Forum
Losowe zdjęcie
Kaszubskie nuty
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Strona główna forum
   Sprawë
     Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska

| Od najstarszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Koniec
Nadawca Wątek
goch
wysłane dnia: 7.12.2007 0:40
Współtworzę ten serwis
Zarejestrowany: 5.8.2004
z: Czersk- Słupsk - Borowy Młyn
Wiadomości: 147
Re: Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska

Dziękuję za zainteresowanie się …!!!

Otóż w 1939 roku mój Ojciec pracował ( i mieszkał w mieszkaniu służbowym) w Młynie Przechowo k/ Świecia.

Do dzisiaj jego stara zabudowa stoi i jest widoczna jadąc dojazdem z strony Kaszub (Chojnic) na most na Wiśle.

Przed samym wybuchem wojny młyn, cześć jego wyposażenia i kadra została ewakuowana „za Wisłę”. Ojciec trafił do Wagańca do młyna, który był, lub współpracował z młynem przechowskim.
Do kogo należał – być może do Niemca o nazwisku Gierke, który podczas okupacji na pewno był jego właścicielem. Nie wprowadził on „rewolucji” kadrowej w okresie wojny. Jak wiem Ojca nie naciskał by podpisał listę (mamę również), chyba świadczoną wówczas przez Ojca pracę na rzecz tego Niemca uznano być może za tzw. dzisiaj przymusową?

W 1945 roku Gierke ucieka do Niemiec, zdążył jeszcze wystawić Ojcu świadectwo pracy.

Po okupacji – po sprawdzeniu przez miejscową Bezpiekę/ MO

( jestem w posiadaniu takowego zaświadczenia )

Ojciec został kierownikiem tego młyna. Po całkowitej jego nacjonalizacji, Ojciec w 1948/9(?) wrócił w swe kaszubsko – pomorskie strony.

Wiem że w tym okresie miał przygodę, szczęśliwie zakończoną dla niego dystrybucji, jaką w młynie w Wagańcu przeprowadził jeden z oddziałów, prawdopodobnie zgrupowania „Łupaszki”

Po powrocie mojej rodziny na Kaszuby - Ojca zatrudnił w Chojnicach w swoim tartaku i młynie, pan Józef Dulek, przyjaciel mojego dziadka – ojca , ojca – ( urodzili i wychowali się Oni na terenie parafii wielewskiej w Przytarni i Bąku ).

Dziadek po wojnie „kooperował” z tartakiem p. Dulka – dostarczając mu drewno z lasów czerskich. (Np. transportował je konno na Brdę i Zbrzyce , którymi do rzekami w tratwach spływało ono do Milofu i stamtąd drogą lądową do tartaku w Chojnicach.)

W 1952 roku Ojciec mój - moja rodzina - powrócił i osiadł na stałe w swym rodzinnym Czersku.


O Ojcu

( a także całej czerskiej rodzinie Talewskich, ktorej losy wojenne nie były takie "Łatwe" jak mego Ojca)

i o tamtych czasach i zdarzeniach obszernie napisałem w 3 odcinkowych wspomnieniach o Ojcu
("W setną rocznicę – i nie tylko – urodzin” ) opublikowanych na łamach Naji Goche.

Owocem tamtego czasu jestem i ja Kaszub – Pomorzanin – Polak, który urodził się ( tylko) w 1942 roku na przyjaznych Kujawach, wówczas niemieckiej prowincji.

Mama by mnie urodzić jechała np. do odległego szpitala w Aleksandrowie Kujawskim, a potem po paru miesiącach by mnie ochrzcić –do jedynego katolickiego (czynnego za pozwoleniem hitlerowców ) - kościoła - katedry do Torunia. Dzisiaj zabytkowy ołtarz toruński, obok którego otrzymałem chrzest jest w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie.


Po powrocie na Pomorze mojego Ojca zatrudnił w Chojnicach w swoim tartaku i młynie pan Józef Dulek, przyjaciel mojego dziadka – ojca, ojca – ( urodzili i wychowali się Oni na terenie parafii wielewskiej w Przytarni i Bąku )

Dziadek po wojnie „kooperował” z tartakiem p. Dulka – dostarczając mu drewno z lasów czerskich. (Np. transportował je konno na Brdę i Zbrzyce , którymi do rzekami w tratwach spływało ono do Milofu i stamtąd drogą lądową do tartaku w Chojnicach.)

