"Pomerania" 9/2009

Data 31.8.2009 22:29:30 | Kategoria: Miesięcznik "Pomerania"

Pomerania 09/20092. Edmund Szczesiak, Od redaktora
Pogoda tamtego lata była wspaniała. Ostatnie dni sierpnia – bezchmurne i gorące. Mieszkanka wyspy na jeziorze Wdzydze, Apolonia Knitter, opowiadała mi, że dopisali, jak co roku, wczasowicze, ludno było w pobliskich wioskach, wody roiły się od kajaków. Gazety straszyły wojną, ale wielu nie wierzyło, że groźby przerodzą się w czyny. Wejdą? Nie wejdą? (Moje pokolenie przeżywało podobne emocje po narodzinach Solidarności, obawiając się inwazji radzieckiej). Wtedy weszli. 1 września 1939 roku zaatakował sąsiad z zachodu, a 17 września – ze wschodu. Dwa totalitaryzmy podały sobie ręce, aby niespełna dwa lata później zewrzeć się w walce, ale wcześniej gotując hekatombę na skalę globalną.


Pomerania - miesięcznik wydawany przez Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Redakcja: 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23, tel. 058 301 90 16, 301 27 31, e-mail red.pomerania@wp.pl



3. Listy

5. ESZ Światowy dzień Kaszubów
Była to wielka manifestacja jedności Kaszubów. Najpierw jednak odbył się triumfalny objazd po Kaszubach. Od świtu do nocy 150-letnia chata kaszubskiego trapera wędrowała od miasta do miasta. Wypatrzona w Kanadzie, rozebrana na części, zakonserwowana, ulokowana w kontenerze, przypłynęła do gdyńskiego portu, skąd do Szymbarka, gdzie miała stanąć, jest około 50 kilometrów. Tymczasem na naczepie tira przebyła w ciągu jednego dnia 450 kilometrów, odwiedzając 12 miast. Było to 20 lipca br., a już w niedzielę 16 sierpnia w Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku nastąpiło uroczyste otwarcie chaty. W pobliżu stanęła druga, mniejsza, wyrósł drewniany krzyż, również przywieziony zza oceanu. Powstała cała zagroda, okolona kamieniami i wykarczowanymi korzeniami drzew symbolizującymi trud pierwszych osadników za oceanem.

6. Z drugiej ręki. Piotr Kobalczyk, Kaszëbsczi jest trendy (przeczytane)
Najbardziej znany dziś Kaszuba, premier Donald Tusk, mówi po kaszubsku słabo, używając raczej pojedynczych słów składanych w zdania niż płynnych fraz – przyznają jego koledzy ze Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego. – Ale za to wszystko rozumie – dodają. – Ale już na przykład minister Kazimierz Plocke [poseł PO, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa – red.] czy ja posługujemy się kaszubskim biegle w mowie i piśmie – mówi Kazimierz Kleina, senator PO. Kleina czy Plocke, członkowie kaszubskiego zespołu parlamentarnego (skupia 20 posłów i senatorów), to średnie pokolenie. To, które świadomie pielęgnowało tradycję, gdy PRL kulturę kaszubską spychał na margines. Jednak dziś – co w dobie macdonaldyzacji trzeba uznać za fenomen – wśród biegle mówiących po kaszubsku coraz więcej jest młodych.

7. Arkadiusz Gancarz, Muzea wojny
Jak pokazać tragizm losów Kaszubów, Alzatczyków, Czechów sudeckich i Ślązaków, wcielanych do Wehrmachtu pod groźbą zesłania na roboty, konfiskaty mienia czy też wywozu osób najbliższych do obozów koncentracyjnych? Jak zestawić to z ochotnikami podpisującymi Volkslistę w Generalnym Gubernatorstwie i z narodowymi ochotniczymi oddziałami walczącymi u boku Niemców (np. 15. Dywizja Grenadierów Waffen-SS „Lettland”, czy Freikorps Danmark)? W jaki sposób opowiedzieć o cierpieniach milionów Żydów, Polaków, Rosjan, Niemców, Francuzów, Ukraińców i innych narodów – zsyłanych na roboty, zamykanych w gettach, umierających w obozach jenieckich i planowo eksterminowanych? Jak pokazać bezmiar zła totalitarnych systemów Hitlera i Stalina oraz ułomność zachodnioeuropejskich demokracji Chamberlaina, Daladiera i Roosevelta w latach 30. XX wieku, a potem wysiłek wojenny lat 1941- 1945?

