Współtworzę ten serwis Zarejestrowany: 31.1.2012 z: Wiadomości: 110 |
Re: Santok Za poważnie kolega bierze to co piszę. Gdzie ja lżyłem? Odłóżmy urażoną dumę czy złośliwe docinki i rzeczywiście wyjdźmy zza zasłony ucznej dyskusji i erudycji, ale wyjdźmy też jednocześnie zza zasłony urokliwego romantyzmu i postawmy przed sobą pytanie - czy my czasem nie szukamy właściwie odpowiedzi na nurtujące nas pytania ile raczej chcemy odszukać potwierdzenie tego co już gdzieś podświadomie, a może świadomi, założyliśmy i co siedzi głęboko w naszych sercach? Coś mi podpowiada, że często tak jest. Zależnie od poglądów staramy się selektywnie wybierać z historii tylko to co pasuje nam do naszych osobistych poglądów, a o reszcie milczymy. Szukamy potwierdzenia "kaszubskiego genu", pomorskiej państwowości itd. Tak jeden akcentuje granicę z XI wieku, a inny z wieków późniejszych lub w ogóle nie mówi o żadnej granicy bo traktuje Pomorze jako odwieczną dzielnicę Polski. Jeden znowu akcentuje różnice między polskim i kaszubskim, a drugi podobieństwa. Jeden akceptuje etniczną odrębność Pomorza, a drugi nie dopuszcza takiej myśli. Pytanie tylko, czy tak naprawdę trzeba? Czy musimy pod niewiadome koniecznie podstawiać treści nam odpowiadające? Czy nie możemy rozsądnie oddzielić tego co niepewne, ambiwalentne od twardego faktu, w uczciwości wobec rozmówców ale przede wszystkim wobec samego siebie?
Zakładam, że jesteśmy ludźmi rozumnymi, niepozbawionymi krytycznego zmysłu wobec źródeł na których bazujemy naszą wiedzę Czy może jest inaczej? Może nasza wiedza jest często intuicyjna i emotywna, budowana nie na podstawie źródeł w celu poznania faktów i prawdy ale właśnie jako odpowiedź i potwierdzenie naszych subiektywnych pragnień i opinii?
Kolega jest inteligentny i na pewno zdaje sobie sprawę z tego o co mi chodziło. Proszę się nie obrażać, że pobawiłem się w domorosłego psychologa. Od dawna czytuję i przeglądam zawartość portalu i przyznam, że posty i przemyślenia kolegi są jednymi z bardziej lotnych i interesujących. Nie to żebym się pławił tylko tak czytam czytam i zwyczajnie razi mnie czasem brak ostrożności w interpretacji źródeł. I to tyle. Jeśli moje filipiki zabolały to przepraszam ale to tylko internet. Wracając do zagadnienia chciałem zwrócić tylko uwagę na to co już gdzieś tak od 2007 przebąkiwał tu raz po raz nieśmiało kolega Michał. W ogniu różnych polemik głos ten niestety zginął. Polecałbym odgrzebać niektóre jego starsze posty. Tu naprawdę nie chodzi o żadne zacięte boje, tylko o to co da się wyczytać ze źródeł.
Problem przejściowości granic w dobie konfliktu przedstawiłem dość plastycznie. Możemy zatrzymywać historię na jednej "klatce", tylko przypadkowo można uchwycić niezbyt miarodajny obraz. Polska Chrobrego z Łużycami, Milskiem, Czechami i Morawami nie była tą odwieczną "cały czas tą samą" Polską. Podrzucę jeszcze parę podobnych problemów, które nie są obce historiografii Pomorza.
Kolega pisze plemię Pomorzan, granica plemienna, a ja po lekturze Labudy albo Sporsa zapytam się które plemię Pomorzan - skoro najpewniej było ich kilka i stanowiły one samodzielne byty?
Ile ich było i jaki był stopień ich organizacji pozostaje niewiadomą. Po drugiej stronie Noteci również nie musieli mieszkać Polanie. Podam przykład - od mniejszych siedzib plemiennych Polan, Kaszubów lub Ślężan na skutek najpierw podoboju sąsiednich słabszych plemion, a następnie ekspansji państwa lub dzielnicy rozszerzała się i nazwa. Polanami czy też Polakami stawali się Słowianie mieszkający nad Obrą, Odrą, Wisłą, Pilicą. Ślężanami lub Ślązakami, mieszkający na zachodzie Dziadoszanie i Bobrzanie, potem też Opolanie i Golęszyce. Kaszubami stali się z czasem niemal wszyscy mieszkańcy Pomorza tak Wschodniego jak i Zachodniego.
Jaka więc jest gwarancja, że Pomorze z XI wieku to granica owych Pomorzan, których książę rezydował w Kołobrzegu? Obojętnie czy to ich własna nazwa czy nie, nie ma żadnej pewności w tej kwestii. Może żył tu jakichś ich odłam, może było tu zupełnie odrębne podbite plemię, a może drugi brzeg zasiedlili przybysze z południa. Może zbunotwani namiestnicy prowincji Pomorza podobnie jak Miecław na Mazowszu stawili opór zjednoczeniowym zamysłom Piastów? Może była to boczna linia Piastów? A może Piastami byli tylko ich krewniacy posiadajacy mniejsze dzielnice na południu, którzy wykorzystali to wydarzenie by uzyskać częściową samodzielność na prawie lennym? W tym samym czasie zupełnie samodzielna prowincja kołobrzeska przesunęła swoje granice daleko na południe po Ziemię Lubuską, okolice Międzyrzecza i Obrę - ale czy to było Pomorze plemienne? Raczej nie.
Myślę też, że skoro przez wieki nie istniało w okolicy żadne większe grodzisko poza Santokiem to cały ten odcinek doliny pozostował gospodarczo i politycznie w jego cieniu. Oczywiście granica nielinearna biegnąca leśnymi ostępami jest dużo mniej wyrazista i mniej romantyczna ale co ja na to poradzę?
Kolega pisze plemienne państwo pomorskie. a ja po lekturze Powierskiego zapytam ponownie - które? Bo gdyby koledzy uważniej czytali to co pisze Michał to może sami doszliby do wniosku, że istnieją argumenty, które wskazują na to, że w XI wieku istniały co najmniej dwa byty polityczne na Pomorzu. Na wschodzie, a przynajmniej na południu (kasztelania świecka, wyszogrodzka i nakielska) rządy sprawowali krewniacy Piastów (może jakaś ich boczna linia), pozostający w jakiejś formie zależności lennej od władców Polski. To, że w konflikcie kluczową rolę odgrywałą dzielnica kołobrzeska, tożsama z Pomorzem, która nie tylko uniezależniła się od Piastów ale dokonała ekspansji na południe i zwasalizowała mniejsze dzielnice nad Notecią, zupełnie nie musi mieć związku z dawnymi granicami plemion.
|