Pomerania nr 11/08

Data 13.11.2008 7:30:00 | Kategoria: Miesięcznik "Pomerania"

2. Listy
O Kaszubach w Kanadzie. Dla uczczenia 150-lecia Kaszubów w Kanadzie „Pomerania” zamieściła w numerze 7-8 tego roku obszerne opracowanie Kazimierza Ickiewicza. Na podstawie swej książki „Kaszuby w Kanadzie, wydanej w roku 1981, opisuje on bardzo dokładnie dzieje osadnictwa kaszubskiego w powiecie Renfrew w prowincji Ontario. Jednak w części dotyczącej obecnych czasów wkradło się nieco nieścisłości, które czuję się w obowiązku sprostować. (więcej w „Pomeranii”)
Tadeusz M. Kay

Młodzieńcze wierszowanie. Szanowna Pani Redaktor! Kłaniam się z zamglonego Krakowa. Pamiętam z wdzięcznością udostępnienie mi przez Panią łamów „Pomeranii” dla rozprawki o Skwierawskich (zaowocowała interesującymi kontaktami) i nie powinienem zatem nadużywać przychylności. A jednak... przesyłam wierszyk mojej 11-letniej wnuczki Romy Skwierawskiej, córki mojego syna Mikołaja i Jolanty (też z Krakowa), powstały na Kaszubach w czasie naszego wspólnego wakacyjnego pobytu w podbytowskim Rekowie. Nie ukrywam, że z licznych, także sentymentalnych, powodów, byłbym szczęśliwy, gdyby istniała możliwość opublikowania wierszyka w „Pomeranii”. Po opuszczeniu Kaszub przez naszych przodków (przed 100 laty wyjechali z Lubni k. Brus) ciągle odkrywamy je dla siebie i powracamy tam corocznie, penetrując zakątki Zaborów i Gochów. (więcej w „Pomeranii”)
Józef Skwierawski

3. Elżbieta Pilecka, Dwory Artusa w średniowiecznych miastach Prus

Do niedawna średniowieczne Dwory Artusa w miastach Prus postrzegano głównie przez pryzmat tezy o rycersko-dworskim rodowodzie kultury patrycjuszy – jako świadectwo jej arystokratyzacji. Uważano je również za fenomen specyficznie pruski, niemający kontekstu europejskiego. Tymczasem odpowiedź na pytanie, jakie naprawdę funkcje spełniały, to podstawa zrozumienia ich „fenomenu” i popularności także w epoce nowożytnej.
W najwcześniejszym okresie funkcjonowania, w XIII/XIV wieku, Dwory Artusa, noszące jeszcze wówczas nazwę domów kompanijnych (Kumpenhaus), były kantorami dla kupców-gości, przybywających do nowo lokowanych miast Państwa Zakonnego. (więcej w „Pomeranii”)

6. Grażyna Antoniewicz, Każdy anioł przeraża (wywiad z Pawłem Huelle)

– Mam negatywistyczną koncepcję szczęścia – mówi Paweł Huelle. – Zawdzięczam ją Arturowi Schopenchauerowi, który uważał, że szczęście mamy wtedy, kiedy nie odczuwamy bólu, a ponieważ nasze życie jest jednak pasmem klęsk... Myślę, że jeśli wokół mnie, w najbliższym kręgu nie ma cierpienia i ja sam nie cierpię, to w danym momencie już jest bardzo dużo. Poza tym, chyba umiem się cieszyć życiem i tym co mam, nie cierpiąc z powodu tego, czego nie posiadam i nigdy nie posiądę. Udało mi się przeżyć pięćdziesiąt jeden lat bez szaleństwa, fiksacji, utraty kontroli nad sobą, a w moim zawodzie o to niełatwo. Ominąłem najcięższe rafy i dalej pracuję. Mam w głowie wiele historii, które chciałbym zamknąć w słowie, choć nie wiem, czy będą to powieści, czy opowiadania, a może sztuki? Jeszcze kilka ważnych rzeczy zostało mi do napisania. Mam poczucie, że im staję się dojrzalszy i starszy, tym pewne rzeczy klarowniej mi wychodzą. To kwestia doświadczenia; nie tylko pisarskiego, lecz także życiowego. Człowiek patrzy głębiej, widzi więcej, jest mądrzejszy. Tego nabiera się latami. (więcej w „Pomeranii”)

