Forum
Losowe zdjęcie
Ol49-69 i Podleś
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Strona główna forum
   Język
     Gwary na Pomorzu

| Od najstarszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Koniec
Nadawca Wątek
CzDark
wysłane dnia: 13.12.2010 0:08
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
Re: Gwary na Pomorzu
>>Duchowieństwo „polskojęzyczne” było obecne na obszarze całego Pomorza od czasów rozbicia dzielnicowego, jednak w miastach i klasztorach dominowali duchowni języka niemieckiego. Szukanie tutaj dowodu na jego wybitną „polonizująca rolę” jest o tyle karkołomne, że o wiele więcej było Polaków np. w powiecie człuchowskim (byli nimi choćby kolejni proboszczowie Chojniccy), niż w takim tczewskim (gdzie bez wątpienia zaszły największe zmiany językowe).


Tak tylko, że w powiecie człuchowskim gleby są słabe. W powiecie człuchowskim mamy do czynienia z drobną szlachtą zaściankową gospodarzącą na słabych glebach, co powodowało że warstwa ta była stosunkowo odporna na polonizację, bo nie za bardzo było ją stać na podróże czy wżenek w bogatsze warstwy szlacheckie. Sam wpływ duchowieństwa choć przyczyniał się do polonizacji nie był tam wystarczający. Ponadto w południowej części powiatów chojnickiego i człuchowskiego zaczyna się Kosznajderia. Powstanie Kosznajderii mogło przyczynić się do łatwiejszej polonizacji Krajny, gdyż zerwana została łączność językowa między nią a Gochami. Jednak nawet dzisiaj w gwarze północnokrajeńskiej widać cechy językowe które co ciekawe występowały również w gwarze słowińskiej np. dyftongizacja "ô" oraz częsta realizacja "ã" jako "in". Może to sugerować, że zanim nastąpiły procesy polonizacyjne i germanizacyjne pas od Łeby aż po Noteć zajmowały gwary kaszubskie mające pewne wspólne właściwości. Nie mówiąc już o całej innej masie właściwości gwar krajeńskich współnych z językiem kaszubskim. Właściwie to gwary krajeńskie różnią się od języka kaszubskiego tylko trzema zasadniczymi cechami: występowaniem "ć","ś", "ź", "dź", brakiem występowania "ë" oraz całkowitym zanikiem grupy TART na rzecz polskiej grupy TROT (choć w nazwie miejscowości "Śmiardowo" na Krajnie widać zachowaną grupę TART, po polsku byłoby "Smrodowo". Pozostałe cechy języka kaszubskiego można znaleźć w gwarach krajeńskich.

Poza tym przez powiat tczewski biegną chyba o wiele ważniejsze szlaki handlowe, zarówno lądowe jak i wodne (Wisła; flisacy) aniżeli w powiecie człuchowskim, co siłą rzeczy umacniało językowe kontakty z Polską.

>> Na terenie Prus Królewskich zachodziło takie samo zjawisko jak na Litwie, tylko, że tym językiem dominującym był język niemiecki… Rzecz jasna panowie bracia, którzy chcieli robić karierę w Rzeczpospolitej uczyli się także polskiego. Jest tylko jeden szkopuł: znamy trzy przypadki polonizacji znaczących rodów szlacheckich z Pomorza: von Krokowów, Wejherów i Przebendowskich – wszystkie pochodzą z północy województwa i we ich władaniu pozostawały w XVII i XVIII w. praktycznie całe dzisiejsze powiaty pucki, wejherowski i kartuski. A miejscowym Kaszubom, to jakoś nie zaszkodziło. Nie dość tego, świetnie wiemy, że cały czas dla Krokowów i Wejherów (tej linii, która pozostał na Pomorzu) polski był drugim językiem, po niemieckim.

Mówiąc o wpływie szlachty nie mam oczywiście na myśli magnaterii, której wpływ z racji swojej liczebności na język był podobny z wpływem Ibrahima ibn Jakuba na rozpowszechnianie języka arabskiego. To że na północy niemal cała ziemia należała do magnaterii jednocześnie oznaczało że nie było tam zbyt wiele szlachty zagrodowej oraz średniej. a nawet jak była to jak sam napisałeś musiała na północy bardziej ucierpieć niż na południu. Ponadto trzeba pamiętać jak pisał Niemiec Decius Jodocus z XVI w., że "rzadko który polski szlachcic nie zna trzech języków obcych oprócz swojego". Tłumaczy to m.in. tak znaczną liczbę latynizmów w języku polskim literackim.

>>Teza o zniszczeniach to zupełna fantazja.

Sam przecież pisałeś o zniszczeniach na Nordzie. Ponadto, że takie zniszczenia były może świadczyć choćby kaszubskie powiedzenie: "tuwò je jak pò Szwedach".

>>Weź Darek wytłumacz takiemu Reinholdowi Krokowskiemu, który przewędrował pół Europy, że on nie mówił po niemiecku tylko „dolnoniemiecku”?

Nie twierdzę, że osoba mówiąca po dolnoniemiecku nie mówi po niemiecku. Wręcz przeciwnie. Napisałem przeciez wyraźnie, że początkowo słowo "niemiecki" było synonimem słowa "germański". Jak ktoś mówi po polsku to jednocześnie mówi po słowiańsku, ale jak ktoś mówi po słowiańsku niekoniecznie musi oznaczać to że mówi po polsku. Rozróżnienie "górnoniemieckiego" i "dolnoniemieckiego" jest ważne gdyż konkurencja między nimi siłą rzeczy przynajmniej nieco osłabiała germanizację.

>>Primo na Pomorzu w XVII wieku ze świecą należało by szukać chłopa pańszczyźnianego w powszechnym tego słowa rozumianego.

Może jeszcze powiesz, że na Pomorzu nie było pańszczyzny. Owszem w dobrach królewskich pańszczyzna mogła wynosić najwyżej trzy dni w tygodniu, ale to nie oznacza, że jej nie było zwłaszcza po zniesieniu autonomii Prus Królewskich i zrównaniu praw szlachty pomorskiej ze szlachtą z Korony. Owszem istniała jeszcze warstwa tzw. wolnych pruskich (Freiów), ni to szlachty ni to chłopstwa, którzy nie odrabiali pańszczyzny, ale nie można uogólniać i mówić, że nie było pańszczyzny. Gdyby było tak jak mówisz Cenôwa nigdy by nie napisał "Pòlskô bëła dlô chłopów piekłã, mieszczanóm cziscã, szlachce niebã, a Żidom rôjã", zaś Ramułt nie umieściłby cytatu "w dôwnëch czasach chłopi MÙSZELË robic pańszczëznã". Jeśli Józef Rogala Wybicki (notabene najprawdopodobniej mason) w swoim majątku wprowadził oczynszowanie chłopów, to przeciez przed oczynszowaniem chłopów "coś" musiało być. Jeśli nie była to pańszczyzna to co ?

>>No i na koniec nie wiem czy śmiać się czy płakać. Ty czytałeś chociaż Nitscha?, Albo Gajaka? Albo Zofię Stamirowską?

argumentum ad personam

Poza tym jak pisze Stamirowska, nazwa "Kociewie" była już na wymarciu co idzie wbrew Twojej teorii o samoistnym krzewieniu się nazwy "Kociewie". Na Twoim miejscu powołałbym się raczej na Franciszka Schornaka.

>>Tak jak rozumiano go i na całym Pomorzu. Z jednej prostej przyczyny: To górnoniemiecki był językiem oficjalnym w Państwie Zakonnym, w którym powstało gros dokumentów funkcjonujących na Pomorzu, a silne związki z Prusami Książęcymi (skąd rekrutowało się m.in. większość duchownych protestanckich) znajomość tą podtrzymywały.

