Dylematy kaszubskich koniunkturalistów

Date:  03.02.2004
Section: Publicystyka i sprawy społeczne

Zapraszamy do wyrażenia swojego zdania na forum - w wątku przeznaczonym do dyskusji nad tym artykułem


Rada Naczelna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w dniu 13 grudnia 2003 r. przyjęła uchwałę, stwierdzającą między innymi: "Zdecydowanie przeciwstawiamy się wykorzystywaniu Zrzeszenia do kreowania kaszubskiej opcji narodowej. Taki kierunek działań byłby szkodliwy, krótkowzroczny, nie mający poparcia wśród Kaszubów, skazujący ich i samo Zrzeszenie na społeczną marginalizację." Jej powstanie było reakcją na żądania zawarte w "Liście otwartym" do prezesa ZKP z dn. 16 października 2003 r., który narodził się z inicjatywy prof. Józefa Borzyszkowskiego i został poparty przez kilkadziesiąt osób ze świata nauki i kultury kaszubskiej oraz polskiej. Wyrażono w nim zdumienie rzekomym brakiem reakcji władz ZKP na tezy głoszone przez Kaszubów opcji narodowej, które zostały uznane za szkodliwe dla kaszubskości.

Odpowiedzią na oskarżenia zawarte w dokumencie był list (z 24.10.2003 r.) podpisany przez prezesa Oddziału ZKP w Toruniu Tomasza Żuroch Piechowskiego, redaktora portalu Zasoby Kaszubsko-Pomorskie Stanisława Gepperta oraz redaktora naczelnego "Odrodë" Pawła Szczyptę. Autorzy poddawali w wątpliwość zasadność niektórych zarzutów, gremialnej krytyki pod adresem poczynań władz ZKP oraz zwracali uwagę na to, że władze kaszubskiej organizacji nie były wcześniej bezczynne w tej materii. Rezultatem wymiany listów stała się dyskusja, która odbyła się w Domu Kaszubskim w dniu 28 listopada 2003 r. Opcja narodowa była reprezentowana jedynie przez Piechowskiego i wiceprezesa ZKP Artura Jabłońskiego. Na spotkanie nie zaproszono laureata "Skry Ormuzdowej" S. Gepperta, podając jako formalny powód brak jego przynależności do ZKP, ale dla kilku osób o podobnym statusie uczyniono wyjątek.

Refleksja nad tożsamością Kaszubów, to nie "dyskusja, która skutecznie odwraca uwagę od zasadniczych interesów kaszubskich" - jak z kolei głosi oficjalne stanowisko Studenckiego Klubu "Pomorania" (z 11.12.2003 r.). Nie jest to także sprawa, którą mogłaby zawłaszczyć jedna organizacja - nawet najbardziej zasłużona, jedno środowisko, czy elity ducha lub elity polityki i biznesu. To kwestia, która w sposób bezpośredni dotyczy każdego Kaszuby, więc ograniczanie kręgu rozmówców do zrzeszeniowych decydentów nie jest dobrym pomysłem. Nie możemy planować działań, jeśli nie wiemy kim jesteśmy - a co do tego zgody wśród nas nie ma. Nie wiedząc kim jesteśmy pozwolimy na to by prowadziła nas droga, a ta wieść może na manowce. Kaszubi opcji narodowej pragną, by wybór drogi należał do nas samych i był świadomym zaprogramowanym zadaniem, ze wskazaniem perspektyw, która wykraczają poza długość życia jednego pokolenia, dlatego odpowiedzi na pytanie o tożsamość naszej zbiorowości nie odłożymy na później.

Władze ZKP oraz przedstawiciele opcji narodowej (nazywani "Młodymi") dążyli do kompromisu w imię wspólnego dobra, dlatego w ogóle doszło do dyskusji. Przeciwnicy opcji narodowej (umownie określmy ich "Starymi") pragnęli natomiast ostatecznego rozwiązania problemu. Sposób, w który owo rozstrzygnięcie miałoby się dokonać, nie został określony wprost, jednakże z różnego rodzaju sugestii wynikało, że rozwiązaniem pożądanym byłoby usunięcie "nieprawomyślnych" ze struktur ZKP. Najważniejsze z zarzutów przedstawionych w czasie spotkania to: naruszanie celów statutowych ZKP, kontestowanie roli Zrzeszenia jako reprezentanta Kaszubów, rewizjonizm historyczny, podważanie wyników badań naukowych na temat stanu świadomości kaszubskiej oraz negowanie autorytetów.

