Pomerania 11/2006

Data 1.11.2006 21:35:38 | Kategoria: Miesięcznik "Pomerania"

Pomerania 11/2006Zespoły folklorystyczne – barwne, rozśpiewane, roztańczone, nieodmiennie kojarzą się nam z muzyką ludową, regionalną. Muzyką, która swe trwanie w czasie zawdzięcza – nie bójmy się tego sformułowania – dokonującemu się w zespołach pokoleniowemu przekazowi. Od kilkudziesięciu lat zmniejsza się rola społecznych zachowań obrzędowych, co z kolei prowadzi do nieodwracalnych zmian w kulturze ludowej. Stare zwyczaje kultywuje się tylko tam, gdzie żyją jeszcze ludzie starsi, dzielący się swymi doświadczeniami, wiedzą z młodszymi.
Nowy numer „Pomeranii” ukaże się 3 listopada.


Pomerania - miesięcznik wydawany przez Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Redakcja: 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 21-22, tel. 058 3012731, e-mail red.pomerania@wp.pl



1. Spis treści

2. Listy

5. Witosława Frankowska, Wczoraj, dziś i jutro kaszubskich zespołów folklorystycznych
Zespoły folklorystyczne – barwne, rozśpiewane, roztańczone, nieodmiennie kojarzą się nam z muzyką ludową, regionalną. Muzyką, która swe trwanie w czasie zawdzięcza – nie bójmy się tego sformułowania – dokonującemu się w zespołach pokoleniowemu przekazowi. Od kilkudziesięciu lat zmniejsza się rola społecznych zachowań obrzędowych, co z kolei prowadzi do nieodwracalnych zmian w kulturze ludowej. Stare zwyczaje kultywuje się tylko tam, gdzie żyją jeszcze ludzie starsi, dzielący się swymi doświadczeniami, wiedzą z młodszymi. (Więcej w „Pomeranii”)

10. Tomasz Fopke, Kaszubski granie po nowemu
Muzyka kaszubska jest współcześnie bardzo zróżnicowana – zarówno pod względem formy, stylów muzycznych, jak i grup wykonawczych. Pokutujące do niedawna przeświadczenie, że kaszubskie muzykowanie to wyłącznie folklor powoli odchodzi w niepamięć. Pojawiają się bowiem bardziej progresywne nurty. Odpowiada to zresztą rosnącemu zapotrzebowaniu społecznemu na urozmaicony przekaz muzyczno-językowy, bogatsze instrumentarium, harmonię, poszukiwania nowych form... Wraz z utrwalaniem się kaszubskiego języka literackiego do głosu dochodzi potrzeba ubrania tegoż w inną od ludowej „obudowę”. (Więcej w „Pomeranii”)

13. Marek Czarnowski, Rola kaszubskich zespołów w podtrzymywaniu tożsamości i zachowaniu języka
Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć jak kaszubskie zespoły folklorystyczne wpływały i wpływają na podtrzymywanie tożsamości Kaszubów. Brakuje bowiem badań, szczególnie socjologicznych, etnologicznych, etnograficznych, dokumentujących tę zależność. Moim zdaniem należy wyodrębnić dwa typy „kaszubskości” czy świadomości kaszubskiej: fakt urodzenia na Kaszubach bądź w rodzinie kaszubskiej. Jedno z drugim może iść w parze, ale nie musi. Jest ponadto wiele osób trochę nieelegancko nazywanych pół-Kaszubami. Ale mamy też i trzeci rodzaj przynależności kaszubskiej: w pełni świadomej, deklarowanej, chociaż niezwiązanej z żadną z wyżej wymienionych form pochodzenia. To co prawda jednostki, często jednak są one przedstawicielami elit intelektualnych. Nie będąc etnicznymi Kaszubami, ale poznając bogactwo, w najróżniejszych aspektach, życia naszego regionu, decydują się na przynależność do tej grupy. (Więcej w „Pomeranii”)