*
Pozdrawiam

Zbigniew Talewski / Zaborak Goch

Urodzony na Kujawach

z Matki Kociewianki (jej ojciec z rodu Jaszczerzy z Jaszczerza i Rudna ale jej matka i babcia były Kaszubkami znad j. wdzydzkiego)

i z Ojca z kaszubsko – borowiackiego rodu od wieków (być może jako pozostałość Gotów)zamieszkującego dzisiejsze parafie w Odrach, Karsinie, Wielu i Czersku.


*
Dziękuję Bogu, że pozwolił mi 22 listopada osiągnąć wiek 65 lat. Dziękuję Mu za wszystko co mi było i mam nadzieje będzie jeszcze dane…zrobić na rzecz naszej Ojcowizny. ?!


----------------
„Nigde do zgube
Nie przyńdą Kaszube
Marsz, marsz za wrodziem!
Me trzymome z Bodziem..."
(H. Derdowski – Hymn
Kaszubski)
Pisownia m.in. za "Muzyka Kasz...

Jupcew
wysłane dnia: 5.12.2007 4:47
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 18.1.2006
z: z Pomorza :)
Wiadomości: 222
Re: Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska
Panie Gochu,
Mam jedno pytanie. Czy Pana ojca wywieziono z Pomorza, dlatego że nie podpisał volkslisty do robót przymusowych, czy wyjechał przed wojną? Teren tzw. zachodnich "czarnych" Kujaw był silnie zamieszkany przez Niemców i było wiele osób, które po nie podpisaniu volkslisty trafiały właśnie z Pomorza tam.
goch
wysłane dnia: 30.11.2007 0:15
Współtworzę ten serwis
Zarejestrowany: 5.8.2004
z: Czersk- Słupsk - Borowy Młyn
Wiadomości: 147
Re: Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska
W kontekście dyskusji przed zjazdowo – wyborczej i serwowanych opinii na temat kandydatów na nowego – starego preseza ??? ZKP
Pozwole dorzucić przysłowiowy kamyk do tego ogródka.
Z uwagi iż Naji Gochë mają zawężony obszar kolportażu a przez to dotarcia do naszych szerokich kręgów kaszubsko pomorskich cytuje z ostatniego numeru 6/2006 niniejsze (moje ) rozważania, które tam ukazały się w stałym cyklu „plus minus /tz/

***
plus (+) minus (-) plus (+) minus (-)

Ojciec Narodu czy wódz (rasowo czystego) plemienia...?
(Tu jest duże zdjęcie Artura Jabłońskiego – można je zobaczyć na talewswki.kaszuby.pl w PDF –ie tego wydania Naji Gochów)
(Podpis pod zdjęciem) 2006 rok – rok wielu łask i ... cudów,
był czasem głębokiej refleksji przy sposobność Jubileuszu 50 lecia Zrzeszenia Kaszubskiego i Zrzeszenia Kaszubsko – Pomorskiego.


*
Nareszcie Zrzeszenie Kaszubskie!

