Forum
Losowe zdjęcie
wschodnia ściana zamku
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Strona główna forum
   Sprawë
     Czile artiklów z tigòdnika "Najwyższy Czas"

| Od najnowszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Koniec
Nadawca Wątek
CzDark
wysłane dnia: 6.6.2011 21:59
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
Czile artiklów z tigòdnika "Najwyższy Czas"
Zwalczanie śląskości czyli inżynieria społeczna

Adam Wielomski

Coraz więcej się w Polsce mówi i pisze o narodowości śląskiej, regionalizmach i separatyzmach. Temat nie jest zupełnie nowy, choć został ostatnio rozgrzany do czerwoności przez pamiętną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego. A ja mam pytanie: co złego w tym, że ktoś czuje się nie Polakiem, lecz Ślązakiem? Nie wiem, co w tym złego, bowiem nie jestem nacjonalistą i nie bardzo rozumiem, jak można w ogóle chcieć kogoś zmuszać, aby „czuł się” Polakiem. Podobnie jak nie rozumiem, jak kogoś zmusić, aby „czuł się” Niemcem, Chińczykiem czy członkiem plemienia Bantu. To jest charakterystyczny rys myślenia dla wszystkich tych, którzy – a niestety należy do nich prezes PiS – chcą zwalczać śląskich autonomistów środkami administracyjnymi. Ludzie ci uważają, że jeśli sądy odmówią uznania narodowości śląskiej i nie będzie można takiej opcji podać w spisie powszechnym, to problem zniknie. Bardzo podobne metody stosowali Prusacy w XIX wieku, którzy metodami administracyjnymi dążyli do wyrugowania polskości – zresztą także i na Śląsku. Ciekaw jestem, kiedy powstanie polska Hakata, aby wykupywać ziemię Ślązaków i osiedlać tam „prawdziwych Polaków”, którzy będą „prawdziwymi patriotami”? Nacjonalizm rugujący poczucie regionalne jest chory. Co więcej, to nic innego jak forpoczta socjalizmu. Przecież „nacjonaliści” tego rodzaju domagają się zastosowania aparatu państwowo-administracyjnego w zwalczaniu tożsamości dużej grupy ludzi. A więc domagają się zastosowania etatystycznych metod, aby przeprowadzić rewolucję w głowach ludzi, którzy uważają się za Ślązaków! Chcą metodami administracyjnymi tępić przejawy śląskości, odrębności językowe, nazewnicze, kulturowe itd. Gdy tylko państwo nauczy się, że ma prawo kształtować świadomość swoich obywateli, to wykorzysta te umiejętności do rugowania innych niepożądanych form świadomości. Gdy SLD dojdzie do władzy, to wykorzysta ten aparat państwowy do walki z „homofobami” i przeciwnikami „tolerancji”, „faszystami” i innymi poglądami, które arbitralnie uzna za „niewłaściwe”. Konserwatyzm jest antyrewolucyjnym poglądem na świat. Jako konserwatysta sprzeciwiam się więc gorąco zwalczaniu tych, którzy uważają, że ich pierwszą tożsamością jest Śląsk, Wielkopolska, Mazury, Mazowsze czy jakaś inna samoidentyfikacja. Owo zwalczanie śląskości to nic innego jak tylko inżynieria społeczna, która jest narzędziem wszystkich rewolucji. Celem tych ostatnich zawsze była przemiana świadomości poddanych im ludzi. Zadałbym raczej inne pytanie: dlaczego nagle ok. 2010 roku coraz więcej Polaków zaczyna czuć się Ślązakami, Wielkopolanami i kimkolwiek innym? Gdzieś tam pewnie od lat tkwiło w nich to poczucie, ale było utajone i polskość zdecydowanie była najważniejszą samoidentyfikacją. Co takiego się stało, że nagle zaczyna się coraz bardziej mówić o regionalizmie? Politycy biją na alarm, że Śląsk chce oderwać się od Macierzy. Ale to przecież jest wasza wina – to wy, politycy, namówiliście ludzi do poglądu, że nie warto być Polakiem. Kim są ci, którzy nagle głosują na Ruch Autonomii Śląska? To ci, którzy po ponad 20 latach „wolnej Polski” mają was po prostu dosyć. Mają dość polskiej polityki – czyli tego śmierdzącego gnojowiska z warszawskiego Sejmu. Mają dość waszych kłótni, sporów i bicia piany, czemu nie towarzyszy radykalna reforma Polski. Dlaczego pojawiają się postulaty autonomii Śląska? Dlatego że „warszawka” kojarzy się jego mieszkańcom z tą bijącą pianę klasą polityczną, z centralistycznym socjalizmem z „parszawy”, z płaconymi na cele centralne podatkami, które tu są przejadane, marnowane, marnotrawione, rozkradane w biały dzień. Nie ukrywam, że ja tych ludzi rozumiem. Przecież dokładnie z tych samych powodów ja jestem monarchistą. Nie urodziłem się w monarchistycznym domu, nie okrywano mnie jako niemowlęcia liliami Burbonów. Najpierw zostałem antydemokratą. A stało się to wtedy, gdy zacząłem się interesować polityką i zobaczyłem ten gnojownik polityczny, te całe partyjniactwo, spory o nic. A równocześnie państwo leżało odłogiem. Było wielkie, rozrośnięte, wszędobylskie, a zarazem bezbronne i bezwolne w podstawowych funkcjach państwowych. W centrum decyzyjnym panowała anarchia, a ludziom narzucano biurokratyczną niewolę – socjalizm. Zostałem monarchistą, gdyż chciałem zbudować bardzo silne państwo o bardzo ograniczonych kompetencjach. Różnica pomiędzy mną a Ślązakami jest taka, że ja w proteście przeciwko temu „obciachowemu” państwu zostałem antydemokratą i „wyemigrowałem” w inny świat ideowy, podczas gdy mieszkańcy Śląska stwierdzili, że mają dosyć tego polskiego cyrku i chcą się albo wprost odłączyć, albo przynajmniej postawić gruby mur oddzielający ich od „warszawki” czy „parszawy”. Faktycznie, urodziłem się w Warszawie i mieszkam pod tym miastem, więc trudno mi ogłosić secesję terytorialną. Trudno mi sobie wyobrazić Mazowiecki Ruch Autonomiczny, który zażądałby oddzielenia się od stolicy, zbudowania „kordonu zdrowia psychicznego” od ul. Wiejskiej w Warszawie. Nie mogąc ogłosić secesji terytorialnie, ogłosiłem secesję ideową. Nie mogę zaręczyć, jakie bym miał poglądy na omawiane problemy, gdybym mieszkał w Katowicach czy Gliwicach. A więc pytanie do polityków: chcecie, aby Ślązacy nie głosowali na Ruch Autonomii Śląska? To podajcie się do dymisji, zrezygnujcie z polityki, z mandatów poselskich. Zrezygnujcie co do jednego. Pozwólcie nam przyjść i powyrywać was z korzeniami z funkcji zarządców państwa polskiego! Jesteście mierni i prymitywni – nadajecie się może do kierowania powiatem, ale nie do prowadzenia Polski w XXI wiek! Ciekawe, czy gdyby w Polsce zburzyć socjalizm, wprowadzić wolność gospodarczą, wybić ze 300 tys. urzędników, skasować 4/5 obowiązujących regulacji, ustaw i rozporządzeń, to Śląsk chciałby nadal oddzielać się od Macierzy. Osobiście bardzo w to wątpię, bowiem wtedy Macierz okazałaby się bardziej atrakcyjną samoidentyfikacją niż Śląsk. A więc musimy wybrać: albo Sejm, albo Śląsk. Ja wybieram Śląsk!

