Numer 2/2009 "Pomeranii"

Data 22.1.2009 19:39:09 | Kategoria: Miesięcznik "Pomerania"

Pomerania 02/2009W Gimnazjum w Szemudzie 10 stycznia br. odbyły się przesłuchania solistów i zespołów w ramach IV Pomorskiego Konkursu Kaszubskiej Pieśni Bożonarodzeniowej. Miałem przyjemność już po raz drugi przysłuchiwać się „zmaganiom” młodych wokalistów, chórów z udziałem instrumentalistów. W tym roku zaproszono mnie do jury jako przewodniczącego (neutralnego – nie-Kaszuba, spoza społeczności związanej bezpośrednio z ziemią kaszubską, a jednocześnie jako przedstawiciela Akademii Muzycznej w Gdańsku). (...) Z festiwalu wyjechałem z przekonaniem o słuszności decyzji i z opiniami o wysokim poziomie artystycznym tegorocznej edycji. Jakże zaskakujący okazał się więc list skierowany do mnie przez niezadowolonych laureatów II miejsca w jednej z kategorii (ocenionych przecież bardzo wysoko) i to w wyniku jednomyślności całego JURY. Ile zapalczywości, złości, wrogości i walki w słowach skierowanych do mnie, a jednocześnie na ręce pani dyrektor szkoły, obrażających w zasadzie całą komisję, a w szczególności jedną z osób. (prof. Waldemar Górski, Dorośli mąciciele)



Pomerania - miesięcznik wydawany przez Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Redakcja: 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23, tel. 058 301 90 16, e-mail red.pomerania@wp.pl




3. Listy

Na protest odpowiadam! W „Pomeranii” ze stycznia br. zamieszczono list Witosławy Frankowskiej, w którym autorka protestuje (cytuję za tytułem jej tekstu) przeciwko wielu „przestępstwom”, których miałem się dopuścić wydając śpiewnik „Nótë kaszëbsczé” (...). (...) Ma rację W. Frankowska, że nie jest mi obca elementarna znajomość prawa. Jako członka (od 2003 roku) Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych przestrzeganie prawa mnie szczególnie obowiązuje, ale również działa to w drugą stronę. Prawnicy ZAiKS pilnują moich praw, za co opłacam wcale niemałe składki. Dlatego – w imię prawa – udałem się do najbardziej odpowiednich osób, czyli dzieci Jana Trepczyka. (...)W. Frankowska nie zachęca wprawdzie do kupowania [śpiewnika]. Robią to natomiast inni, którzy mają zgoła odmienne zdanie o śpiewniku, na przykład jego współautorzy. (...) Mleko zostało rozlane, ponieważ kilka osób luźno związanych z ZKP, ale aktywnych na internetowych portalach, publicznie ogłosiło mnie złodziejem. Podobną sytuację miałem przed kilkoma laty. Otóż próbowano handlować moimi tytułami piosenek z autorem muzyki do nich. Doszło do absurdalnej sytuacji. Zaczęto mi grozić sądem, jeśli opublikuję własne (sic!) utwory. (...) Mam jednak również prawo do własnej obrony. Dlatego internetowe oszczerstwa i informacje o ich autorach – bądź co bądź znanych w ZKP – przekazuję do ZAiKS-u. Niechaj ich prawnicy, którzy znacznie lepiej ode mnie wiedzą, co można i trzeba z tym zrobić, decydują o dalszych losach internetowych sądów, tak by wciąż nie musiało cierpieć dobre imię jednego z ich członków. (więcej w „Pomeranii”)
Eugeniusz Pryczkowski

