Wiadomości - Kultura i twórczość - Bytowski Bądkowski
Losowe zdjęcie
Brzegi Łebskiego Jeziora
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Kultura i twórczość : Bytowski Bądkowski
Wysłane przez: fopke dnia 23.11.2009 12:10:00 (3072 odsłon)

Po raz ósmy odbyła się w Muzeum Zachodnio-Kaszubskim w Bytowie doroczna konferencja kaszuboznawcza, tym razem pod hasłem „Lech Bądkowski - Literatura i wartości”. Połączono ją więc z dominantą sezonu, co wpisało imprezę w Rok Lecha Bądkowskiego, nieco kosztem elementu kaszubskiego. We środę 18 listopada 2009 r. na zamku na peryferiach Kaszub mówiono głównie o Bądkowskim literacie, wypełniając pewną lukę w jubileuszowych zajęciach. Przy okazji ujawniono najnowszą publikację nieżyjącego twórcy - wybór dramatów, ogłoszony też w kaszubskim tłumaczeniu Hanny Makurat. Bytów nie kojarzył się dotychczas z wielkim Lechem, dla MZ-K więc duże brawa za odwagę.


Gości powitał dyrektor placówki p. Janusz Kopydłowski. Nazwał Bądkowskiego wizjonerem, zapowiedział też publikację materiałów niniejszego spotkania. Po nim kierownik merytoryczny konferencji prof. Daniel Kalinowski (Akademia Pomorska) wymienił jej sponsorów, zagaił temat i z atencją (i drobnymi darami) zwrócił się do grona muzealnego wyrażając pragnienie, by „nasze związki były pielęgnowane i mogły się rozwijać”. Po najlepszych życzeniach przekazał mikrofon p. Gabrieli P. Prądzyńskiej, która zapowiadała mówców. Zadbano o frekwencję, którą znacznie poprawiła licealna młodzież, nie zjawił się za to prof. Jerzy Samp, zmniejszając tym samym liczbę referatów do sześciu.
Przewidziano po 20 minut „na łebka” i punktualnie za kwadrans dziesiąta odezwał się prof. Józef Borzyszkowski kreśląc „Krąg współpracowników sprawy kaszubskiej Lecha Bądkowskiego”. Zaznaczył, że trudno oddzielić tu pisarstwo od działalności organizacyjnej Bądkowskiego oraz jej strony etycznej i ludzkiej. Wymienił „deficytowe wartości”, którymi dla Bądkowskegoibyły „przyjaźń, lojalność, szczerość, bezinteresowność i przyjazna, lojalna, szczera i bezinteresowna współpraca”. Skrótowe omówienie tematu „ludzi Lecha Bądkowskiego w ruchu kaszubsko-pomorskim” zaczął od Tadeusza Bolduana. Przedstawił kanoniczną wersję genezy Zrzeszenia Kaszubskiego (wg Bernarda Szczęsnego), zalecił studiować kronikę oddziału gdańskiego ZK-P, opracowaną przez Izabelę Fillip, i pracę C. Obrachta-Prondzyńskiego „Zjednoczeni w idei”, wspomniał satyrę A. Nagla, w której pojawia się Bądkowski, oraz „klub pracy twórczej przy redakcji »Kaszëb«”, czyli późniejszą „Pomoranię”. Przy okazji zahaczył o słynne epitafia redakcyjne, mówiąc nieściśle, że Bądkowski takowego nie ma. Jednak w „Kaszëbach” opublikowano mu należny tekst: „Tu leży Bądkowski, szanujcie tę ciszę, / Bo jak się obudzi, bajkę napisze”, co pozwalam sobie sprostować.
Po tych detalach mówca skupił się na podsumowaniu osobowości pisarza. Wspomniał, że ten „ciągnął wiele rzeczy”, bo oprócz sprawy kaszubskiej był to także Związek Literatów Polskich, „nie zawsze był gotów podjąć te najbardziej odpowiedzialne funkcje”, może dlatego, że „liczył się z siłami”. Jednakowoż „wiele rzeczy z lat 70-tych [w których uczestniczył LB] aktualnych jest do dziś”. Wg prof. Borzyszkowskiego są to np. „Ludowe Talenty”, konkursy i seminaria. Dla Bądkowskiego charakterystyczne było, że „szukał i miał swoich ludzi nie tylko w Gdańsku” i że byli wśród nich historycy i uczeni. Zaowocowało to najpełniej w Sierpniu 80, po którym jednak szybko przyszedł przełom 1983/84.