Wypis z wypowiedzi Prezesa ZK-P Artura Jabłońskiego

„U zarania ruchu kaszubskiego jego inicjatorzy postawili sobie za cel uprzedzić, a może pomóc przeznaczeniu, choć w opinii wielu działali wbrew niemu. Podobnie było z założycielami naszej organizacji. Czyż nie słyszeli oni, podobnie jak my słyszymy to dzisiaj, że kaszubszczyzna ginie? Nie zginie, jeśli dołożymy wszelkich starań i podejmiemy dla niej każdy wysiłek. Jest nas mało i dlatego wszystkie siły winny być wykorzystane dla spraw kaszubskich. W tym przekonaniu utwierdza mnie codzienna obserwacja ważnych dziedzin życia. Brakuje nam profesorów i innych nauczycieli akademickich, więc nie mamy odpowiedniej reprezentacji na Uniwersytecie Gdańskim i trudno nam stworzyć dobrą ofertę edukacyjną dla studentów-Kaszubów. Choć powołań w naszym regionie jest wiele, to księży, którzy osiągnęli właściwy stopień świadomości i znajomości języka kaszubskiego, jak na lekarstwo. Dobrze warsztatowo przygotowanych dziennikarzy-Kaszubów można policzyć na palcach jednej ręki. To wszystko oczywistości, ale piszę o nich, by uświadomić każdego, kto chciałby angażować potencjał Kaszubów – w tym także ZKP – do działań na rzecz jakiejkolwiek innej idei niż nasze własne odrodzenie i rozwój, że jesteśmy zbyt małym
n a r o d e m, by nie ponieść przy tym niepowetowanych strat. I nie musi to wcale oznaczać zaściankowości, utraty pozycji społecznej czy niemożności znalezienia sojuszników w samorządnym regionie. Wręcz przeciwnie – to szansa dla naszej kilkusettysięcznej grupy, która jednak stanowi zaledwie 25 proc. ogółu mieszkańców województwa pomorskiego. Wzmacniając tożsamość nie „przeciwko komuś”, ale zdecydowanie „ku czemuś”, zyskają Kaszubi oraz cały nasz pomorski kraj. Owo „ku czemuś” dla Kaszubów może oznaczać wzmacnianie świadomości, a dla innych mieszkańców Pomorza korzyści jakie województwo może odnieść z silnej kaszubskiej marki – rozwijając turystykę, mały i średni biznes, którym Kaszuby od lat stoją, czy promując produkty regionalne. (Prezes AJ)


**

Wypowiedzi na powyższe wystąpienie z forum - www. naszekaszuby.pl

I.

Nareszcie miał ktoś odwagę wyrazić pogląd, iż powrót do korzeni tych sprzed
pięćdziesięciu lat jest dla Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego receptą na uratowanie języka kaszubskiego i samych Kaszubów. Tym samym my Kaszubi uchronieni zostaniemy przed wchłonięciem do polskojęzycznej masy...

A uczynił to w swoim płomiennym wystąpieniu (patrz pow. fragmenty) prezes Artur Jabłoński, pisząc w ostatni numerze Pomeranii, że przyszedł czas na odcięcie się od pomorskich (czyt. kociewskich, borowiackich, krajniackich...) ogonów. Stratą czasu wg niego jest zaprzątanie sobie głowy pomorskością tych lokalnych wspólnot. Długo skrywane i duszone w prezesowym sercu pragnienie chirurgicznego cięcia w końcu zostało wyartykułowane. Teraz czas na... Właśnie, na co? Na czystkę! Ale to nie będzie łatwe. No chyba, że po tych słowach naszego przywódcy, sami wystąpią ze zrzeszeniowych szeregów Kociewiacy. Później ci z Żuław, Krajny i innych pomorskich zakątków. A jeśli nie? To odwiedzi należy szukać w planie operacyjnym zarządu głównego, z którym jak domniemywam wszystko jest uzgodnione i przygotowane. Najpierw osłabić trzeba organizację. Uśpić czujność parotysięcznej rzeszy Kaszubów. Podzielić strefę wpływów. Ja i moi - to media i rynek reklam. Tamci - sprawy gospodarcze. Zrzeszenie - kaszubszczyzna w Kościele! No i edukacja dzieci... Niech religii uczą się po kaszubsku! Niezły plan. Mam jednak nadzieję, że nasze kaszubskie i pomorskie środowisko ocknie się i zrozumie, że to nie jest w interesie ani Kaszubów, ani też samego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
ZKP ma wg moje oceny bardzo demokratyczną i otwartą strukturę. Doskonale dotychczas spełniało rolę reprezentanta znakomitej większości Kaszubów. A za sprawą samych Kociewiaków czy Krajniaków... potrafiło wspierać te środowiska w ich miejscowościach. A zatem pytam prezesa A. Jabłońskiego, po co ta akcja mierząca w rozbicie organizacji? Skoro oczekuje tak radykalnych zmian w dotychczasowej idei przyświecającej twórcom i kontynuatorom kaszubsko-pomorskiej myśli regionalnej, to winien stworzyć swoją odrębną, małą jednostkę... Ale prezes Jabłoński wie, że to spełzłoby na niczym. Już podjął taką inicjatywę tworząc zrzeszenie przyjaciół czy miłośników ziemi puckiej. Bał użyć się wtedy słowa "kaszubskie". I co? I wcale nie "nico", bo powstało radio o nazwie "Kaszebe", które winno się stać zalążkiem imperium medialnego. Kogo? Zaplecza środowiskowego Artura Jabłońskiego i przyjaciół z powiatu puckiego. I tak sobie myślę, że na tej powiatowej niwie hasła Jabłońskiego mogłyby się zatrzymać i tam wegetować. Wtedy ucierpi tylko ta część Kaszubów zamieszkująca okolicę, a nie Pomorze.
Sprawy kaszubszczyzny mogą jednoczyć. Warunkiem jest jednak lojalność wobec jednej organizacji reprezentującej najszersze spektrum spraw kaszubskich. Taką organizacją jest Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Swoiste rozdwojenie prezesa na dwóch prezesów, dla tej większej organizacji niczym dobrym się nie skończy.

