"Pomerania" 2/2008

Data 30.1.2008 8:29:38 | Kategoria: Miesięcznik "Pomerania"

Pomerania 12/2007Żyjemy w społeczeństwie, w którym następuje olbrzymi wzrost informacji. Odbieramy i gromadzimy coraz więcej wiedzy oraz coraz więcej... „śmieci informacyjnych”. Na ile, i w jaki sposób, będziemy korzystać z tego co jest nam oferowane, a zwłaszcza z szybkich i precyzyjnych wiadomości, zależeć będzie od nas samych, jak również od właściwego zorganizowania instytucji ciągle jeszcze niedocenianych w naszym społeczeństwie – bibliotek publicznych. A przecież odgrywają one bardzo ważną rolę w kształtowaniu społeczeństwa demokratycznego, wykształconego. Przekonano się o tym w wielu krajach rozwiniętych, gdzie bibliotekom publicznym społeczeństwo zawdzięcza rozwój edukacji, aktywności kulturalnej, biegłości w posługiwaniu się informacją.
Marcowy numer „Pomeranii” w sprzedaży już od 28 stycznia.


Pomerania - miesięcznik wydawany przez Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Redakcja: 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 21-22, tel. 058 3012731, e-mail red.pomerania@wp.pl



2. Listy

5. Małgorzata Cichy, Biblioteka publiczna – lokalnym centrum informacji
Żyjemy w społeczeństwie, w którym następuje olbrzymi wzrost informacji. Odbieramy i gromadzimy coraz więcej wiedzy oraz coraz więcej... „śmieci informacyjnych”. Na ile, i w jaki sposób, będziemy korzystać z tego co jest nam oferowane, a zwłaszcza z szybkich i precyzyjnych wiadomości, zależeć będzie od nas samych, jak również od właściwego zorganizowania instytucji ciągle jeszcze niedocenianych w naszym społeczeństwie – bibliotek publicznych. A przecież odgrywają one bardzo ważną rolę w kształtowaniu społeczeństwa demokratycznego, wykształconego. Przekonano się o tym w wielu krajach rozwiniętych, gdzie bibliotekom publicznym społeczeństwo zawdzięcza rozwój edukacji, aktywności kulturalnej, biegłości w posługiwaniu się informacją. Wykorzystanie tych placówek do realizacji procesów informacyjnych jest możliwe dzięki właściwym kompetencjom posiadanym przez bibliotekarzy, w tym w zarządzaniu wiedzą w szerokim rozumieniu. Tzw. kompetencje informacyjne (ang. information literacy), które stanowią obecnie klucz do bycia pełnoprawnym obywatelem społeczeństwa, zawierają w sobie umiejętność wyszukiwania informacji, krytycznej refleksji, analizy i wyboru z zazwyczaj zbyt obszernego, dostępnego zbioru danych odpowiadających na aktualne potrzeby. (więcej w „Pomeranii”)

9. Tomasz Żuroch-Piechowski, Remanent (felieton)
Uchylę rąbka tajemnicy: felieton na grudzień piszę już w listopadzie, w grudniu na styczeń i tak dalej. Tak więc kiedy u Państwa jest luty, ja wciąż tkwię w okolicach Bożego Narodzenia, które właśnie obchodzą prawosławni Kaszubi, albo w pobliżu Trzech Króli, świętowanych przez resztę pomorskich rodaków. Mam nadzieję, że mnie szefowa nie prześwięci za to, że zdradzam sekrety redakcyjnej kuchni. Gdyby tak miało być, zobowiązuję się w ramach pokuty wykuć na pamięć pieśń „Tam gdze Wisła òd Krakòwa” razem z refrenem i straszyć nią kaszubskie dzieci. Chodzi oczywiście o mój wokal, a nie o przesłanie ideowe, które jest słuszne, skoro słuszne być musi. Vox populi vox Dei. (więcej w „Pomeranii”)