15. Mirosława Möller, Kociewie pieśnią malowane
Kociewie to region o bogatym dorobku w dziedzinie kultury duchowej i materialnej, różniący się od sąsiednich terenów, zwłaszcza Kaszub, z którym zresztą był i jest w niektórych przypadkach utożsamiany. Ludzie rozmiłowani w swojej małej ojczyźnie, członkowie stowarzyszeń, towarzystw, dostrzegli i uwypuklili te różnice już jakiś czas temu. Dzięki ich pracy prowadzi się na Kociewiu ciekawe formy popularyzacji kultury, a w szczególności wizualnej, jaką przedstawiają zespoły folklorystyczne. Życie na współczesnej wsi niczym nie różni się od życia w mieście. Nosi się tę samą odzież, śpiewa te same przeboje, a jednak właśnie teraz odkrywa się urodę i świeżość wiejskich koronek, haftów, a także ludowych tańców i przyśpiewek. (Więcej w „Pomeranii”)

18. Grzegorz Oller, W kociewskich rytmach po regale
Ludową kulturę muzyczną Kociewia należy traktować, podobnie jak muzykę ludową w ogóle, jako wartość tak historyczną, jak i aktualną, która jest wynikiem zespolenia twórczych osiągnięć wielu pokoleń. Będąc treściwym i emocjonalnym łącznikiem między generacjami, nadaje ona kulturze narodowej barwy lokalne. Tworzy też najsilniejszą więź uczuciową, spajającą społeczeństwo. Uczy kochać regionalne tradycje, budzi i utrwala patriotyzm, wyrabia postawę twórczą. Muzyka ludowa jest stałym źródłem działań i przeżyć, bazą kreowania nowych wartości estetycznych, społecznych, narodowych. Ta z Kociewia w prowadzonych przez etnografów i folklorystów pracach naukowych nie posiada jeszcze pełnej dokumentacji, a w studiach nad miejscowym tańcem ludowym brak jest jakże ważnych badań etnochoreologicznych. (Więcej w „Pomeranii”)

22. Grzegorz Gola, Mała Holandia
Dla Holendrów Żuławy nie są atrakcyjne turystycznie. Mają swoich „żuław” pod dostatkiem. Atrakcyjniejsze dla nich są raczej góry. Przeciwieństwa przyciągają.
Holendrzy to ludzie biznesu. Wiedzą jak popularyzować swój piękny kraj poza jego granicami. W tej części świata najlepszą promocją holenderskości są Żuławy. Z różnych powodów, chociażby historycznych (wielu osadników przybyło do delty Wisły z Niderlandów) czy krajobrazowych (Żuławy, co oczywiste, przypominają z wyglądu Holandię). W szerokim świecie powstają tematyczne parki rozrywki poświęcone Niderlandom. Żeby poczuć tamtejsze klimaty, skośnooki turysta nie musi wsiadać do samolotu i udawać się w podróż do Europy. Repliki holenderskich kamienic i pałaców, zwodzonych mostów, wiatraków ogląda na miejscu. Może też popłynąć holenderskim żaglowcem... Atrakcji co niemiara. Dalekowschodnie przykłady takich miejsc promocji przez rozrywkę to Holland Village Shenyang i Nagasaki Holland Village. Coraz częściej oglądają je również, podczas turystycznych eskapad, Polacy. Aż dziw bierze, że nikt czegoś podobnego nie wybudował na Żuławach. (Więcej w „Pomeranii”)

24. Łukasz Grzędzicki, Wrota Pomorza
Od 4 października pod adresem www.wrotapomorza.pl działa nowy regionalny portal informacyjny, który powstał dzięki współpracy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Urzędu Marszałkowskiego oraz jednostek samorządu terytorialnego. W jego otwarciu udział wziął dr Grzegorz Bliźniak – podsekretarz stanu w MSWiA, który odpowiada za sprawy związane z informatyzacją administracji publicznej. Wrota Pomorza adresowane są przede wszystkim do mieszkańców naszego województwa, a także do turystów, inwestorów, przedsiębiorców oraz zainteresowanych regionem. Portal został podzielony na 12 działów tematycznych. (Więcej w „Pomeranii”)