11. Krzysztof Gąsowski, Półwysep wraca do łask
Jeszcze kilka lat temu ta niszczejąca pamiątka heroizmu żołnierzy II Rzeczypospolitej popadała w zapomnienie, nigdzie nie znajdując pomocy. Obecnie decydenci ochoczo deklarują wolę godnego upamiętnienia bohaterstwa. Służyć ma temu instytucja, która w przyszłości będzie rzetelnie i ciekawie prezentować historię Westerplatte, a także męstwo polskiej załogi. Projekt ten, tudzież idea rekonstrukcji pierwszego przyczółka kampanii wrześniowej w 1939 r., zyskały już polityczne poparcie, co wydaje się zapewnić mu finansowanie i realizację w przyszłości. Nim wizja ta doczeka się finału, warto wspomnieć wysiłek garstki społeczników, którzy jako pierwsi podjęli inicjatywę uporządkowania terenu, zakładając w 2003 r. Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Za cel stawia sobie ono, jak głosi statut, m.in. zrzeszanie osób zainteresowanych odtwarzaniem wyposażenia, umundurowania, uzbrojenia i wyszkolenia wojska polskiego II Rzeczpospolitej, a w szczególności żołnierzy Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Prezesem Stowarzyszenia został Mariusz Wójtowicz-Podhorski, który funkcję tę piastuje do chwili obecnej.

13. Andrzej Gąsiorowski, Podporucznik Guderski i inni
W 1998 r. w „Pomeranii” ukazał się mój artykuł pt. „Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku”, opatrzony podtytułem „Zaniedbanie czy świadoma decyzja?”. Poświęciłem w nim zasadniczo uwagę nie tyle obronie poczty, ile okolicznościom podjęcia decyzji o jej obronie. Polemizowałem wówczas – opierając się na dokumentach, wspomnieniach i relacjach – z dość powszechnie przyjmowanym, ale – jak starałem się udowodnić – fałszywym przekonaniem, że do obrony doszło wbrew intencji naczelnych władz wojskowych. We wcześniejszych publikacjach dotyczących obrony Poczty Polskiej w Gdańsku, ich autorzy snuli różne domysły, dlaczego doszło do obrony poczty, skoro już w końcu sierpnia 1939 r. wiadomo było, że polscy żołnierze nie wejdą do Gdańska i akcja pocztowców nie ma żadnego uzasadnienia wojskowego. Starałem się udowodnić, że zarówno historycy, jak i publicyści wychodzili z fałszywego przekonania, rozpatrując decyzję obrony poczty wyłącznie w kontekście spraw wojskowych, ponieważ była ona podyktowana tylko względami politycznymi, przede wszystkim chęcią uczynienia z obrony Poczty Polskiej w Gdańsku symbolu obrony polskich praw i braku akceptacji dla zmiany przynależności terytorialnej Gdańska, tzn. włączenia tego terenu do Rzeszy.

17. Tomasz Żuroch – Piechowski, Tusk na Westerplatte
Kiedy padły pierwsze strzały na Westerplatte, założyłem (...) mundur i znowu byłem żołnierzem. (...) Do naszego pokoju mieszkalnego przylegał drugi, mniejszy (...) – wspominał Jan Tusk pod koniec 1980 r. – Jak usłyszałem detonacje, zerwałem się z łóżka, patrzę i oczom nie wierzę. Połowy drugiego pokoju po prostu nie było. Od tego momentu skończyło się nasze gotowanie. Zaczęła się wojna. Podczas drugiej tury kampanii prezydenckiej w roku 2005 pewien polityk stwierdził, że dziadek jednego z kandydatów na urząd prezydenta RP wstąpił podczas okupacji na ochotnika do Wehrmachtu. Informacja ta, w kraju Auschwitz, Stutthofu, Treblinki i powstania warszawskiego, miała siłę rażenia równą bombie atomowej. Fraza „dziadek w Wehrmachcie” zaczęła żyć własnym życiem i weszła na stałe do języka potocznego, w zasadzie jako obelga. Wyjątkiem jest zbiór znakomitych reportaży Barbary Szczepuły, z Józefem Tuskiem (1907-1987) w roli głównej.