Te tragiczne dla pisarza dni pozwoliły „ludziom Bądkowskiego” ponownie się zjednoczyć wokół jego łoża śmierci. J. Borzyszkowski z pamięci przytoczył listę nazwisk z „grafika dyżurów” przy umierającym (obecnie zaginionego), na którym byli: Maria Kowalewska, Izabella Trojanowska, Zbigniew Jankowski, Tadeusz Bolduan, Edmund Puzdrowski, Maria Mrozińska, Ewa Górska, Henryka Dobosz, Donald Tusk i Grzegorz Fortuna. Czuwanie tam połączyło środowisko Zrzeszenia i redakcji „Samorządności”. Na wdzięczną pamięć zasłużyli też sąsiedzi Lecha pp. Mieczysław Róg z żoną.
Nawet po śmierci Bądkowski niepokoił władze, na dowód czego profesor zacytował papier z 1988 r., sporządzony przez gdańską milicję. Wśród kaszubskich separatystów widziano wtedy wielu „wychowanków Lecha Bądkowskiego”: Izabellę Trojanowską, „córkę Michała”, Tadeusza Bolduana, Wojciecha Kiedrowskiego czy Brunona Synaka. „Lech Bądkowski dziś również niektórych niepokoi, innych pobudza” - raczył na finał zauważyć mówca.
Prelegenci trzymali się rozkładu jazdy, a mowa J. Borzyszkowskiego była jedną z najkrótszych (22 min.). Za to prof. Zbigniew Zielonka, przemawiający po nim nt. „Pomorze w powieściach historycznych L. Bądkowskiego”, zajął aż 25 minut, argumentując, że przecież wypadł J. Samp. Miał on zresztą mówić na zbliżony temat.
Z. Zielonka rozważał jak Bądkowski traktował historię i dlaczego podjął się napisania cyklu swych powieści pomorskich, z których zdążył ukończyć tylko „Młodego księcia” i „Chmury”. Powieści historyczne były naówczas bardzo popularne, bo zaraz po wojnie pojawiły się tomy A. Gołubiewa, W. J. Grabskiego czy T. Parnickiego (mówca pominął popularną twórczość Karola Bunscha). Istniała w nich dysproporcja tematyczna, bo np. nie pisano o Kresach, było za to zapotrzebowanie na temat Ziem Odzyskanych. W tematyce tej, którą potem podjął też Bądkowski, „czuć oddech historii i fenomen Ziemi Pomorskiej” oraz „odrębny charakter Gdańska”. Mówca podparł się zdaniem W. Kubikowskiego, który dostrzegał w takiej literaturze pewne „małe mity” i literackie narracje, które nabierały cech mitów czy stereotypów, będąc tworem np. konkretnego pisarza.
M. Czermińska włączyła swego czasu utwory Bądkowskiego w nurt tzw. powieści piastowskich. Wg Z. Zielonki „mit Polski Piastowskiej powstał z zapotrzebowania i instynktu narodu”, w czym zaznaczyła się też polityka władz PRL, ale Lech Bądkowski zaczął pisać swój cykl gdy kończyła się epoka Polski Ludowej. Podjął takie wyzwanie z poczucia powinności, a nałożyło się to na przełom roku 1980 - moment, w którym „odwieczne wartości gwałtownie młodnieją”, jak się wyraził prof. Zielonka.
Jednym z aspektów twórczych powieści pomorskich Bądkowskiego było pragnienie zakorzenienia, gdyż „bez zakorzenienia nie ma przyszłości”. Postacią symptomatyczną jest tu Świętopełk Wielki, który oderwał się od wspólnoty piastowskiej, ale nie zbudował antagonizmu polsko-kaszubskiego. Głównym zaś bohaterem tych powieści miał być jego syn Mściwój - postać nośna literacko ze względu na „przetartą drogę mitu”, której najistotniejszym elementem jest układ w Kępnie. Być może dalsze tomy dociągnęłyby historię do zajęcia Gdańska w 1309 roku, co pozwoliłoby domknąć wątki. Zdaniem Z. Zielonki już w napisanych księgach przeplata się konwencja realistyczna z mitotwórczą, co widać np. w scenie nabożeństwa, znamionującej europejski rozmach zamiarów władcy.
Słuchaczom nie dano było jednak kontentować się dalszą charakterystyką powieści pomorskich Lecha Bądkowskiego, gdyż mikrofon przekazano wnuczce pisarza Miłosławie Kosmulskiej, która omówiła literackie przyjaźnie swego dziadka na podstawie korespondencji. Wymieniła nazwiska Zbigniewa Herberta, Artura Międzyrzeckiego, Leszka Proroka, Ksawerego Pruszyńskiego, Macieja Słomczyńskiego i Wiktora Woroszylskiego, podała tematykę zachowanych listów, zacytowała też w całości po jednym liście Słomczyńskiego i Bądkowskiego, prezentując bardzo dobry angielski w odnośnych fragmentach. W podsumowaniu wskazała na przebijającą przez te teksty osobowość autora, w tym jego inteligencję. Mimo że samotnik, Bądkowski „dawał się lubić i był lubiany” - zakończyła na finał pierwszej części konferencji. Dochodziła jedenasta.