25. Tomasz Żuroch-Piechowski, Łbem w beton (felieton)
Jestem Kaszubą, który musiał przejść Wisłę i Drwęcę, żeby dopiero w wieku okołochrystusowym powrócić na Ojczyzny łono. Moje wyobrażenia na temat kaszubskiej codzienności okazały się tyle warte, ile zapewnienia premiera RP, że nigdy więcej nie usiądzie do brydża – pardon – stołu negocjacyjnego z ludźmi, którzy nie są tego godni. Zetknięcie z rzeczywistością przypominało wyrżnięcie łbem w beton.
Nigdy nie ukrywałem, że uważam Kaszubów za najlepszy naród na świecie, będąc przez to podobny do filosemitów, który pragną, żeby Żydzi posiadali pełnię cnót żydowskich i przynajmniej połowę chrześcijańskich. Fakty okazały się inne. (Więcej w „Pomeranii”)

26. Eugeniusz Kupper, Zjazd Kuperów (Kupperów)
W Kolanie u podnóża Wieżycy 16 i 17 września odbył się I Zjazd Kaszubskiego Rodu Kuperów (Kupperów). Pomysłodawcą tego wydarzenia był prof. Aleksander Szwichtenberg, pracujący m.in. w Politechnice Koszalińskiej, któremu licznie pomagali przedstawiciele rodu, w tym często wymieniana prof. Krystyna Dziworska. (Więcej w „Pomeranii”)

28. Cezary Obracht-Prondzyński, Pytania o Zrzeszenie
Zrzeszenie jest organizacją specyficzną – kaszubską, pomorską, kociewską, krajniacką, borowiacką… Etniczną i regionalną zarazem. Nieustannie też poszukuje właściwych formuł działania. Bo różnie rozkładane są akcenty, różne kierowane wobec ZKP oczekiwania, różnie postrzegana jest hierarchia zadań…
Nie jest też Zrzeszenie wolne od wpływu tendencji znacznie szerszych. Oto bowiem mamy do czynienia z procesem pluralizacji – zarówno wewnątrz stowarzyszenia, gdzie pojawiają się rozmaite nurty, jak i poza nim, gdzie podejmowane są próby budowania organizacji o podobnym profilu, czasami ustawionych w przynajmniej częściowej „kontrze” wobec ZKP. Inicjatywy te nie odniosły jednak większego sukcesu (mowa tu np. o Stowarzyszeniu „Gryf” czy Stowarzyszeniu „Remus”). Czy dzieje się tak dlatego, że „nie ma miejsca na Kaszubach” dla innego dużego podmiotu regionalnego (nawet tego „prawdziwie kaszubskiego”)? A może potencjalnym liderom tych środowisk brakuje po prostu społecznego zaangażowania i determinacji? (Więcej w „Pomeranii”)

32. Edmund Puzdrowski, Dla bojących się nie ma litości
Urodziłem się w Kartuzach. W 1959 roku ukończyłem tutejsze liceum i zacząłem studiować fizykę (optykę atomową) w Toruniu. Już wówczas, a i wcześniej, interesowałem się nie tylko zagadnieniami kaszubskimi, lecz także – nazwijmy to – pisaniem. Znałem Damrokę Majkowską, córkę Aleksandra, od której w prezencie otrzymałem kartuskie wydanie „Życia i przygód Remusa”. W 1953 lub 1954 roku poznałem Franciszka Fenikowskiego, gdy jako laureat jakiegoś szkolnego konkursu literackiego byłem jego gościem na spotkaniu w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Inna sprawa, że Franek – po latach – nie pamiętał o tym pierwszym spotkaniu. Z tamtych lat wspominam też Centkiewiczów, jak rówież to, że byłem przypadkowym przewodnikiem Melchiora Wańkowicza i Jerzego Hordyńskiego po Kartuzach, tuż po powrocie autora „Bitwy o Monte Cassino” do Polski. Bądkowskiego wówczas nie znałem.
On pojawił się nieco później, prawdopodobnie w korespondencji jaką prowadziłem z Tadeuszem Bolduanem, wówczas redaktorem „Kaszëb”. (Więcej w „Pomeranii”)

