Strona główna forum Język Gwary na Pomorzu |
Poprzedni wątek | Następny wątek |
Nadawca | Wątek |
---|---|
Michal |
wysłane dnia:
16.12.2010 17:59
|
Nie mogę oderwać się od tej strony! Zarejestrowany: 1.4.2004 z: Żulawskich Rubieży Kociewia Wiadomości: 577 |
Re: Gwary na Pomorzu Nigdy tego nie robiłem, ale dla lepszej czytelności pozwolę sobie rozbić ad vocem na dwa posty: najpierw o historii.
Jak najbardziej uważam za prawdopodobne, że w jakimś małym, określonym rejonie na fakt, że kaszubski zaczął być wypierany przez dialekt kociewski, miały wpływ zniszczenia wojenne, kultura języka polskiego wśród miejscowych herbowych czy księży. Ale jest to tylko hipoteza sprawdzalna jedynie w skali mikro na obszarach powiatów tczewskiego i gdańskiego (tak na marginesie piszę cały czas o ówczesnym powiecie tczewskim, który, tak pi razy drzwi, obejmował dzisiejsze powiaty tczewski, starogardzki i kościerski). Nie widzę, jednak, tak jak pisałem powyżej, żadnych przesłanek by za pomocą tych zjawisk tłumaczyć hipotetyczne wyparcie kaszubskiego z całego obszaru południowego Kociewia, Borów i Krajny w okresie nowożytnym. I abstrahując już od mojego przekonania, na temat tego, czy kaszubski tam kiedykolwiek funkcjonował, to na podstawie takich argumentów, tak wielkiej zmiany wytłumaczyć się po prostu nie da. Bo, jakby taki Armagedon dla mowy Kaszubów miały spowodować konkretnie te czynniki, to cudem jest, że nie wymiotły go aż do morza, gdyż na terenie dzisiejszego funkcjonowania języka kaszubskiego zachodziły dokładnie te same procesy, co na Krajnie i na Kociewiu (i to, w wielu miejscach, w natężeniu o wiele silniejszym niż tam). Dlatego uważam, że teza jakoby zniszczenia z okresu wojen szwedzkich przyczyniły się do całkowitego wyparcia kaszubskiego z obszaru Krajny i południowego Kociewia, to czysta fantazja. A moja opinia jest taka, że możemy co najwyżej doszukiwać się powodów przesunięcia się granicy kaszubskiego na północ gdzieś z linii Nowe-Sepólno, co trwało zresztą długie stulecia. Czego głównym dowodem dla mnie jest fakt, że nie ostały się żadne relikty kaszubskiego w mało zniszczonych i zamieszkiwanych do końca XVIII w. przez te same rodziny leśnych osadach na południu Borów Tucholskich. Jakby ta teoria była słuszna, to gdzieś w Tleniu, Osiu, Jasieńcu, daleko od szlachty, księży, czy administracji dworskiej musiały by pozostać jakieś wyraźne ślady. A tu nic… Nie obraź się, ale w sprawie magnatów i pańszczyzny, po raz kolejny wykazujesz brak podstawowej wiedzy o epoce, o której dyskutujesz. Według mnie właśnie stuletnie rządy Radziwiłłów w Człuchowie, czy nieco krótsze w dobrach rzucewskich, miały o wiele większy wpływ na „polonizację” miejscowej ludności, niż nauczenie się „literackiej” polszczyzny przez tego, czy tamtego szlachcica zagrodowego. Radziwiłłowie przenosili na te tereny język polski do administracji (której znaczną część sprowadzali z innych swoich dóbr), zmuszając miejscowych do posługiwania się nim. Baa, a taki Przebendowski w XVIII w. wydał dla starostwa puckiego i mirachowskiego cały wilkierz (zbiór praw) po polsku. Który był parę razy w roku uroczyście odczytywany w każdej wsi i przypominany przy każdej rozprawie sądowej! Jakie były skutki? Ot choćby „moje” lasy. Mieszczanie, chłopi królewscy i okoliczna szlachta musiała korzystać z lasów królewskich (innych nie było, a drewno to podstawowy materiał budowlany i opałowy). I z każdym razem musiała podać borowemu (po polsku) na co jej to drewno, dostać (napisaną po polsku) asygnatę, a po drodze jeszcze wytłumaczyć się (najczęściej też po polsku) radziwiłłowskim „drabom” (bo owe "draby", to najczęściej najemnicy z daleka) pilnującym wyjazdów z lasu, że ma się to pozwolenie. W sezonie zimowym, większość mieszczan i chłopów do tego lasu wyprawiała się regularnie co tydzień. No i kolejna rzecz: pańszczyzna – rozumiana jako odrobek pracą fizyczna zobowiązań feudalnych - na terenie Prus Królewskich pojawiła się tak naprawdę dopiero po wojnach szwedzkich, osiągając rozkwit w połowie XVIII w. Przedtem panowała u nas gospodarka towarowo-pieniężna i chłopi w XVI w. spod Człuchowa, jeździli nawet do Torunia czy Gdańska sprzedawać nadwyżki swoich towarów. Praktycznie do 1660 r. wszystkie powinności w dobrach królewskich były otaksowane (czyli był cennik ile się płaci staroście). Poza szarwarkami, ale to całkiem inna kategoria. Dopiero wiek XVIII przyniósł rozkwit folwarków, gorzelni itp. na rzecz których swoje zobowiązania odpracowywać mieli poddani (np. gburzy ze starostwa tucholskiego na potrzeby tylko tamtejszych gorzelni byli zobowiązani do wyrobienia w lesie i dostarczenia po kilkadziesiąt wozów opału rocznie). A apogeum pańszczyzny to i tak dopiero czasy pruskie. Wybacz, ale przysłowia ludowe z drugiej połowy XIX wieku nie są żadnym argumentem w sytuacji gdy mamy źródła z pierwszej ręki dotyczące obciążeń ludności chłopskiej w XVI i XVII w. (wystarczy przejrzeć choćby lustracje królewszczyzn). |
Poprzedni wątek | Następny wątek |