19. Wiktor Pepliński, Z Grzybowa do Edynburga.
Z Grzybowa na Kaszubach do Edynburga w Szkocji daleka droga. Kiedy mieszkało się w Grzybowie, cudownym miejscu otoczonym lasami, poprzecinanym Trzebiochą i Czarną Wodą, okraszonym jeziornymi lustrami Żołnowa i Sudomia, nawet nie bardzo było wiadomo, gdzie leży ten Edynburg. Tutaj świat – jak pisał Aleksander Majkowski – kończył się w zasięgu słyszalności parafialnych dzwonów. A dzwony biły w Lipuszu, bo tam znajdował się parafialny kościół, do którego chodzono na niedzielne msze, a także na chrzty, zaślubiny i pogrzeby. Opatrzność obdarzyła to miejsce szczególnymi urokami krajobrazu, jednak poskąpiła urodzajnej ziemi. Trudno tu było wyżyć, uprawiając rolę, szczególnie kiedy się miało liczną rodzinę. Józef Pepliński, bohater naszej opowieści, przyszedł na świat w roku 1900 w rodzinie kaszubskiego gbura Walentyna. Był jednym z dziesięciorga potomstwa i od dzieciństwa ciężko pracował w gospodarstwie. Kiedy ojca w 1914 roku powołano do pruskiej armii, jako najtarszy syn przejął jego obowiązki. W wieku 14 lat kosił już zboża i łąki od świtu do zachodu słońca. Jak wspominał, po takim wysiłku szła mu niekiedy\ wieczorami „krew z ust”.

23. Michał Kargul, Losy Kociewiaka
Mimo upływu lat, służba Polaków przymusowo wcielonych do Wehrmachtu pozostaje, zwłaszcza dla samych weteranów, tematem tabu. Los ten był udziałem m.in. wielu ciągle żyjących Kociewiaków, których sytuację – chcąc przynajmniej częściowo skruszyć mury nieporozumień – postanowił opisać dzisiejszy londyńczyk Czesław Knopp. Urodzony w Tczewie, siłą wcielony do wojska niemieckiego, zdezerterował stamtąd i swój szlak bojowy zakończył w II Korpusie generała Andersa, po czym zdecydował się pozostać na Zachodzie. Jak sam twierdzi, postanowił to wszystko opisać przede wszystkim dla swoich dorosłych już dzieci, by nie musiały się wstydzić ojca. Książkę Przez Stalingrad do Londynu wydał już dwa lata temu Kociewski Kantor Edytorski. Wydawało się, że mimo frapującej tematyki, nie spotkałą się ona z wielkim zainteresowaniem, lecz jak mylne było to mniemanie, pokazały wydarzenia ostatnich miesięcy.

24. Bogusław Breza, Rumskie straty wojenne
Kilkakrotnie miałem okazję przeglądać kwestionariusze Doznanych szkód w latach 1939 – 1945, sporządzane przez mieszkańców kilku miejscowości powiatu wejherowskiego prawie bezpośrednio po zakończeniu wojny. Ostatnie dotyczyły osad obecnie wchodzących w skład dzisiejszego miasta Rumi, czyli przede wszystkim wsi Rumia, Zagórze (ze Szmeltą) oraz Janowo, a ponieważ wydały mi się szczególnie interesujące i – z tego, co wiem – do tej pory nie były upubliczniane ani wykorzystywane w publikacjach, chciałbym się nimi szerzej podzielić. Tym bardziej, że dotyczą większości związanych z wojną i okupacją problemów. Należy jednak zastrzec, że powstały one w określonych warunkach społeczno-politycznych i dla ściśle określonego celu: podliczenia strat narodu i państwa polskiego, uzyskania jak najwyższego odszkodowania. Nie jest to więc pewne, wyczerpujące i w pełni obiektywne źródło wiedzy. Tym niemniej powstawało prawie bezpośrednio z opisywanymi wydarzeniami. Można je więc uznać za jedno z najważniejszych świadectw okupacji i budzi zdziwienie, że często pomijali je nawet zawodowi historycy.