34. Witold Bobrowski, Rada Języka Kaszubskiego
O powołaniu instytucji zajmującej się bieżącymi problemami języka kaszubskiego w zrzeszeniowym środowisku mówiło się już od wielu lat. Gwałtowne poszerzenie obszarów jego zastosowania – w radiu, telewizji, szkole, handlu czy administracji – wywołuje konieczność odpowiedzi na pytania dotyczące nazwania nowych cudów techniki błyskawicznie stających się naszą codziennością: telefonu komórkowego, komputera itp. Nawet sporządzenie w radiu komunikatu o prognozie pogody nastręcza wiele trudności. Jeżeli z językiem mówionym jest tyle kłopotu, to o ileż go więcej sprawia język pisany. Wydaje się, że przyjęta w 1996 roku reforma pisowni sprawdziła się i została zaakceptowana przez ogół piszących. Mimo to zaczynający pisać po kaszubsku lub potrzebujący zanotować choćby kilka słów mają problem ze sprawdzeniem ich poprawności. Brak jest bowiem słowników ortograficznych. Gorzej, gdy tym stanem rzeczy chce się usprawiedliwić rozpowszechnianie w dziesiątkach egzemplarzy ortograficznych potworów. (Więcej w „Pomeranii”)

35. Kazimierz Ostrowski, Wspominając prezesa (felieton)
Kiedy pół wieku temu powstawało Zrzeszenie Kaszubskie, jednym z dwóch działaczy, którzy silnie zaangażowali się w budowanie organizacji w powiecie chojnickim, był Stanisław Rolbiecki. Wraz z Józefem Osowickim uczestniczył on w zjeździe założycielskim w Gdańsku, a potem obydwaj z zapałem wzięli się do roboty. 27 stycznia 1957 r. wybrano go pierwszym prezesem nowo powstałego oddziału ZK w Chojnicach.
Rocznice wyzwalają wspomnienia o ludziach, z którymi niegdyś skrzyżowały się nasze życiowe ścieżki. Tak też zbliżający się jubileusz Zrzeszenia i wcześniejsza jeszcze setna rocznica urodzin, przywracają zza zasłony czasu obrazy, czyny, słowa Stanisława Rolbieckiego, człowieka niemałych zasług dla ZKP, lecz przede wszystkim dla Chojnic. Jakim go pamiętamy? (Więcej w „Pomeranii”)

36. Piotr Dziekanowski, Kaszubskie Hollwood
W Winonie jedną z najważniejszych instytucji podtrzymujacych kaszubsko-polską świadomość mieszkańców miasta i okolicy jest Muzeum Polskie założone przez ks. Paula Brezę. Niedawno ta szacowna placówka – znana dotychczas ze zbiorów, organizacji spotkań i publikacji – stała się filmowym producentem.
Razem z miejscowym My Town Pictures stworzyła niemal dwugodzinny film pt. „Dom ojca”. Jego główna bohaterka, Laura, kobieta już niemłoda, wraca do rodzinnej Winony pełna niechęci do wspomnień o kaszubskiej rodzinie. Przeszłość jednak dopada ją na każdym kroku – tak zaczyna się fabularna opowieść, którą odgrywają półprofesjonalni aktorzy i zupełni amatorzy. Niektórzy prywatnie noszą swojsko brzmiące nazwiska – Kiedrowski, Prondzinski, Lisowski. Laura w końcu przypomina sobie również dobre momenty z lat młodości, godząc się z bratem, dla którego kaszubskość zawsze była bardzo ważna. Tłem filmu są, jakżeby inaczej, perypetie młodego pokolenia związane również z pytaniem: kim jestem? (Więcej w „Pomeranii”)