Tak. Ale co najmniej do czasu reformacji oficjalnym językiem miast hanzeatyckich był dolnoniemiecki. Językiem oficjalnym w państwie zakonnym była przede wszystkim łacina. Owszem dokumenty pisano równiez w górnoniemieckim, ale zdarzały się równiez w dolnoniemieckim a nawet po francusku. Na te języki z łaciny przetłumaczono chociażby regułę zakonną. Poza tym przy każdym komturstwie istniała osoba która znała język "miejscowy". Zresztą nie można przeceniać roli urzędów cywilnych w średniowieczu. Przy dzisiejszej liczbie urzędasów to nie był nawet "pikuś".
Większy wpływ mogły miec urzędy ziemskie Rzeczypospolitej. Trzeba pamiętać o powiedzeniu "szlachcic bez urzędu to jak lis bez ogona". A urząd nawet jeśli dosyć tytularny to jednak wiązał się z jakąś znajomością polszczyzny. Jeśli by nie było wpływu języka polskiego z kościoła i urzędów to jak wytłumaczysz fakt, że "gôdac z wësoka" znaczy znajomość polszczyzny a nie górnoniemiecczyzny. Ponadto z tego co gdzieś przeczytałem w tradycyjnym obrzędzie ścinania kani szôłtës starał używać się z premedytacją języka polskiego, aby podkreślić swój "stan urzędniczy" (nawet jeśli polskiego nie za bardzo znał). Jesli Twoim zdaniem polski na Pomorzu w porównaniu z górnoniemieckim nie odgrywał żadnej roli to jak wytłumaczysz fakt, że przynajmniej do czasu Kulturkampfu pozostał on jako jeden z roboczych języków w samorządach w Westpreussen.

>>I profesor Nitsch z braku innej oryginalnej nazwy ochrzcił ją, inspirując się zapisem Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego, mianem kociewskiej. Kociewiacy hucznie obchodzili rocznice tak pierwszego pojawienia się samej nazwy, jak i owego „chrztu” dokonanego przez Kazimierza Nitscha.

Dobrze, że profesor Nitsch nazwał go kociewskim, a nie w przypływie dobrego humoru dajmy na to "kitajskim". Mówię to poważnie. Trzeba bowiem pamiętać, że na polu nadawania nazw miejscowościom po 1945 r. profesor ten wykazał się niebywałą szkodliwością, albo przynajmniej biernością. Np. dzielnicę Gdańska która w górnoniemieckim nazywała się 'Schidlitz' zamiast nazwać ją jak wskazał Lorentz "Szydlicami" to nazwano ją ... "Siedlcami". Podobnych przykładów są setki jeśli nie tysiące (np . "Łek" nazwano "Ełkiem"). Innym jego polem działalności była reforma ortografii polskiej z 1936 r., gdzie z jednej strony ze względów etymologicznych urtrzymano podział np. na "ch" i "h", a z drugiej strony ustalono wbrew etymologii, że zamiast pisać "puhar" (czeski i słowacki "pohár") będzie się pisało "puchar". Są osoby, które twierdzą, że były następujące tego okoliczności. Profesorowie z komisji przeprowadzającej reformę (do której to należał Nitsch) wypili trochę, a następnie trzymając w rękach puhary wypełnione alkoholem orzekli, że "od dzisiaj będzie się pisało 'puchar'"). Czy tak na pewno było to nie wiem. Nie mniej jednak moja ulga odnośnie nazwy "gwara kociewska" nie jest całkiem bezpodstawna.

>>No, a komunistom ten pomysł tak się spodobał, że obszar Kociewia rozciągnęli na tak znaczny obszar już w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego z ostatniej ćwierci XIX wieku.

Zacytuję tekst ze "Słownika Geograficznego..." odnośnie Kociewia.

"Kociewie, nazywa się ziemia w Prusach Zachodnich. Zajmuje ona mniej więcej cały powiat starogrodzki [starogardzki] i część sąsiedniego powiatu kwidzyńskiego, po lewym brzegu Wisły leżącego.(...) Miasta znajdują się co najmniej trzy na Kociewiu: Nowe, Gniew i Starogród [Starogard Gdański], prócz tego 2 targowiska: Skurcz i Pelplin."

Gdzie tutaj jest mowa o Świeciu i powiecie świeckim ?

>>Naprawdę szkoda mi czasu by wojować na polu językoznawczym, ale jak uważasz, że mowa Lasaków i tzw. Górali, różniła się tak bardzo, że były to dwie oddzielne gwary i o jednej wspólnej mowy nie ma, to ja tylko westchnę i się zapytam jakim cudem ktoś wymyślił jeden język kaszubski, a nie osiemdziesiąt kilka?

Co innego różnice pomiędzy gwarami, a co innego różnice między językami. Różnice między gwarą poluską a kociewską (właściwą) czy lasacką jest niemniejsza niż różnica pomiędzy gwarą lipuską a gwarą kościerską języka kaszubskiego.

Z tego wynika, że rozciągnięcie pojęcia Kociewia na powiat świecki musiało zostać uczynione (pod wpływem zapewne Nitscha) dopiero w okresie powojennym czyli w PRLu. A takie rozciągnięcie spowodowało przesunięcie pojęcia "Kociewiacy" z terminu o ważkości terminów "Gochy", "Zaboracy", "Lesacy" na pojęcie o podobnej wadze znaczeniowej jak "Kaszuby" .

Temu, że obecna Ziemia Starogardzka i Tczewska znajdowały się na obszarze języka kaszubskiego nie da się zaprzeczyć. "Non argumentum contra factum". A fakty są takie, że w powiatach starogardzkim i tczewskim mamy pełno nazw kaszubskich z zachowaną grupą TART ze StaroGARDem Gdańskim na czele. Mogę znaleźć Twoje posty gdzie sam się przyznawałeś, że na północ od linii Nowe-Sępólno był język kaszubski.


----------------
Zdrzë: Peccunia non olet (Piniądz nie smierdzy)

Michal
wysłane dnia: 12.12.2010 19:24
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 1.4.2004
z: Żulawskich Rubieży Kociewia
Wiadomości: 577
Re: Gwary na Pomorzu
Hejuś Adaś,

No niestety, to jest raczej echo prelowskiej poprawności politycznej, a i sami Krokowscy nieco tutaj historią rodzinną zamieszali. Wszystko wskazuje, że von Krokow to niemiecka familia, która przybyła na ziemię pucka z Niemiec via komturstwo elbląskie. Jest tu małe zamieszanie, bo oni sami doszukują się pokrewieństwa z poprzednimi właścicielami Krokowej, w co wątpi wielu historyków.

Prawie na pewno przedstawiciele tego rodu w czasach zakonu byli niemieckojęzyczni. Ja przeglądałem fajne dokumenty ich sporu z klasztorem w Żarnowcu, który trwał prawie dwieście lat od początków XVI w. I poza urzędową (bo polskie sądy) łaciną, jest tam i sporo niemieckiego, i polskiego. Wygląda to ni mniej, ni więcej, że szlachta z Krokowa, nie miała najmniejszego problemu z posługiwaniem się oboma językami już od XVI w.

Najlepiej to widać chyba w wieku XVIII, gdzie z jednej strony dokumentacja administracyjna majątku Krokowskich jest robiona po niemiecku (spisy, plany, lustracje, kontrakty), ale w protokołach sądowych kilkukrotnie podawane są toczone po polsku rozmowy ówczesnego przedstawiciela rodu z służbą leśną panien żarnowieckich, którą nawet dosadnie potrafił złajać.

Ich polonizacja wg. mnie objawiała się głównie dużym zaangażowaniem Krokowskich w życie publiczne Rzeczpospolitej, gdzie wielu przedstawicieli służyło choćby w wojsku, co na pewno miało przełożenie na znajomość języka także w życiu rodzinnym (już w XVI w. jeden z Krokowskich prawie dwadzieścia lat spędził w wojsku polskim).

Zwłaszcza nasiliło się to w wieku XVIII, gdy byli sąsiadami jedynego rodu magnackiego na Pomorzu, który co najmniej od czasów Jana Jerzego Przebendowskiego, podskarbiego koronnego (który przeszedł na katolicyzm) był bez wątpienia już polskojęzyczny (w tej linii). No, a matką Jana Jerzego była Katarzyna Krokowska.