zez:

http://nczas.home.pl/publicystyka/zwalczanie-slaskosci-czyli-inzynieria-spoleczna/




Dlaczego nie jestem nacjonalistą?

Adam Wielomski

Ostatnimi czasy toczę różne polemiki internetowe z resztkami po dawnej Młodzieży Wszechpolskiej, kierowanymi przez kol. Roberta Winnickiego, których bezpośrednim powodem był opublikowany przeze mnie na łamach „NCz!” artykuł o śląskich autonomistach, którego nota bene koledzy z resztkowej MW wyraźnie nie zrozumieli. Przy okazji dowiedziałem się od znajomych, że sądzili, iż jestem nacjonalistą. Warto więc może odnieść się do problemu, dlaczego nigdy nie byłem, nie jestem i zapewne nigdy nie będę nacjonalistą.

Po pierwsze – przyznam, że nie bardzo rozumiem dzielenie ludzi na „my” i „oni”, czy też „swój” i „obcy” wedle kryterium narodowego. Nie twierdzę bynajmniej, że to kryterium nie jest ważne, ale nie może być decydujące. Jest naturalne, że łatwiej mi się dogadać (dosłownie i w przenośni) z osobami mówiącymi tym samym językiem, mającymi tę samą kulturę i spojrzenie na świat, czyli wychowanymi w tej samej co i ja tradycji. Weźmy jednak taki przykład: kto jest bardziej „swój”? Grzegorz Napieralski, Krystian Legierski, Joanna Senyszyn czy jakiś francuski lub hiszpański katolik-tradycjonalista, który nie mówi słowa po polsku i nie ma prawie pojęcia, gdzie Polska leży na mapie? W znaczeniu kulturowym z wymienionymi osobami z SLD nic mnie nie łączy. Są dla mnie jak Marsjanie – takie zielone ludziki (w tym wypadku czerwone), które w jakimś statku kosmicznym zostały przywiezione do mojego kraju. Niby mówią tym samym językiem co ja, ale wszystkie pojęcia, kategorie, idee mamy odmienne. Tymczasem z konserwatystą zachodnioeuropejskim odczuwam głęboką łączność cywilizacyjną, ponieważ wspólnie podzielamy te same idee chrześcijańskiego dogmatu, greckiej filozofii i rzymskiego porządku. Wspólnie mamy tych samych bohaterów: od Karola Wielkiego po generała Franco czy marszałka Pétaina. Jedyne, co nas dzieli, to język i kwestia komunikacyjna. To jednak można łatwo nadrobić, nawet jeśli nigdy nie nabędę prawidłowego akcentu.

