.

Przez dziesięciolecia posądzano Kaszubów o tendencje separatystyczne, nie dostrzegając (bądź nie chcąc dostrzec) naszej roli we wskrzeszeniu państwowości polskiej na Pomorzu. Długotrwała polityka władz peerelowskich wobec mniejszości etnicznych i narodowych nosiła niekiedy cechy eksploatacji kolonialnej. Spowodowało to wytworzenie się u Kaszubów swoistego "kompleksu polskiego", poczucia "gorszości", obniżenie rangi własnego etnolektu, który dla badaczy ze świata był odrębnym językiem słowiańskim, a dla rodzimych naukowców (z nielicznymi wówczas wyjątkami) jedynie gwarą. Mam nadzieję że ten kompleks nie jest dziedziczny. Nie ma dla mnie bardziej oczywistej rzeczy, że województwo, w którym od setek lat mieszkają Kaszubi powinno mieć w swojej nazwie przymiotnik, który poświadczy ten fakt. Wyliczanie procentu ludności kaszubskiej na Pomorzu, przypomina próbę pomiaru zawartości cukru w cukrze i służy odwróceniu uwagi od istoty problemu bądź zantagonizowanu ludności Pomorza. Divide et impera, powiada łacińska maksyma - dziel i rządź. Dlaczego "kaszubsko-" skoro są Kociewiacy, Borowiacy, Lasacy? Otóż dlatego że gdyby nie Kaszubi i kaszubski ruch intelektualny w XIX i XX stuleciu, zaczynający się od Floriana Ceynowy, to te wszystkie nazwy znalibyśmy dziś z niemieckich atlasów. Dlatego Kaszubi zasługują na pamięć.

Nie wiem kto "wygląda zza pleców" przeciwnikom kaszubskości województwa pomorskiego, ale mam wrażenie że nazwę "Kaszuby" na mapie polityczno-administracyjnej są oni w stanie zaakceptować od ręki, tyle że... w Kanadzie. Ewentualnie wtedy, gdy zostanie po nas tylko pusta nazwa, jak po Słowińcach. To symptomatyczne, że w niektórych polskich encyklopediach znajdziemy hasło "Kaszubski Park Krajobrazowy", ale konia z rzędem temu, kto znajdzie tam "Kaszubów"! Profesor Gerard Labuda w pracy „Kaszubi i ich dzieje” (Gdańsk 1996) napisał, że mimo iż ksiażęta Pomorza Zachodniego (które utożsamia on z istniejącą niegdyś państwowością kaszubską) w intytulacji używali tytułu książąt Kaszubów, który potem przeszedł na cesarzy niemieckich, zatracili swoją kaszubskość i był to dla nich tylko pusty dźwięk. Dla nas dzisiaj słowo "Kaszuby" ma całkiem inny wymiar, jest jednym z podstawowych czynników konstytuujących naszą świadomość, stąd propozycja zmiany nazwy województwa, która być może wyda się niektórym osobom biciem piany, ale moim zdaniem jest to refleksja nad symbolami, nad znakami, z którymi będziemy mogli się w pełni utożsamiać.

W 1989 r. miałem kilkanaście lat i - szczerze powiedziawszy - nie bardzo rozumiałem co się dookoła dzieje, wiedziałem tylko że to coś niezwykłego, w powietrzu panowała niezwykła radość, euforia. Pamiętam zebrania przedwyborcze z Olgą Krzyżanowską w Tczewie i z Janem Wyrowińskim w Toruniu. Poza tym pamiętam niewiele, tylko jedno hasło: "Wreszcie jesteśmy we własnym domu". Reszty o tych przełomowych dniach nauczyłem się później, ale pamiętam najważniejsze - jesteśmy u siebie. Może tak naprawdę po raz pierwszy w długoletniej historii. Polska jest moją Ojczyzną, także dzięki mojemu Dziadkowi, który lepiej mówił po niemiecku niż po kaszubsku, także dzięki mojemu Pradziadowi, który leży gdzieś w Szpęgawsku razem z tysiącami innych Pomorzan, co sprawia że ta ziemia dla mnie jest święta. Skoro jestem u siebie, to mam prawo nie tylko czuć się Kaszubą, ale i to poczucie manifestować, domagać się poszanowania swoich praw i stworzenia takiego systemu prawnego, który nie będzie mówił o "zachowaniu", "ocaleniu", "przetrwaniu" i - nie daj Boże "konserwacji" kaszubszczyzny, ale o jej rozwoju!