Wiedza i entuzjazm mogą być bezcenne. Z zainteresowaniem przeczytałem list „Śmierć Lubiany?” autorstwa dr. Janusza Kowalskiego, pomieszczony na łamach „Pomeranii” w numerze 12 (415) z 2008 r. Lecz nie tyle sama treść, ile osoba Autora wzbudziła moje największe zainteresowanie.
Otóż w latach 1972–1976, jako student Politechniki Gdańskiej, miałem przyjemność słuchać wykładów pana Kowalskiego z zakresu urbanistyki i planowania przestrzennego w Instytucie Hydrotechniki. W szczególności zapadły mi w pamięć następujące zagadnienia:
1) Miasta, które posiadają naturalne wody powierzchniowe: rzeki, stawy, jeziora, są w naturalny sposób wzbogacone krajobrazowo i klimatycznie (świeża bryza). Gdańsk i Trójmiasto stanowią tego przykład.
2) Pomysł odbudowy linii kolejowej Wrzeszcz – Kokoszki jako ulubiony temat wykładów i licznych publikacji J. Kowalskiego. Pomysł ten również dla mnie stał się „ideą fixe”, która od lat nie daje mi spokoju. (więcej w „Pomeranii”)
Marek Cisoń

5. Hubert Bierndgarski, Łowienie ryb i odszkodowań

Nowatorski, nieznany do tej pory w innych krajach Unii Europejskiej, system mający rozwiązać problemy z połowami dorsza (w tym – z notorycznym przekraczaniem limitów) wypracował na 2009 rok polski rząd. Łowić wspomniany gatunek ryby na południowym Bałtyku zezwolono w tym czasie 147 polskim kutrom, natomiast pozostałe 300 jednostek będzie czekało w portach. Pauzujący armatorzy otrzymają jednak wysokie odszkodowania.
Chociaż rybacy do pomysłu podchodzą ostrożnie, przyznają, że innego rozwiązania nie widzą. Przez ponad dwa lata bezskutecznie walczyli z polskim rządem, Unią Europejską i przepisami dotyczącymi połowów dorsza, ale zarówno w 2007, jak i w 2008 roku nie potrafili niczego zwojować. A daty 9 lipca 2007 roku nie zapomni żaden z nich. Tego dnia przedstawiciele Komisji Europejskiej wprowadzili całkowity zakaz połowu dorsza we wschodniej części Bałtyku, przy czym powód był jeden – trzykrotnie przekroczone limity połowowe (30 tysięcy ton zamiast dozwolonych 11,5 tys. ton). Polskim statkom rybackim zakazano połowów z dniem wejścia powyższego rozporządzenia w życie aż do 31 grudnia 2007 roku. Zakazano również przechowywania, przeładunku lub wyładunku ryb złowionych przez polskie kutry. (więcej w „Pomeranii”)

8. Michał Jamroż, Nasze ok(n)o na świat

Pierwsze cywilne lotnisko powstało w Gdańsku w roku 1919. Znajdowało się w dzisiejszej dzielnicy Zaspa, gdzie ciągle widnieją pozostałości głównego pasa startowego. W okresie międzywojennym obsługiwało połączenia m.in. z Berlinem, Czerniachowskiem, Elblągiem, Królewcem, Hamburgiem, Leningradem, Lwowem, Malborkiem, Moskwą, Olsztynem, Słupskiem, Szczecinem i Warszawą.
Rozwój Gdańska sprawiał, że lokalizacja lotniska stawała się coraz bardziej uciążliwa zarówno dla mieszkańców, jak i dla samego miasta. Dlatego w latach 70. zdecydowano o budowie całkowicie nowego portu lotniczego, z dala od miejskiej zabudowy, wybierając tereny w pobliżu wsi Rębiechowo (jednak wsią bezpośrednio zlikwidowaną na potrzeby nowej inwestycji stało się Bysewo). Otwarcie istniejącego do dzisiaj obiektu nastąpiło 2 maja 1974 roku. Było to pierwsze polskie lotnisko wybudowane całkowicie od podstaw. Położone 10 kilometrów na zachód od centrum Gdańska i 23 kilometry na południe od Gdyni; zajęło obszar 240 ha. W promieniu jego oddziaływania znalazło się blisko 2,5 mln osób. (więcej w „Pomeranii”)