(Beno)

II.

„...w tej chwili największym zagrożeniem /.../ nie jest brak pieniędzy lecz rozgrywki ambicjonalne. Niestety nabieram obaw że, jak dawniej, tak i dzisiaj, środowisko działaczy kaszubskich jest areną wzajemnego podgryzania się, gdzie idea kaszubska w mniejszym lub większym stopniu stanowi fasadę dla prywatnych interesów. Gdyby ci, dla których kaszubszczyzna jest życiową pasją, wspierali się wzajemnie i byli wspierani przez "etatowych" działaczy, to kultura kaszubska by kwitła. Niestety potwierdzać się zdaje stara prawda, że wytrawny lider na współpracowników potrzebuje nie pasjonatów, którzy pracują z przekonania i mogą mieć własne zdanie, lecz BMW - biernych, miernych ale wiernych.

(S.G )

***


Moim /tz/ zdaniem

Nie znam dogłębnie rodowych korzeni, dzisiaj pierwszego Kaszuby – Artura Jabłońskiego, czy innych będących z jego otoczenia, jak ich wyżej określił SG - tzw. BMW ( jak przypuszczam do jednych z nich być może zalicza w/w - notabene „czysto plemiennego Polaka”- a dzisiaj głównego słupskiego nowonarodowca kaszubskego). Nie znam także ( i nie chcę z wielu powodów w nie w tej chwili wnikać) kaszubskich rodowodów twórców a potem ideologów kaszubskiego ruchu regionalnego – czy jak to woli pan prezes A. Jabłoński, kaszubskiego ruchu narodowego.

Jednym jest pewnym, ze Pomorze było zawsze i nadal jest wieloplemienną i narodowościową mieszaniną, co tej naszej Krainie wychodzi na dobre. Pomorze przez to pozytywnie się różni (mam na myśli m.in. dokonania Pomorza na polu kultury i gospodarki) od pozostałych części Polski.

Zastanawiam się, jakie przyjmowane są kryteria by wyróżnić czystych rasowo. Kaszubów od pozostałych mieszkających tu od zawsze Tuziemców – Pomorzan. Zastanawiam się sam nad tą kwestia, analizując swój rodowód. Mając go na uwadze często się zastanawiam kim jestem...? Jaką etykietką zostanę lub jestem zakwalifikowany przez poszukiwaczy kaszubskich, narodowościowych etykiet i uzasadnień?

Na pewno mój ród od wieków jest stąd – pomorski. Jest zasiedziały na pograniczu Borów i Kaszub, na tej części Pomorza, którą prof. Józef Borzyszkowski określa „Kaszub Końc” .

Tu w tym moim rodzinnym zakątku (dawna parafia wielewska, aktualnie karsińska i odrzańska a także czerska) w wielowiekowej historii swoje miejsce na ziemi miały „ludy kultury łużyckiej”, po nich Goci. Później Ziemią tą na przemian rządzili książęta pomorscy: gdańscy czy pomorsko – słupscy. Krzyżacy administrowali ją poprzez swych komturów tucholskich i człuchowskich. Należała ona do Królestwa Polskiego, potem do Prus i Niemców, by stać się dzisiaj ziemią polską.