Ktoś powiedział, że jeśli z "polskiego" Pomorza zabrać Kaszubów, to zostanie tylko niemczyzna. W tej potocznej obserwacji kryje się jakaś prawda, świadczą o tym artykuły ukazujące się od czasu do czasu w ogólnopolskiej prasie, zachłystujące się "pruską" przeszłością Pomorza. To piękne że skończyliśmy z propagandowymi mitami o "Ziemiach Odzyskanych", ale czy popadając w drugą skrajność nie wylejemy dziecka z kąpielą? Zmarła przed kilkoma dniami hrabina Marion Dönhoff była autorką książki "Nazwy, których nikt nie pamięta", opowiadającą o utraconych stronach rodzinnych. Z nami, Kaszubami, historia obeszła się stosunkowo łaskawie. Jesteśmy na swojej ziemi - w Kaszubach, w Polsce. Pamiętamy i chcemy pamiętać. Jeśli my zapomnimy, zostaną nic nie znaczące dźwięki, a nikt za nas nie poniesie tej pamięci w przyszłość.

Zagrożeniem dla kultury polskiej nie jest kaszubska nazwa województwa, podobnie jak nie jest nim język kaszubski, kaszubskie nazwy miejscowości czy kaszubskie nazwiska. Jest nim natomiast powszechne schamienie obyczajów, zachwaszczanie języka polskiego słowami, których nie godzi się w tym miejscu przytaczać i ogólny klimat przyzwolenia na zachowania, które niegdyś cechowały grupy marginesu, a dziś oglądamy je w relacjach z parlamentu. Jest nim także polski nacjonalizm w prymitywnej zdziczałej wersji, gdzie merytoryczną dyskusję zastępuje się zaglądaniem w rozporki. Nie zamierzam się wstydzić swojej kaszubskości, dlatego że ktoś wyciąga "zardzewiałe" słowa-klucze, a raczej słowa-wytrychy. Kaszubi to nie separatyści. Jeśli dziś podnosimy z dumą sztandar z Gryfem, to nie dlatego że chcemy budować własne państwo ze stolicą w Stryszej Budzie, tylko dlatego, że we własnym państwie jesteśmy i chcemy wpływać na jego oblicze. Skoro żyjemy, nie chcemy się wstydzić swoich imion, swoich nazw. Jesteśmy z nich dumni.

PS Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski mawiał, że za darmo piszą tylko grafomani. Nie chciałbym być między nich policzony, dlatego honorarium autorskie, które mi się należy za tekst przedrukowany bez mojej zgody, przeznaczam na fundusz redakcyjny "Pomeranii".


Uchwała XV Walnego Zjazdu Delegatów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z 1.12.2001 r.
(...)
Popieramy wyrażone na Zjeździe stanowisko Marszałka Województwa Pomorskiego oraz Wojewody Pomorskiego w sprawie konieczności zmiany nazwy województwa. Doceniając znaczenie, jakie dla rozwoju demokracji lokalnej w naszej Małej Ojczyźnie, ma reforma administracyjna kraju wprowadzona 1 stycznia 1999 r., należy wykorzystać wszelkie możliwe argumenty i środki formalno-prawne, by doprowadzić do zmiany nazwy województwa pomorskiego na kaszubsko-pomorskie.

List poparcia dla wojewody Kurylczyka przygotowany przez „Òdrodę”, grudzień 2001 r.

Panie Wojewodo!

