Strona główna forum Historia Memento Ordo Carthusiensis |
Poprzedni wątek | Następny wątek |
Nadawca | Wątek |
---|---|
Lechu |
wysłane dnia:
31.3.2008 22:07
|
Zarejestrowany użytkownik Zarejestrowany: 21.3.2008 z: Wiadomości: 8 |
Re: Memento Ordo Carthusiensis Panie Stanisławie,
Wdzięczny jestem za docenienie przez Pana wagi argumentu mojej babci (z doświadczenia powiem, że bardziej od wagi liczyła się prędkość). Sądziłem, że spór został rozstrzygnięty nieco siłowo, ale i sentymentalnie. Jednak wyskoczył Pan z Burchadztwem, wobec czego ciągnę dalej. Nie wiem czy jest Pan osobą wierzącą. Pewnie tak, jak przystało na Kaszubach. Zatem poddaje się Pan w niektórych sprawach argumentom emocjonalnym, przyjmuje Pan pewne doktryny za niepodważalne i niepodlegające dalszej dyskusji. Dla mnie takim niepodważalnym dogmatem jest przekonanie o, jak Pan mówi, stołeczności Kartuz. Może Pan z tym walczyć. Z drugiej strony próbowałem bezskutecznie ustalić rodowód nadania Kartuzom miana stolicy Kaszub. Nikt nie pamięta takiej imprezy, plebiscytu, pojedynku miast, który w przeszłości rozstrzygał spory nominacyjne. Ponoć siedem miast rości sobie prawa do tego zaszczytu. W tej sytuacji proponuję, za podszeptem Tatka, pójść na kompromis. Uznajmy ten honor za przechodni i tak jak w Unii czynią to kraje, przewodzenie przekazujmy każdego roku następnemu kaszubskiemu miastu. To wydaje się sprawiedliwe i krzepiące dla regionu. Ten pomysł wydaje się bardziej wart wypromowania niż próby zaszczepienia kaszubszczyzny w takich miastach jak Szczecin czy Starogard Szczeciński. Nawet, jeśli ktoś kiedyś znalazł tam kaszubskie prochy. Czuję podskórnie pewną istotną różnicę, być może się mylę, w podejściu do historii między nami. Spróbuję ją uwypuklić. Podkreślałem w głównym tekście dziwną sytuację w Kartuzach, które nie próbują wykorzystać prawdziwej perły, jaką dała im historia Zakonu Kartuzów. Zakon otoczony został tam zmową milczenia. Na całej kaszubszczyźnie takich białych dziur mamy znacznie więcej. Sądzę, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest podejście do historii regionu. Przez lata historia była orężem w walce o Polskość. Historia podlegała obowiązkowo nacjonalistycznej indoktrynacji. Bardziej od opisywania tego, co najwartościowsze w regionie, pokazania ludzi, rodów o najistotniejszym wpływie na rozwój miast, stało się udowadnianie na każdym kroku praw do Polskości podparte poszukiwaniami korzeni prasłowiańszczyzny i Polskości. Jasne, że każda nacja będzie podkreślała swoje. Niemcy gdyby zatrzymali całe Pomorze również przeginaliby historię. Jednak czy w takim podejściu nie ginie to, co najcenniejsze? Czy nie tracimy żywej historii regionu? Splatały się w nim przez lata różne nacje, możemy toczyć boje o ich znaczenie, ale po co? Pokazujmy region taki, jaki był bez tych narodowych filtrów. O ile w historii Gdańska dopatrzeć się można słowiańskich korzeni to takich bez wątpienia nie ma w początkach Kartuz. Głównym fundatorem, po Janie z Rusocina (skądinąd traktowanego przez Zakon za swojego) był Ulrich von Jungingen. Przed Zakonnikami był tu las i jeziora no i sporo niedźwiedzi i turów. Pomijam ruiny małego grodu, kilka kilometrów dalej, bliżej niespenetrowanego, do którego porwano w myśl legendy Damrokę. Najbliższą wiochą było Kiełpino, Garcz i Chmielno. Z racji licznych krzyżackich nadań, w tym przez rody Gdańskich urzędników państwa krzyżackiego, klasztor i zakon rosły w siłę, żyjąc z lichwy, dzierżawy ziem, jezior, karczm, młynów, rzeźni, a nawet kamienic w Gdańsku. Podnajmowani włościanie, rzemieślnicy osiedlali się wokół tego klasztoru, jak ich zabrakło, z racji zaraz i wojen, Zakon zachęcał do przesiedleń ludzi z zachodniego Pomorza. Historia ta zaczęła się pod koniec XIV wieku. Zakon układał się najpierw z Krzyżakami (filozofia Kartuzów była całkowicie niezgodna z militarna filozofią zakonu Krzyżaków, ale żyć trzeba było), potem z Polakami, Sasami, w końcu po 450 latach, Zakon po I rozbiorze został przez Prusy zlikwidowany. Przez te lata zakonnicy zgromadzili jedną z najznamienitszych bibliotek na Pomorzu. Przewinęło się przez niego ponad 150 profesorów. Znaczna część zakonników miała wyższe wykształcenie. Również wielu darczyńców przywdziało Zakonne szaty. Językiem była łacina i niemiecki. Za murami natomiast przebrzmiewał kaszubski. 200 lat po zamknięciu Zakonu w Kartuzach miasto rośnie w siłę, na tyle, że ogłasza się sercem i stolicą Kaszub. Czy to nie historia typowa dla tego regionu? Możemy o niej nie wspominać, możemy jej nie chronić, lecz czy przybliżymy się do tego, co było dla całego regionu najbardziej znaczące? Takie były i są nasze Kaszuby. Odtwarzajmy ich żywą historię. |
Poprzedni wątek | Następny wątek |