11. Wiesław Byczkowski, Nadać twarz administracji samorządowej

Aby gminy, powiaty i regiony samorządowe mogły trwale i harmonijnie się rozwijać, muszą być atrakcyjne. Muszą mieć siłę przyciągania i zatrzymywania na swoim obszarze ludzi, kapitału, przedsiębiorstw, talentów, idei. Muszą dbać o dobry wizerunek w szeroko pojętym otoczeniu.
Podstawowym mechanizmem współczesnej gospodarki jest konkurencyjność, postrzegana powszechnie jako zdolność podmiotów (w tym przedsiębiorstw i jednostek samorządu terytorialnego) do osiągania zamierzonych celów ekonomicznych, społecznych itp. w warunkach toczącej się rywalizacji na rynku. Często mówi się o występowaniu jej między miastami, układami lokalnymi czy regionami. Zauważmy jednak, że w coraz większym stopniu zdolność konkurencyjna pojedynczych podmiotów gospodarczych zależy nie tylko od stanu przedsiębiorstw i przedsiębiorczości właścicieli, ale także od sprawności funkcjonowania lokalnych i regionalnych systemów społeczno-gospodarczych. A o kondycji tych systemów decydują m.in. jednostki samorządu terytorialnego. (więcej w „Pomeranii”)

14. Witold Ossowski, W obronie klimatu

Obok postępujących skażeń ziemi, wody i powietrza, a także zanikania bioróżnorodności, zmiany klimatyczne są dziś najbardziej palącym wyzwaniem ekologicznym ludzkości. O nich właśnie mówiono na konferencji pt. „Odnawialne i niekonwencjonalne źródła energii”, jaka w grudniu odbyła się na Uniwersytecie Gdańskim. Oprócz UG, jej współorganizatorami byli: Polski Klub Ekologiczny i Bałtycka Agencja Poszanowania Energii. Gdańska inicjatywa wpisała się w intensywną – zarówno krajową, jak i światową – debatę na temat zmian klimatycznych.
W dobie troski o globalne ocieplenie, które może przyczynić się do klęski przyrodniczej i humanitarnej, wykorzystywanie odnawialnych i niekonwencjonalnych źródeł energii staje się coraz istotniejsze. Jej tradycyjne wytwarzanie – zarówno tej elektrycznej, cieplnej jak i tej napędzającej pojazdy – jest bowiem główną przyczyną powstawania gazów cieplarnianych. Cząsteczki węgla, łączące się w procesie spalania z cząsteczkami tlenu i tworzące w ten sposób dwutlenek węgla, powodują w największej mierze „grzanie się Ziemi”. (więcej w „Pomeranii”)

15. Katarzyna Knopik, Kaszubskie centrum w Kosakowie

Wszystko wskazuje na to, że już w niedalekiej przyszłości o rozwoju Kaszub będzie można mówić w zupełnie inny sposób. A to za sprawą gminy Kosakowo, która podjęła się budowy obiektu o niespotykanej do tej pory skali. Kaszubskie Regionalne Centrum Edukacyjno-Sportowe ma – jak zapowiada wójt gminy Jerzy Włudzik – rozpocząć działalność już 1 września 2010 roku. Czym będzie to miejsce i w jaki sposób może wspierać rozwój regionalny?
Głównym celem pomysłodawców jest stworzenie nowoczesnego ośrodka, który będzie utrzymywał, promował i integrował działalność kaszubską w różnych jej aspektach. Autorzy koncepcji proponują różne działania, poczynając od edukacji regionalnej, poprzez działalność naukowo-kulturalną, a na gromadzeniu kaszubskich zasobów w formie multimedialnej kończąc. Tym samym centrum pełnić miałoby kilka funkcji. Przede wszystkim stanie się bazą edukacyjną i sportową dla mieszkańców gminy. W związku z tym w obiekcie znajdą się sale lekcyjne, boiska sportowe, baseny, internat. Dodatkowym elementem, sprzyjającym organizowaniu imprez kulturalnych, będzie aula widowiskowa ze sceną. Ponadto powstanie tzw. zespół hobby, na który złożą się pracownia fotograficzna i sala internetowa. Jednak zaplecze to będzie wykorzystywane także do promocji i integracji Kaszub. (więcej w „Pomeranii”)