W odzewie na Pana słowa z ubiegłego tygodnia, podkreślające rolę kaszubszczyzny oraz opowiadające się za zmianą nazwy województwa na kaszubsko-pomorskie, chcielibyśmy wyrazić nasze zadowolenie oraz solidarność z Panem. Stał się Pan orędownikiem idei, które były traktowane po macoszemu przez tych, którzy kaszubszczyznę traktują instrumentalnie. Ci ludzie dziś też Pana atakują. Jesteśmy z Panem, tworzymy jedną linię ideową, jeden front. Front dla Kaszub. Mamy nadzieję, że dalej uda się Panu trzymać tę linię.

Nie jesteśmy jednak osamotnieni: ostatnio także Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiadał się znacząco na temat języka kaszubskiego, od dwóch lat nasze pismo porusza te problemy, jest spore środowisko w ruchu kaszubskim, które także myśli o kaszubszczyznie żywej.

Na znak naszej solidarności i poparcie, załączam naklejkę z Gryfem (jak Pan zapewne wie, służącą do przyklajenia koło tablicy rejestracyjnej na samochodzie) oraz naszywkę z Gryfem na ubranie.
Wasto Wòjewòdo!

W òdpòwiedzë na Waju słowa z ùszłégò tidzeni, przëcëskającé rolą kaszëbiznë ë wspierającé miónã miona wòjewództwa na kaszëbskò-pòmòrsczé, chcemë wësłowic najã spòkójnosc ë zrzeszenié z Wama. Wë jesce òrãdownik dejów, chternym bëło maceszoné przez nëch, jaczi kaszëbiznã traktëją le jinstrumentalno. Ti lëdze dzysô Waju atakùją. Më jesmë z Wama, robimë jednã dejową lënią, jeden frónt. Frónt dlô Kaszëbów. Jesmë ti dbë, że pùdze Wóm dali trzëmac tã lënią.

Nie jesmë dejade samòtny: niedôwno téż Rzecznik Òbiwatelsczëch Prôw gôdôł prosto ë mądro na témã jãzëka kaszëbsczégò, òd dwùch lat naju cządnik pòrëszô ne jiwrë, je dosc zachtné karno w rësznoce kaszëbsczi, jaczé téż mëszli ò żëwi kaszëbiznie.

Za znankã naju zrzeszeniô ë pòpiarcô, dodôwómë nôlepkã z Grifã (jak Wë gwësno wiéce, je òna do nôklejeniô kòl redżistracëjny tôflë na auce) ë nôszëwkã z Grifã na ruchna.

Apel Klubu Studenckiego „Pomorania” do samorządów Województwa Kaszubsko-Pomorskiego z 15.12.2001 r.

Od trzech lat funkcjonują w Polsce województwa samorządowe. Wszystkie odzwierciedlają historyczne i kulturowe nazwy regionów. Tylko jedna z nich nie oddaje rzeczywistego układu historyczno–kulturowego. Nazwa Kaszuby, o prawie tysiącletnim rodowodzie, dawniej utożsamiana z całym Pomorzem powinna mieć odbicie w nazwie województwa, którego najstarszą grupą autochtoniczną są Kaszubi. Przy nazwach województw – zachodniopomorskim, kujawsko-pomorskim, warmińsko-mazurskim – obecna nazwa „województwo pomorskie” zupełnie nie oddaje ani rzeczywistości kulturowej, ani historycznej. W 1998 roku tylko przez przypadek nie doszło do zatwierdzenia tej nazwy, gdyż zamierzano dołączyć do obecnej jednostki administracyjnej Ziemię Chełmińską wraz z Toruniem. Nazwa „województwo kaszubsko-pomorskie” została zaakceptowana przez komisję senacką na wniosek senatora Kazimierza Kleiny. Za taką nazwą opowiedział się wówczas profesor Gerard Labuda w liście do marszałek senatu Alicji Grześkowiak. Opowiedziało się za tą nazwą wiele gmin i środowisk kaszubskich.