Zatem na pewno ród Krokowskich uległ sporej polonizacji, lecz cały czas używał (choćby w administracji dworskiej) języka niemieckiego, co też jest ciekawą wskazówkę, dotyczącą wysokiego statusu tego języka.
adamfwk
wysłane dnia: 12.12.2010 12:40
Współtworzę ten serwis
Zarejestrowany: 5.10.2003
z: Piękna Belocja- Lebcz
Wiadomości: 136
Re: Gwary na Pomorzu
Hej Michal,

mam jedno pytanie co do Twojego postu:
"
Jest tylko jeden szkopuł: znamy trzy przypadki polonizacji znaczących rodów szlacheckich z Pomorza: von Krokowów, Wejherów i Przebendowskich – wszystkie pochodzą z północy województwa i we ich władaniu pozostawały w XVII i XVIII w. praktycznie całe dzisiejsze powiaty pucki, wejherowski i kartuski"

Mozesz napisac o co dokladnie chodzi? Bo myslalem ze Krokowscy na przyklad to wlasnie byli panowie polscy, ktorzy ulegli germanizacji okolo 18 wieku. Czytajac "Ziemie Pucka" krokowscy przez caly 16 i 17 wiek jako poslowie na sejm nosili polskie imona i chyba musieli umiec polski?

Z gory dzieki za info,
pozdrowienia!


----------------
Viva la Kaxubia......

Michal
wysłane dnia: 11.12.2010 22:42
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 1.4.2004
z: Żulawskich Rubieży Kociewia
Wiadomości: 577
Re: Gwary na Pomorzu
Hmm chyba czytaliśmy dwa różne teksty.

Ty tutaj twierdzisz, że na podstawie szeregu zjawisk możemy wywnioskować jakim cudem kaszubski zachował się na północy, a nie zachował się na południu Pomorza Gdańskiego (stawiając tym samym tezę, że jeszcze w średniowieczu tam był).

Ja tylko i wyłącznie zapodaje przykłady, które pokazują, że nie sposób z tych przesłanek potwierdzić taką tezę. Nie można bo:

1. Duchowieństwo „polskojęzyczne” było obecne na obszarze całego Pomorza od czasów rozbicia dzielnicowego, jednak w miastach i klasztorach dominowali duchowni języka niemieckiego. Szukanie tutaj dowodu na jego wybitną „polonizująca rolę” jest o tyle karkołomne, że o wiele więcej było Polaków np. w powiecie człuchowskim (byli nimi choćby kolejni proboszczowie Chojniccy), niż w takim tczewskim (gdzie bez wątpienia zaszły największe zmiany językowe).

2. Na terenie Prus Królewskich zachodziło takie samo zjawisko jak na Litwie, tylko, że tym językiem dominującym był język niemiecki… Rzecz jasna panowie bracia, którzy chcieli robić karierę w Rzeczpospolitej uczyli się także polskiego. Jest tylko jeden szkopuł: znamy trzy przypadki polonizacji znaczących rodów szlacheckich z Pomorza: von Krokowów, Wejherów i Przebendowskich – wszystkie pochodzą z północy województwa i we ich władaniu pozostawały w XVII i XVIII w. praktycznie całe dzisiejsze powiaty pucki, wejherowski i kartuski. A miejscowym Kaszubom, to jakoś nie zaszkodziło. Nie dość tego, świetnie wiemy, że cały czas dla Krokowów i Wejherów (tej linii, która pozostał na Pomorzu) polski był drugim językiem, po niemieckim.

3. Teza o zniszczeniach to zupełna fantazja. Primo na Pomorzu w XVII wieku ze świecą należało by szukać chłopa pańszczyźnianego w powszechnym tego słowa rozumianego. Prym wiedli bogaci gburzy, zwłaszcza z dóbr królewskich (niektórzy bogatsi od zaściankowej szlachty z powiatów człuchowskiego, czy tucholskiego) i oni doznali największego wyniszczenia w czasie wojen. Secundo matecznikiem szlachty zagrodowej, która to niby miała być wybita, był powiat człuchowski, tucholski i ziemia lęborsko-bytowska. W powiatach tczewskim, świeckim, i nowskim szlachty było o wiele mniej, a co ważniejsze ucierpiała stosunkowo słabo.

4. Królewszczyzny były królewskie, czego najlepszym dowodem było to, że cały czas znaczny odsetek przychodów z nich szedł do kasy państwa, a na Pomorzy znajdowały się te najbardziej dochodowe w całej Rzeczpospolitej. Nic dziwnego, że po potopie wpadły w ręce jednych z najbogatszych rodów w całym państwie: Sobieskich, Radziwiłłów, Jabłonowskich czy Przebendowskich. I teraz weź mi wytłumacz, dlaczego zmiany językowe zachodziły (bo wiemy, że zachodziły) w takim starostwie sobowidzkim, które trzymał miejscowy ród Kickich, a nie imały się ziemi człuchowskiej, którą sto lat zawiadywali arcypolscy Radziwiłłowie. Po prostu nie znajdziesz tutaj dowodu na to, że szlachta z ziemi mirachowskiej, czy człuchowskiej była pod mniejszą presją „języka polskich elit”, niż tacy ziemianie z powiatu tczewskiego.



Weź Darek wytłumacz takiemu Reinholdowi Krokowskiemu, który przewędrował pół Europy, że on nie mówił po niemiecku tylko „dolnoniemiecku”? Albo profesorom z Gimnazjum Gdańskiego, że literacka niemczyzna, której uczyli, to był jednak dolnoniemiecki? Gdańsk był wybitnym ośrodkiem kultury niemieckiej, w którym, mimo, że masy mówiły plattdeutschem, elity bardzo dobrze rozumiały „język Lutra” (czyli hochdeutsch). Tak jak rozumiano go i na całym Pomorzu. Z jednej prostej przyczyny: To górnoniemiecki był językiem oficjalnym w Państwie Zakonnym, w którym powstało gros dokumentów funkcjonujących na Pomorzu, a silne związki z Prusami Książęcymi (skąd rekrutowało się m.in. większość duchownych protestanckich) znajomość tą podtrzymywały. Możesz mi Darek podać pięć linków, ale wybacz, ja wolę jednak uwierzyć oryginalnym dokumentom takich Krokowskich z XVIII, czy Wejherów z XVII w., gdzie widzę jak byk, że ich autorzy posługiwali się dobrze znanym mi hochdeutschem (w ówczesnej postaci).

O takim drobnym niuansie, jak fakt, że spory odsetek szlachty pomorskiej XVII i XVIII w., robił karierę na dworze i w wojsku elektorów brandenburskich (a potem królów pruskich), już nie wspomnę. Tak, powtórzę to: język niemiecki we Prusach Królewskich był językiem elit.

No i na koniec nie wiem czy śmiać się czy płakać. Ty czytałeś chociaż Nitscha?, Albo Gajaka? Albo Zofię Stamirowską? Bo każdy z nich znał ten odkrywczy fakt, że nazwa Kociewie była używana tylko i wyłącznie wobec mieszkańców ziem nad środkową Wierzycą. I jednocześnie każdy z nich stwierdził, że owi Kociewiacy posługiwali się charakterystyczną gwarą znacząco różniącą się od kaszubskiego, która jednakże była używana na znacznie większym obszarze. I profesor Nitsch z braku innej oryginalnej nazwy ochrzcił ją, inspirując się zapisem Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego, mianem kociewskiej. Kociewiacy hucznie obchodzili rocznice tak pierwszego pojawienia się samej nazwy, jak i owego „chrztu” dokonanego przez Kazimierza Nitscha.