Próba wypracowania wspólnego stanowiska nawet nie została podjęta. Dwa monologi prowadzone równolegle, nie przerodziły się w dialog. Przedstawiciele obu stron tymi samymi terminami próbowali opisać różne rzeczywistości i rozumieli się w sposób umiarkowany. Inną rzeczą był brak zaufania do ideowych przeciwników, zaprezentowany przez "Starych". Wyraził się on przede wszystkim w podsumowaniu dyskusji, kiedy Kaszubom opcji narodowej zarzucono działania nieprzemyślane, krótkofalowe - bez liczenia się z konsekwencjami i wypływające z koniunkturalistycznej motywacji. Zakończenie debaty na tym etapie sprawiło, że zabrakło możliwości by odnieść się do tych stwierdzeń. W związku z tym powstaje pytanie: czy dialog wewnętrzny w ZKP jest w ogóle potrzebny? Może wystarczą jego pozory i forsowanie jednej opcji tak długo jak się da?

Żeby prowadzić dyskusję, należy przyjąć podstawowe założenie - że rozmówca jest uprawniony do tego, aby zasiąść przy stole. Ustawiczne doszukiwanie się "drugiego dna", czy przypisywanie adwersarzom nonszalancji na zasadzie "wybaczcie im, bo nie wiedzą co czynią", podważa sensowność dialogu. Jeżeli nie ufamy w uczciwość ideowego przeciwnika już na początku, to jaką mamy gwarancję, że dotrzyma on wspólnych ustaleń? Przy takim podejściu do sprawy rozmowa jest tylko stratą czasu.

Uchwałę z 13 grudnia 2003 r. podjęto aby rozwiać wątpliwości "Starych" co do tego czy ZKP nie stanie się "dryfującą tratwą" - bez kapitana u steru. Próby wyeliminowania z dokumentu zdania zacytowanego na wstępie, okazały się nieskuteczne. Nie powinno ono się w nim znaleźć, gdyż jest tylko subiektywną oceną wynikającą z określonych przesłanek ideowych. W ocenie przedstawicieli opcji narodowej, odrodzenie kaszubskiej świadomości narodowej jest najlepszym sposobem na rozwój i umocnienie naszej tożsamości w obliczu przemian politycznych, które dotykają Polskę, a także w obliczu procesów globalizacyjnych. Nie da się przed nimi uciec, można je natomiast wykorzystać do pracy na rzecz całej społeczności kaszubskiej, bądź im bezwolnie ulec. Wyzwania, które stoją przed nami różnią się w sposób zasadniczy od problemów, którym musiały sprostać poprzednie pokolenia i będą się zmieniać błyskawicznie.

Dokument z 13 grudnia 2003 r. należy traktować jako przejaw dobrej woli ze strony władz ZKP - ale tak naprawdę niewiele on zmienia. Stanęliśmy w miejscu. Kompromis nie zadowoli na długo ani "Starych", ani "Młodych" a problemy, przed którymi stoimy, będą powracać z większą wyrazistością.

Zrzeszenie nie przemieniło się w strażnika ludzkich sumień i dopuszcza powoli do wiadomości, że są w jego szeregach Kaszubi, którzy są po prostu Kaszubami. Dobrze się stało. Nikt z nas nie zadaje sobie pytania: "dlaczego nie jestem Polakiem?" Polskość nie jest dla nas elementem konfrontacji - to skarbiec, z którego czerpiemy pełnymi garściami, oddając w zamian drugie tyle. Żadna kultura nie może się rozwijać bez kontaktu z innymi kulturami i nie ma mowy o jakimś symbolicznym murze, który miałby Kaszubów od kultury polskiej odgrodzić. Chcemy natomiast by uległ zmianie jakościowej dotychczasowy model relacji polsko-kaszubskich. Relacje funkcjonujące do dziś można przyrównać do więzów występujących w tradycyjnym modelu małżeństwa, gdzie żona jest podporządkowana mężowi i bez zastrzeżeń realizuje jego wolę, nie zawsze słuszną. Ten model się sprawdził w czasach zaborów i w okresie okupacji, gdy mieliśmy wspólnego wroga i inne priorytety, ale nie sprawdza się dzisiaj, a i wrogów na szczęście ubyło.

Polska wróciła nad Bałtyk w dużej mierze dzięki postawie ówczesnych elit kaszubskich - za cicho o tym mówimy, składając w Warszawie kolejne supliki.... Więcej dziś wiemy o patriotycznych uniesieniach Kaszubów z 1920 r., niż gorzkiej rzeczywistości, która później nastała i problemach po roku 1945, które sprawiły, że nasza kondycja jest dziś nienajlepsza. Zaledwie przed dwiema dekadami, ktoś kto uważał, że kaszubszczyzna to odrębny języki słowiański - a współcześnie pogląd ten jest dominujący - uchodził za upartego niedouka i był pouczany przez autorytety, że nie wolno tak myśleć! Obecnie słyszymy, że samookreślenie się Kaszubów w kategoriach narodowych to szkodliwy "radykalizm", choć ciężko by szukać przykładów na poparcie tej tezy, jeśli nie liczyć bełkotliwych wypowiedzi jednego schorowanego człowieka w wieku stolemowym, które dziwnym trafem wypływają na wierzch przy okazji kolejnych wyborów - zazwyczaj w lewicowej prasie na Pomorzu.