Półgodzinna przerwa spowodowała odpływ publiczności. Z pięćdziesięciu osób pozostało piętnaście. Młodzież oddała drugą część spotkania walkowerem, co nie dziwi, gdyż referaty zaprezentowano mało atrakcyjnie i niemedialnie, czytając je po prostu z kartki. Ulotnili się też p. Kiedrowscy, red. Zbigniew Talewski oraz szefowie Instytutu Kaszubskiego, współorganizatora spotkania. Na sali prócz naukowców pozostali nieliczni przedstawiciele mediów oraz rodzina, acz też nie do końca. Mówiono już wyłącznie o Bądkowskim i jego książkach.
Prof. Krystyna Turo naszkicowała działalność pisarską Lecha Bądkowskiego w latach pięćdziesiątych i zastanawiała się „na ile twórczość ta jest: wykonywaniem planu, »połowem nadziei« i ciągle trwającą bitwą”, ewidentnie nawiązując do tytułów jego prozy. Zarysowała epokę, wspomniała zjazdy pisarskie z 1945 i 1949 r., moment powołania cenzury, starała się też uchwycić w tym wszystkim swego bohatera, który miesiąc po powrocie z Zachodu wchodzi do redakcji „niezależnego organu Wybrzeża”, za który uważał się wtedy „Dziennik Bałtycki”.
Pewne konieczne wybory oraz potrzeba uczestnictwa stoją za postawą i twórczością pisarską Bądkowskiego, z której wziął się jego „Kuter na strądzie”. Wejście w literaturę mogło dawać pisarzowi „większą suwerenność i niezależność”, jak to ujęła prof. Turo, starając się bronić Bądkowskiego, choć jego debiutancka powieść jest tworem schematycznym i nieświadomie groteskowym. Zapisała mu na plus połączenie spraw kaszubskich z morskimi, wśród nich częściowo kaszubski tytuł powieści oraz postacie „kaszubskich rybaków i odrobiny ich życia”, które mogą składać się nawet na „bitwę o tożsamość Kaszubów”. W groteskowości dojrzała też elementy „niezgody na taką rzeczywistość”, choć widzimy je dopiero z naszej perspektywy.
Prof. Turo mówiła ponad pół godziny, a pod koniec wywodów zdążyła napomknąć o zaletach zbioru opowiadań „Pan grodziska”, który miał być dość indywidualistyczny na tle czasów ruchów masowych, jakimi były lata 50-te w Polsce i tej części Europy. Na szczegóły trzeba będzie poczekać do publikacji referatów.
Prof. Jowita Kęcińska zaczęła od sprecyzowania tytułu swego wystąpienia, który miał brzmieć „Pogański świat Lecha Bądkowskiego”, a został nieco rozmyty w programie. Skupiła się na tych samych dwóch powieściach pomorskich, określając je górnymi słowami „skarb doprawdy niezwykły. Przede wszystkim dostrzegła w nich „przenikanie [się] starego i nowego porządku”, co przejawia się w treści w czterech aspektach: postaciach, miejscach, zachowaniach i przedmiotach magicznych. Kontrastowo przedstawione są w tych księgach figury Staroczesnego i Przesprawy, pogańskiej wiedźmy, istotną rolę pełnią toposy Trzech Dębów i Swarożyna, a często pojawiającymi się artefaktami są nawęzy - amulety niewiernych, jak kły dzika czy pazury niedźwiedzia. Wszystko to pozwala zadumać się nad dramatem wyboru, przed którym stali wtedy książę i cały jego lud. Chrześcijaństwo było więc w jednakiej mierze potrzebą polityczną co wyborem serca. Podjęcie tego tematu przez pisarza mogło więc być dość atrakcyjne artystycznie (to moje zdanie - SC).
O wpół do pierwszej konferencja kulminowała wystąpieniem prof. Daniela Kalinowskiego o dramaturgii Bądkowskiego. Stanowią ją cztery teksty, do niedawna zapomniane, ale w 2009 roku niespodziewanie ożywione przez ich tłumaczenia i inscenizacje kaszubskie, a także świeżą edycję Oficyny Czec.