16. Andrzej Mróz, Odetkać kanały i wały

Nie ma roku, w którym dobytek części mieszkańców Żuław od Gdańska po Elbląg nie uległby zalaniu lub podtopieniu. To skutek wieloletnich zaniedbań od czasów powodzi z 1983 roku – m.in. malejących nakładów na utrzymanie drożności rowów i kanałów oraz sprawności urządzeń przepompowujących, którymi upstrzony jest ten region. Antidotum na rosnące zagrożenie zostało zatwierdzone w połowie stycznia 2009 roku, a zwie się: „Kompleksowe zabezpieczenie przeciwpowodziowe Żuław – etap I”. Program ten obejmie 10 powiatów z województw pomorskiego (w tym Gdańsk) oraz warmińsko-mazurskiego (w tym Elbląg). Będzie wdrażany do 2015 roku.
Dla podtapianych nawet kilka razy w roku części Żuław Malborskich i Elbląskich program zabezpieczenia przeciwpowodziowego brzmi jak nadzieja na lepsze jutro. Bo w coraz większej liczbie żuławskich gospodarstw można spotkać pozarastane rowy i kanały, przeciekające lub zniszczone wały. (więcej w „Pomeranii”)

18. Grzegorz Gola, O telewizji (felieton)

Z telewizją sprawa jest pogmatwana. Wiadomo, że z grubsza dzieli się na prywatną i publiczną, przy czym jedną od drugiej odróżnić łatwo: ta ostatnia posiada misję.
Pomorze dysponuje swoją publiczną telewizją regionalną, do której czasami zwracamy się z prośbą o nagłośnienie jakiejś ważnej z naszego punktu widzenia imprezy. Możemy się wtedy spodziewać dwóch ścieżek działania: 1/ przyjeżdża sprawna ekipa i kręci materiał filmowy, który następnie, po zmontowaniu, leci po wielekroć w paśmie regionalnym; 2/ władze telewizyjne grzecznie odpowiadają, że temat, owszem, ciekawy i godny nagłośnienia, ale należałoby opisać świadczenia, które telewizja powinna, niejako w zamian, otrzymać. (więcej w „Pomeranii”)

19. Z rodzinnego domu (wywiad Marii Mrozińskiej i Grzegorza Fortuny z Lechem Bądkowskim)

Te wspomnienia Lecha Bądkowskiego powstały w wyniku rozmów zarejestrowanych podczas Jego choroby. Nagrywaliśmy je (Grzegorz Fortuna i niżej podpisana) w okresie od 4 stycznia do 7 listopada 1983 roku. Początkowo udawało się to robić systematycznie, w krótkich odstępach czasowych (4 I, 5 I, 17 I, 28 I), później przerwy między kolejnymi nagraniami wydłużały się. Miało to związek z postępami choroby. Przynosiła tak wiele cierpień, że zmuszała Autora wspomnień do przyjmowania dużych dawek środków antybólowych, co w konsekwencji powodowało senność i otępienie.
Nie udało się nam więc zdobyć materiału stanowiącego pełny, zamknięty pamiętnik. Tym niemniej to, co zarejestrowaliśmy, jest opowieścią o życiu człowieka, którego losem można byłoby obdzielić kilka życiorysów i jeszcze pozostałyby ciekawe. (więcej w „Pomeranii”)