Uważamy, że ustanowienie nazwy „kaszubsko-pomorskie” jest absolutnie uzasadnione, gdyż:

– oddaje charakter kulturowy i geograficzny naszej ziemi (ponad 50% powierzchni naszego województwa to ziemie kaszubskie)

– po raz pierwszy od 700 lat ziemie uważane za kaszubskie znalazły się w jednej jednostce administracyjnej

– jest uznaniem ponadtysiącletniego trwania i trzymania polskiej straży nad Bałtykiem

–obecność Kaszubów umożliwiła m.in. ustanowienie, w 1920 r., państwa polskiego z dostępem do Bałtyku

Zwracamy się do wszystkich samorządów – szczebli: wojewódzkiego, powiatowego, gminnego – o podjęcie stosownych uchwał. Będzie to swoistym wypełnieniem testamentu ś.p. Burmistrza Kartuz i starosty kartuskiego Mariana Wilkowskiego, który jako pierwszy w 1998 r. przeprowadził taką uchwałę w Radzie Gminy Kartuzy.

Województwo kaszubsko-pomorskie? Dlaczego nie?!
Polemika Tomasza von Piechowskiego, prezesa Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Toruniu, z takstem zamieszczonym w "Kociewskim Magazynie Regionalnym"


Niemile mnie zaskoczył ton wypowiedzi Panów Andrzeja Grzyba i Romana Landowskiego, zamieszczonych na łamach “Kociewskiego Magazynu Regionalnego” (nr 4/2001, s. 5-6), polemizujących z ideą zmiany obecnej nazwy województwa pomorskiego na kaszubsko-pomorskie. Zanim przejdę do meritum, powiem tylko że pochodzę z Tczewa, w mieście tym do tej pory mieszkają moi najbliżsi krewni, tam mam także groby swoich przodków. Z racji pochodzenia etnicznego i terytorialnego jestem Kociewiakiem, dlatego czuję się uprawniony do zabrania głosu w tej sprawie.

A. Grzyb napisał: “W sprawie zmiany województwa pomorskiego na kaszubsko-pomorskie powinienem milczeć. Nie byłem na Zjeździe Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, toteż nie mogłem słyszeć wypowiedzi wojewody pomorskiego”. Może na tym należało tę wypowiedź zakończyć. R. Landowski też na zjeździe nie był. Ja byłem obecny jako reprezentant Oddziału Toruńskiego ZK-P (mandat nr 171) na XV Walnym Zjeździe Delegatów ZK-P w dniu 1 grudnia 2001. Byłem i nie żałuję, choćby dlatego że spotkałem tam panią dr hab. Marię Pająkowską-Kensik i mogłem nabyć “Mały słownik kociewski” jej autorstwa, ale nie tylko dlatego.

Wypowiedź wojewody pomorskiego Jana Ryszarda Kurylczyka deklarującego poparcie dla idei zmiany nazwy województwa zaskoczyła absolutnie wszystkich, przy czym zdecydowaną większość delegatów w sposób pozytywny, o czym świadczyły gorące oklaski. Miarą tego zaskoczenia mogło być ustosunkowanie się do tej propozycji prezesa ZK-P prof. dra hab. Brunona Synaka, zdaniem niektórych osób nazbyt stonowane. Trudno się zgodzić z tym zarzutem. Nie czuję się na siłach by analizować intencje wojewody. Faktem jest jedynie to, że z jego ust określona deklaracja padła, że jej się nie spodziewano i przyjęto ją z zaskoczeniem ale bardzo pozytywnie.

