55 lat ZK-P

Date:  27.11.2011
Section: Publicystyka i sprawy społeczne
Na razie mamy głównie garść laurek, przygotowanych przez niektóre oddziały o samych sobie, parę szkiców pisanych z dużej wysokości i odległej perspektywy oraz obszerną pracę rocznicową C. Obrachta-Prondzyńskiego. (Omówienie oddzielnie.) Gdyby dało się napisać tę historię TAK, JAK BYŁO, byłaby to pasjonująca lektura, szanse na to są jednak znikome – albo i żadne.

Geneza ZKP – mity i fakty
W dziejach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego prawda miesza się z legendą i dlatego nie wiemy na przykład, jaka była geneza tej organizacji. Dość popularny mit stworzył Bernard Szczęsny, drugi prezes ZK-P, przypisując sobie pomysł założenia kaszubskiej organizacji regionalnej. Wiemy jednak, że nie był on wulkanem inicjatyw i że za jego rządów Zrzeszenie wydatnie podupadło. Być może więc wykonywał czyjeś instrukcje, np. partyjne, bo był członkiem PZPR. Jednak nie można wykluczyć inicjatywy oddolnej, której wyrazicielami byli choćby przedwojenni zrzeszińcy, bez wątpienia swój udział miał też klimat odwilży i Października 1956. Przejęcie władzy przez Władysława Gomułkę – skądinąd największy blef PRL-u – obudziło w narodzie wielkie nadzieje i siły.
Po kilku miesiącach przygotowań w Gdańsku 2 grudnia 1956 r. założono Zrzeszenie Kaszubskie. Zachowały się dwa (nieco rozbieżne) protokoły i lista uczestników, ale nie ma chyba ani jednego zdjęcia. Prezesem organizacji został Aleksander Arendt, rzekomy komendant „Gryfa Pomorskiego”, powojenny funkcjonariusz MO i działacz administracyjny. Nie można mu również przypisywać nadzwyczajnej aktywności, z którego to powodu został szybko zastąpiony przez Szczęsnego.
Udało się dość szeroko rozpropagować ideę samorządnej organizacji regionalnej i powstało kilkadziesiąt jej oddziałów i kół. Nie wszystkie jednak zaczęły konkretną działalność, a inne szybko ją wygasiły. Po aferze ze skryptem Lecha Bądkowskiego „Zarys historii literatury kaszubskiej” padł oddział gdański, czyli stołeczny. Zrzeszenie zatem działało głównie na prowincji: Kartuzy, Kościerzyna, Wejherowo.
Podnieść kaszubskie do pomorskiego
Dużym osiągnięciem było uruchomienie własnego pisma – dwutygodnika (a właściwie „półmiesięcznika”) „Kaszëbë”, w którym wiodącą rolę odgrywał Tadeusz Bolduan, bardzo płodny publicysta, popularyzator i polemista, autor szkicu dziejów ZK-P pt. „Nie dali się złamać”. Dało się jednak odczuć, że kaszubskość zarówno pisma, jak i organizacji jest marginalizowana. „Kaszëbë” zamknięto pod koniec 1961 r., a niecałe 3 lata później poszerzono profil Zrzeszenia o pomorskość. Zwyciężyła idea Lecha Bądkowskiego i powstało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Być może chciał on w dobrej wierze „podnieść kaszubskie do pomorskiego” (a potem ludzkości), rezultat okazał się odmienny od ideału.
Pomorania, Pomerania, kwestia kaszubsko-niemiecka
Lata 60. to również początek Klubu Studenckiego „Pomorania”, mającego w planach wychowywać przyszłych działaczy i regionalistów, których istotnie wychował on wielu (acz ostatnio chyba dał się złamać i wychowywać przestał), oraz powstanie „Pomeranii”, czyli zrzeszeniowego organu. Zaczął on wychodzić w 1963 r. jako „Biuletyn Zrzeszenia Kaszubskiego”, a po kilku latach fermentacji przekształcił się w regularny i ogólnie dostępny miesięcznik. Dzieje jego byłyby pasjonującą księgą – gdyby wśród żywych byli jeszcze Izabella Trojanowska, Wojciech Kiedrowski, L. Bądkowski i T. Bolduan i mogli o nich opowiedzieć.
We wspomnianych latach 60. Zrzeszenie miało „pod górkę”. W oczach Gomułki temat kaszubski wiązał się z kwestią niemiecką i budził strach przed rewizjonizmem. Dopiero w 1970 r. słynny „Wiesław” stłumił swą obsesję na tym punkcie, ale wkrótce potem odsunięto go od kierownicy. Czy z Gomułką u władzy historia ZK-P wyglądałaby podobnie? Śmiem wątpić, bo do przełamania impasu potrzebne byłaby zmiana na stanowisku lidera, a tę wywołał przełom grudniowy.