Nacjonaliści powiedzą nam: wspólnota narodowa jest najważniejsza. No dobrze, to wyobraźmy sobie taką oto sytuację: idę i słyszę wołania o pomoc. W rzece topią się dwie osoby: sodomicki polskojęzyczny aktywista z SLD i hiszpański karlista. Stoję przed dramatycznym wyborem, komu rzucić jedyne znajdujące się na brzegu koło ratunkowe. Jeśli dobrze rozumiem kolegów z MW, to oni – kierując się lojalnością wobec wspólnoty narodowej – nie będą mieli wątpliwości, komu rzucać koło. A Hiszpan-katolik niech sobie tonie – wszak to „obcy”, „cudzoziemiec”. Nie ma to jak „polski” i „narodowy” sodomita! A gdzie słowa św. Pawła, że „nie ma więcej ani Żyda, ani Greka”? A fakt, zapomniałem, św. Paweł sam był Żydem…

Po drugie – w tekstach resztówek po dawnej Młodzieży Wszechpolskiej (ale za czasów Wojciecha Wierzejskiego takie kwiatki też się zdarzały) często spotykam wypowiedzi, iż „my, nacjonaliści, nie jesteśmy z prawicy”. Wedle tej koncepcji, nacjonalista to ktoś, kto kocha swój Naród i traktuje go jako absolut. Wszystkie idee mają charakter wtórny i służebny wobec Narodu, który zmienia je w zależności od potrzeb. Koncepcja to bardzo słuszna, jeśli zastosować ją do polityki zagranicznej, gdzie sojusze mają charakter zmienny. Jednak w pozostałych sferach to koncepcja bardzo niebezpieczna. Można to zilustrować kilkoma przykładami: polski ruch narodowy uznaje się dosyć powszechnie za głęboko katolicki, gdzie przywiązanie do Kościoła traktowane jest nieomalże jako polityczny dogmat. No właśnie – „nieomalże”. A co będzie, jeśli kierownictwo ruchu narodowego uzna, że „aktualny interes Narodu Polskiego wymaga, aby przestać iść na pasku kosmopolitycznej polityki Watykanu”? Czyż w imię „interesu narodowego” nie należy zażądać stworzenia „narodowego” Kościoła, takiego „polikanizmu” (jak anglikanizm)? A jeśli „interes narodowy” będzie wymagał powrotu kultów pogańskich? Czyż Światowid nie był autentycznym „narodowym” bogiem? Czy narodowcy mogą swobodnie czerpać z idei prawicy i lewicy w kwestiach gospodarczych? Zawsze jakieś gremium kierownicze narodowego stowarzyszenia czy partii może stwierdzić, że „aktualny interes Narodu Polskiego wymaga, aby skończyć z wolnym rynkiem i zbudować socjalizm, oczywiście narodowy, a nie kosmopolityczny”. Czy w takim przypadku mamy uznać, że zgodne z „narodowym interesem” jest podniesienie podatków, podkręcenie VAT na poziom 25%? Za pomocą kryterium „interesu narodowego” można uzasadnić dosłownie każdą politykę gospodarczą – od wolnorynkowej czy nawet libertariańskiej („interes narodu wymaga, aby podatnicy – członkowie naszego Narodu bogacili się i rozkręcali prywatną przedsiębiorczość”) po socjalistyczną, gdyż rzekomo „narodowy socjalizm stanowi najgłębszą fazę rozwojową zarządzania przez Naród swoim majątkiem”.

Narodowcy mogą być zwolennikami zarówno dyktatury – jako instytucjonalnego wyrazu „woli Narodu” – jak i demokracji parlamentarnej, aby „Naród mógł się wypowiedzieć”, jak i nawet zastąpienia parlamentu przez system plebiscytarny, aby „Naród mógł wypowiadać się ustawicznie”. Niestety, ale dochodzę do wniosku, że nacjonalizm może być ideą niebezpieczną. Pod pretekstem „interesu narodowego” w skrajnym przypadku można zbudować państwo pogańskie (monolatryczne), socjalistyczne i ultrademokratyczne, gdzie nad całym tym „bardakiem” powiewać będzie biało-czerwona flaga i brzmieć będą patriotyczne pieśni. To właśnie przypadek III Rzeszy.