24. Grażyna Antoniewicz, Żelazna orchidea wśród żywych kwiatów

Szczęśliwe dzieciństwo, otulone mistycznym przedwojennym Gdańskiem, buduje niezwykłą wrażliwość chłopca. Jego wyjątkowy talent plastyczny zapowiada narodziny wybitnego artysty. Wojna jednak zmienia wszystko. „Żelazna orchidea” Marka Jankowskiego – koszalińskiego architekta, pasjonata historii, z zamiłowania żeglarza – to powieść zaskakująca, ale godna polecenia.
– Wpierw chciałem napisać o pomorskiej architekturze – tłumaczy autor. – O budowlach, które powstały z kontrybucji. Po przegranej wojnie cesarz francuski Napoleon III musiał zapłacić Prusom olbrzymie sumy za „wyrządzone krzywdy”. I z tych pieniędzy zbudowano m.in. wiele wspaniałych obiektów na Pomorzu: dworce, szkoły, koszary, poczty, piękne domy. Także kompleks Szpitala Psychiatrycznego Kocborowo (w Starogardzie Gd.). Zastanowiło mnie, jak to możliwe, że najpiękniejsza architektura zdobiąca moje miasto powstała z kontrybucji, że pieniędzy tych nie roztrwoniono? Pamiętam, że już jako dziecko, spacerując ulicami Koszalina, oczarowany byłem gmachem poczty, a miejscowe koszary postrzegałem jako warowny zamek. W końcu, jako człowiek dorosły, zacząłem głębiej interesować się historią tych obiektów. Przez rok zbierałem materiały. Potem obowiązki zawodowe pozwalały mi na pisanie tylko późnymi wieczorami, dlatego „Żelazna orchidea” powstawała przez trzy długie lata. Ale był to chyba najszczęśliwszy czas w moim życiu. (więcej w „Pomeranii”)

26. Grażyna Antoniewicz, Czarny huzar z Piwnej

Muzeum i Galeria Fotografii „Cyklop” przy ulicy Piwnej w Gdańsku – dwa niewielkie pokoje. Miejsce niezwykłe, wystawy zaskakujące. Królestwo Władysława Żuchowskiego. Tu odkryjemy magiczny świat wiekowych aparatów, starych fotografii i inne cuda. Tu lustrują nas oblicza z różnych epok, a na stoliku leżą w stosikach malutkie fotografie niczym znaczki pocztowe oraz tzw. carte de visit – miniaturowe kartoniki z fotografiami, które rozdawano sobie w XIX wieku jako wizytówki.
Przepięknie wykonany (ręczna robota) aparat wiedeński z 1890 roku ostatnio brał udział w filmie „Gdynia – miasto z morza”, wraz z lampą błyskową, do której W. Żuchowski musiał dorobić magnezję fleszową, a następnie błyskał nią na planie jako fotograf z epoki.
Na co dzień pasjonuje się niepowtarzalnymi ujęciami portretowymi. Nie ma dla niego znaczenia, czy fotografowana postać jest stara, czy młoda. Czy to piękna kobieta, czy pomarszczone indywiduum. Interesuje go twarz sama w sobie, bo niemal z każdej można wydobyć zarówno piękno, jak i szpetotę. Wiele zależy od ustawienia, makijażu, światła. (więcej w „Pomeranii”)

