Wiadomości - Aktualności - Artur Jabłoński o narodzie kaszubskim
Losowe zdjęcie
Króm w Bojanie
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
Aktualności : Artur Jabłoński o narodzie kaszubskim
Wysłane przez: paulk dnia 29.1.2004 9:19:05 (2050 odsłon)
Aktualności

W miesięczniku "Nowe Państwo" ukazał się wywiad ze starostą puckim i wiceprezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Arturem Jabłońskim. Poniżej tekst wywiadu (rozmawia Andrzej Talaga) - ze strony
http://www.nowe-panstwo.pl/002_2004_miesiecznik/002_2004_rozmowa_talaga.htm.




Artur Jabłoński fot. Nowe Państwo- Język kaszubski, mimo wysiłków grona zapaleńców, powoli ginie. Co poza nim jest wyznacznikiem kaszubskości? Co to znaczy być Kaszubą?


- Ludzie mówiący, że nasz język zaniknie - nie od razu, ale za parę pokoleń - mogą mieć rację. Zacząłem więc zadawać sobie to samo pytanie: co wyznacza naszą tożsamość? Chodziłem, pytałem. Jedni odpowiadali, że przywiązanie do ziemi, krajobrazu, inni, że wiara. Ale krajobraz jest tu taki jak gdzie indziej, wiara taka sama, jak u innych - katolicka, doszedłem więc do wniosku, że może samo pojęcie narodu będzie tym, co obroni naszą odrębność. Najważniejszy pozostaje jednak język. Ludy, które tracą język, tracą też tożsamość.


- Istnieją jednak narody, które utraciły język, a mają silną świadomość narodową. Choćby Irlandczycy, mówiący w miażdżącej większości po angielsku. Czy podobnie może być w wypadku Kaszubów?


- U nas nie można mówić o podobnej świadomości jak u Irlandczyków. Oni budowali odrębność na silnych antagonizmach z Anglikami. W wypadku Kaszubów takie procesy nigdy nie zachodziły, nie było konfrontacji z Polakami. Ruch kaszubski już od Floriana Ceynowy ["ojciec budziciel" kaszubszczyzny w XIX wieku, związany z ruchem słowianofilskim, skodyfikował język kaszubski - AT] zakładał związek z polskością. Ziścił się on w roku 1920, kiedy przynajmniej część Kaszub znalazła się w państwie polskim. Mimo że nie do końca Kaszubi i Polacy umieli się zrozumieć, że przez wiele lat Kaszubi mieli poczucie, iż są traktowani jak obywatele drugiej kategorii, mimo że nasz język był eliminowany ze szkół, z życia publicznego, nigdy nie doszło do żadnych poważnych konfliktów na tym tle.


- Co wam zatem pozostaje, co jest najważniejsze?


- Powtórzę raz jeszcze - język. Trzeba robić wszystko, by go zachować. Od wielu lat trwa odrodzenie językowe dzięki szkołom, Kościołowi i różnym organizacjom. Wszystko to ma doprowadzić do tego, by kaszubska mowa stała się użyteczna w życiu publicznym.


- Dlaczego zatem wydaje Pan swoje pismo po polsku? Inni poszli dalej, choćby wyłącznie kaszubskojęzyczny miesięcznik Ódroda?


- To się zmieni. W 2004 Pomerania będzie wprawdzie dwumiesięcznikiem, ale znajdzie się w nim o wiele więcej artykułów w języku kaszubskim, nie tak jak do tej pory - tylko dodatki literackie czy edukacyjne. Musimy jednak pamiętać, że niewiele osób potrafi czytać i pisać po kaszubsku. Zajęcia w szkole w tym języku odbywają się dopiero od początku lat 90., wcześniej był on przekazywany jedynie ustnie. Oczywiście, od 1850 roku, od czasów Floriana Ceynowy, powstawała literatura kaszubska, niemniej docierała ona do bardzo wąskiej grupy działaczy. Dziś czytać i pisać po kaszubsku umie może sto kilkadziesiąt osób. Dopiero nowe pokolenia, dzieci, które zetknęły się w szkole z kaszubskim, będą w przyszłości - mam nadzieję - bardziej świadomymi odbiorcami kaszubskiego słowa pisanego.