10. Dorota Nelke, Rekord w gdyńskim porcie
Rekordowy pod względem obrotów towarowych i liczby wpływających statków (prawie 5000) – taki dla obchodzącego 85-lecie Portu Gdynia był 2007 rok. Najczęściej zawijającymi typami statków były kontenerowce, drobnicowce, jednostki ro-ro oraz promy ro-ro/pasażerskie. Licznie reprezentowane były również statki wycieczkowe, które Gdynię odwiedziły 87 razy, przywożąc 89 tys. pasażerów.
Największą jednostką, zarówno pod względem długości, jak i tonażu brutto był 311-metrowy wycieczkowiec „Navigator of the Seas”. W ciągu sezonu zawinął on do Gdyni dwukrotnie, po raz pierwszy – 8 czerwca. Był to niezwykły dzień w dziejach gdyńskiego portu także dlatego, że cumowały w nim aż trzy wycieczkowce z ok. 10 tysiącami osób na pokładach. Wiele osób wstało wcześnie rano, by w różnych miejscach miasta podziwiać je na redzie oraz szykujące się do manewrów wejścia do portu Gdynia. Jako pierwszy wpłynął „Navigator of the Seas”. Zaraz po nim „Star Princess”, który do Gdyni zawijał już wielokrotnie i do którego należał dotychczasowy rekord wielkości. Ostatni zaś zacumował „Hanzeatic”. (więcej w „Pomeranii”)

12. Dariusz Zalewski, Rybi rok
Rok 2007 w polskim rybołówstwie zarówno armatorom, rybakom, jak i politykom, urzędnikom, naukowcom czy postronnym obserwatorom dostarczył wielu emocji. Bez wątpienia wydarzeniem, które nim wstrząsnęło było, obejmujące podobszary 25-32 (wody WE), rozporządzenie Komisji Wspólnoty Europejskiej nr 804/2007 z 9 lipca 2007 roku ustanawiające zakaz połowów dorsza w Morzu Bałtyckim dla statków pływających pod banderą Polski. Dodatkowy unijny zakaz połowu tej ryby, będącej „chlebem powszednim” wielu rodzin rybackich oraz przetwórców, dotyczył okresu od 15 września do 31 grudnia minionego roku i zdawał się być największym kryzysem polskiego rybołówstwa w jego historii. I choć z nowym rokiem formalnie można już rozstawiać sieci na Gadus morhua, znanego w regionie Kaszub jako pòmùchel, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że sytuacja w rodzimym rybołówstwie odbija się od dna, to ze względu na brak nowych specjalnych zezwoleń połowowych karnawał rozpoczął się jeszcze bez dorsza ze stada wschodniego. (więcej w „Pomeranii”)

14. Zbigniew Gach, Leon rybak (5)
Leon Skelnik, jeden z pionierów polskiego rybołówstwa dalekomorskiego, urodził się w przedwojennej Gdyni jako wnuk i syn kaszubskich rybaków przybrzeżnych. Z łowienia ryb utrzymywali się jego dziadek Jan i ojciec Franciszek, ale szersze, udokumentowane dzieje gdyńskiej rodziny Skelników sięgają trzech wieków.
Prezentowany poniżej fragment przeprowadzonego przez Zbigniewa Gacha wywiadu-rzeki dotyczy przełomu lat 50. i 60. XX wieku. W wersji książkowej całość rozmowa ukaże się w tym roku. (więcej w „Pomeranii”)

18. Bogdan M. Bieliński, Krewniacy z Enigmy
Każde przywoływanie Enigmy, najsłynniejszej maszyny szyfrującej w historii, nieodzownie musi ze sobą przynieść choć odrobinę niesamowitości i tajemnicy. A tych z pewnością nie brakuje, gdy spojrzy się na losy dwóch członków pewnej pomorskiej rodziny…
Pierwszy z nich starszy, to Kazimierz Gaca, urodzony w 1920 roku w Bydgoszczy, syn Franciszka, kupca, i matki Aleksandry z domu Kamińskiej.
Drugi, o pokolenie młodszy, związany z Solidarnością, która go znalazła dla ukrywania przepływu tajnych informacji, to inż. Włodzimierz Martin, urodzony w 1935 roku w Toruniu, syn Pawła, adwokata, i matki Heleny z Fitzermanów, wnuk Aleksandra Kamińskiego. Wspólnym przodkiem Aleksandrów (Aleksandry i Aleksandra) jest Józef Kamiński (1815-1895) ożeniony z Barbarą Frost, gbur na gospodarstwie we Włosienicy w parafii Lalkowy.