No, a komunistom ten pomysł tak się spodobał, że obszar Kociewia rozciągnęli na tak znaczny obszar już w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego z ostatniej ćwierci XIX wieku. Nakłaniali też, zapewnie już w latach 30-tych XX w. ankietowanych przez profesor Stamirowską, i inteligencję z Tczewa z Edmundem Raduńskim na czele by tak właśnie, a nie inaczej wykreślali granice Kociewia.


Naprawdę szkoda mi czasu by wojować na polu językoznawczym, ale jak uważasz, że mowa Lasaków i tzw. Górali, różniła się tak bardzo, że były to dwie oddzielne gwary i o jednej wspólnej mowy nie ma, to ja tylko westchnę i się zapytam jakim cudem ktoś wymyślił jeden język kaszubski, a nie osiemdziesiąt kilka?
CzDark
wysłane dnia: 11.12.2010 12:35
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
Re: Gwary na Pomorzu
>>Duchowieństwo z Polski wśród kleru diecezjalnego na Pomorzu Gdańskim było obecne cały czas (bo to w końcu była od XII w. w większości diecezja włocławska) natomiast do domów zakonnych wkroczyło dopiero gdzieś w XVII w., a i tak zdecydowana większość takich cystersów z Pelplina czy Oliwy rekrutowała się cały czas z… Warmii. Co ciekawsze, o wiele więcej kleru polskiego było zawsze w diecezji gnieźnieńskiej, do której należały do dziś kaszubskie Chojnice, Człuchów, a następnie – od XVII w. – Bytów).


Tu tylko potwierdziłeś to co napisałem, że jednym z głównych nośników języka polskiego było duchowieństwo będące w orbicie polskiej organizacji kościelnej

>>Już dobre pięćdziesiąt lat temu powstała fundamentalna praca na temat szlachty na terenie województwa pomorskiego (M. Biskup, A. Tomczak, Mapy województwa pomorskiego w drugiej połowie XVI w., Toruń 1955) i już tam widać, że tego rodzaju teorie o polonizacyjnym wpływie szlachty na południowe Pomorze, są bardzo mocno naciągane. Autorzy przedstawili dokładne wyliczenia dotyczące własności ziemskiej.
Bo dla przykładu w powiecie tczewskim na 116 osad, aż 53 całe i 20 częściowo było w ręku szlachty autochtonicznej, a ledwie 12 całych i 16 częściowo w rękach szlachty rodem z Korony. Jeszcze bardziej nie pasuje to w powiecie tucholskim, gdzie na 53 osady, aż 27 całych i 8 częściowo było w rękach szlachty pomorskiej, a tylko 11 całych i 7 częściowo w rękach szlachty rodem z Korony.

Tutaj niedokładnie przeczytałes mój tekst. Nigdzie nie napisałem, że za polonizację Krajny, Ziemi Starogardzkiej i Tczewskiej odpowiada przybycie szlachty z głębi Polski. Napisałem, że za polonizację szlachty z wymienionych powyżej Ziem odpowiada jej stosunkowo lepsza możliwość kontaktowania się ze szlachtą z Korony. To co napisałeś o przybyłej szlachcie z Korony to mimo wszystko znaczny odsetek i to jeszcze bardziej wspiera moją tezę. Sądziłem, że odsetek szlachty przybyłej z Korony był znacznie niższy, co zasugerowałem w zdaniu gdzie napisałem, że zbyt wielką wagę przypisuje się migracjom. Polonizacja językowa szlachty ruskiej i litewskiej nie była spowodowana przecież migracjami (choć i one się do tego przyczyniły) ALE CHĘCIĄ PODNIESIENIA SWEGO STATUSU POPRZEZ UŻYWANIE MOWY O WYŻSZYM STATUSIE. To, że obecnie Kaszubi zaprzestają mówienia po kaszubsku nie jest przecież spowodowane migracjami (choć i one mają swoją rolę) ale poglądem świadomym lub podświadomym, że język polski to coś lepszego.

>>Można by pomyśleć, że sytuacja się zmieniła w wojennym wieku XVII. Tylko, że zmieniła nie tak, jak by niektórzy chcieli. Zniszczenia wojenne były o wiele większe na północy województwa niż na południu! Można by nimi co najwyżej tłumaczyć przesunięcie się granicy kaszubskiego na północ od Skarszew, ale nie jego eliminację z obszaru południowego Kociewia i Krajny!

Podaj mi zdanie gdzie napisałem, że eliminacja kaszubskiego na Krajnie i Ziemi Tczewskiej była spowodowana wojnami. Wojny natomiast przyczyniły się do tego, że kaszubszczyzna utrzymała się na północy. Jeśli żołnierz ma coś obrabować (a przy okazji być może kogoś zabić) to co obrabuje chętniej - dwór szlachcica czy zagrodę chłopa pańszczyźnianego? Przecież w powiecie puckim i wejherowskim szlachty jest mało, trochę więcej jest jej na pograniczu lęborsko-wejherowskim (tzw. "Parcanô Szlachta").

>>Nie dość tego praktycznie 2/3 gruntów w województwie pomorskim (bez Gdańska i jego posiadłości) znajdowało się w rękach duchowieństwa i króla, a wpływ na ich poddanych ze strony w dużej mierze biednej, niewiele bogatszej od gburów królewskich, szlachty jest dość dyskusyjny.

Przeciez wyraźnie piszę o "zarodkach polonizacji". Jest to analogia do "zarodków krystalizacji". Aby woda mogła zamarznąć potrzebne są drobne zanieczyszczenia tzw. "zarodki krystalizacji". Bez nich woda nie zamarźnie nawet jeśli przy odpowiednim ciśnieniu obniżę jej temperaturę poniżej 0 st. C. Chodzi o to, że była silniejsza tendencja do tego aby porzucać kaszubski na rzecz polskiego niż odwrotnie. Znów mogę podać analogię z fizyką cieczy. Jesli woda powyżej 100 st. C wrze to nie oznacza to, że proces zachodzi tylko w jedną stronę - że cząsteczki opuszczają fazę ciekłą i przechodzą do fazy gazowej, bo również zachodzi proces w drugą stronę tylko że w drugą stronę proces ten jest słabszy. Podobnie polskojęzyczne duchowieństwo i część szlachty nie powodowała automatycznie jakiejś wielkiej polonizacji ale zaindukowały proces w którym przeważał kierunek w stronę polskiego. Trzeba też pamiętać że królewszczyzny to w dużej mierze tylko teoretycznie były królewskie. De facto rządzili nimi starostowie, nie mówiąc o całej masie ekonomów.

>>. No i chyba najważniejsze, Prusy Królewskie były cały czas krajem, gdzie językiem elit był język niemiecki. Niemieckojęzyczne były jeszcze w XVIII w. praktycznie wszystkie miasta (poza Kościerzyną i Nowem!), nie mówiąc już o ogromnym wpływie Gdańska. Na dodatek jak się śledzi dokumenty, to widać wyraźnie, że po zniszczeniach wojennych w XVIII w. znaczny odsetek nowych osadników pochodził nie z głębi Polski, ale z Pomorza Zachodniego, i krajów niemieckich. Przecież to właśnie wtedy pojawia się główna fala osadnictwa mennonickiego nad Wisłą. W jaki sposób miało to sprzyjać polonizacji akurat Krajny i południowego Kociewia? Gdzie notabene język polski miał się całkiem dobrze już w wieku XVI ...

Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak język niemiecki. Można mówić o językach niemieckich i zastanawiać się jak szeroko je rozumieć. Początkowo słowo Deutsch (Duutsch, Tudisk, Dudisk, Tysk, Dutch etc. zależnie od wariantu) oznaczało Germanina wogóle i było nazwą własną Germanów. Później zaczęto je ograniczać do mieszkańców Świętego Cesarstwa Rzymskiego (Narodu Niemieckiego). Obecnie oznacza ono w dużym przybliżeniu i nie zawsze "germańskiego mieszkańca Republiki Federalnej Niemiec", choć coraz częściej obecnie oznacza ono po prostu "obywatela RFN". Podobnie jest z językiem. Genetycznie dolnoniemiecki jest bardziej spokrewniony z fryzyjskim i angielskim niż górnoniemieckim (może lepiej rzec górnosasko-turyngijskim) i tworzy tzw. gałąź ingwońską języków germańskich.