Właśnie dlatego nigdy nie byłem i nie jestem nacjonalistą. Kwestie konfesyjne, polityki gospodarczej czy ustroju politycznego nie są zmienne i nie ulegają modyfikacjom wedle wskazań „interesu narodowego”. Zawsze byłem i jestem zwolennikiem Polski katolickiej, wolnorynkowej i autorytarnej – są to twierdzenia stałe i niezmienne w moim światopoglądzie.

I można powiedzieć i ująć to znacznie szerzej: tutaj tkwi zasadnicza różnica pomiędzy nami, konserwatystami, a wami, narodowcami. My mamy stałe idee, a wy macie niestałe mniemania. My mamy Boga, własność i autorytet, a wy macie bożka narodowego.


zez:

http://nczas.home.pl/publicystyka/dlaczego-nie-jestem-nacjonalista/

Spiszą Spisz?

Janusz Korwin-Mikke



ŚP.Melchior Wańkowicz mawiał, że zna wielu zacnych Czechów: nazywają się Žlábek, Dvořák, Široký, Havlík; i zna też wielu zacnych Słowaków: Čarnogurský, Chalupecký, Janovský ... Oraz kilku Czechosłowaków. Nazywają się Goldberg, Zilberštejn, Rozencwajg...

Piszę to, bo federaści planują przeprowadzić w Unii Europejskiej spis powszechny. Każdy przeciwnik Wolności zaczyna od spisu – bo miliony urzędników musi wiedzieć, ile czego w państwie jest, by wydawać kolejne tysiące „mądrych inaczej” dekretów.

W państwie, w którym panuje wolność, król nie musi wiedzieć, ilu ma poddanych: po co mu ta informacja? Przecież król nie wydaje ludowi – jak w Chinach czasów piekłoszczyka Zé-Dōnga Máo – codziennych racji ryżu?! Prowincje płacą królowi ustalony podatek, a król – jak potrzebuje armii czy policji – to ogłasza zaciąg i żołnierzom płaci. Żołnierzom jest przy tym wszystko jedno, czy bronią kraju, w którym mieszka 30 czy 50 milionów ludzi. Nie jest im do tego potrzebna informacja, jaka jest powierzchnia tego kraju – acz w XXI wieku trudno jest tego nie wiedzieć...

...szybki test: proszę odpowiedzieć na dwa pytania: „Jaka jest powierzchnia Polski” - i : „A właściwie do czego by mi ta informacja miała być potrzebna?”

Oczywiście: każdy władca mniej-więcej wie, ilu ma poddanych. Jeśli np. obowiązuje podatek pogłówny – to wie, ilu ma poddanych płci męskiej w wieku dojrzałym. Wie też, że w roku następnym liczba ta raczej lekko wzrośnie niż zmaleje – i nic więcej wiedzieć nie musi. Normalne państwo bowiem nie zajmuje się obuwaniem obywateli: wierzy, że szewcy zrobią to lepiej, niż urzędnicy.

Więc król na urzędnikach oszczędza. Do zarządzania Polską potrzeba by ich było, w dobie komputerów – może 300?

A nie 500.000!

Tradycję spisów rozpoczął był rzymski cesarz August – bo właśnie budował socjalizm, czyli bezpłatne rozdawnictwo zboża w ramach akcji „Chleba i igrzysk”. Jak to się skończyło – gigantycznym rozrostem biurokracji, wzrostem podatków i upadkiem Imperium – wiemy.

Przy okazji ludzie pytają, czy wolno będzie podać narodowość „Europejczyk”. I, oczywiście, wybuchnie przekomiczny spór o to, czy „istnieje” narodowość śląska, góralska czy orawska.

Otóż w tym sporze nie chodzi o „istnienie” np. Górali czy Kaszubów. Chodzi o to, czy jakiś urzędnik NAZWIE Kujawiaków „narodowością” czy np. „grupą etniczną”.

W normalnym państwie jeden etnograf nazywa ich „plemieniem”, inny „narodem” - i Kujawiaków interesuje to tak samo, jak Plutona interesuje, czy nazywamy go „planetą” czy nie – a żabę, czy jest „płazem”. Natomiast w państwie faszystowskim, jakim jest Unia Europejska – to OGROMNA różnica. Za tym idą jakieś przywileje, jakieś uprawnienia...

… i, oczywiście, zaczynają się spory, a potem nawet bijatyki i rzezie.

Ja chcę żyć w państwie NORMALNYM !


zez:

http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/spisza_spisz_/816



----------------
Zdrzë: Peccunia non olet (Piniądz nie smierdzy)

| Od najnowszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Top

 
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002