Dziś, gdy stoimy na przedprożu Unii Europejskiej, nadszedł czas by mówić o wszystkich sprawach bez gniewu i stronniczości, a nie powtarzać jak zaklęcie "nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszeb Polsczi", bo poza stwierdzeniem stanu faktycznego, niewiele ze słów tej przyśpiewki wynika.

Chcemy być sobą we własnym kraju - na tym polega nasz kaszubski narodowy "radykalizm". Kaszubi nie jeździli do Wersalu aby wspierać niemieckie żądania, tylko polskie. W związku z tym pragniemy zwiększenia naszej podmiotowości w państwie polskim, które dla nas jest państwem polsko-kaszubskim. Jednak to może nastąpić tylko w związku partnerskim, gdzie obie strony podejmują decyzje, wcześniej je ze sobą konsultując i wspólnie podnoszą ich konsekwencje. Nie chcemy, by o żywotnych interesach mieszkańców Trójmiasta, Kartuz czy Sierakowic stanowiły arbitralne decyzje warszawskich urzędników. Państwo samo z siebie nic nie wytwarza, tylko opodatkowuje obywateli i następnie rozdziela to, co wcześniej zabrało. W unitarnym systemie ustrojowym, jaki mamy obecnie zapisany w konstytucji, ów rozdział dokonuje się nieracjonalnie. Nie jest to szczególnie odkrywcze stwierdzenie. Dlaczego jednak nie myślimy odważnie o zmianie tego systemu? Kaszubi i Polacy z Pomorza nie są petentami, tylko pracodawcami warszawskich urzędników (gdańskich też!). Jakoś o tym zapomnieliśmy... W systemie federacyjnym nie musielibyśmy słuchać aroganckich wypowiedzi ministrów, mówiących, że nie dadzą pieniędzy na naprawę "jakiegoś pomostu" w Sopocie, albo kaszubskie podręczniki. Mieszkańcy Pomorza sami by podejmowali decyzje o podziale swoich podatków i o ewentualnej podwyżce wpływów do budżetu centralnego.

Jestem przeświadczony, że tak pojętą "autonomię" wsparłaby większość mieszkańców Pomorza, niezależnie od tego czy w referendum powiedzieliby "tak", czy "jo"! Jeśli nie w pierwszym, to może w piątym głosowaniu - bo w demokracji niczego nie robi się na siłę i wbrew woli większości. Kaszubska "mniejszość" polskiej "większości" niczego nie ma zamiaru narzucać, jak się czasem słyszy. Gdyby Zrzeszenie stało się katalizatorem przemian w tym kierunku, to nie tylko nie "skazałoby się na społeczną marginalizację", ale wręcz stałoby się liderem w regionie, a może i kraju. Jednak do tego potrzeba odwagi, a naszych starszych kolegów przestrasza pierwsze lepsze oskarżenie Kaszubów o separatyzm, rzucane bez zastanowienia przez postendeckich polityków, którzy chcą mieć monopol na Polskę. My "Młodzi" Kaszubi owego monopolu nie akceptujemy. Uważamy, że należy realizować założone cele, a oskarżenia przeczekać. Dzwon dzwoni głośno, bo w środku jest pusty...

Nie zgadzajmy się na Polskę byle jaką, na Polskę jakąkolwiek, na Polskę-Opakowanie-Zastępcze! Już w XVIII w. taką Polskę mieliśmy i głupota naszych przodków przywiodła ją do upadku, a nie tylko "zaborczość" państw ościennych. Władcy tych państw musieliby być durniami, gdyby nie wykorzystali okazji do podziału łupu, który sam się prosił o to, żeby go ukraść. Specyficzna forma rządów zawiodła wówczas u nas na całej linii. Dlaczego więc nie wyciągamy wniosków z przeszłości i trzymamy się kolejnej specyfiki, tym razem centralistycznej? W Europie Zachodniej centralizm się nie sprawdził - nie ma go w Niemczech, odeszła od niego Hiszpania, nie znała go Szwajcaria. Na naszych oczach "rozpada się" Wielka Brytania i do politycznego bytu wracają narody, które swoje okresy świetności politycznej - podobnie jak my Kaszubi - miały w średniowieczu. Nie słychać by ludziom działa się krzywda, by różnorodność kulturowa i upodmiotowienie polityczne wyszło komuś na szkodę. Na Zachodzie sami obywatele decydują o swojej ulicy, gminie, kraju związkowym, całym państwie federalistycznym i wreszcie o Unii Europejskiej. My wciąż dorastamy do wolności i odpowiedzialności, tylko opornie nam to idzie. Przemalowaliśmy się na Europejczyków i sądzimy, że to będzie remedium na wszystkie bolączki, bo "unia nam da". Unia nie da nam nic, prócz tego czego nauczają starzy Kaszubi: "Umiesz liczyć, licz na siebie!" Inaczej mówiąc - weź się do roboty...