Rozbieżności w językach mówionych na terenie RFN tłumaczą dlaczego dziś większość Amerykanów mówi po angielsku niż po "niemiecku" mimo, że osoby pochodzące z obszaru byłego "Świętego Cesarstwa Rzymskiego" stanowią najliczniejszą grupę spośród imigrantów zdecydowanie przewyższającą osoby pochodzące z Anglii. Dla dolnoniemieckojęzycznego czy bawarskojęzycznego chłopa górnoniemiecki (Standard Hochdeutsch) był niemniejszą abstrakcją jak angielski. Z drugiej strony "zarodki anglicyzacji" w postaci przybyłych wcześniej angielskojęzycznych emigrantów oraz presja państwa amerykańskiego w postaci urzędów tłumaczą dlaczego Amerykanie posługują się obecnie w większości językiem angielskim.

Mapa ze znienawidzonej przez Ciebie Wikipedii, choć większość danych do mojego tekstu stamtąd nie pochodzi:

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/Census-2000-Data-Top-US-Ancestries-by-County.svg

Przybycie Niemców wpływało na zmniejszenie się zarówno zarówno języka kaszubskiego i polskiego. Jednakże wysunąłbym hipotezę, że rozważając proporcję kaszubskiego do polskiego bardziej sprzyjało to polskiemu niż kaszubskiego z następujących powodów:

1) zniemczenie osób mówiących językiem kaszubskim znaczniej wpływało na obniżenie ogólnej liczby mówiących po kaszubsku niż to samo w przypadku osób mówiących po polsku. Jesli np. mamy 20 mln osób mówiących po polsku i 100 tys. mówiących pio kaszubsku to zgermanizowanie 50 tys. osób mówiących po kaszubsku i 50 tys. osób mówiących po polsku bardziej osłabia kaszubski niż polski

2) osadnictwo niemieckie rozrywało obszar kaszubskojęzyczny - powstało więcej izolowanych gwar, które łatwiej poddawały się polonizacji no i oczywiście germanizacji; mniej to szkodziło językowi polskiemu, który nadal można było usłyszeć od księdza czy urzędnika

3) obniżenie znaczące liczby osób mówiących po kaszubsku powodowało, że język ten coraz mniej się liczył. Nikt nie chce trzymać ze słabymi.

>>O bajkach na temat gwary kociewskiej, to już nie wspomnę…Furda sto lat badań językoznawców, wikipedia wie lepiej…

Masz na myśli tych samych językoznawców co twierdzili, że kaszubski to gwara, ewentualnie że to "zeputy język staropolski", "mieszanina polsko-niemiecka", "popsuta polszczyzna" ???


"U ludności miejscowej 'Kociewie' oznacza jednak tylko najbliższą okolicę Nowej Cerkwi pod Pelplinem, ściśle biorąc tylko parafię tamtejszą i filialną w Królówlesie" (ks. Stanisław Kujot 1845-1917) z książki: "Kociewie II" z książki ze słowem wstępu prof. Józefa Borzyszkowskiego


Ale podam inny przykład jakbyś powiedział, że Kujot to sobie wymyślił. Moja rodzina od strony ojca pochodzi z Liniewskich Gór, a pradziadek mój najprawdopodobniej urodził się w Skarszewach. Jego syn ks. Stanisław Czapiewski SJ urodził się i w dzieciństwie mieszkał w Liniewskich Górach. Później przez wiele lat był misjonarzem w Afryce, następnie pracował w Ameryce, obecnie na starość wrócił do Polski. Gdy przybył po wielu latach do Polski to o czymś takim, że istnieją jacyś Kociewiacy dowiedział się ... dopiero jak wrócił, a ma on już ok. 100 lat i mieszka w domu zakonnym księży Jezuitów w Gdyni.

Szerokie rozumienie Kociewia to wymysł Nitscha, który tak nazwał zespół gwar, który wcześniej nazwy nie miał - mówiło się prędzej konkretniej - gwara Lasaków, gwara poluska, gwara Feteraków. Pomysł "Kociewia" jako przeciwstawienie dla Kaszub bardzo spodobał się władzom PRLu, których jedną z metod rządzenia było napuszczanie jednych na drugich i więc o ile nazwę Kaszuby mniej lub bardziej tępiono, to "Kociewie" promowano na tyle skutecznie, że sami mieszkańcy zaczęli wierzyć w to że są Kociewiakami.


----------------
Zdrzë: Peccunia non olet (Piniądz nie smierdzy)

Michal
wysłane dnia: 10.12.2010 21:56
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 1.4.2004
z: Żulawskich Rubieży Kociewia
Wiadomości: 577
Re: Gwary na Pomorzu
Echhh artykuł by trzeba napisać by sprostować wszystkie nieścisłości i mniemania.

Ja naprawdę proszę, wszystkich formułujących tezy dotyczące historii Pomorza, by zapoznali się z podstawową literaturą, której gros jest już dostępne w necie!

Pominę tu zastrzeżenia do innych spraw i zwrócę uwagę, tylko na kilka zasadniczych nieścisłości tego rozumowania w zakresie historii:

1. Duchowieństwo z Polski wśród kleru diecezjalnego na Pomorzu Gdańskim było obecne cały czas (bo to w końcu była od XII w. w większości diecezja włocławska) natomiast do domów zakonnych wkroczyło dopiero gdzieś w XVII w., a i tak zdecydowana większość takich cystersów z Pelplina czy Oliwy rekrutowała się cały czas z… Warmii. Co ciekawsze, o wiele więcej kleru polskiego było zawsze w diecezji gnieźnieńskiej, do której należały do dziś kaszubskie Chojnice, Człuchów, a następnie – od XVII w. – Bytów).

2.. Już dobre pięćdziesiąt lat temu powstała fundamentalna praca na temat szlachty na terenie województwa pomorskiego (M. Biskup, A. Tomczak, Mapy województwa pomorskiego w drugiej połowie XVI w., Toruń 1955) i już tam widać, że tego rodzaju teorie o polonizacyjnym wpływie szlachty na południowe Pomorze, są bardzo mocno naciągane. Autorzy przedstawili dokładne wyliczenia dotyczące własności ziemskiej.

Bo dla przykładu w powiecie tczewskim na 116 osad, aż 53 całe i 20 częściowo było w ręku szlachty autochtonicznej, a ledwie 12 całych i 16 częściowo w rękach szlachty rodem z Korony. Jeszcze bardziej nie pasuje to w powiecie tucholskim, gdzie na 53 osady, aż 27 całych i 8 częściowo było w rękach szlachty pomorskiej, a tylko 11 całych i 7 częściowo w rękach szlachty rodem z Korony. Można by pomyśleć, że sytuacja się zmieniła w wojennym wieku XVII. Tylko, że zmieniła nie tak, jak by niektórzy chcieli. Zniszczenia wojenne były o wiele większe na północy województwa niż na południu! Można by nimi co najwyżej tłumaczyć przesunięcie się granicy kaszubskiego na północ od Skarszew, ale nie jego eliminację z obszaru południowego Kociewia i Krajny!

3. Nie dość tego praktycznie 2/3 gruntów w województwie pomorskim (bez Gdańska i jego posiadłości) znajdowało się w rękach duchowieństwa i króla, a wpływ na ich poddanych ze strony w dużej mierze biednej, niewiele bogatszej od gburów królewskich, szlachty jest dość dyskusyjny.