27. Piotr Czeczot, Odwiedziny kaszubskiej Wieży Babel (reportaż z XI Zjazdu Kaszubów)
Tego dnia serce Kaszub najmocniej biło w Bytowie. Ponad 10 tysięcy osób z rozmaitych zakątków kraju i zagranicy zjechało do miasta położonego wokół starego zamku pokrzyżackiego. Wachlarzem z Kaszub Jak zwykle, najwcześniej musieli obudzić się ci, którzy mieli najdalej. Tym razem byli to mieszkańcy Helskiej Kosy. – Transcassubią wyjechaliśmy dokładnie o godzinie 4.02. Nasza grupa liczyła 46 osób. Wstać trzeba było nawet o 3.00 – mówiła Maria Klejnertz Helu. Po drodze do Bytowa przybywało pasażerów, a bana stawała się coraz weselsza, coraz bardziej rozśpiewana. Kiedy przed 9.00 pociąg przyjechał do Lipusza, dla wsiadającej, tam grupki zostały już tylko miejsca stojące, ale nikt nie robił z tego problemu. Luźniej było za to w Transcassubii ciągnącej od Chojnic, która z lipuskiego dworca zabrała niecodziennych gości. Nim weszli do wagonu, pokazali co potrafią, przyłączając się do tańczących na peronie. Samuel Nkrumah Yeboah z Ghany wybijał rytmy „kaszubskie” na afrykańskim bębnie, a rodowity Szkot David Horsburgh, w kraciastym kilcie, całkiem zręcznie pląsał z pasażerkami.

I VIII Najô ùczba – edukacyjny dodatek do „Pomeranii”

30. Agnieszka Dobrzyńska, Kontener z pamiątkami
Dom kaszubskiego trapera, podarowany przez mieszkańców kanadyjskiego Wilna (Ontario), dotarł do Szymbarka, by opowiadać historię emigracji Kaszubów do nowego świata. Kiedy August Szczypior z Sierakowic ścinał pierwszy cedr na kanadyjskiej ziemi, żeby zbudować swój dom, nie przypuszczał, że 150 lat później jego chata stanie się symbolem emigracji i tułaczki Kaszubów po świecie i że odegra tak dużą rolę w ich integracji. A jeśli nawet jego myśli wybiegały w przyszłość, dotyczyły zapewne losu kolejnych pokoleń Szczypiorów: że będzie im się żyło lepiej. Pierwsi emigranci W 1858 roku trzystu dotychczasowych mieszkańców kaszubskich wsi i miast odbyło podróż przez ocean, żeby dotrzeć do Kanady i rozpocząć nowe życie. Każda rodzina objęła początkowo 20-hektarową działkę porośniętą tajgą, choć oznaczało to lata ciężkiej pracy dla kilku pokoleń, zanim spośród drzew i kamieni w pełni wyłoniła się ziemia uprawna. W tym czasie warunki życia w tajdze były na tyle ciężkie, że wytrzymywali tam głównie traperzy. Tak też nazywano nowych osiedleńców – traperzy

34. Eugeniusz Pryczkowski, Oratorium dla ducha.
Redaktor Dariusz Majkowski, w wywiadzie dla Radia Kaszëbë przeprowadzonym na żywo podczas transmisji ceremonii odpustowych, zadał mi bardzo istotne pytanie: o znaczenie sanktuarium maryjnego Królowej Kaszub w Sianowie dla regionalizmu kaszubskiego. W odpowiedzi sięgnąłem najpierw do lat dzieciństwa spędzonego właśnie w tej parafii. Wychowałem się w maleńkiej wsi Stążki, w parafii i gminie Sianowo, tuż przy granicy z powiatem wejherowskim. Od młodych lat zainteresowany byłem regionalizmem kaszubskim, toteż intrygowało mnie miano: Królowa Kaszub. W czasie, gdy rugowano język kaszubski ze szkół i z urzędów, w mojej parafii był on wszechobecny, a „królewski” tytuł sanktuarium dodawał mu szczególnej rangi. Kaszubszczyzna jednak nie była w stanie oprzeć się dyskryminacji, zwłaszcza w staniszewskiej szkole. Znane i publikowane (pisali o tym ks. Henryk Kroll i ks. Marian Miotk) były ówczesne przypadki bicia w niej dzieci za mówienie po kaszubsku, dlatego również tam, przed około trzydziestu laty, przerwany został naturalny przekaz językowy.