28. Kazimierz Ostrowski, Nie samym pięknem... (felieton)

„Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?”. Znacie? No, to posłuchajcie... Włodarz pewnej gminy podchojnickiej opowiada, że jest wójtem najpiękniejszej gminy w Polsce. Tak często powtarza tę mantrę wobec swoich i obcych, że zapewne sam w nią uwierzył (podobnie jak dzieciom zdarza się mylić prawdę ze zmyśleniami). Gmina jak gmina, w części istotnie cudna (jeziora, Park Narodowy „Bory Tucholskie”, Zaborski Park Krajobrazowy), ale na południu taka sobie – płaska i bezleśna.
Kiedy więc wójt przekonuje, a nie waha się koloryzować i przed kamerą telewizyjną, być może chce pobudzić dumę i lokalny patriotyzm mieszkańców, obcych zaś przekonać o turystycznej atrakcyjności swojego gospodarstwa. Z drugiej jednak strony, głosząc ryzykowną tezę (wszak rankingu piękności gmin nikt nie przeprowadził, a bogato wyposażonych przez naturę okolic w kraju nie braknie), naraża i siebie, i współmieszkańców na uśmiech powątpiewania, jeśli nie otwarty sprzeciw. (więcej w „Pomeranii”)

29. Maria Block, Mewy śmniészki (opowiadanie kociewskie)

I–VIII „Najô ùczba” – edukacyjny dodatek do „Pomeranii”

30. Zygfryd Stefan Mielewczyk, Fotograficzne promieniowanie tła (13)

O narzeczeństwie Agaty Pawelczyk z Franciszkiem Mielewczykiem (moich rodziców) w Wolnym Mieście Gdańsku opowiedziała mi trochę ciocia Matylda (1890–1981), najstarsza siostra ojca. Lato 1981 roku było gorące, gdy odwiedziłem ją schorowaną w Długim Krzu – małej wiosce w gminie Sierakowice. Kiedyś była ona własnością dziedziców Borzestowskich, a na początku XX wieku zasłynęła z cegielni zorganizowanej przez ks. Anastazego Sadowskiego, który pobudował kościół parafialny w Wygodzie. Po pierwszej wojnie światowej dziadek Rudolf osiadł na stałe ze swoją rodziną w Długim Krzu, później zaś gospodarstwo przejęła jego najstarsza córka Matylda, ze swoim mężem Józefem Brzeskim. (więcej w „Pomeranii”)

32. Adam Patok, Muzeum w Wejherowie (rys historyczny)

Początki Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie zostały swego czasu opracowane przez Edmunda Kamińskiego („Pomerania” z 1971 r.) oraz szeroko udokumentowane przez pierwszego dyrektora Pawła Labudę w „Informatorze” wydanym przez Muzeum w 1972 roku. Cóż więc jeszcze na ten temat można powiedzieć i napisać? Przede wszystkim postaram się odtworzyć atmosferę, która towarzyszyła „pradziejom” wejherowskiej placówki. Będzie to opowieść o kolegach i przyjaciołach z lat mojej młodości, z którymi przypadło nam żyć i współpracować. O czasach, kiedy wierzyliśmy w sens pracy społecznej, choć wszelkie dokonania ograniczała doktryna ideologiczna. Mimo wszystko, staraliśmy się znaleźć dla siebie neutralne pole działania, dalekie od bieżącej polityki, ponieważ wydawało nam się, iż kaszubszczyzna może być antidotum na społeczną stagnację. (więcej w „Pomeranii”)

35. Andrzej Lubiński, Muzyka i teatr na Powiślu w pierwszej połowie XX wieku

Początki zorganizowanego polskiego ruchu muzycznego i teatralnego na Powiślu wiążą się z działalnością doktora Feliksa Morawskiego (1861–1929), który po ukończeniu studiów medycznych osiedlił się w 1891 roku w Sztumie. Dał się tam poznać nie tylko jako lekarz, ale również działacz społeczny i narodowy. Na przełomie lat 1891/1892 założył pierwsze kółko śpiewacze, by wkrótce zostać prezesem wszystkich podobnych kół na Powiślu.
Gdy w roku 1892 zapoczątkowana została w Prusach Wschodnich akcja wiecowa, podczas której domagano się wprowadzenia nauki języka polskiego, religii i śpiewu kościelnego do szkół elementarnych i wyznaniowych, dr Morawski mocno się w nią zaangażował. Popierali go Henryk Donimirski z Zajezierza (powstaniec styczniowy, poseł w parlamencie niemieckim z ramienia ludności polskiej w okręgu sztumsko-kwidzyńskim, wybrany 12 grudnia 1892 r.) i ks. Piotr Paweł Baranowski z parafii Tychnowy-Straszewo. Wiece odbyły się w Sztumie i Straszewie. (więcej w „Pomeranii”)