37. Andrzej Sitek, Sędziwi gdynianie na ławeczce
Plac Kaszubski w Gdyni staje się coraz bardziej kaszubski. Gigantyczny posąg Antoniego Abrahama doczekał się skromnego, ale jakże miłego dla oka sąsiedztwa – rzeźby z brązu, której pomysłodawcą i autorem jest Adam Dawczak-Dębicki. Przedstawia ona sędziwych Kaszubów. Kobieta i mężczyzna zajęci są rozmową, jakby żyli we własnym świecie. Starszy pan wskazuje palcem na stojący w pobliżu budynek. Wysoki dom na rogu ulic Jana z Kolna i Portowej to kamienica Jakuba Scheibe, zbudowana w latach 20. ubiegłego wieku.
Na ławce siedzi zadowolony właściciel z żoną Elżbietą. Kiedy po latach powrócił z dalekiej wędrówki za chlebem po Ameryce, był już człowiekiem majętnym, więc mógł na to i owo sobie pozwolić. Nie zrezygnował jednak z rybaczenia i, jak wszyscy mężczyźni w jego rodzinie, wypływał każdego dnia w morze, zarzucał sieci i wracał z rybami. Wkrótce się ożenił. (Więcej w „Pomeranii”)

38. Belok, Òd òpòwiescë do filmù
Nie je tak prosto napisac testament, jak to sã mësli. Człowiek chce spòkójno ùmrzéc, a tu jesz majątk mùszi dzecóm rozdzelëc. Jakùż to zrobic, bë sprawiedlëwie bëło? Kùli dac Klarce, co Marice, Antónkòwi a Janowi? Kòżden bë chcôł wicy. Na chce chëcz, nen kònia, na rikô, że mało, ten że bracyna za wiele dostôł… Z taczima jiwrama mùszi ùmiérac òjc czwiorga dzecy, Aùgùst Kònefka – głowny bòhatér filmù, pt. „Testament”. (Więcej w „Pomeranii”)

39. Andrzej Grzyb, Pomorskie niezapomnienia (felieton)
Drogą wzdłuż Wdy z Czarnej Wody przez Czersk, Śliwice, Śliwiczki, Łąski Piec, Łążek, Tleń, Osie, wysadzaną następnie pięknymi dębami do Żuru i Laskowic Pomorskich, kilometr za Belnem w prawo mijamy wieś Skarszewo, potocznie nazywaną Skarszewami, Świecie, Gruczno i dojeżdżamy do Chrystkowa. Zdanie długie, bo i podróż niekrótka, w połowie po województwie kujawsko-pomorskim. W Grucznie to jeszcze Kociewie Świeckie, Chrystkowo to już raczej Kujawy.
Bocianie gniazdo na pomenonickiej chacie podcieniowej już puste. Ptaki odleciały, menonici odeszli, uciekając w 1945 r. przed Armią Czerwoną; ich resztki wyjechały w świat po wojnie. Religią tych ludzi była praca. Na Żuławach i w Dolinie Dolnej Wisły ci fryzyjscy i flamandzcy przybysze pokonywali wszelkie przeszkody, by ziemia rodziła, a ich rodziny trwały. Pozostało w Kociewiakach i Pomorzanach coś z tego porządku, zaradności i pracowitości menonitów. (Więcej w „Pomeranii”)