- Podczas spisu w 2002 roku tylko pięć tysięcy sto osób podało jako narodowość - kaszubską. To bardzo niewiele, biorąc pod uwagę, że ponad 180 tysięcy Ślązaków zadeklarowało narodowość śląską. Dlaczego na Kaszubach idea narodowa ma tak słaby oddźwięk?


- Nie prowadziliśmy długotrwałej agitacji, by podawano narodowość kaszubską. Dopiero tuż przed spisem koledzy z redakcji Ňdrody, pisma, które reprezentuje nurt narodowy, wydrukowali kilkadziesiąt tysięcy ulotek nawołujących do podawania w spisie narodowości kaszubskiej. Inaczej było ze Ślązakami, ale Ruch Autonomii Śląska działa i głosi swoje idee od ponad dziesięciu lat. Dla Kaszubów znacznie istotniejsza była sprawa języka. Dopiero co doprowadziliśmy do tego, że nasza mowa w ogóle otrzymała status języka. W 1989 roku po raz pierwszy w polskim piśmiennictwie naukowym uznano, że kaszubski jest odrębnym językiem, co oddawało odczucia Kaszubów [w nauce okresu PRL obowiązywała wykładnia, że kaszubski jest dialektem języka polskiego, nauka zachodnia zaś zawsze uważała go za odrębny język. Polska przedwojenna także odmawiała kaszubskiemu statusu języka - AT]. Moim zdaniem, gdybyśmy od kilkunastu lat publicznie dyskutowali na temat narodu kaszubskiego, w spisie znacznie więcej osób podałoby narodowość kaszubską. Potrzeba naprawdę wielu lat, by zmienić świadomość naszej społeczności. Jeśli dziś zapytać Kaszubów, kim są, w zdecydowanej większości odpowiedzą, że po prostu Kaszubami, bez określania się narodowego.


- W spisach przedwojennych, obok deklaracji przynależności do różnych nacji, dopuszczano też wpis "tutejszy" dla tych, którzy nie mieli żadnej identyfikacji narodowej. W dzisiejszej Polsce także są "tutejsi" - tak określa się wielu prawosławnych na wschodzie i karpackich Rusinów. Czy "tutejszość" nie opisuje lepiej samoświadomości Kaszubów niż określanie ich mianem narodu?


- Rzeczywiście, taka identyfikacja obecnie dominuje. Być Kaszubą dla większości oznacza także bycie Polakiem, nie ma jeszcze wyrobionego poczucia odrębności narodowej.


- A czy, Pana zdaniem, Kaszubi są w ogóle narodem?


- Sądzę, że tak. Kaszubi mają wszelkie cechy narodu - język, kulturę, tradycję, obyczaje. Ci wszyscy, którzy tak się identyfikują - zaliczam do nich także siebie - mają do tego prawo.


- Starsi - tak wiekiem, jak i stażem - działacze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego sprzeciwiają się jednak uznawaniu Kaszubów za odrębny naród. Mówią raczej o podwójnej tożsamości polsko-kaszubskiej. Czy to pęknięcie ideowe między "starymi" i "młodymi" zagraża jedności ruchu kaszubskiego?


- Nie mówilbym o peknieciu w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim.


- Skoro jednak prezes Zrzeszenia Brunon Synak stanowczo sprzeciwia się nazywaniu Kaszubów narodem, a przewodniczący oddziału toruńskiego ZK-P Tomasz Piechowski jest jednym z czołowych działaczy opcji narodowej, to chyba jest pęknięcie? Zrzeszenie przyjęło przecież uchwałę ostro odcinającą się od opcji narodowej.