37. Jerzy Treder, Justyna Pomierska Gloria Artis dla Jerzego Sampa.
Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis nadaje minister kultury i ochrony dziedzictwa narodowego osobom wyróżniającym się w dziedzinie twórczości artystycznej i działalności kulturalnej. Owo szczególnie prestiżowe odznaczenie, honorujące najwybitniejsze postacie świata kultury, przyznane zostało ostatnio profesorowi Jerzemu Sampowi, a uroczystość wręczenia odbyła się w gdańskim Ratuszu Staromiejskim. Wzbogaciła ją promocja najnowszej książki J. Sampa Mitopeje pobrzeża Bałtyku. Podczas uroczystości laudację wygłosili profesor Jerzy Treder i dr Justyna Pomierska. Był to swoisty dwugłos: akademickiego kolegi J. Sampa i jego uczennicy. (Red.) Jerzy Treder: W wywiadzie T. Rozwadowskiego („Dziennik Bałtycki” 27 lipca 2007), idąc za sugestią: Dokończ zdanie: Jestem szczęśliwym człowiekiem, ponieważ... – Jerzy Samp ogłosił: Szczęściem jest dla mnie to, że miałem wspaniałych rodziców, że mam trzech kochanych braci i wspaniałą rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć, że dane mi było zwiedzić wiele kontynentów i podróżować wówczas, gdy posiadanie paszportu było dla wielu moich bliskich tylko marzeniem. Przede wszystkim zaś to, że najważniejszą dla mnie przystanią był zawsze i pozostanie do końca Gdańk.

40. Dariusz Szymikowski, Jan Trepczyk.- przyczynki. do biografii (1)
Chociaż postać i działalność Jana Trepczyka są – jak się wydaje – dosyć znane na Kaszubach, liczne epizody z jego życia nadal pozostają w cieniu. Publikacja nieznanych dotąd szerszemu gronu źródeł z okresu międzywojennego i Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zapewne w jakimś sensie przybliży czytelnikom tę ważną postać, której 20. rocznicę śmierci obchodzimy w tym roku. Trepczyk był aktywnym uczestnikiem, a właściwie współtwórcą najważniejszych wydarzeń w ruchu kaszubskim XX wieku. Jego zainteresowanie sprawami kaszubskimi zaczęło się w roku 1928 r., dzięki spotkaniu z Aleksandrem Majkowskim. Dla Trepczyka i jego równie młodych przyjaciół zrzeszińców (m.in. Aleksandra Labudy, Jan Rompskiego, Feliksa Marszałkowskiego, ks. Franciszka Gruczy, Brunona Sobczaka) Majkowski stał się nauczycielem i mistrzem. Już w 1929 r. zaangażował się Trepczyk w tworzenie Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów, zostając jego sekretarzem. W następnych latach współredagował „Gryfa Kaszubskiego” (1931-1932), a zwłaszcza „Zrzesz Kaszëbską” – zarówno w okresie 1933-1939, jak i po II wojnie światowej. W 1956 r. był jednym z członków założycieli Zrzeszenia Kaszubskiego, potem zaś przez wiele lat prezesował oddziałowi wejherowskiemu tej organizacji.

44. Hubert Lewna, Nie tylko puszcza. (Lech Bądkowski jakiego znałem)
Lecha Bądkowskiego poznałem w 1963 roku. Któregoś dnia, jako turysta, po prostu pojawił się na należącym do naszej rodziny półwyspie Paszk. Przypłynął kajakiem. Był dla mnie wtedy jedynie niezapowiedzianym letnikiem, na którego obecności można było zarobić. Sprzedawałem mu ryby złowione w Jeziorze Raduńskim Dolnym, a na pamiątkę spotkania dostałem książkę dla młodzieży „Oko za oko”, której był autorem. Przypadkowa wizyta rozpoczęła nowy rozdział w życiu naszej rodziny, wsi i całej okolicy. W domu zaczęły się rozmowy na tematy wcześniej w zasadzie nieobecne. Leszek z moim ojcem, Józefem, chętnie dyskutował o Kaszubach i Pomorzu, a zwłaszcza o polityce. Kontakty te były niezwykle twórcze i poszerzyły nasze horyzonty. Na obecności Bądkowskiego i ja próbowałem skorzystać. Jak chyba każdego chłopaka w tamtym czasie interesowały mnie wydarzenia z lat wojny, jednak w rozmowach na ten temat Leszek nie był wylewny. Miałem wrażenie, że w swoich opowieściach zachowuje dystans do tego, co dane mu było przeżyć.

45. Z południa. Kazimierz Ostrowski, Wrzesień 1939 – nieznane epizody (felieton)
Pierwszy poległ szeregowy Sumiński. Druga kompania Batalionu Obrony Narodowej Czersk, złożona z rezerwistów z gminy Brusy, zgodnie z rozkazem zajmowała stanowiska na odcinku od granicy polsko-niemieckiej w Charzykowach do wsi Chojniczki. Była godzina trzecia nad ranem, 1 września, gdy wartownicy zameldowali dowódcy drugiego plutonu, że do okopów wdarli się niemieccy żołnierze, którzy rozkładają tarcze ostrzegawcze dla samolotów. Ppor. Stanisław Pokojski, w cywilu nauczyciel z Kosobud, wydał rozkaz wyparcia napastników. Doszło do potyczki. Niemcy, po krótkiej wymianie strzałów, wycofali się za granicę, jednak podczas strzelaniny nieprzyjacielski pocisk przeszył głowę szeregowego Stefana Sumińskiego, 26-letniego mieszkańca Małego Gliśna. Stał się on więc prawdopodobnie pierwszym żołnierzem poległym w II wojnie światowej.