4. No i chyba najważniejsze, Prusy Królewskie były cały czas krajem, gdzie językiem elit był język niemiecki. Niemieckojęzyczne były jeszcze w XVIII w. praktycznie wszystkie miasta (poza Kościerzyną i Nowem!), nie mówiąc już o ogromnym wpływie Gdańska. Na dodatek jak się śledzi dokumenty, to widać wyraźnie, że po zniszczeniach wojennych w XVIII w. znaczny odsetek nowych osadników pochodził nie z głębi Polski, ale z Pomorza Zachodniego, i krajów niemieckich. Przecież to właśnie wtedy pojawia się główna fala osadnictwa mennonickiego nad Wisłą. W jaki sposób miało to sprzyjać polonizacji akurat Krajny i południowego Kociewia? Gdzie notabene język polski miał się całkiem dobrze już w wieku XVI ...

O bajkach na temat gwary kociewskiej, to już nie wspomnę… Furda sto lat badań językoznawców, wikipedia wie lepiej…

bcirocka_gem
wysłane dnia: 10.12.2010 17:35
Zarejestrowany użytkownik
Zarejestrowany: 29.11.2010
z: chto to wié?
Wiadomości: 14
Re: Gwary na Pomorzu
Może tak długi tekst warto by opublikować jako artykuł? A może autor zechciałby go skrócić, np. do jednej dziesiątej objętości?
Wydaje mi się, że trudno się odnieść do tego tekstu w konwencji zazwyczaj przyjmowanej na forach. Ponadto taka długość wypowiedzi na forum zniechęca mnie do czytania :) Przemogłam tę ansę i przebrnęłam, ponieważ cenię wiedzę mojego przedmówcy. Ale trochę bolało ;)
CzDark
wysłane dnia: 10.12.2010 5:24
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
Re: Gwary na Pomorzu
>>Teraz gdy kaszubski jest językiem pozycja wspomnianych pomorskich gwar nie uległa żadnej zmianie. Wciąż obowiązuje tu systematyka wypracowana w okresie międzywojennym i utrwalona w czasach PRL, gdy Polska Rzeczpospolita Ludowa była krajem etnicznie homogenicznym.
Może to nad czym się zastanawiam stanowi będzie stanowiło dla językoznawców potwierdzenie mojej niewiedzy, ale dlaczego gwar kociewskiej, borowiackiej i krajeńskiej nie możemy uznawać za gwarę języka kaszubskiego? Broń Boże, w moim pytaniu nie kryją się wielkokaszubskie zapędy! Pytam nie bez kozery - gdy przyjrzeć się choćby słownictwu - ilość podobieństw jest uderzająca, szczególnie gdy zestawi się słowa kaszubskie, krajeńskie i kociewskie.

Po pierwsze. Trzeba pamiętać, że polska humanistyka była zawsze pod naciskiem polityki. Widać to po dziś dzień. Jeszcze dziś mam wrażenie gdy rozmawiam z niektórymi uczonymi z Uniwersytetu Gdańskiego, że gdy tupnę nogą to schowają się pod stół, a co dopiero jak tupnie nogą powiedzmy oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. (Poowoli zaczynam rozumieć dlaczego w USA taki nacisk na uniwersytetach kładzie się na kulturę fizyczną i zawody sportowe; poza tym najlepsze amerykańskie uczelnie są prywatne co daje im najważniejszy atrybut niezależności - niezależność finansową). Ale nie chodzi tylko o wpływ bezpiek(i). Gdy państwo polskie nie istniało niektórzy uczeni (zresztą nie tylko polscy) zaczęli dorabiać ideologię do walki o niepodległość. A ideologia żeruje na nauce, stąd wielu uczonych świadomie lub podświadomie zaczęło iść tą drogą - chcięli wprzęgnąć naukę w walkę o niepodległość. Do wybitnych wyjątków należy chociażby Stefan Ramułt, który wyraźnie pisze że nie należy mieszać kwestii językowych i politycznych.

Ta sytuacja utrzymała się po I wojnie światowej, jak i po II wojnie światowej w PRLu. Wbrew rozpowszechnianym powszechnie opiniom etnografia polska w okresie PRLu nie była uzależniona od poglądów etnografii sowieckiej, wręcz przeciwnie. Etnografia sowiecka za Hilferdingiem (ale nie tylko) uważała kaszubski za osobny język, a Kaszubów za odrębny od polskiego naród. Socjalizm PRLu (nie tylko zresztą PRLu, także innych "demoludów" za wyjątkiem może Czechosłowacji, Jugosławii i ZSRR) miał pewne cechy "narodowego socjalizmu" zgodnie z zasadą "Ein Reich, Ein Volk, Ein Fuehrer", ale też "Eine Sprache".

Trzeba pamiętać, że uznanie określonego etnolektu za osobny język często jest sprawą dyskusyjną. Podobnie jak ze strefami klimatycznymi. Możemy powiedzieć, że w Rzymie jest klimat podzwrotnikowy, a w Gdańsku umiarkowany, ale gdzie dokładnie (z dokładnością chociażby do 10 km) przebiega granica między jednym klimatem a drugim ? Zawsze jest to sprawa zależąca od pewnej definicji. Nikt nie ma wątpliwości np. że angielski i pomorski (kaszubski) to dwa osobne języki. Ale jak definiować języki w obrębie określonej grupy językowej. Czy można np. uznać jak robił to Cenôwa i panslawiści, że wszyscy Słowianie mówią jednym językiem, a np. polski, kaszubski i rosyjski to różnice dialektalne w obrębie jednego języka. można też iść w drugą stronę i twierdzić że każde narzecze to odmienny język, ale ponieważ nie ma dwóch ludzi, którzy by mówili dokładnie tak samo dojdziemy wówczas do wniosku, że każdy człowiek ma trochę inny język i nie będzie to wcale taka wielka nieprawda. Aczkolwiek taka definicja jest oczywiście mało praktyczna. Ja osobiście uważam jedno - jakąkolwiek definicję przyjmiemy, za definicję języka ta definicja nie może być sprzeczna z prawidłami nauki, jak choćby nie może iść przeciw znanym z matematyki prawom operacji na zbiorach. Jeśli np. zbiór A zawiera elementy x,y,z zaś twierdzimy, że zbiór B nie zachodzi na zbiór A to nie możemy twierdzić, że element x należy do zbioru B. Albo jeśli twierdzimy, że za elementy zbioru A przyjmujemy elementy mające więcej wspólnego z elementem x aniżeli z elementem y, to nie możemy uznać, za element zbioru A elementu który ma więcej wspólnego z elementem zbioru B.

Ja osobiście stosuję następującą definicję języka, być może są lepsze i być może moja definicja ma luki, choć jest ona jednocześnie dosyć intuicyjna.
"Za etnolekty języka A uznaję wszystkie etnolekty spełniające oba następujące warunki:

1. są one zrozumiałe przez użytkowników najbardziej rozpowszechnionego etnolektu, z tych które już uznaliśmy za element języka A; takim etnolektem może być np. forma literacka. Za "zrozumienie" uważa się to, że więcej jak 50 % użytkowników z wykonanej próby z użutkowników już uznanych etnolektów języka A rozumie sens zdań w badanym etnolekcie w tym samym zakresie lub w niewiele ustępującym jak te same zdania wypowiedziane już w uznanych etnolektach języka A (nie ucząc się prędzej badanego etnolektu). Zdania nie mogą dotyczyć słownictwa niezrozumiałego przez człowieka z badanej próby we własnym rodzimym etnolekcie np. specjalistycznego słownictwa technicznego czy naukowego.

2. różnica pomiędzy badanym etnolektem, a wymarłymi etnolektami, które uważamy za element języka A nie może być mniejsza jak różnice pomiędzy wymarłym etnolektem języka A, a istniejącymi obecnie etnolektami."

Język pomorski (kaszubski) względem języka polskiego spełnia oba te kryteria. Badana losowo próba użytkowników języka polskiego nie jest w stanie zrozumieć sensu zdań wypowiadanych w języku kaszubskim. Podobnie było ze mną. Pamiętam jak jeszcze kiedyś nie uczyłem się kaszubskiego i byłem "knôpã" spotkałem koło Lipusza leśnika, który mówił po kaszubsku. Nic nie rozumiałem, mimo że wcześniej niektórych słów z kaszubskiego używało się w moim rodzinnym domu, a leśnik gadał chyba z przeszło dwie godziny. Zrozumienie zdań w kaszubskim jest możliwe gdy użytkownik dość mocno polaszy, ale tu jest pytanie czy "spolaszały kaszubski" to jeszcze kaszubski, czy już nie.

