Wiadomości - Wydarzenia - Żywe laboratorium
Losowe zdjęcie
Formowanie pochodu
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Wydarzenia : Żywe laboratorium
Wysłane przez: sgeppert dnia 10.11.2003 14:20:58 (2759 odsłon)

Iwona Joć

Nie pierwszy raz „badali” Kaszubów. W czerwcu byli w gminach Somonino i Kartuzy. Chcieli przyjrzeć się zjawiskom, które dzieją się na Kaszubach w okresie przemian dotyczących tożsamości kaszubskiej.
- Rzadko bowiem zdarza się, że takie fascynujące procesy toczą się na oczach badaczy – uzasadnia swój przyjazd z dwunastoma studentami z Instytutu Etnologii Uniwersytetu Warszawskiego Paweł Kalinowski, opiekun grupy. – Można powiedzieć, że mamy do czynienia z „żywym laboratorium”.

Pierwsza wizyta była próbną. Studenci ruszyli w teren w poszukiwaniu problemów, które stałyby się tematami ich przyszłych prac licencjackich.
- Mi przypadła wówczas do spenetrowania Brodnica Górna – mówi Marcin Komosa. – Miałem pecha, bo nikt nie chciał ze mną, poza panią Hanią Pionk z zespołu regionalnego Kaszuby, rozmawiać.
- Ja i koleżanka miałyśmy wówczas mniej problemów – dodaje Ania Kluczyk. – Ale może dlatego, że naszym terenem były Ostrzyce, miejscowość turystyczna, gdzie ludzie są bardziej otwarci...
Ponownie zawitali
na Kaszuby – do Chmielna – na początku listopada. Tym razem ze sprecyzowanymi już mniej więcej tematami. Marcin zajął się działaczami kaszubskimi, Ania turystyką na Kaszubach, Klaudia Wypiorczyk – językiem kaszubskim, problemy można by mnożyć. Chmielno było bazą wypadową do innych gmin – Kartuzy, Sierakowice, a nawet Żukowo.
- Obecne doświadczenie studentów jest nad wyraz pozytywne - mówi Paweł Kalinowski. – Wszyscy są pod wrażeniem otwartości i braku jakichkolwiek uprzedzeń czy niechęci przed rozmową. Zastanawiamy się nad wyjaśnieniem tego fenomenu. Jedyne, jakie przychodzi nam do głowy, to takie, że mieszkańcy, członkowie organizacji, władze samorządowe traktują naszą obecność tutaj jako swego rodzaju promocję.
Studenci narzekają trochę na brak kontaktu, pomimo chęci z ich strony, ze zwykłymi mieszkańcami. Byli już u działaczy, nauczycieli, władz i in., rzadko jednak u tych pierwszych.
- Pewnie jest tak, że zwykli Kaszubi czują się zwolnieni z konieczności mówienia o kaszubszczyźnie, być może czują się mniej kompetentni, stąd odsyłają „poważnych” studentów z Warszawy do innych osób – wyjaśnia Paweł. – Na przykład w gminie Chmielno powstała grupa lokalnych ekspertów, którzy specjalizują się w lokalnej kulturze, we wszystkich jej aspektach. I pewnie są w tym dobrzy.
Ania Kluczyk próbuje się dowiedzieć, jak turystyka wpływa na tradycyjną kulturę kaszubską. Czy jest ona powodem do przypominania sobie o niej.
- I tutaj pojawia się kwestia: czy ludzie parający się turystyką tę kulturę kultywują, czy wystawiają na pokaz - zastanawia się. – Właśnie tak to troszeczkę widzę. Nie jest to oczywiście na wskroś tak jak z wypchanymi zwierzakami. Ale samo to, że teraz ktoś chętnie by odkupił od Stanisława Klimowicza, w Chmielnie prowadzącego izbę regionalną, stary pług, który parę lat temu mu oddał i cieszył się, że ma starego grata z głowy, według mnie, wybitnie wskazuje na to, co się dzieje. Nie postrzegam tego jednak negatywnie. Nikt nie ukrywa, że ciągnie z kultury kaszubskiej zyski, że w momencie, gdy turystyka zaczęła się rozwijać, zaczęli nią się interesować. Myślę, że jest część tradycji, która jest kultywowana niezależnie od turystyki.
Problemem używania języka kaszubskiego zajęła się Klaudia Wypiorczyk. Uczestniczyła między innymi w zajęciach języka kaszubskiego dla sześciolatków w Borzestowie, próbowała ustalić jak sprawa ta ma się w Chmielnie.
- Dzieci z Borzestowa śpiewały w tym języku, recytowały wiersze, ale między sobą mówiły po polsku – opowiada. – Kiedy nauczycielka spytała się, kto rozmawia po kaszubsku z rodzicami, w górę na dwadzieścioro parę maluchów podniesionych zostało pięć rąk. Gdy jednak później skierowała do nich podobne pytanie, tyle, że dotyczące dziadków, przytaknęła mniej więcej połowa sześciolatków.
Oczarowało Klaudię spotkanie członków Remusowego Kręgu – koła miłośników kaszubszczyzny z Borzestowa. Widząc takie inicjatywy szkolne i społeczne widzi ona szansę na przetrwanie języka kaszubskiego w tym miejscu.
- Natomiast w Chmielnie jest zupełnie inaczej – dodaje. – Po pierwsze, w szkole nie ma nauki języka kaszubskiego jako przedmiotu. Kiedy zagadnęłam o niego przypadkowych nastolatków, których spotkałam na ulicy, powiedzieli mi, że kaszubskiego nie znają i żebym szła do starszych ludzi.
Zdaniem warszawskich studentów, o „być albo nie być” języka kaszubskiego zadecyduje jego używanie bądź nie w domach rodzinnych.
- Wówczas będzie miał on szanse na przetrwanie – twierdzi Remigiusz Kaczmarek. – Żeby nie było tak, że dzieci mówią po kaszubsku na kółkach zainteresowań, w przedstawieniach, a wychodząc ze szkoły automatycznie przestawiają się na język polski.
- Istnieje zagrożenie, że z językiem kaszubskim może być tak, jak z irlandzkim – dodaje Paweł Kalinowski. – Język irlandzki też jest nauczany w szkołach, są nawet wyznaczone okręgi, w których podobno w języku tym ludzie mówią, ale tak naprawdę to mało kto to robi. Raz w tamtejszym urzędzie pocztowym poprosiłem o przetłumaczenie życzeń z angielskiego na irlandzki. Mieli z tym duże problemy, zebrało się „specjalne” konsylium, zastanawiając się, jak to poprawnie brzmieć powinno. Nie chciałbym, by podobnie sprawa wyglądała z językiem kaszubskim. Kiedy jednak usłyszałem, jak po kaszubsku rozmawiają między sobą kioskarka i klient, doszedłem do wniosku, że nic nie jest jeszcze stracone. Że szansa na przetrwanie tego języka jeszcze jest.

Strona do wydruku Poleć tę stronę (e-mail)
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002