8. Edmund, Szczesiak, Śladami Remusa i… Karola Wojtyły

Słupia kojarzyła się dotąd z deszczem. Nie dość, że trasa najtrudniejsza z czterech, po których naprzemiennie pływamy, że pełna przeszkód i obfitująca w wywrotki, to jeszcze nieustannie zasilana wodą z nieba. W tym roku postanowiliśmy przechytrzyć aurę, cofając o tydzień termin spływu w stosunku do praktykowanej dotąd zasady, że startujemy w drugą sobotę lipca. I udało się! Było – po raz pierwszy – sporo słońca. (więcej w „Pomeranii”)

13. Grzegorz Gola, Tożsamość powodziowa (felieton)

Żuławy są najlepiej zabezpieczonym przed powodzią miejscem w Polsce. Nie znajdzie się w naszej Ojczyźnie drugiego takiego obszaru chronionego przez tak wysokie wały. Ileż tu rowów i kanałów melioracyjnych! Stacje pomp w Chłodniewie i Osłonce budzą podziw ze względu na przekraczającą wyobraźnię przeciętnego człowieka wydajność odwadniania. Skąd zatem bierze się paradoksalne stwierdzenie, że mieszkać i inwestować na Żuławach jest niebezpiecznie?

14. Katarzyna Wojciechowska, Coraz mniej koni na Kaszubach

Obraz konia pracującego w polu bywa na kaszubskiej wsi coraz rzadszy. Przejeżdżając przez nasz region, obserwujemy, że poczciwy czworonóg nie jest już zwyczajnym elementem krajobrazu, lecz raczej ciekawostką.
W moim rodzinnym mieście, Kartuzach, jeszcze w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia często widywało się konie zaprzężone do furmanek, ciągnące węgiel, ziemniaki czy drewno. Zdarzało się też dostrzec furmanki lub rzadziej bryczki z końmi przywiązanymi do drzew na poboczach przedmiejskich dróg w oczekiwaniu na powrót właścicieli. (więcej w „Pomeranii”)

16. Marek Adamkowicz, Żakówką na szerokie wody

Już po sezonie. Jesienne chłody skutecznie odstraszają turystów od wizyty na Mierzei Wiślanej. Wszędzie pusto i cicho. Nieczynne jest też Muzeum Zalewu Wiślanego w Kątach Rybackich. Placówka nie jest jednak zamknięta na cztery spusty. Wystarczy zajrzeć do muzealnego warsztatu szkutniczego, a zapach świeżych wiór i kleju zdradzi, że w środku ktoś pracuje. Ktoś, czyli Jacek Bielecki.
O tej porze roku nie oprowadza on wycieczek szkolnych ani nie tłumaczy, jak w dawnych czasach wyglądało życie nad zalewem. Zajmuje się „poważniejszą” robotą. Klei, struga, dopasowuje kawałki drewna. Słowem: buduje łódź. Powoli przybywa kolejnych planek na burtach, lecz potrzeba jeszcze sporo czasu, by powstała żakówka, jaką w tych stronach rybacy wyprawiali się na połów. (więcej w „Pomeranii”)