Drugie kryterium jest również spełnione. Różnica pomiędzy językiem staropolskim a językiem kaszubskim jest większa niż pomiędzy chociażby współczesną literacką polszczyzną a językiem staropolskim. Owszem w trakcie historii język kaszubski napożyczał wiele słów z języka polskiego, ale jednocześnie napożyczał wiele słów z dolnoniemieckiego. Niektóre jego charakterystyczne cechy zaczeły słabnąć (zwłaszcza w dialekcie południowym), ale za to pojawiły się tez nowe. Poza tym zgadzam się z prof. Piskorskim, że różnice między polszczyzną a pomorszczyzną zarysowały się prędzej niż pomiędzy polszczyzną a czeszczyzną, a te drugie były już konsekwencją powstania państw, a być może nawet nie tyle ich co silnego osadnictwa niemieckiego w Sudetach, które spowodowało odizolowanie etnolektów czeskich od polskich (choć już same góry powodują silny efekt izolujący).

Jeśli chodzi o etnolekty śląskie to niespełniają one obu cech; są zrozumiałe dla większości użytkowników języka polskiego - na co wskazuje fakt, że jak puszczano w telewizji całe filmy w dialekcie śląskim i to nie tylko Kazimierza Kutza, ale i innych twórców to obyło się bez lektora, dubbingu czy chociaż napisów na dole ekranu. Osobiście nie miałem żadnych problemów ze zrozumieniem. Ponadto różnice pomiędzy poszczególnymi etnolektami śląskimi są większe niż pomiędzy dialektem wielkopolskim a niektórymi etnolektami śląskimi.

Przykładowy tekst w dialekcie wielkopolskim:

"Wew czwartek uradzli my zez żunum, to znaczy mojo ślubno uradziuła, a jo nie śmioł żym sie sprzeciwić, że jutro robiymy ordung wew pawlaczach i wew sklepie. "Co cie siekło? Jutro jezd piuntek i na dodatek trzynasty"-probowoł żym nieśmialo wpłynuńć na kuńcowe postanowiynie i chocioż dziepko łodsunuńć wew czasie to, co nie przeszkodzało num bez dwadzieścia siydym lot . Szak tyle lot mummy to pomiyszkanie wew bloku na piyrwszym kiju. Wew tyn czos jak żym wyrychtowoł dwa pawlacze i stetrołym fest regał wew sklepie nie, to bez dwadzieścia siydym lot ciyngiym, co buło zbyndne, ale żol buło wyćpić na gymyle, to lundowało wew pawlaczu abo wew sklepie. Kumpotów, pustych weków i zakryncanych słoików zez każdym rokiym przybywało wew sklepowym regale i choć na poczuntku żym buł pewien, co wew tym regale nigdy miejsca nie zbraknie, to tero już słoiki stojum jedyn na drugim. Jo tyż jezde z tych, co wszyćko sie może przydać,nie? Tak wiync kożdy ajzol, klunkier , kożdo śrubka, klapka czy decha, staro lampa , każdy kabelek, stary gramofun , radio czy inkszy nienaprowialny sprzynt wew najgorszym razie musowo buł rozebrany, kożdy jedyn dynks , sprynżynka, śrubka, motorek i inkszo elektrunika buła wykryncuno zanim reszta joko durch nieprzydatno trafiuła na gymule. Łoprócz regału wew sklepie stojały szafki ze stary kuchni i robiuły za magazyn tego mojygo klunkierstwa, i zaś jeszczyk za mój warsztat elektryczno – stolarsko - ślusarsko - kowalski,nie? zez imadłym, wiertarkum na stojaku, szmyrgluwum własny roboty i zaś kupum materklosów- narzyńdzi ryncznych, jak pilniki raszple, śrubokrynty, piółki do rżniyńcia drewna i loubzega do metalu, dłutka, młotki, kumbinerki, łobcunżki, nożyce do blachy, calówka, winkiel, różniaste klucze płaskie, łoczkowe, nasadowe, imbusowe, nastawne, elekstryczno wyżynarka , lutownica i połno puszków i słoików zez śrubkami, wkryntami, nitami, nakryntkami, sprynżynkami i podkładkami. Wszyćko to miołym stojeć wew szfkach i na półkach przerobiunych ze starych grotów. Une półki mum przyśrubowane do ścian razym zez hokami do uwiyszania kabli, drutów i śnurków . Jak się dostawi do tego dwie kufty i taki specjalny wysoki stołek do siedzynia przy warsztacie, a pod ścianum ustawiuło sie pore płyt zez rozebranych grotów, pore kistów łogrodowych, wymborków i dwa stare krzesełka, to wew tym naszym sklepie dwa metry na trzy nie uskrumnianym bez dwadzieścia siydym lot pomału nie pódzie się łobkryncić. Tak wiync kuniec zez kuńcym, bez żodnygo manygowania, trza się buło zabrać za uskrumiynie,nie? co by jakiesiś ordunk zaprowadzić. Zez pawlaczami poszło num rug-cug, trzebno buło aby pore razy obrócić tam i nazod na gymyle, mokrym luńtym przelecieć wew środku, zaś reszte poukłodać i fertig. Jednakoż zez sklepym tak łatwo nie poszło i zmarudzili my pore ładnych godzin, oż sumsiedzi zez ciekawości podpytywali, czy sie przypadkiym nie wyprowodzumy. Nojbarzy przeszkodzoł num brak porozumienia, co do tego, czy coś jest potrzebne czy zbyndne. Nietrudno się rychtyk jorgnuć, ktu buł za potrzebne, a ktu za zbyndne,nie? Szak wew kuńcu, bez wiynkszych bachandryji, udało się wysmyczyć jakiesiś kumpromisy i tero, choć oba my zez żunum byli durch bejt,nie? i umorusani jak kuminiorze, szak mojo ślubno nojbarzy się narugała, bo mój gnyk od dawności spartoluny nie do mi wiela torgać , tyn nasz sklep wyglundo jak pożundno piwnica wew bloku. Ktu nie wierzy, niech nie wyćwiyrzo ino przyńdzie szpycnuńć, to sie kapnie, co moje blubry, to nie żodyn szucher ino durch prawda."

http://www.blubracz.koscian.net/blubry.php

Np. w etnolekcie dolnośląskim pojawia się mazurzenie. Poza tym etnolekty śląskie są bliższe staropolszczyźnie aniżeli staropolszczyzna współczesnej literackiej polszczyźnie. Uznanie więc śląskiego za język spowodowałoby paradoksalne sytuacje, o których mówiłem omawiając operacje na zbiorach, chyba żeby uznałoby się dialekt wielkopolski i język staropolski za część języka śląskiego.

A teraz do meritum sprawy. Gdy mamy dwa osobne języki i przez dłuższy czas istnieją one obok siebie to zaczynają pojawiać się różne "efekty graniczne" oznaczające wpływ jednego języka na drugi. Czasem są one jednokierunkowe, a czasem dwukierunkowe. Jeśli istnieje pewna przyczyna indukująca (np. w postaci urzędów państwowych, szkoły państwowej, telewizji) wówczas najczęściej są one jednokierunkowe. Jest to widoczne przede wszystkim w mówionej kaszubszczyźnie obecnie. Dawniej też tak było, tyle że kiedyś poprzez to, że nie było telewizji i takiego aparatu państwowo-urzędniczego wpływ ten był bardziej ograniczony i znacznie bardziej powolny. Znaczący wpływ języka polskiego na kaszubszczyznę na Pomorzu Wschodnim można by datować od czasów podboju Pomorza przez Krzywoustego.