46. Tomasz Szymański, Kongres dla dobrego samopoczucia (debata przedkongresowa)
Alleluja! Nareszcie poprzez pana Dariusza Szymikowskiego, autora artykułu pt. „Co ma pomnik do kongresu (debata przedkongresowa)” („Pomerania”, nr 7-8/2009), odezwał się autentyczny lud kaszubski, stłamszony przez aparatczyków Oddziału Gdańskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Radość moja jest ogromna, że istnieje nieznana, niezliczona grupa aktywistów budująca po cichutku, rzec można w konspiracji, świetlaną przyszłość Kaszub. Prezentację siły niezależnych środowisk mieliśmy 19 marca br., kiedy w dniu święta narodowego na wezwania telewizyjne oraz internetowe do apelu stanęło (zaokrąglając w górę) aż 15 wolnych Kaszubów. Jasno trzeba stwierdzić, że poza Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim nie ma żadnej liczącej się, alternatywnej grupy działaczy kaszubskich. Zrzeszenie stanowi obecnie jedyną znaczącą organizację reprezentującą Kaszubów i Pomorzan. Jest więc odpowiedzialne za przyszłość ruchu kaszubsko-pomorskiego i musi sprostać dzisiejszym wyzwaniom. Oczywiście, nie popadając w euforię, trzeba szukać odpowiedzi na szereg kluczowych pytań.

48. Maria Block, Hajdy Zenka (opowiadanie kociewskie)
Chyba znata Zenka – to je ta długaja i tarach, co po wsi se hajdy non stop od dzieszczka urzóndza. Włazi wéw tatarka i tamoj, jak go śpik ogarnie, to sia durcham tamoj walnie i se leży cały dziań. Abo na paśniku zéz lolami se gada po nocach o życiu i o wszytkich zéz wsi. Wjidzieli go téż wéw kuliturze, jak za zajkami ganiał, a raz knabasy gadali, że Zenek wéw torfkuli zéz topa se zupka chińska psił. Ino nié wiém, skónd tan Zenek war wzión. Zara sia zapytata, dzie tan Zenek mnieszka i co on robji – skónd ma psiniandze i take tam. Bo jo, to je prawda, że tan dróngal po biszongach i polach zéz bulwami sia człapie, ale przecież to go wjidzó, raz jak rólady fryga, raz bómbony czy eszcze insze jeście.

49. Lektury
50. Klëka
52. Z życia Zrzeszenia
54. Lżéjszé starnë.

56. Z bùtna. Rómk Drzéżdżónk, Pëlckòwsczé dzecątka
Kòl nas, w najim pëszno zataconym na zberkù cywilizacëji Pëlckòwie, chòwie sã baro wiele dzecy, mést wiele wicy jak w jinszich môlach na swiece. W co drëdżi chëczi co rok to prorok, w kòżdim kątkù pò dzecątkù, za piéckã sedzy troje, a pòd ławą czwioro. Jô nie wiém skądkaż òne sã biorą, doch szôłtës, jak to przóde lat biwało, widu na noc ju nie gasy, a gwiżdż ju pò wsy nie chôdô i pipką nie gwiżdże, bë ti młodi, co swiéżo pò zdënkù bëlë, małżeńsczi òbòwiązk òd trzech do piãc razy pòd pierzną wëpełniwalë. A mądré ne dzecëska są, że hò hò! Wielosc mądroscë w głowie stodwadzesca IQ, a mòże jesz wicy. Leno to z kòlibczi wëlézë, òd zemi kąsk odrosłe, a dwa słowa gadac sã naùczi, to ju mądrzészé je jak óma, ópa, òjc, mëma, ksądz probòszcz z wikarim ë gòspòdënią, wójt z radnélcama a szkólny razã do grëpë wzãti. Ne wiedzą wszëtkò ò wszëtczim a wszëtczich, a jesz wicy skòpicą.



Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=1817