40. Jacek Bielak, Gdańskie spory o bursztyn w pierwszej połowie XVII wieku
Bursztyn, zarówno w formie surowych, nieobrobionych bryłek, jak i gotowych wyrobów, był w czasach nowożytnych przedmiotem fascynacji i handlu. Zainteresowanie „złotem Bałtyku” kształtowało się między innymi pod wpływem wiedzy i wyobrażeń o nim w okresie, gdy materiał ten obrabiany był wyłącznie przy pomocy prostych narzędzi. Wartość danego dzieła oceniano na podstawie jakości wykonania, surowca oraz czasu poświęconego na jego stworzenie. Im było ono zrobione staranniej, z cenniejszego materiału, im więcej czasu mu poświęcono, tym wyższą zyskiwało cenę i uznanie w oczach odbiorcy.
Zasadnicza rozbieżność między dawnym, zazwyczaj ręcznie wykonanym, a dzisiejszym, mechanicznym, standardowym i seryjnym wyrobem sprawia, że trudno nam docenić wartość przedmiotu z materiału drogiego, kruchego o nadzwyczajnych właściwościach, takiego właśnie jak bursztyn. Jego tajemniczość polega na kilku zadziwiających cechach. Jak to możliwe, że kamień pali się i wydziela przy tym nie swąd spalenizny, lecz przyjemny zapach; znajdowany jest zarówno w morzu, jak i na lądzie; leczy wiele chorób; ma rozmaite barwy i drogo kosztuje. W XVI i XVII wieku nie znano jeszcze jego natury. Spierano się więc, czy jest on pochodzenia zwierzęcego, czy roślinnego. Uznani badacze dumali, czy jest kamieniem, czy raczej rodzajem smoły – bitumem, zastygłą żywicą bądź skamieniałą pozostałością odchodów egzotycznych ptaków. (Więcej w „Pomeranii”)

45. Jerzy Dąbrowa-Januszewski, Żywe laboratorium (felieton)
– Dla mnie, w efekcie badań dyskursu społecznego na Kaszubach, z rozmów z kaszubskimi liderami Zrzeszenia, a także z nauczycielami, wyraźniej rysuje się idea krajowości sformułowana przed wielu laty przez Lecha Bądkowskiego. Język kaszubski, choć zagrożony, rozwija się, bo jest wartością najwyższą. Można więc mówić o polskich obywatelach narodowości kaszubskiej. A dla badacza, Kaszuby są nadal żywym laboratorium etnicznym...
Zacytowałem fragment wypowiedzi dr. Marcina Komosy, naukowca z Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego – uczestnika wrześniowej konferencji pod hasłem „Kim są Kaszubi? Nowe tendencje w badaniach społecznych”, zorganizowanej w Starbieninie staraniem Instytutu Kaszubskiego, Uniwersytetu Gdańskiego i KUL. Przez dwa dni na ten temat debatowało kilkunastu naukowców z uczelni Gdańska, Warszawy, Wrocławia, Krakowa, także pomorscy muzealnicy, etnografowie. Z pewnością interesującym pokłosiem konferencji będzie, zapowiadana przez jej kierownika – prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego, książka z wygłoszonymi na spotkaniu referatami i burzliwymi chwilami dyskusji. (Więcej w „Pomeranii”)

46. Andrzej Hoja, Śladami Żydów po Kaszubach
„Landrat Busch wygłosił więc wielką mowę. (...) Stwierdził, że wszystko w Kartuzach pobudowali tylko Niemcy. Niemcy się uśmiechają. Wiadomo było, że jeden róg rynku zbudował wujek Nathan, a drugi Jakob Abrahamson. I cały Plac św. Brunona jest zabudowany tylko przez Żydów. Ale landrat Busch wiedział lepiej. Następnie orzekł, że tylko ten chlew, synagogę, pobudowali Pollacken! Ale właśnie ten chlew, synagogę, zbudował Niemiec Knoop”. Słowa te stanowią część wojennych wspomnień Elsy Pintus (1893-1980), córki skarbnika Kaszubskiego Towarzystwa Ludoznawczego w Kartuzach Maxa Pintusa – Żydówki urodzonej w Chmielnie. Ukazują nam świat nieodwołalnie już miniony, w którym obok siebie żyli Kaszubi, Niemcy, Polacy, a między nimi społeczność wyznania mojżeszowego. „Synagogę wkrótce zburzono, a cmentarz całkowicie zrównano z ziemią”. Obecność Żydów próbowano wymazać w trakcie ostatniej wojny nie tylko poprzez ich eksterminację, lecz także, jak wspomina Elsa Pintus, poprzez zatarcie wszystkich związanych z nimi śladów. Skutki działań, zmierzających do zagłady pomorskich Żydów, w świetle sprawozdania SS-Sturmbannführera Franza Rödera w połowie listopada 1939 roku przedstawiały się następująco: „Na Pomorzu kwestia żydowska została rozwiązana. W wyniku akcji oczyszczającej wszyscy Żydzi, którzy nie zdążyli zbiec, zostali zlikwidowani”. Nie było to do końca prawdą. Elsa Pintus ukrywana dwa i pół roku przez rodzinę Stenclów w Chmielnie miała przeżyć. Podobny los miał spotkać grupę Żydów z małego getta, które przez całą wojnę funkcjonowało w Gdańsku przy Mausegasse 7 (obecnie Owsianej). (Więcej w „Pomeranii”)