W dobie globalizacji pojęcie suwerenności uległo transformacji i nie może to nikogo dziwić, skoro budżet jednego koncernu potrafi kilkakrotnie przekraczać budżet niepodległego państwa. Polska nie zamierza być enklawą za żelazną kurtyną, dlatego włącza się aktywnie w proces integracji europejskiej cedując część tradycyjnych atrybutów suwerenności na struktury ponadnarodowe, takie jak NATO czy UE. Nasz kraj nie osłabł na skutek tych przemian. Federalizacja na kraje związkowe, będące integralnymi częściami Rzeczpospolitej Polskiej, byłaby dokończeniem połowicznej reformy administracyjnej kraju, a nie początkiem "rozbicia dzielnicowego" jak chcą ludzie lękający się wolności. Byłoby to wzmocnienie struktury państwowej według wzorców, które sprawdziły się w praktyce w cywilizowanym świecie. Państwo byłoby bliżej obywatela, łatwiej przezeń kontrolowane i bardziej dla niego przyjazne. Natomiast dziś obywatel ma wrażenie że jest zakładnikiem państwa, że przepisy konstruowane są nie po to by nam ułatwić życie, tylko po to, byśmy wpadli w ich gąszcz jak w pajęczynę i zostali wyssani. Urzędnicy zapomnieli, że nie pochodzą z Bożego nadania jak cesarz "Wiluś", który odziedziczył po Gryfitach tytuł "księcia Kaszubów", tylko z wyboru - i pełnią wobec obywateli funkcję służebną. Powtórzę: służebną - są po to, żeby nam służyć.

Nie mamy w Polsce do czynienia z próbą "kreacji" z niczego narodu kaszubskiego, jak twierdzą niektórzy socjologowie. To co dla jednych jest "kreacją" dla nas jest odrodzeniem, rewitalizacją, próbą tchnięcia świeżego powietrza w osłabione płuca. Kontynuujemy sztafetę pokoleń, którą zapoczątkował dr Florian Ceynowa oraz jego następcy - Młodokaszubi, Zrzeszeńcy i inni. Pragniemy jedynie, żebyśmy nie byli w tej sztafecie ostatni... Nie jest prawdą, że obliczamy cele na krótki okres. Obliczamy je na okres, który wykracza poza horyzont długości ludzkiego życia. Sadzimy drzewa, z których owoce zbierze kto inny. Na tym polega nasz koniunkturalizm.

Jeśli dziś Kaszuba nie może porozumieć się z Kaszubą w sprawie tego co najistotniejsze - TOŻSAMOŚCI, to mamy nadzieję, że za kilkadziesiąt lat będzie to łatwiejsze - że nasze wnuki i prawnuki będą z wyrozumiałością spoglądać na dzisiejsze spory. Tymczasem daleko do porozumienia, dlatego uchwała, która stała się przedmiotem tego komentarza, nie zamyka dyskusji, a raczej uwypukla problem, stawiając go w centralnym punkcie. Żeby w przyszłości podejmować debatę na tematy najważniejsze: kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, jak mają wyglądać Kaszuby za pół wieku, musimy wpierw opracować protokół rozbieżności: zgodzić się co do tego, w czym się nie zgadzamy. Inaczej bowiem będziemy przypominać chrześcijan różnych denominacji, którzy wprawdzie trzymają w ręku to samo Pismo Święte (Statut ZKP), ale każdy widzi w nim co innego. Mam nadzieję, że mimo wszystko się porozumiemy i nie będziemy skazywali naszych potomków na kaszubsko-kaszubskie spotkania ekumeniczne...

Toruń, 12-20.01.2004 r.

(c) Tomasz Żuroch Piechowski pomeranus@BEZSPAMUwp.pl
This article comes from Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

The URL for this article is:
http://naszekaszuby.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=96

Copyright (c) 2024 by Nasze Kaszuby