Zrzeszeniowe wydawnictwa
B. Szczęsny opuścił stołek zaraz na początku epoki Gierka, gdy klimat społeczny wyraźnie się ocieplił. W kręgach kaszubsko-pomorskich zaowocowało to licznymi cennymi inicjatywami oraz powstaniem własnego wydawnictwa. Wyszły w nim najczęściej niepozorne tomiki poezji, krótkie biografie, wspomnienia, szkice oraz „Remus”. Nie podbiły świata. Wydawano je marnie, i to zarówno od strony redakcyjnej, jak i poligraficznej, w końcu drukowali je amatorzy, a redagowali nie-Kaszubi, jak Trojanowska. Opowiadania Jana Drzeżdżona czy powiastki Aleksandra Labudy zalegały kioski „Ruchu” w rzekomo kaszubskich wsiach, nie umiejąc przyciągnąć czytelnika.
Opozycja, protesty oraz regionalizm w polityce i administracji
Kolejny przełom przesunął Zrzeszenie ku kręgom opozycyjnym, a po 13 grudnia 1981 r. dodał mu wianek martyrologiczno-solidarnościowy. Dawniejsi przeciwnicy kaszubszczyzny zaczęli wstępować do Zrzeszenia, niekiedy nawet tworząc oddziały i stając na ich czele. Wkrótce dołączył się do tego protest antyatomowy, który góra ZK-P najpierw piętnowała, a potem dopisała sobie do listy zasług, choć zainicjowali go działacze „frontowi”. Poczęto też przekuwać ideę regionalizmu na praktykę polityczno-administracyjną. Szybko okazało się to biciem piany, której jedynym konkretnym efektem było krótkie „wicewojewodowanie” ówczesnego kaszubsko-pomorskiego lidera prof. Józefa Borzyszkowskiego. A czy w regionalizm wierzy największy obecnie uczeń L. Bądkowskiego – spytajcie go sami.
Roz-zrzeszenie Kaszubów po roku 1989?
Powrót demokracji to równocześnie zmierzch oddolnej inicjatywy kulturalnej i szczerej pracy społecznej oraz szerszych zainteresowań regionem. Znikł wróg, który mobilizował Kaszubów do oporu, a wraz z nim jakiś konkretny cel czy ideał regionalnej pracy. Wolność – paradoksalnie – ograniczyła możliwości w tym względzie, zabierając czas, środki oraz fundusze i skłaniając do spoczęcia na laurach. Zrzeszeni znów się „roz-zrzeszyli”, a zainteresowania społeczne skupiły się gdzie indziej, czego wyrazem jest spadek aktywności ZK-P oraz marginalizacja jego organu. Lata rządów Edmunda Szczesiaka i (zwłaszcza) Artura Jabłońskiego to prawie upadek „Pomeranii”, z którego częściowo udało się ją wydobyć Iwonie Joć.
Upragmatycznienie regionalizmu początkiem jego końca?
W XXI wieku Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wyraźnie oderwało się od konkretnej pracy, a skupiło na kwestiach prawno-administracyjnych, jak przyznanie językowi kaszubskiemu statusu regionalnego. (Można się spodziewać więc np. postulatu obowiązkowej jego nauki w szkołach.) Prócz tego można wskazać na obfitą sferę ludyczną w działaniach ZK-P, której przykładów nie muszę podawać, bo regularnie pojawiają się one w mediach. Konkretna działalność regionalna jednak się przez to rozproszyła i dość dużo dzieje się poza Zrzeszeniem lub nawet wbrew niemu.
Wydaje się, że znikła wizja, której być może nigdy w historii ZK-P nie było, ale w którą wierzono i która mobilizowała ludzi do roboty. (Częściowo była nią „kaszëbizna”, po której jednak tu i tam już dość dokładnie posprzątano.) Całkowite odczarowanie regionalizmu i przekształcenie go w koncepcję ściśle pragmatyczną – czego można się słusznie spodziewać po Łukaszu Grzędzickim – równocześnie go zniszczy. Zrzeszenie oczywiście to wszystko przeżyje, np. za cenę przemiany w Zrzeszenie Pomorskie czy Europejskie, a potem nawet Kosmiczne. Bądkowski być może byłby się z tego cieszył. (SC)

[śródtytuły pochodzą od redakcji]

This article comes from Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

The URL for this article is:
http://naszekaszuby.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=243

Copyright (c) 2024 by Nasze Kaszuby