Jeśli chodzi o słowo “nacja” użyte przez wojewodę w liczbie mnogiej, to rzeczywiście takie sformułowanie było. W kontekście emocji jakie towarzyszą tej wypowiedzi zdumiewa mnie fakt, że nikt nie zauważył, iż komendant wojewódzki policji użył w odniesieniu do Kaszubów słowa “naród” (O tempora! O mores!). Byłem, słyszałem, zaświadczam. R. Landowski napisał w związku ze słowami wojewody Kurylczyka: “Jeśli Kaszubi są narodowością czyli nacją, to – ho, ho – blisko do zatęchłego nacjonalizmu, a tego się brzydzą mniejsi bracia pomorscy Kaszubów. I trochę się go boją, chociaż niektórzy mówią, że ten duży brat nie jest już groźny, bo nieco osłabł”. Pan Landowski jest także poetą, temu faktowi przypisuję nieco kwiecisty styl przywołanej tutaj wypowiedzi. Wspomniałem że jestem Kociewiakiem, w tym miejscu wypada się również przyznać, że jestem także Kaszubą, chociaż na Kaszubach się nie urodziłem, nigdy nie mieszkałem, a języka kaszubskiego uczę się tak jak języka obcego. Spieszę z wyjaśnieniami: jestem wyznawcą i orędownikiem niepopularnego poglądu głoszącego, że Kaszubi to odrębny naród słowiański, tak więc subiektywna identyfikacja (bo o innej mowy być nie może!) na płaszczyźnie narodowej (kaszubskiej) nie kłóci się u mnie z identyfikacją na płaszczyźnie etnicznej (kociewskiej) i państwowej (polskiej).

Nie bardzo podoba mi się ton wypowiedzi R. Landowskiego, a zwłaszcza niektóre przymiotniki. Jeśli kiedykolwiek pojawi się “stęchła” odmiana nacjonalizmu kaszubskiego, a więc taka, która będzie komuś narzucała kaszubskość wbrew jego woli, to będę pierwszą osobą, która zacznie tę deformację zwalczać. W sprawach identyfikacji narodowej, etnicznej, państwowej i religijnej jestem wyznawcą skrajnie liberalnych poglądów. Jeśli ktoś uważa się za Kociewiaka - Polaka, a przy okazji “nie czuje” kaszubszczyzny, to jego święte prawo! Nie musi czuć! Bez obaw! Mogę mu tylko podać mu rękę, bo tak się składa, że będzie to pewnie ręka mojego brata albo kuzyna. Znam jednak także innych “tczewskich Kaszubów”, którzy samodzielnie odkryli kaszubskość dla siebie, najczęściej na studiach uniwersyteckich. Nikt nas nie indoktrynował, nie namawiał, nie przekupywał niemieckimi pieniędzmi. Myśmy się w kaszubszczyźnie po prostu zakochali, a na miłość nie ma lekarstwa.

Za słowa wojewody Kurylczyka że “Kociewiacy to też Kaszubi” ani ja, ani żaden z działaczy ZK-P, nie może brać odpowiedzialności. Wyżej wskazałem na swoim przykładzie jak można godzić świadomość kaszubską ze świadomością kociewską. Jest jednak dla mnie oczywiste, że tego typu samookreślenia należą do rzadkości, dlatego nie ośmieliłbym się dokonywać generalizacji, jaką poczynił wojewoda. Z tej wynika natomiast wniosek, że wprowadzana do szkół regionalizacja nauczania to dopiero początek trudnego procesu edukacyjnego – w Polsce, która nazywała się “Ludową”, ale nie była rządzona przez lud, zacierano na siłę wszelkie różnice, nic więc dziwnego że wojewodzie Kaszubi i Kociewiacy pomieszali się w jedno wielkie “coś”. Po to mamy nasze pisma społeczno-kulturalne żeby tego typu lapsusy bez zbędnego rozdzierania szat prostować.

Jeśli chodzi o “mniejszych braci pomorskich” i “dużego brata” – Kaszubów, to do mnie owe quasi-teologiczne i Orwellowsko – popkulturowe metafory nie przemawiają. Obserwuję ruch kaszubsko-pomorski od wielu lat, ale wszystko co zauważyłem, to to, że Kaszubi pragną pozostać Kaszubami, a nie kaszubizować Kociewiaków. Mam natomiast uzasadnione obawy, że część z nas, Kociewiaków, buduje swoją tożsamość na poczuciu krzywdy, choć dla mnie to raczej (nieuzasadniony) kompleks niższości. Jakiż to “duży brat” – 500-tysięczna społeczność kaszubska w prawie 40 milionowym państwie – toż to “bratek”, “braciszek”, a nie brat! Myślę że dużą szansą na pogodzenie nas wszystkich będą problemy z integracją mniejszości narodowych i etnicznych, które napłyną na Pomorze po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, gdy stanie się ona docelowym krajem osiedlenia dla przybyszy ze Środkowej Azji, krajów Maghrebu i wszystkich stron świata. Mam nadzieję, że przynajmniej wtedy skończy się kociewska “Schadefreude” – radość z tego, że Kaszubom coś nie wyszło, że osłabli, albo tak nam się zdaje.