Przykładem tych zawirowań jest np. wielokrotnie zmieniane obywatelstwo przez mojego dziadka Jana. Urodził się r. 1871 r. jako poddany pruski. Za Prusy musiał walczyć na frontach I wojny światowej. Po odrodzeniu się Polski, stał się jej obywatelem. Po wybuchu II wojny i w czasie represyjnych rządów hitlerowskich, mojego dziadka, jak i wielu innych Tuziemców przymuszono do podpisania listy narodowościowej – niemieckiej. Po wojnie musiał on stawać przed obliczem Sądu w Chojnicach, który przyjął od niego przysięgę na rzecz narodu polskiego, nadając mu powtórnie polskie obywatelstwo. Z kolei mojego ojca Anastazego Stanisława (ur.1904 r.), ominął ten los, bowiem nie przyjął niemieckiej grupy narodowościowej, także nie był na wojnie, być może, ze był wówczas poza Pomorzem, pracował na terenie Kujaw zwanych wówczas Wartenkreis. Stąd przede wszystkim ja, mimo, że to był środek okrutnej wojny – urodziłem się (1942 r.) Polakiem.

Zastanawia mię również do jakiego pokolenia „w głąb” wnikać będą „ ustalacze czystości” krwi kaszubskiej. Czy również pod uwagę będą brali koligacje po tzw. kądzieli ?.
I tu znów szybko zrobiłem w tym względzie rodowy przegląd. Otóż moja matka Joanna ( ur.1911 r.) była z rodu mieszanego: kociewsko – borowiacko – kaszubskiego. Jej ojciec urodzony w 1879 roku - Jan Jaszczerski (ród wywodzi się z Jaszczerza w Borach Tucholskich oraz Rudna k/Pelplina) ) był przyjmując dzisiejsze nazewnictwo Kociewiakiem , a jej matka Anastazja Kuklińska (ur. 1880 r.) była Kaszubką ( z kolei jej matka pochodziła z rodu Lasków) i pochodziła z Borska w parafii Wiele.

Za to już mój dziadek ( po mieczu) Jan Talewski miał żonę „z tutejszych” – była nią Salomea Pupel z Budzisk k/ Czerska. Tak samo jak i pradziadek Franciszek (ur. 1839)miał za żonę Tuziemkę - Juliannę z Dobków z Pustek. Z kolei prapradziadek Christoph (Krzysztof – ur. 1801 r.) poślubił Annę Narloch z Karsina. Niestety nie ustaliłem kogo za żonę miał mój praprapradziadek Martin Talewski ur. w 1781 roku w parafii wielewskiej. Jako ciekawostkę chcę odnotować, że prawdopodobnie jego brat był księdzem – ojcem Franciszkaninem, który zmarł w 1802 r. będąc w klasztorze w Łodzi.

Również ważną kwestią jest , do jakiej etnicznej grupy (nazwy) zaliczyć można moje dzieci i wnuki zrodzone zarówno z mojego pierwszego małżeństwa z Kociewianką Urszulą Sttobą (Przemka z Talewskich Bieska i jego syna Radosława oraz córki Aleksandrę i Antoninę ) i z drugiego z Alicją Ordyńską, pochodzącą z staropolsko – tatarskiego rodu z kresów Rzeczypospolitej (Annę z Talewskich Piotrowską i jej córki Aleksandrę i Małgorzatę , oraz Bartosza Talewskiego i jego syna Wiktora ) ... ale te dywagację pozostawiam już im samym.

A więc panie Prezesie kim wg Pana jestem. Czy mogę być uznany za Kaszuba i być godzeń zaliczenia w poczet czysto etnicznej organizacji narodu kaszubskiego, czy też nie?

Uważam, że pewniej, ( bo w grę wchodzi także kryterium mowy) mogę się sam nazwać Tuziemcem, Pomorzaninem a może także Kaszubom pochodzącym z Za i Borów oraz Gochów.
W moich genach być może (jak wyżej wspomniałem) niosę zapis odległych dziejów tej Ziemi, dany mi przez moich przodków wywodzących się być może z czasów Kultury Łużyckiej, być może od Gotów (Goci = Gochy?), a także od Staropomorzan, Polan, Krzyżaków – Prusaków Niemców, Polaków...?

A więc mam pełne prawo i chcę należeć do organizacji, która nazywa się Zrzeszeniem Kaszubsko – Pomorskim. Działalność Kaszubów i ich braci, pozostałych Pomorzan w jej strukturach nie przeszkadza mi w niczym, w tym bycia przede wszystkim Kaszubo – Pomorzaninem - Polakiem !!!