50. Maria Roszak, Natchniénie
Moja psiapsióła mnia bolechowała, że mam joj nagryzdoć jakas bajka po kociewsku. Ale żam niy mniała natchniénia. No to siedze se na dupsi, szable przebieram, a różne pomysły mnia sia szlajajóm po bani. O czym by tu joj napisać? O mutkach wéw stawie, o morówkach wéw biszongu czy o mlékarzu wéw mlekarni? To ci kranty-wanty, mort istny. Ale psiapsióła to psiapsióła, trza galancie joj to zgrodzić, skoro brukuje.
Raz żam poszła na mamory, bo żam pomyślała, że tamoj znajda natchniénie. Migi mnia żarli, moczychałka namolna na ta moja okryjbieda lejciała, a ja żam łaziła jak jaki paćmuga za natchniéniam i wrzészczała: ,,Natchniénie! Natchniénie! Gdzie żeś je?”, ale jano pacza mnia chlupotała pode szlorami i robóny sia ruńcowały po sapowatyj ziamni. (Więcej w „Pomeranii”)

51. Wiesław Malicki, Rzecz o Longinie Malickim
19 listopada mija 20. rocznica śmieci dr. Longina Malickiego, etnografa, wybitnego badacza kultury Śląska i Pomorza Wschodniego. Jedną z pamiątek, jakie pozostały mi po ojcu, jest 150 związanych sznureczkiem kartoników wypełnionych kaligraficznym pismem. To jego bibliografia, jeden z dowodów poświadczających niezwykle pracowity żywot: tytuły książek i prac naukowych, artykułów w czasopismach fachowych, zarówno polskich, jak i zagranicznych, ważniejszych publikacji popularyzatorskich. Zebrał ponadto około 15 tysięcy (tak!) eksponatów dla kilku polskich muzeów. Muzeum Etnograficzne w Oliwie, będące odziałem Muzeum Narodowego w Gdańsku, wzbogacił o około 5 tysięcy oryginalnych przedmiotów z wszelkich dziedzin ludowej kultury. (Więcej w „Pomeranii”)

52. Lektury

55. Klëka

62. Kow., Informator regionalny

64. Rómk Drzéżdżónk, Nobel dlô Kaszëbë (felieton)
Docz lëdze tak wiele ti wszelejaczi lëteraturë òbez wieczi naprodukòwalë? To bë gwësno nëch wszëtczich ksążków w jedny jizbi nie pòmieszczëł. To jidze na miliardë a bilionë sztëk. Chto ne wszëtczé pòematë, pòwiescë, eseje, repòrtaże, zbiérczi wiérztów przeczëtô? A nawetka jak przeczëtô, to czë jegò rozëm mdze zdrów? Przëczëtac wszëtczégò sã nie dô, ale, co jak co, ksążczi mùszą bëc. Jakbë człowiek bez przeczëtaniô chòc czile stron zasnął? Co bë robił, czej baną w daleką rézã jedze? Lëteratura je dobrô ë lëchô. Są dzeła wëbitné, ksążczi blós do pòczëtaniô, a téż taczé co to sã nawetka do szutuza nie nadôwają, bò na slëzczim papiórze są wëdrëkòwóné. Za ksążczi pisarzowie czasã dostôwają nôdgrodë. Nôlepi, jakbë no jich pisanié bëło „pòliticzno zaangażowóné”, tedë mają szónsã dostac nôwikszé wëprzédnienié na swiece – lëteracczégò Nobla. (Więcej w „Pomeranii”)




Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=1263