20. Edmund Kotarski, Literackie portrety gdańszczanek dawnych wieków
W wypadku gdańszczan można mówić nie tylko o portretach literackich, ale i tych, które były dziełem malarzy (A.Stech, J. Wessel) i twórców grafiki, uprawianej głównie w technice miedziorytu (J. Falck, J. Bensheimer, I. Saal, P. S. van Gunst, G. Edelinck, E. Hainzelmann). Do dziś zachowały się liczne portrety patrycjuszy, uczonych, pastorów...
Malarskich czy graficznych portretów gdańszczanek jest bez porównania mniej. Dysponujemy z reguły wyłącznie literackimi portretami wpisanymi w ich biografie. Do naszych czasów przetrwały one w formie rękopiśmiennej i drukowanej. Drukowane stanowiły część edycji kazań pogrzebowych. Zostały przy tym graficznie wyróżnione i opatrzone tytułami, takimi jak: Christlicher Lebens-Lauff, Personalia oder Lebens-Lauff, Personalia oder Ehren-Gedechtnüß (tu tyle, co wspomnienie), Das Erzeugnuß, Zeugnüß (tu: świadectwo, pomnik), Curriculum vitae (życiorys). (więcej w „Pomeranii”)

22. Krystyna Brodnicka, Jeden dzień lata
Moja rodzinna wieś – Osie. Minęło 15 lat, kiedy byłam w niej ostatnio. Zapamiętałam ją z czasów dzieciństwa jako miejscowość szarą i smutną, z drewnianymi, pokrytymi strzechami, domami, odrapanymi ścianami, koślawymi drewnianymi płotami i wyboistymi ulicami. Spędziłam w niej 18 lat życia, pełnego swobody, marzeń i pragnień, wędrówek po ukochanych lasach, polach, łąkach i wrzosowiskach z siostrą i bratem, czasem z koleżankami lub samotnie. Las był naszym drugim domem. Nikt i nic nie mogło nas powstrzymać od chodzenia po nim. Zbieraliśmy w nim poziomki, jagody, grzyby, borówki i szyszki do palenia pod kuchnią, zrywaliśmy konwalie. Chodziliśmy tam też po trawę dla królików i kozy, nie każda bowiem nadawała się na karmę dla zwierząt, i na byszongi (nasypy kolejowe). Leżąc na plecach, obserwowaliśmy płynące po niebie chmury. Łowiliśmy raki, brodziliśmy w zimnym strumieniu, rwąc na jego brzegu niezapominajki. Zbieraliśmy biedronki i łapaliśmy motyle, by za chwilę wypuścić je na wolność. My mieliśmy ją nieograniczoną.
Chodziliśmy też na zatoki, aby wykąpać się we Wdzie, pobudować zamki z rzecznego piasku, a wieczorem, zmęczeni i głodni, wracaliśmy do domu. Po drodze, spragnieni, zachodziliśmy do leśnego źródełka. (więcej w „Pomeranii”)

I-VIII – „Najô Uczba”, dodatek edukacyjny

25. Kazimierz Ostrowski, Marszałkowski i inni (felieton)
Podarowany mi na Gwiazdkę tom „Pro memoria. Feliks Marszałkowski” boleśnie uświadomił upływ czasu. Cofnął pamięć o 21 lat, do uroczystości pogrzebu w kolegiacie i na przykościelnym cmentarzu w mroźny dzień styczniowy. I jeszcze ćwierć wieku głębiej - do lat 60., gdy odwiedzałem kartuskie mieszkanie przy ul. Ludowego Wojska Polskiego (tak się wówczas nazywała), ślęcząc nad rękopiśmienną spuścizną Jana Karnowskiego, której opiekunem był F. Marszałkowski. Nadużywałem niechybnie cierpliwości gospodarza i jego rodziny, ale gdy dziś czytam w listach do Elżbiety Karnowskiej i Damroki Majkowskiej słowa rekomendacji mojej osoby, wiem na pewno, że przyjmował mnie i udostępniał archiwum pisarza ze szczerego serca, ufnie wypożyczał mi cenne materiały. Taki był pan Feliks: najpierw po kaszubsku ostrożny i na pozór chłodny, a w rzeczywistości nader życzliwy. (więcej w „Pomeranii”)

26. Zygfryd S. Mielewczyk, Fotograficzne promieniowanie tła (2)
Pamiętam jak u stryja Brunona, dawnego kaufmanna (kupca), z zaciekawieniem przeglądałem albumy pełne przedwojennych zdjęć Wolnego Miasta Gdańska. Gdy zauważał moje zainteresowanie, zaczynał objaśniać niektóre fotografie. Posługiwał się przy tym często niemieckimi nazwami ulic, placów, domów, pomników czy dzielnic, bo tak utrwaliły się one w jego pamięci.
Wśród zdjęć odkryłem wcześniej mi nieznane, czarno-białe, zrobione na tej samej ulicy, ba!, niemalże w tym samym miejscu, gdzie anonimowy fotograf utrwalił moją matkę z pakuneczkami w rękach. Znacznie później wszedłem w szczegóły obydwu fotografii. Ta druga, z maszerującym Brunonem i jego kamratem Kaworskim, wydaje się trochę bardziej czytelna i ostra. (więcej w „Pomeranii”)