17. Sławomir Kitowski, Historia Teatru Muzycznego w Gdyni (2)

W poprzednim numerze „Pomeranii” opisałem pierwsze dwie dekady gdyńskiego Teatru Muzycznego – od jego założenia do śmierci Danuty Baduszkowej w 1978 roku. Kultura Pomorza i Polski zawdzięcza jej wiele – prekursorską formułę artystyczną gdyńskiej sceny, założenie studium wokalno-aktorskiego i doprowadzenie do zbudowania u podnóża Kamiennej Góry najnowocześniejszego wówczas teatru w Polsce. Niestety, inauguracji wymarzonej sceny Baduszkowa już nie doczekała.
Podczas pierwszych 20 sezonów powstało 100 premierowych przedstawień. Zostały udokumentowane i bogato zilustrowane w nowym albumie „Musicale, operetki, wodewile...” wydanym z okazji 50-lecia teatru. (więcej w „Pomeranii”)

19. Kazimierz Ostrowski, Czasy i obyczaje (felieton)

Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi. Podarowali mi harcerze wydane przez chojnicki hufiec dwa śpiewniki; wiadomo przecie, że druhowie lubią śpiewać – w marszu, przy ognisku, dla poprawy nastroju. Przewertowałem książeczki z ciekawością, a tam prawie wszystkie piosenki nowe, czas bowiem nie stoi w miejscu, nieliczne tylko znane mi z młodości. Zapytałem więc druha komendanta czy śpiewają czasem:
„Na Pomorzu my mieszkamy,
Wolnością oddychamy.
My Pomorza nie damy,
Bo silną dłoń mamy” itd.
Nie, nie znają tej piosenki. A może inną? „Pod żaglami „Zawiszy”/ Życie płynie jak w bajce...”. Też nie znają, to jakieś stare, przebrzmiałe teksty. Nie dawałem za wygraną, bo to przecież powinni śpiewać na co dzień (...)(więcej w „Pomeranii”)

20. Czesław Glinkowski, Byłe i niebyłe Collegium Marianum w Pelplinie

Jesień sprzyja refleksjom. Ostatnio wracam pamięcią do okresu sprzed sześćdziesięciu lat, gdy uczęszczałem do niezwykłej szkoły – pelplińskiego Collegium Marianum, w zabudowaniach po dawnym klasztorze cystersów. Należałem do pierwszego rocznika uczniów, którzy rozpoczęli tu naukę po zakończeniu II wojny światowej, czyli w roku szkolnym 1946/1947, w klasach A i B. (więcej w „Pomeranii”)

22. Michał Sikora, Nieznany epizod gdyńskiej historii

Tematyką gdyńską zajmuję się od dawna. Na przestrzeni dość długiego życia (mam 75 lat), w całości spędzonego w Gdyni, byłem świadkiem bądź uczestnikiem wielu wydarzeń, ale sprawa, o której zamierzam opowiedzieć, jeszcze niedawno stanowiła dla mnie całkowitą nowość.
Znający moje gdyńskie zainteresowania prof. Andrzej Ropelewski – były dyrektor Morskiego Instytutu Rybackiego – skontaktował mnie z inż. Janem Marzejonem, który jako młodzieniec, w końcu lat 30. ubiegłego wieku, zatrudniony był na lotnisku w Rumi. Pan Jan, dzisiaj 88-letni, ze szczegółami opowiedział swoją historię, ilustrując ją zdjęciami i dokumentami. Starczyłoby tego na obszerną powieść, ale tutaj skupię się tylko na jednym epizodzie – owym nieznanym. (więcej w „Pomeranii”)