Referent zadał na wstępie nieco hamletyczne pytanie „dlaczego dramat?”, mając na pewno ma myśli również siebie. U Bądkowskiego dzieła sceniczne są dopiero na trzecim miejscu pod względem znaczenia, po powieściach i publicystyce. Są więc z pewnością mniej charakterystyczne, czy jednak mniej wartościowe? Pisarz zajmował się teatrem z racji zatrudnienia w „Miniaturze”, jego płody mogły być więc nieco użytkowe, a nawet stanowić - jak to ujął badacz - „surogat literatury”. Doświadczenia swe Bądkowski krótko wspomniał w liście do T. Bolduana i tam przekreślił praktycznie swój teatralny epizod, prof. Kalinowski nie odniósł się jednak do tego wyznania. Temat może nie jest całkiem zamknięty, bo wcześniej M. Kosmulska napomknęła, że pisarz w latach 70-tych starał się o kolejną inscenizację „Sądu nieostatecznego”, czego ślad zachował się w korespondencji z Leszkiem Prorokiem.
D. Kalinowski zaznaczył aspekty poszukiwania formy i wyrazu oraz problem adresata jako specyficzne dla twórczości scenicznej Bądkowskiego i w ogóle, a potem omówił kolejno jego dramatyczne utwory. „Złoty sen” bez tzw. kozery określił jako sztukę dydaktyczną, w „Zaklętej królewiance” dojrzał formę triadyczną, tradycję ludową i uniwersalne mity, „Sąd nieostateczny” nazwał (za autorem) moralitetem, dostrzegł w nim kontekst kaszubski i wymowę podobnie uniwersalną, dość niejasna wydała mu się za to „Sobótka”. Jest to niby klasyczny trójkąt miłosny, ale pozbawiony rozwiązania. Spór w nim odbywa się też na dość niewyraźnym tle tradycji, którą reprezentuje tu właściwie tylko tytuł, niecałkiem adekwatny. Utwór jest też dosyć skromnie zarysowany - dopowiem od siebie - dla rozwiązania tych dylematów można sięgnąć do wspomnianej reedycji.
Akademicki badacz podsumował omawiane dzieła mówiąc, że to „twórczość wyrosła z wyobraźni”, której zaletą jest „żywotność regionalna”. I jedno, i drugie nie dość jest docenione. Nie udzielił jednak wyraźnej odpowiedzi na pytanie „dlaczego dramat?”, co wytknięto mu na początku dyskusji, zapewniając tym płynne przejście z dysputy jednokierunkowej na dwupasmową.
Odpowiedź w zasadzie nie padła, ale poruszono kilka innych interesujących wątków, nie wszystkie odgrzewane. Prof. Zielonka analizował literaturę socrealistyczną, wskazał też na niedocenione źródło inspiracji dla inkryminowanych powieści pomorskich, którym ma być „Dobrogost i Miłosława” ks. Leona Heykego. Przedstawił kilka paralel historycznych, a pisarstwo Bądkowskiego nazwał „próbą stworzenia mitu Kaszub”, co samo w sobie jest tematem na kolejną sesję, użył też określenia „mit klęski”. Prof. Kęcińska kontynuowała refleksje nad pogaństwem i jego przejawami w tekście „Młodego księcia” i „Chmur”. Prof. Turo chciała nadal bronić Bądkowskiego (w domyśle: przed zarzutem grafomaństwa i wysługiwania się reżimowi), a D. Kalinowski umiejętnie moderował temperaturę tych filipik. Dzięki niemu wszystko skończyło się w zasadzie zgodnie z planem, a dokładnie o 13.32 czasu zachodniokaszubskiego.
Ostateczny sąd nad całym zdarzeniem, przynajmniej u tych, którzy znaleźli się w Bytowie i nie zeszli z konferencyjnego mostka do końca, może być tylko pozytywny. Nie tylko odkurzono pożółkłe karty paru dawno nieruszanych pozycji, ale ożywiono też postać ich autora i wskazano istotne problemy jego dzieł. Mimochodem okazało się po raz kolejny, że trzeba twórczość takich ludzi studiować na tle epoki i życiorysu. Bądkowski pisał swe sztuki, bo pracował w teatrze, a „Kutra” napisał, bo chciał zostać prawdziwym pisarzem, czyli członkiem ZLP. Niezrozumiała jest tylko jego fascynacja pogaństwem, i to w okresie, gdy przechodził ostry, że tak powiem, kryzys ateizmu - nie wiadomo rzekomy czy autentyczny. Trzeba sięgnąć do jego powieści, na szczęście wydanych w sporych nakładach, i spekulować jak mogłaby się dalej potoczyć ich akcja. Może to przypadek zbliżony do „Zrodzonych z burzy” Mikołaja Ostrowskiego - komunistycznej historii, której zachowany fragment dotyczy jednak wyłącznie reakcjonistów. A co do „Kutra na strądzie”, to rzucono z sali myśl jego wznowienia, przyjętą jednak z pewnym niedowierzaniem. Ale może przy okazji następnego Roku Lecha Bądkowskiego... (SC)

Strona do wydruku Poleć tę stronę (e-mail)
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002