Dlaczego województwo miałoby się nazywać kaszubsko-pomorskie? Właściwie powinno nazywać się województwem kaszubskim, wtedy by nie było problemów z kreseczką między dwoma wyrazami! Nie sądzę żeby w województwie śląskim mieszkali sami Ślązacy, a jednak nikomu taka nazwa tam nie urąga (może dlatego że nie ma tam Kociewiaków). Gdyby nie działalność dra Floriana Ceynowy i jego następców, gdyby nie silny kaszubski ruch intelektualny na ziemiach pod pruskim panowaniem, to dzisiaj nie byłoby ani Kaszubów ani Kociewiaków, tylko bylibyśmy Niemcami o słowiańskim pochodzeniu, jak połowa dzisiejszych Niemców. Kociewie zostało odkryte przez naukowców na marginesie badań nad Kaszubami (wystarczy wspomnieć prof. Kazimierza Nitscha), pisała o tym swego czasu prof. Hanna Popowska-Taborska, tych faktów nie da się oddzielić. Gdyby nie zainteresowanie kaszubszczyzną, ziemia kociewska mogłaby jeszcze długo pozostać ziemią nieznaną.

Po 1989 r. po raz pierwszy w dziejach Kaszubi stali się podmiotem, a nie przedmiotem historii, są w swoim państwie, współgospodarzą na własnej ziemi, to jeden z powodów, dla których warto promować tę nazwę znaną ze średniowiecznych dokumentów. Wprawdzie nazwa Kaszuby widnieje już na mapach prowincji Ontario w Kanadzie, ale... tym większy wstyd że nie możemy się jej doczekać u siebie, w Polsce. Druga sprawa to ta, że region wschodniopomorski z Kaszubami w nazwie, Gryfem w herbie i własną flagą wojewódzką (czarno-złotą) byłby się lepiej wyróżniał w zjednoczonej Europie, stanowiąc na jej mapie zauważalną i niepowtarzalną całość. Mam nadzieję, że doczekamy w Polsce rzeczywistej decentralizacji ustroju państwa, czyli podziału na autonomiczne sfederowane regiony (z parlamentem i rządem krajowym oraz własnym budżetem), aby owe regiony były silne, konieczna jest wizja całości wykraczająca poza granicę własnego powiatu czy “Kozenfyrtla” (wtajemniczeni wiedzą gdzie leży to tajemnicze miejsce).

“(...) mit wielkości, że Kaszuby sięgają od Torunia do Szczecina, a na południu ich granicą jest Noteć” to nie żaden mit, tylko koncepcja “Wielkiego Pomorza” (sięgającego zresztą nieco dalej na północnym wschodzie) zaprezentowana i udokumentowana w wielotomowej “Historii Pomorza” pod redakcją prof. dra Gerarda Labudy. Nie doczytałem się tam jednak o tak pojętych granicach Kaszub. Można tę koncepcję akceptować bądź nie, ale nie należy jej przeinaczać na użytek prasowej polemiki.

R. Landowski zarzuca mnie i moim rodakom niedouctwo: “Przy tej samej okazji wypada przypomnieć, iż nazwa: Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie też nie jest określeniem poprawnym (...). Tych członów po prostu nie można zestawiać łącznikiem. Tak mówią zasady języka polskiego. No, u Kaszubów może być inaczej, skoro mają swój własny język.” W ostatnim zdaniu, oprócz nuty ironii (nie pierwszy raz nam się zarzuca że źle znamy język polski), pobrzmiewa także odcień zazdrości. Przyznam że jest czego zazdrościć. Jestem dumny z tego że język kaszubski żyje, rozwija się i ma się coraz lepiej, zwłaszcza że ponad 150 lat temu pisano że już wkrótce go nie będzie. Toż to dowód na to, że cuda się zdarzają!

