Strona główna forum Historia prof. Piskorski o granicy pomorsko-polańskiej |
Poprzedni wątek | Następny wątek |
Nadawca | Wątek |
---|---|
Michal |
wysłane dnia:
20.3.2012 20:45
|
Nie mogę oderwać się od tej strony! Zarejestrowany: 1.4.2004 z: Żulawskich Rubieży Kociewia Wiadomości: 577 |
Re: prof. Piskorski o granicy pomorsko-polańskiej W sumie po pierwszym zdaniu Kolegi odpowiedzi, mógłbym zakrzyknąć: fałsz! I na tym zamknąć dalszą dyskusję, bo reguły logiki twardo nakazują, że nie udowadnia się, że nie jest się wielbłądem.
No, ale żeby nie było, że się uchylam przed dyskusją... Skoro się Kolega zgodził z moim głównym zarzutem (jakoś tego między wierszami nie doczytałem, ale niech będzie) - a przypomnę, było nim stwierdzenie, że absorpcję poglądów Marlona utrudnia straszne zacietrzewienie ich głosiciela – to jak to logicznie połączyć z deklaracją, że nie towarzyszą Koledze żadne emocje? Niby Kolega się zgadza z faktem, że cała jego teza oparta na PVL, to jednak hipoteza i, że poglądy dotychczasowych badaczy należy przyjmować krytycznie, lecz niestety jakoś tego w jego wypowiedziach w tamtym temacie nie znajduję. Zapis w PVL JEST enigmatyczny. Abstrahując już od rozważań, że do zaistnienia historycznych faktów przekonywać nas mogą dopiero dwa niezależne źródła (a o to w naszym temacie jest więcej niż trudno), to te kilka zdań, nawet jak uznamy je za prawdę objawioną mówi nam niezmiernie mało. Słusznie Kolega podkreśla te nieliczne informacje tam zawarte, które wobec naszej mizerii znanych faktów są bezcenne, nie mniej nie mamy tam nawet zarysowanej jakiejś konkretniejszej perspektywy czasowej, czy geograficznej. Stąd choćby kwestia tego, czy czasem autor nie zasugerował się sytuacją polityczną z czasów mu współczesnych, także jest w tym wypadku dopuszczalną hipotezą (którą Kolega naturalnie może jak najbardziej sensownie deprecjonować, lecz nie jest w stanie jej całkowicie sfalsyfikować). W przypadku zaś dotychczasowej historiografii Kolega zaś mówi nie o krytycyzmie wobec niej, ale o jej całkowitym (w wielu sprawach naturalnie) odrzuceniu. Argumentując to właśnie jedynie owym zestawem nieładnie brzmiących etykietek. Bez urazy, trochę prac historycznych w życiu przeczytałem, ale w żadnej ocierającej się choćby o miano naukowej nie spotkałem tego typu epitetów (i tu cytaty z Kolegi): „do bani i do kitu”, „dyrdymały Sporsa”, „bełkotliwość Labudy”, itp. Widzi Kolega, ja jestem zwolennikiem poważnych dyskusji nawet w Internecie. I gdy ktoś zaczyna pisać w ten sposób, to mi się zapala lampka, czy czasem za tymi epitetami nie kryje się bezradność pogodzenia własnych poglądów z tezami tego czy innego badacza. Jak ktoś popełnił rażący błąd, to zazwyczaj dość łatwo jest go wykazać w kilku zdaniach. Wtedy przeciętny czytelnik, nie mający obowiązku znać całego dorobku polskiej mediewistyki, może sobie wyrobić zdanie na temat poglądu osoby dokonującej krytyki. Gdy miast krytyki czytam takie wykrzykniki (bardzo często niestety niczym niepodparte), to zaczynam mieć poczucie, że czytam propagandę, a nie merytoryczny wywód. I dla mnie nie jest problemem, że raz czy dwa ktoś użył mocniejszego słowa wobec takiego Labudy. Problemem jednak jest już to, gdy owe słowa zaczynają być głównym argumentem w obalaniu wcześniejszych badań. Szczerze się uśmiałem z tezy Kolegi o zacofaniu i nieaktualności polskich historyków wynikających z faktu, że byli primordalistami, co ma skutkować niby ich błędną metodologią. Abstrahując już od faktu, czy faktycznie nimi byli, to ciekawi mnie jedna rzecz: Kto i kiedy w historii zadekretował, że ów primordalizm jest już na wieki nieaktualny. W takiej, przecież niby o wiele bardziej „modernistycznej” socjologii. primordaliści trzymają się dość mocno, baa nawet pod koniec XX wieku przeszli wobec konstruktywistów do ofensywy. „Nowe nauki”, oparte na nowych możliwościach genetyki, różnej maści programów komputerowych, tudzież cyfrowych metod zestawiania danych, dają nam dziś świeże, ciekawe informacje, przewartościowują wiele starych poglądów, ale w żadnym wypadku nie falsyfikują en masse dotychczasowego dorobku historiografii! Brutalnie mówiąc. Niczyj primordalizm, nie zwalnia nas, od uznania badań takiej osoby już błędnych z samego założenia. Po lekcji, jakiej polskiej historiografii udzielił materializm historyczny, naprawdę nie warto znów dawać głowę za jedynie słuszną metodologię, która sfalsyfikuje do cna dotychczasowe badania. Za ćwierć wieku pojawią się znów nowe możliwości techniczno-badawcze i nagle się okaże, że cały interdyscyplinaryzm początków trzeciego tysiąclecia wymaga gruntownej rewizji... Reasumując zatem, interpretacja zapisu PVL, którą propaguje Kolega, jest bez wątpienia bardzo sensowną koncepcją. Niestety Kolega nie jest jej najlepszym ambasadorem. Pozdrawiam serdecznie Michał |
Poprzedni wątek | Następny wątek |