- Uchwała [przyjęta 13 grudnia ubiegłego roku - AT] w żaden sposób nie potępia postrzegania Kaszubów jako narodu, mówi wręcz, że każdy ma prawo do autoidentyfikacji - także narodowej - i nikomu się tego prawa nie odbiera. Natomiast głosi też, że Zrzeszenie jako organizacja reprezentująca Kaszubów nie może być wykorzystywane do kreowania idei narodu. Zapis o prawie każdego do autoidentyfikacji jest właśnie wynikiem kompromisu.


- Czy w takim razie ludzie, którzy głoszą poglądy narodowe, powinni odejść ze Zrzeszenia?


- Nie. W Zrzeszeniu jest miejsce dla różnych poglądów, dla różnych identyfikacji. Nie wyobrażam sobie, by na Kaszubach powstała jakaś nowa organizacja. Z punktu widzenia interesu kaszubskiego istotne jest, abyśmy współdziałali w ramach ZK-P. Naszą biblią powinien być akceptowany przez wszystkich statut, którego cele można jednak realizować w różny sposób. Moim zdaniem, najlepszym sposobem ich realizowania będzie rozwijanie idei narodowej, ale rozumiem i szanuję zdanie prezesa Synaka i innych, że statut jest także narzędziem do rozwijania idei regionalnej, etnicznej. Zobaczymy, co znajdzie w przyszłości posłuchanie u kaszubskiej społeczności.


- A nie ma tu przypadkiem sprzeczności celów między "młodymi" i "starymi"?


- Raczej sprzeczność metod. Mamy wiele wspólnego, ale różni nas sposób dochodzenia do celu. Ja jestem zwolennikiem spokojnej ewolucji, oni chcą uprawiać politykę faktów dokonanych. Grupa wydająca Ňdrodę ma prawo do głoszenia swoich poglądów, my, jako Zrzeszenie, nie dążymy do tego, by zakazać im wydawania swojej gazety. W początkach lat 90. były podejmowane kroki ze strony ówczesnych starszych działaczy ZK-P, by wytrącić nam z ręki oręż, jakim była Tatczëzna [patrz: podpis pod zdjęciem]. Dzisiaj nikt już tak nie myśli, rozwinęła się demokracja. Z czasem, kiedy koledzy z Ňdrody zaczną dojrzewać, wsiąkać w nurt kaszubski jako jego kreatorzy, ich młodzieńcza zadziorność nieco się wypali.


- "Starzy" podkreślają, że wielu "młodych" podnoszących kwestię narodową nie jest nawet z pochodzenia Kaszubami, a jeśli mają jakieś kaszubskie korzenie, języka kaszubskiego muszą się dopiero uczyć. Czy nie mamy w tym wypadku do czynienia z typową nadgorliwością neofitów?


- Jest kilka osób wiodących w Ňdrodzie prym, które dopiero odnajdują się w kaszubszczyźnie. Redaktor naczelny tego pisma Paweł Szczypta urodził się w Gdyni w rodzinie niekaszubskiej, ale nauczył się kaszubskiego tak dobrze, że dzisiaj wygrywa konkursy ortograficzne i uczestniczy w redagowaniu słowników naszego języka. Nie dziwi mnie taka postawa, pokazuje jedynie, że kaszubszczyzna jest na tyle silna, że może przyciągać osoby, które z pochodzenia nie są Kaszubami.


- A Pan? Poznał Pan kaszubski w rodzinnym domu, czy musiał się go dopiero nauczyć?


- Należę do pokolenia lat 70., które nie otrzymało kaszubskiego w spadku po rodzicach, przynajmniej na północnych Kaszubach, gdzie już wtedy rozwijał się dosyć mocno ruch turystyczny. Właśnie w tym czasie Kaszubi przestali komunikować się z dziećmi we własnym języku. W moim wypadku było tak samo. Rodzice porozumiewali się ze sobą po kaszubsku, ze mną zaś po polsku. Kiedy na studiach wstąpiłem do klubu studenckiego Pomorania - a obowiązywała w nim zasada, że wszyscy jego członkowie mówią po kaszubsku, nie miałem z tym problemu. Zacząłem mówić niemal automatycznie, po prostu tak mocno w dzieciństwie przesiąknąłem kaszubską mową.