Zbigniew Talewski



****
A więc…do zobaczenia na polu zjazdowej pracy !!!



----------------
„Nigde do zgube
Nie przyńdą Kaszube
Marsz, marsz za wrodziem!
Me trzymome z Bodziem..."
(H. Derdowski – Hymn
Kaszubski)
Pisownia m.in. za "Muzyka Kasz...

tczewianin
wysłane dnia: 29.11.2007 23:05
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 17.7.2003
z: Pietzkendorf-Müggau
Wiadomości: 779
Re: Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska
Cytat:

Remus napisał:
[...]

Artur Jabłoński nie jest stricte Kaszubem. Jego ojciec pochodzi daleko spoza obszaru Kaszub O matce wiadomo tylko tyle, że jest ,,miejscowa”, co w puckim powiecie znaczy wszystko i nic, gdyż ludnościowe stosunki na tym terenie jeszcze do połowy lat 70. były bardzo skomplikowane. Obok autentycznej miejscowej ludności kaszubsko-polskiej i autentycznych Kaszubów niemieckiego czy holenderskiego pochodzenia było tutaj dużo Niemców osiedlonych przez pruskich junkrów von Krockow w XIX- i początku XX-wieku.

[...]

Waldemar Rekść

Myśl Polska, Nr 10 (11.03.2007)


Ojciec Artura Jabłońskiego, pan Jan Jabłoński, długoletni radny i działacz społeczny, prócz tego rolnik i rybak, pochodzi spod Augustowa. Nigdy nie sądziłem, że POLSKIE POCHODZENIE może kogokolwiek kompromitować, tymczasem okazuje się, że w przypadku Artura Jabłońskiego pochodzenie ojca jest czymś czego powinien się wstydzić. Przynajmniej w oczach tzw. patriotycznej prasy polskiej...

Co do "miejscowego" pochodzenia matki, oznacza to pochodzenie kaszubskie, a nie niemieckie, jak suponuje Waldemar Rekść. Matka AJ pochodzi z rodziny Żaczków, krewnym AJ, był dr Jan Franciszek Żaczek, współpracownik Floriana Ceynowy.

Coraz bardziej podobają mi się polscy patrioci, którzy dla udowodnienia swoich tez sięgają po metody wypracowane przez hitlerowców i skodyfikowane w ustawach norymberskich. Żeby ułatwić Wam robotę, o Polacy Prawdziwi, spieszę uprzejmie donieść, że moja praprababka Zuzanna Goldhuber była Żydówką! O meszuge!


----------------
----------------------------------------------------------------
- Panie Marszałku, a jaki program tej partii?
- Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

(Józef Piłsudski do hr. Skarżyńskiego)

Remus
wysłane dnia: 27.11.2007 20:02
Aktywny użytkownik
Zarejestrowany: 21.7.2003
z:
Wiadomości: 38
Pół-Kaszuba Jabłoński a partia kaszubska
Czy powstanie „kaszubska” partia regionalna?

Przed kilku tygodniami krótkotrwałą na szczęście sensacją na Wybrzeżu Gdańskim stał się projekt utworzenia kaszubskiej partii regionalnej, zgłoszony przez obecnego prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (ZK-P), Artura Jabłońskiego, z wykształcenia historyka, a z profesji starostę powiatu puckiego.

W szeregach gdańskiego politycznego establishmentu pomysł wzbudził wręcz osłupienie. Poseł PO Sławomir Nowak wyraził się dobitnie, że ,,pomysł stworzenia partii regionalnej pachnie separatyzmem”. Podobnie wyraził się lider gdańskiego PiS poseł Jacek Kurski.

Jeszcze bardziej drastycznie wypowiadali się wybitni zasłużeni kaszubscy działacze patriotyczni jak dr Feliks Pieczka z Oliwy czy Bernard Skorowski z Sierakowic, dla których takie pomysły są w prostej linii kontynuacją zbrodniczych antypolskich działań polskojęzycznej grupy Gestapo utworzonej w roku 1935 przez szefa gdańskiego NSDAP Alberta Forstera. Za to z ochotą inicjatywę tą podchwycił wicemarszałek senatu Maciej Płażyński, który oświadczył, że ,,na szerokiej centroprawicy nie brakuje osób zniechęconych walką PO i PiS”.