40. Marek Fota, Milczące kamienie

Gołębiewo. Dzisiaj tym, którzy rozglądają się podczas jazdy samochodem, już się w oczy nie rzuca. Więcej – nawet jeśli wiedzą, gdzie patrzeć, nie dojrzą nic. A jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku jaśniała z daleka bryła rumowiska, biała na tle ciemnego lasu, z szerokim przedpolem ciągnącym się niemal do drogi. Ale to było zanim wyprostowano asfaltowe zakola szosy, która nie miała jeszcze swoich oderwanych od głównego pasma płowiejących i zarastających zakrętów, gdzie ktoś nieśpieszny może dziś przystanie, jeśli zechce, by odetchnąć, napić się herbaty z termosu i zastanowić.
W tamtym okresie, bardziej wozów konnych niż automobili, 70 km na godzinę to była prędkość graniczna, miał zatem czas pan Probe, zakładowy szofer dyrektora Polmosu i kierowca garbatej warszawy z kanapą obciągniętą skajem, by widząc z daleka ruinę, mówić o grobowcu tutejszego junkra i jego upodobaniu do wzniesienia dobrze nadającego się na pochówek właściciela dóbr. Niektórzy jeszcze teraz w to wierzą. (więcej w „Pomeranii”)

41. Jiwòna Makùrôt, Felicjô Baska-Bòrzëszkòwskô, Anna Dunst, Katarzëna Knopik, Sławòmir Szkòbel, Wòjcech Makùrôt, Jidze ò rozwij kaszëbsczégò jãzëka

Parcere personis, dicere de vitiis – òszcządzywac òsobë, a wskôzywac fele, pòwiôdelë pierwi za Marcjalisã. Show-biznesowô mòda mô ju tã zasadã wierã wëpiarté czësto z ùżëcô, skòrno nie stosëje ji ju nawetka takô persóna, jak prof. dr hab. Édward Bréza, chtëren do stëcznikòwégò numra „Pòmeranie” przërëchtowôł gôrsc swòjich bòkanych przemësleniów i wspòminków. Jak sóm aùtor tekstu ze starnë 46-47 pt. „Jak w Kòscérznie kòscelnégò òbrelë” pisze, pòdskatą do jich napisaniô bëło wëdanié, donenczas prakticzno niedostãpnégò, pierszégò kaszëbsczégò dokôzu Aleksandra Majkòwsczégò „Jak w Kòscérznie kòscelnégò òbrelë, abò Piãc kawalerów a jedna jedinô brutka”. Chcemë w tim placu wërazëc redosc z tegò, że nasza skromnô spòleznowô robòta mògła bëc témą do diskùsje na łamach prasë. Mùsz je przë tim wëjasniec pòrëszóné zagadnienia, ògranicziwając sã przë tim blós do samich problemów, bez ji farwny nadbùdowë. (więcej w „Pomeranii”)

42. Waldemar Górski, Dorośli mąciciele

W Gimnazjum w Szemudzie 10 stycznia br. odbyły się przesłuchania solistów i zespołów w ramach IV Pomorskiego Konkursu Kaszubskiej Pieśni Bożonarodzeniowej. Miałem przyjemność już po raz drugi przysłuchiwać się „zmaganiom” młodych wokalistów, chórów z udziałem instrumentalistów. W tym roku zaproszono mnie do jury jako przewodniczącego (neutralnego – nie-Kaszuba, spoza społeczności związanej bezpośrednio z ziemią kaszubską, a jednocześnie jako przedstawiciela Akademii Muzycznej w Gdańsku). W komisji znaleźli się też muzycy, twórcy słowa znający zarówno język, jak i tematykę oraz tradycję kaszubską, a przede wszystkim emanujący gorliwością i poszanowaniem dla swoich rodzinnych tradycji: Witosława Frankowska, Jerzy Stachurski, Dorota Muża-Szlas, Tomasz Fopke, Bożena Szymańska-Ugowska. (więcej w „Pomeranii”)