31. Maria Roszak, Łasiczka Zosia
Wéw Trómbkach, na ulicy Pawłowskéj, za składam, je parczek otoczony muram. Wéw tym murze mniali chałupy łasice. Mnieszkała tamoj téż jedna taka barzo przyścipna łasicza kobzda – jej jimnia béło Zosia. Mniała mniantke wyrko zéz liściów z łopióna i puźków, statki zéz lupinów orzeszych, mnietła zéz uschniantégo nagietka i odgromnik zéz malulkégo pyrcka drutu (ale ocynkowanégo – skónd ta Zosia to grabnéła, to ja nié wiém). Zosia to béła istna pupa. Nié mniała chłopa ani gzubów łasiczych, bo wéw łbie ino klejdy zéz ryjówczych skórków, bómbony zaiwanione zéz przedszkola (co je blisko parku), psierdółka zéz krzemniani, kitelki zéz ryszków zorgowanych dwa mniasiónce, harnatle zéz iglaków i Bóg wie, co eszcze – taka to béła obewrotna ta łasiczka. Insze łazili do niéj mniérzyć te niézakryjdupy i żreć otramby wéw pyracowym sosie zéz muszkibadóm, bo óma to jim chłopy nié dawali (abo czasu nié mniali) i gadali, że to niszczotnica przebrzydła. A Zosia to w dupsi mniała, ona wiancy lubjiła swoje niedwabne fizmatenta niż chłopów! (więcej w „Pomeranii”)

32. Jan Sabiniarz, Wiersze

33. Andrzej Grzyb, Niezdrowy miodek (felieton)
W czas noworocznych przeziębień i gryp przypominam sobie opowieść Frazera ze „Złotej gałęzi” o kapłanie Diany, Królu Lasu z Nemi. Kapłan-Król, żeby posiąść swój urząd i tytuł, musiał wpierw ułamać gałąź świętego drzewa i zabić swego poprzednika. Jeśli wystarczało ci zwykłe istnienie, jeśli nie pragnąłeś tego tytułu i urzędu, mogłeś wieść swój żywot w miarę bezpiecznie, dostatnio, pośród podobnie zażywających jego blasków i cieni współobywateli. Jeśli jednak pragnąłeś zaszczytów, musiałeś zawierzyć swojej sile, sprytowi i odwadze. W świętym gaju czekał z gołym mieczem król-kapłan. (więcej w „Pomeranii”)

34. Lektury

37. Klëka

42. Z życia Zrzeszenia

46. Informator regionalny

48. Rómk Drzeżdżónk, Mikòłôj w kòminie (felieton)
Gòdów czas – zgnielstwa czas. Òb swiãta zaległ jem na zófie w mòji Pëlckòwsczi chëczë, rãką, szpérą ani banią bez trzë dni nie rëchôł. Mëma z dobrocë serca mie smaczkama fùtrowa, tatk mie picé pòdôwôł, białka pò głowie mùjka, dzecë pòkù mie dałë, bò latos kòl starków rojbrowałë, a jô szczestlëwi, leno na zdrzélnik òczkama czikrowôł ë jednym pôlcã, żebë sã za baro nie zmarachòwac, knąpë pilota nacyskôł. A cëż, jak swiãta to swiãta!
W zdrzélnikù, jak to w zdrzélnikù, programów tësącpiãsetstodzewiãset, w jaczich wiôldżé nick pòkazowalë. Temù sajdôł jem jak jastrowi zajk przez kanałë. Skôkóm, skôkóm, nigle… pôlc zatrzimôł sã w lëfce, a knąpë nijak wcësnąc nie chcôł. Wëzdrzôł jem w ekran, a tam jednô òglowòpòlskô telewizjô, co mô pòzwã na trzë lëtrë, a bez satelitã swòje programë w swiat wësélô, Kaszëbë pòkazywô! Hò, hò – mëszlã so, zôs bëlnô reklama naszi zemi w swiat bez kòsmòs nëkô. Zawrzeszczôł jem do domôcëch:
– Pòjta, pòjta, flot, naszi są tu! (więcej w „Pomeranii”)



Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=1538