Jednym z podstawowych błędów etnografii polskiej przynajmniej w przeszłości było przypisywanie zbyt wielkiej roli migracjom ludnościowym i podbojom. "Dlaczego nie istnieje język pruski ? Bo Prusowie zostali wytępieni przez Krzyżaków" - tak odpowiadała etnografia polska jeszcze do niedawna. Oczywiście jest to nieprawda. Krzyżacy owszem wyniszczyli w dużej mierze pruskie elity, ale chłopstwo pruskie przetrwało. Jednak po wytępieniu pruskich elit ich własny język był dla nich językiem "wsiuńskim" i "burackim" jak by to dziś powiedzieli "młodzi, wykształceni, z dużych miast" i zaczęłi go porzucać, a wskutek tego nastąpił tez efekt śnieżnej kuli.

Dosyć podobna sytuacja była na Pomorzu Wschodnim, z tym że tutaj działały dwa przeciwstawiające się siły, które się znosiły (siła języka dolnoniemieckiego, który do czasu upadku Hanzy i reformacji Lutra był językiem elit mieszczańskich i siła języka polskiego promowanego w części przez duchowieństwo, które przybywało z Polski, wskutek kościelnej organizacji, która wciągała Pomorze Wschodnie w orbitę polskiej organizacji kościelnej). Po reformacji Lutra i upadku Hanzy prestiż dolnoniemieckiego osłabł, gdyż poprzez przekład biblii Luter promował język górnoniemiecki, jednocześnie górnoniemiecki za bardzo nie miał jak się zadomowić, gdyż mówiła nim tylko część elit. Jednocześnie po unii Lubelskiej nastąpiło zniesienie autonomii Prus Królewskich co spowodowało wzmocnienie roli języka polskiego i wzmocnienie roli szlachty na Pomorzu Wschodnim. Wraz z kościelną organizacją spowodowało to wzrost roli języka polskiego na Pomorzu. Gdzie ten wpływ mógł być największy ? Tam gdzie było sporo szlachty, a do tego jeszcze takiej szlachty, która mogła się często stykać ze szlachtą polską. Taka możliwość była na Krajnie wskutek bliskości Wielkopolski, oraz w obecnych powiatach: świeckim, bydgoskim i tczewskim gdyż ziemie w tych powiatach były znacznie lepszej jakości niż w pomorskim "interiorze". Powodowało to znacznie silniejsze oddziaływania z Polską niż gdzie indziej. Stamtąd szlachta mogła jezdzić choćby do Warszawy na elekcje bo było ją na to stać. Spowodowało to pojawienie się swego rodzaju "zarodków krystalizacji" języka polskiego na Pomorzu. Jednak z drugiej strony ciągłe wojny, "potopy" spowodowały, że te "zarodki krystalizacji" były za słabe aby spowodować całkowite zastąpienie języka kaszubskiego polskim na Pomorzu. Jednak zdołały to uczynić na obszarze Krajny, w południowej części Borów, w Ziemi Starogardzkiej i Tczewskiej. Język polski stamtąd nie ustąpił wskutek tego, że osoba, która już się nauczyła polskiego była uważana za "lepszą", a jak wiadomo do lepszych chce się dociągnąć. Gdyby powiedzmy w kartuskim czy kościerskim byłyby lepsze gleby jestem pewny że kaszubski zanikł by i tam. Ale jednocześnie osoba która nauczyła się po polsku była zmuszona nadal rozmawiać z osobami, które kaszubski znały, wskutek czego nastąpiła swoista mieszanina z przewagą pomorskiego słownictwa i przewagą polskiej wymowy. Ponadto musimy pamiętać że tworzenie się takich "etnolektów granicznych to efekt wieloetapowy i złożony zależny też od miejsca. Wpływ języka polskiego dotyczył całego Pomorza Wschodniego - najsłabszy był na północy i na ziemiach gdzie było wielu ewangelików. Wskutek tego mamy całe spektrum gwar granicznych - pierwsze zwiastuny kaszubszczyzny mamy już w gwarze pałuckiej i gwarach kujawskich. Nie znaczy to wcale że kiedyś kaszubszczyzna sięgała aż tam tyle że w niewielkim stopniu zaszedł również wpłykt kaszubszczyzny na polszczyznę. Następnie mamy gwary, które powstały na pomorskim (kaszubskim) podłożu - krajeńską, południowoborowiacką, lasacką i poluską (te dwie ostatnie zwane błędnie kociewskimi, gdyż Kociewie to tylko obszar wokół wsi Nowa Cerkiew i Królówlas, ewentualnie można go rozciągnąć na okolice Pelplina, ale nie aż do Świecia jak to sobie ubzdurał Nitsch) - gdzie mamy mieszaninę cech polskich i kaszubskich, to czy więcej jest cech polskich czy pomorskich to zależy nie tylko od miejsca, ale równiez od czasu - w przeszłości silniejszy był wpływ kaszubskiego, obecnie zdecydowanie przeważa polsczyzna, choć np. teksty "kociewskie" publikowane obecnie w "Pomeranii" mają oczywiście znacznie więcej cech kaszubskich (ściślej południowokaszubskich) aniżeli polskich. Mamy też gwary które powstały na podłożu pruskim, ale zostały one zdominowamne przez elementy pomorskie i polskie (oczywiście z dozą cech dolnoniemieckich) - takimi gwarami są gwara malborska oraz gwara warmińska. Nie do końca poznana jest sytuacja gwary chełmnińskiej - jednak i tu coraz więcej danych wskazuje, że przynajmniej w większości powstała ona na podłożu pomorskim (kaszubskim). Ponadto mamy gwary tzw. południowokaszubskie gdzie wpływ polszczyzny był silny, ale w przeciwieństwie do gwary krajeńskiej ograniczył się on głównie do słownictwa. W gwarach północnokaszubskich wpływ ten jest jeszcze mniejszy, co nie znaczy że go (zwłaszcza obecnie) nie ma.

Podobne interakcje były obserwowane na wschodzie Rzeczypospolitej, dały one początek całej gamie gwar kresowych zgrupowanych w dwóch dialektach:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Dialekt_p%C3%B3%C5%82nocnokresowy


----------------
Zdrzë: Peccunia non olet (Piniądz nie smierdzy)

Tites
wysłane dnia: 30.11.2010 18:36
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 17.3.2010
z: Kaszëbsczé Zagłãbié
Wiadomości: 253
Re: Gwary na Pomorzu
Ja życzę im wszystkiego najlepszego :)

Choć z zazdrością i żalem, że nam przyszło to po tylu latach walk, a jeszcze wciąż nie mamy tego 100% poparcia. Choć pewnie i bracia z południa tego też nie dostaną...

Dawajmy sobie wzajemnie przykłady i współpracujmy razem :)
Ciekaw jestem czy np istnieje śląski ZYMK ;D można by wspólne warsztaty zorganizować ;D
i porozmawiać o swoich "dokôzach" :)
Michal
wysłane dnia: 30.11.2010 17:33
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 1.4.2004
z: Żulawskich Rubieży Kociewia
Wiadomości: 577
Re: Gwary na Pomorzu
Ja bym napisał oficjalnie uznanym przez państwo językiem regionalnym.

Notabene przykład śląskiej gwary, to poglądowa lekcja na słuszność twierdzenia towarzysza Marksa, że byt kształtuje świadomość. Organizacje śląskie przez kilkanaście lat walczyły o bardziej "wzniosłe" cele niż starania o uznanie języka, t.j .o autonomię, uznanie narodowości śląskiej itp. itd.

I dopiero po 2005 roku jak spadł na nich causus kaszubszczyzny, doznali olśnienia, że to język jest jednak najważniejszy i na gwałt zaczęli go kodyfikować, słowniki pisać itp itd. (a potencjał naukowy mają w stosunku do Kaszubów nieporównywalnie większy).

I tak w pięć lat potrafili zrobić w tej materii tyle, że kto wie, jakie będą decyzje po najbliższym spisie i nowych wyborach...
« 1 2 (3) 4 »
| Od najstarszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Top

 
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002