Języka polskiego uczyłem się w Tczewie i mam nadzieję, że moje nauczycielki nie muszą się za mnie rumienić. Zgadzam się z Panem Redaktorem, że nazwa Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie nie wygląda najlepiej, warto jednak wspomnieć jaka jest jej geneza, zanim zaczniemy wytaczać armaty przeciwko wróblom. W 1956 r., na fali popaździernikowej “odwilży” powstało Zrzeszenie Kaszubskie, III Zjazd Delegatów obradujący w dniu 18 października 1964 r., podjął uchwałę o zjednoczeniu ze Zrzeszeniem Kociewskim, które wówczas istniało jedynie na papierze i nie było liczącym się partnerem dla władz. Stało się to na wniosek tych działaczy kociewskich, którzy pragnęli dalej pracować na rzecz wspólnej sprawy. Wówczas Zjazd podjął także uchwałę o zmianie nazwy organizacji, aby stało się jasne że ma ona otwartą formułę i chętnie widzi w swoim gronie także nie-Kaszubów. Przypominam w tym miejscu o tych faktach, ponieważ nijak nie pasują one do tezy o “dużym bracie”, który tylko patrzy jak się dobrze urządzić kosztem “brata mniejszego”.

Bycie Kaszubą to wielka radość, frajda, bycie Kociewiakiem także, przynajmniej dla mnie. Nigdy nie czułem się “bratem mniejszym” dlatego że pochodzę z Kociewia. W dyskusjach nad wspólnym dziedzictwem kulturowym warto pamiętać, że więcej nas łączy niż dzieli, co nie znaczy że mamy zamazywać istniejące różnice i stawiać znak równości między Kaszubami i Kociewiakami. Jeśli chcemy naprawdę wiele znaczyć na mapie Polski i Europy, to może warto zacząć od nawiązania nadwątlonej kooperacji kociewsko-kaszubskiej. A. Grzyb wspomina o dorobku II Kongresu Kociewskiego, mnie się w tym miejscu nasuwa pytanie dlaczego do jego współorganizacji nie zaproszono nikogo z władz ZK-P, skoro I Kongres Kociewski doszedł do skutku dzięki osobistej inspiracji i zaangażowaniu prof. dra hab. Józefa Borzyszkowskiego? Czyżby Zrzeszenie odmówiło współpracy? A może po drugiej stronie odezwały się kompleksy? Może przypisując wygórowane ambicje niektórym działaczom kaszubskim A. Grzyb powinien wpierw sam uderzyć się w pierś?

Pomysł ewentualnego referendum w sprawie zmiany nazwy województwa uważam za sensowny. Gdyby taka zmiana miała nastąpić byłoby dobrze żeby nikt z mieszkańców Pomorza nie czuł się pominięty we współdecydowaniu o swoim małym miejscu na Ziemi. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, którego jestem członkiem, nie zamierza nikomu niczego narzucać, ale drogą do przyszłego porozumienia w tej i innych sprawach jest dialog, a nie walka na przymiotniki.

Na zakończenie pragnę złożyć całemu zespołowi redakcyjnemu “Kociewskiego Magazynu Regionalnego” serdeczne gratulacje z okazji długoletniego ukazywania się Waszego pisma, jego wysokiego poziomu merytorycznego i edytorskiego. Z wielką radością dowiaduję się co dobrego dzieje się na moim ukochanym Kociewiu. Żywię cichą nadzieję, że w przyszłości Kaszubi będą prezentowani na jego łamach w lepszym świetle z korzyścią dla nas wszystkich.

Z wyrazami szacunku
Tomasz Antoni von Piechowski
Prezes Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Toruniu
Toruń, 26.04.2002
This article comes from Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

The URL for this article is:
http://naszekaszuby.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=60

Copyright (c) 2024 by Nasze Kaszuby