Burzliwa dyskusja trwała krótko i szybko przycichła. Wydaje się więc, że cały ten pomysł podyktowany rzekomą troską o rozwój regionu NA RAZIE nie ma większych szans na realizację. Polityczna czołówka Gdańskiego Wybrzeża nie bez racji obawia się, że takie ugrupowanie rozbije i osłabi ich partie w regionie, a w konsekwencji wydatnie osłabi ich pozycje na szczeblu warszawskim. A pan Płażyński kolejny raz - tym razem w PO - wyeliminowany z pierwszej linii i ciągle jeszcze marzący o odegraniu większej roli politycznej, od kilku już miesięcy wchodzi we wszelkie możliwe najdziwniejsze polityczne kombinacje i gotów jest sprzymierzyć się z każdym tylko po to, aby zaspokoić swoje ambicje.

Ale sprawa jest zbyt poważna, aby przejść nad nią do porządku dziennego.

I trzeba odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: o co się naprawdę rozchodziło Czy p. Jabłoński marząc o przyśpieszeniu własnej kariery zdecydował się wyjść przed szereg, czy też jest to dalszy ciąg złowrogich poczynań separatystycznych, o których już kilkakrotnie obszernie pisaliśmy?

ZK-P liczy około 7000 członków, w dużej części pochodzących spoza Kaszub i nie jest organizacją reprezentatywną dla półmilionowej społeczności kaszubskiej. Wręcz odwrotnie: wielu wybitnych Kaszubów oficjalnie się od ZK-P odżegnuje, konsekwentnie przypominając, że od początku istnienia ZK-P zostało opanowane przez byłych funkcjonariuszy lub konfidentów Gestapo, którzy po wojnie wznowili współpracę z NKWD i kontynuowali antypolską działalność jako UB-owcy. Wielu wybitnych Kaszubów z ZK-P odeszło, postrzegając tą organizację jako ognisko antypolskiego separatyzmu.

Rozwój wydarzeń jakby zaczął potwierdzać te podejrzenia, o czym obszernie pisaliśmy. W końcu wyszedł nawet specjalny numer ,,Naszego Dziennika”, w którym jednoznacznie napisano o antypolskich separatystycznych poczynaniach na Pomorzu Gdańskim i określone środowiska przycichły, a z ich internetowej strony wymazano ewidentnie antypolskie teksty. Mimo dosyć aktywnej przed ostatnim Narodowym Spisem Powszechnym działalności separatystów, w większości farbowanych Kaszubów, ,,z wyboru” - jak to o sobie mówią, ponieśli oni miażdżącą klęskę, gdy zaledwie 5200 osób zadeklarowało kaszubską ,,narodowość” i piękny kaszubski dialekt jako ,,język” ojczysty. I gdy mimo oficjalnego wsparcia kandydatury Donalda Tuska przez ZK-P w czterech głównych autentycznie kaszubskich powiatach wygrał Lech Kaczyński, wydawało się, że separatyzm nie znajdując oparcia w ludności umrze śmiercią naturalną. Nadzieje te okazały się płonne.

Już podczas wyboru na prezesa ZK-P w końcu roku 2004 doszło do burzliwej debaty. Gdy zgłoszono kandydaturę Artura Jabłońskiego na prezesa zdecydowany sprzeciw zgłosiło wielu czołowych działaczy. Szczepan Lewna wyraził obawę, że Artur Jabłoński nie będzie realizował oficjalnie głoszonego programu, tylko dążył do autonomii Kaszub. I że może dojść do tego, że miano Kaszuba będzie się w Polsce kojarzyć z antypolskim separatyzmem i że wtedy on, Lewna, przestanie siebie Kaszubem nazywać.

Te obawy zdają się potwierdzać dotychczasowe poczynania pana Jabłońskiego. Artur Jabłoński nie jest stricte Kaszubem. Jego ojciec pochodzi daleko spoza obszaru Kaszub O matce wiadomo tylko tyle, że jest ,,miejscowa”, co w puckim powiecie znaczy wszystko i nic, gdyż ludnościowe stosunki na tym terenie jeszcze do połowy lat 70. były bardzo skomplikowane. Obok autentycznej miejscowej ludności kaszubsko-polskiej i autentycznych Kaszubów niemieckiego czy holenderskiego pochodzenia było tutaj dużo Niemców osiedlonych przez pruskich junkrów von Krockow w XIX- i początku XX-wieku.