23. Małgorzata Czerniakowska, Prawnik, przyrodnik, fizyk, bibliofil (w 300. rocznicę urodzin Daniela Gralatha)

Wśród najwybitniejszych gdańskich uczonych doby oświecenia – obok Jana Filipa Breynego, Jakuba Teodora Kleina, Michała Krzysztofa Hanowa, Mateusza Natana Wolfa – wymienić trzeba założyciela słynnego Gdańskiego Towarzystwa Przyrodniczego, badacza na skalę światową w zakresie fizyki, Daniela Gralatha (starszego), którego 300. rocznicę urodzin obchodzimy w bieżącym roku.
Daniel Gralath urodził się w Gdańsku 30 maja 1708 r. jako syn kupca Karola Ludwika Gralatha i Konkordii Grentz, córki złotnika i ławnika Starego Miasta. Rodzina Gralathów wywodziła się z Regensburga, gdzie działał protoplasta rodu kupiec Ulrich Gralath (1590-1653). W Gdańsku Gralathowie posiadali kamienicę przy ulicy Długiej 40 (obecnie mieści się tu cukiernia Pellowskiego). Daniel stał się najbardziej znanym przedstawicielem rodziny. Po śmierci ojca w 1713 roku, opiekował się nim do 1725 roku ojczym, rajca Starego Miasta, Jan Andrzej Thümmel. (więcej w „Pomeranii”)

26. Maria Roszak, Jajta na almandy (opowiadanie w gwarze kociewskiej)

26. Roma Skwierawska, Kaszubskie gwiazdy (wiersz)

„Najô ùczba” – edukacyjny dodatek do „Pomeranii”

27. Zygfryd Stefan Mielewczyk, Fotograficzne promieniowanie tła (10)

Nie pamiętam dokładnie, ale chyba w 1932 roku przedsiębiorczy Brunon – przy finansowym współudziale dwóch braci – nabył auto osobowe do transportu towarów i zarazem do kawalerskich popisów z Michałem i Frankiem. Wszyscy trzej rychło zdobyli gdańskie prawa jazdy, radząc sobie jakoś z naprawami czterokołowaca. Ojciec opowiadał, że ważną sprawą na ówczesnym egzaminie szoferskim była znajomość np. takich podzespołów, jak dyferencjał (mechanizm różnicowy) czy Vergaser (gaźnik), który zwykle wymagał demontażu i czyszczenia, gdy nagle zatykał się w trasie. Podobnych umiejętności wymagano od szoferów, dlatego musieli znać sporo mechaniki samochodowej. (więcej w „Pomeranii”)

29. Rafał M. Skrobot, Głupek

Było po wszystkim. Skończyło się. Nad zatokę nadciągała sina mgła zmierzchu, a ludzie, jeszcze tak niedawno sobie bliscy, znikali jeden za drugim w tajemniczy sposób, jakby stapiali się z chłodną wilgocią. Bez pożegnań.
– I już – odezwał się ten, którego od pierwszej klasy przezywali Chorym, bo wciąż wyglądał na słabego. – Sam nie wiem, po jaką cholerę kończyłem tę szkołę – zakaszlał jak osoba umierająca według schematόw z latynoskich seriali. – Lekarze powiedzieli, że mam przed sobą miesiąc życia. Miesiąc umierania, jeśli kto woli. To będzie niezły miesiąc – uśmiechnął się spękanymi ustami. – Zrobię to, czego…– urwał, zamyślił się, a mieszanka strachu i ekstazy wykrzywiła jego twarz.
Dwie dziewczyny (blondynka o perkatym nosie i brunetka o twarzy Vampiry od Eda Wooda), których imiona uleciały Adamowi z głowy od razu, gdy tylko znaleźli się na plaży, zachichotały nerwowo.
– Szkoła wiąże na całe życie – mruknął pόłgłosem. Wstał z piasku, otrzepał się dokładnie. – Dosyć – powiedział i ruszył przed siebie po skrzypiącym, szarym brzegu zatoki. (więcej w „Pomeranii”)