43. Jan Wyrowiński, Już nigdy nie usłyszę: Panie Janie, musimy zrobić…

Profesor Elżbietę Zawacką, „Zo”, poznałem bliżej w czasie stanu wojennego i bardzo szybko znalazłem się w kręgu osób działających pod Jej „komendą”. Zanim bez reszty poświęciła się sprawie dowartościowania roli kobiet w zmaganiach z hitlerowskim i sowieckim najeźdźcą, Jej ideą fix było dokumentowanie działalności ruchu oporu na Pomorzu w okresie II wojny światowej i w czasach stalinowskich.
Urodzona w Toruniu, uważała się za Pomorzankę i zawsze to z dumą podkreślała. Bolała, że ogólnopolska wiedza o tym, co działo się na Pomorzu Nadwiślańskim podczas wojny, jest niepełna, oparta na braku znajomości lokalnej specyfiki i wynikających z niej ograniczeń. Dlatego z benedyktyńską cierpliwością gromadziła dane Pomorzan zaangażowanych w walkę z okupantem, tworząc jedno z największych tego rodzaju archiwów domowych. Ten właśnie zbiór stał się podstawą opublikowanego już w wolnej Polsce wielotomowego, monumentalnego słownika biograficznego konspiracji pomorskiej. (więcej w „Pomeranii”)

44. Joanna Łabasiewicz, Serce i charakter

To nie jest kronika życia ani poważny artykuł o charakterze naukowym. To krótkie wspomnienie o Gertrudzie Węsierskiej (1917–2008), nauczycielce, harcerce, działaczce Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wszyscy znaliśmy ją przede wszystkim jako wychowawczynię kilku pokoleń. Kobietę z innej epoki…
Urodziła się w Kartuzach 17 marca 1917 roku na placu św. Brunona, w budynku, w którym obecnie mieści się kwiaciarnia. Po wojnie podjęła pracę w Szkole Podstawowej w Załężu, gmina Przodkowo, gdzie zastała zniszczony budynek, bez okien. Nie przeszkodziło jej to w rozpoczęciu nauki z dziećmi i jednocześnie, wspólnie z mieszkańcami, w odbudowaniu szkoły. (więcej w „Pomeranii”)

45. Lektury

48. Klëka

54. Kow. , Informator regionalny

56. Rómk Drzeżdżónk, Globalné òceplenié (felieton)

Jak mie je w tim najim zasëpónym sniégã Pëlckòwie zëmno. Diôblëszcze jak zëmno! A ti zelony mądralowie wcyg pleszczą ò globalnym òceplenim. Żebë jô, głupi, nie dôł jima wiarë, tej bë miôł so drzéwkò i torf na zëmã przëszëkòwóné. A tak co? Miarznąc mùszã.
– Wszëtkò bez nëch zelonëch mądrôszków! Globalné òceplenié, jo? Łżélcowie przegrzeszony! Niech jich pùrtcë do piekła wezną… abò nié, niech do mie jejich przëslą. Niech le jima ne łësé banie zmiarzną jak mie mòja miarznie! – gòrził jem sã głosno, żebë chòc gòrzã kąsk sã rozgrzôc.
Nënka mie wiedno gôdała: „Synkù, nigdë nie wòłôj pùrtka, bò jesz do ce przińdze! Ùzdrzisz le!” Mia mëma rëcht! Ùzdrzôł jem pùrtka, chtëren stanął w dwiérzach mòji chatinczi. (więcej w „Pomeranii”)



Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=1711