Jeszcze w początku lat 70. stosunki międzyludzkie wyznaczały tutaj napięte podziały narodowościowe i żywa pamięć o pomorskim Katyniu - pobliskich Piaśnickich Lasach. I tak we Władysławowie skupieni przy słynnym Cetniewie rdzenni Kaszubi-Polacy z niechęcią mówili o mieszkańcach dawnej Wielkiej Wsi, że to są Niemcy, a i w Pucku niemieccy turyści czuć się często mogli jak u siebie w domu.

Gdy w połowie lat 70. wyjechała większość Niemców wydawało się, że Kaszubi będą mogli odetchnąć z ulgą. Stało się niestety inaczej. Historyczne gniazdo zasłużonego dla dawnej Rzeczypospolitej rodu Krokowskich w XIX-wieku przejęła doszczętnie zgermanizowana pruska gałąż rodu, grafowie von Krockow, którzy z zameczku w Krokowej uczynili ośrodek germanizacji tych ziem.

W początku lat 90. po różnych zdumiewających incydentach i próbach odzyskania zamku przez niemieckiego grafa, ostatecznie stał się on siedzibą fundacji ,,Europejskie Spotkania-Kaszubskie Centrum Kultury”, intensywnie współpracującej m.in. z.... Muzeum rus Zachodnich (sic!!!) w Muenster.

I w tymże zamku w roku 2003 pan Jabłoński wygłosił jako historyk zdumiewający odczyt, w którym oświadczył m.in. że Niemcy byli na tych terenach od II połowy XIII-wieku, zaś Polacy dopiero od Pokoju Toruńskiego, czyli roku 1466. Zdaniem więc pana Jabłońskiego ludność miejscowa nigdy Polakami nie była. Pan Jabłoński zapomniał też o takich ,,drobiazgach”, jak przynależności tych terenów do państwa polskiego już od czasów Mieszka I i Chrobrego, którzy zbudowali gród i port gdański. O tym, że Niemcy pojawili się tutaj jako brandenburscy najeźdźcy, a potem jako Krzyżacy zbrodniczym podstępem zajęli Pomorze Gdańskie należące wtedy do państwa Władysława Łokietka.

Przy tak zdumiewającej ,,interpretacji” historii przestaje dziwić, że jednym z pierwszych posunięć pana Jabłońskiego jako puckiego starosty było wprowadzenie gdzie tylko się dało podwójnych publicznych opisów w języku polskim i ,,języku” kaszubskim i to mimo sprzeciwu części ludności.

Raczej więc żadna ,,kaszubska” partia regionalna nie powstanie. Ale wyraźnie widać, że nieliczni separatyści nadal zachowali wpływy i znowu podnoszą głowę tym razem pod pozorem ochrony o rozwój gospodarczy regionu. Fakt, że korzystają ze wsparcia nie tylko ośrodków zagranicznych, ale i rządzącej Pomorzem Gdańskim demoliberalnej formacji tym razem pod szyldem PO, nie nastraja optymizmem.

Podobnie postawa gdańskiego IPN, który mimo licznych protestów kaszubskich środowisk patriotycznych nie kwapi się, aby ostatecznie wyjaśnić i podać do publicznej wiadomości całą historię narodzin w Gdańsku ,,braterskiej” współpracy sowiecko - hitlerowskiej oraz działalności polskojęzycznej grupy Gestapo przed wojną, podczas wojny i po wojnie. Jeżeli do tego dodać, że niedawno w asyście wojskowej kompanii uroczyście odsłonięto pomnik w miejscu, gdzie z wyroku sądu Polski Podziemnej został rozstrzelany ewidentny zdrajca, to należy zadać pytanie: w jakim państwie my żyjemy?!!!

Waldemar Rekść

Myśl Polska, Nr 10 (11.03.2007)


----------------
.........

| Od najstarszych Poprzedni wątek | Następny wątek | Top

 
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002