36. Krësztof Jãdroch Plater-Zôlewsczi, Pisownia a wymowa w kaszubszczyźnie

Wciąż, niestety, potrzebna jest – swego czasu zbyt autorytarnie potraktowana – dyskusja nad kształtem nie już języka, ale jeszcze podstaw pisowni. Wyraźnie to widać na przykładzie sporu o to, czy pisać „ë” czy „i”. Nie jestem Kaszubą, choć po kaszubsku nauczyłem się, by jak najbardziej się NIM stać. W Kaszubach zachwyciło mnie tak bardzo owo wspaniałe cywilizacyjno- kulturowe oblicze całej społeczności, będące szczególną perełką naszej łacińskiej cywilizacji.
W czasach, kiedy jeszcze miejscowe dzieci, które nie bardzo wiedziały, czym wyróżnia się ich własna mowa od mowy ich „szkólnégò” i szczerze komentowały różnice między swoim sposobem wypowiadania się a moim, miałem szczególną sposobność przyjrzeć się miejscowej mowie tu, gdzie niespełna 15 lat wcześniej doprowadzono elektryczność, a słuchanie radia i oglądanie telewizji dopiero miały się za kilka lat upowszechniać. Dzieci zgłaszały mi swoje spostrzeżenia w różnej formie, jednak znamiennym było ich dość często powtarzające się pytanie: „Pòwiedzce wë, szkólny, jak je pò pòlskù – dżem” (owo „dżem” wymawiali trzema krótkimi głoskami, najbliższymi następującym: dź – /e/ – /m/ ) ? Prawidłowa odpowiedź na to pytanie brzmiała: „Maarmeelaadaa”. To nieważne, że ani słowo z pytania, ani to drugie – z odpowiedzi – nie jest ni polskie, ni też kaszubskie, skoro oba dość dobrze ilustrują owo wyraźnie widoczne generalne wydłużenie polskojęzycznych głosek, a „ściągnięcie” ich w kaszubszczyźnie. (więcej w „Pomeranii”)

38. Wanda Lew-Czedrowskô, Uretac Królewiónkã

Wydaje mi się, że wszystko, co robimy jest uzależnione od miejsca i czasu, w którym przyszło nam żyć. 1 września 1991 roku rozpoczęłam pracę w nowo otwartym Kaszubskim Liceum Ogólnokształcącym w Brusach. Pasjonujące wezwanie! Pozwoliłam wrzucić się na głębokie wody i płynąć bez jakiejkolwiek pomocy. W tym samym czasie na drugim krańcu Kaszub w Głodnicy zaczynał ratować Królewiankę Witold Bobrowski. Owoce naszej pracy, i grona innych, porażonych „skrami Ormuzdowymi”, są dziś widoczne. (więcej w „Pomeranii”)

39. Lektury

42. Klëka

45. Z życia Zrzeszenia

50. Kow., Informator regionalny

52. Rómk Drzéżdżónk, Kaszëbsczé dëtkòbranié (felieton)

Na pòczątkù séwnika mie co w głowã zaszło, a béł jem w ùrzãd zaszłi. Ju so nie wdarzã jakùż nen ùrzãd sã zwôł, bò nëch terôczas je bòkadosc òbrodzoné, wicy niżlë szatanów w pëlckòwsczim lese. Sedzôł jem czile gòdzyn na cwiardim stółkù, żdającë jaż jaczi łaskawi ùrzãdnik zarôczi mie bënë. Slôdk mie ju fëst bòlôł, czej nôgle dwiérze sã òtemkłë, a z westrzódka, jak czejbë z głãbòczi pieczelny jómë, ùczuł jem milëchny głos:
– Wchadac!
– Pòchwôlony… Dobri dzéń – dobrze jem nie wiedzôł jak sã w ùrzãdze przëwitac, temù jô to zrobił na dwa ôrtë.
– …bri – wëmemlôł z se młodi chłop. Nawetka nie pòdnôszając głowë znad kòmpùtrowi kluczplatë zapitôł: – W jaczi sprawie?
– Jô baro przeprôszóm, że przeszkôdzóm w robòce – pòmëslôł jem, że w gôdce z ùrzãdnikã kąsk WSW nigdë nie zaszkòdzy. – Jô w sprawie dëtków… (więcej w „Pomeranii”)




Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=1673