- Czyli został Pan świadomym Kaszubą dopiero na studiach?


- Własne pochodzenie uświadomiłem sobie w szkole średniej, w Niepokalanowie u ojców franciszkanów. Odkryłem tam z pewnym zdumieniem, że słowo skorznie, określające u nas kalosze, jest w tej części Polski nieznane. Tak samo bukse (spodnie) i wiele innych, używanych powszechnie w szkole podstawowej, którą kończyłem we Władysławowie. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęły się ukazywać pierwsze zeszyty z tłumaczeniem na kaszubski Pisma Świętego, dokonanym przez Eugeniusza Gołąbka. Któregoś razu, podczas wakacji, wychodząc z niedzielnej mszy, kupiłem to tłumaczenie, przyszedłem do domu i próbowałem czytać na głos, tak by moja mama słyszała. Ale ona co chwilę kręciła głową i mówiła: "Wisz te co sinku? To choba nie je rychtych po kaszëbsku" (wiesz co synku, to chyba nie jest tak naprawdę po kaszubsku). Ona wówczas pierwszy raz zetknęła się z kaszubszczyzną literacką, w jej wsi mówiono dialektem. Wtedy Kaszubów nikt nie uczył pisać i czytać w ich języku.


- "Młodzi" podnoszą problem autonomii województwa pomorskiego. Dziś takie rozwiązanie jest prawnie niemożliwe, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Czy autonomia jest Kaszubom naprawdę potrzebna?


- Autonomia kulturowo-etniczna niewątpliwie sprzyjałaby rozwojowi Kaszub.


- Mówimy o autonomii politycznej.


- Jestem daleki od tego, ponieważ jako samorządowiec bardziej zmierzałbym w kierunku usamodzielniania województwa pomorskiego jako takiego. Przykładem mogą być niektóre landy niemieckie.


- Wyobraża Pan sobie taką sytuację, jak - powiedzmy - w Bawarii, gdzie przybysza wita najpierw tablica Freistaat Bayern, a dopiero potem skromniejszy napis "Niemcy". Czy chciałby Pan zobaczyć przy wjeździe na Pomorze tablice z napisem "Wolne Kaszuby"?


- Na pewno region powinien być wyróżniony, również przy użyciu kaszubskiej symboliki [flaga Kaszub ma barwę czarno-żółtą, a herbem jest czarny gryf na żółtym tle - AT].


- Polacy mogą mieć pewne podstawy, by obawiać się rozbudzenia kaszubskiej świadomości narodowej. Ostatnio narodowość kaszubską mieszkańcy Pomorza mieli okazję zadeklarować w październiku 1939 roku, kiedy Niemcy zorganizowali tu spis powszechny. Podało ją wówczas ponad 80 tysięcy osób. Wcześniej, za rządów polskich, jakoś nie było problemu narodu kaszubskiego.


- Ówczesny spis trzeba widzieć w szerszym kontekście. Odbył się on jeszcze przed największymi okropnościami wojny. One miały dopiero nadejść, jak chociażby Piaśnica, w której Niemcy wymordowali niemal całą północnokaszubską inteligencję. Pytano wówczas głównie o język, on był dla Niemców wyznacznikiem narodowości. Osiemdziesiąt tysięcy powiedziało wówczas, że ich językiem ojczystym (muttersprache) jest właśnie kaszubski. Taki wynik był też zapewne efektem tego, że nadzieje Kaszubów związane z państwem polskim okresu dwudziestolecia międzywojennego szybko zostały rozwiane w zetknięciu z twardą rzeczywistością. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że po roku 1920, po zachłyśnięciu się Polską, okazało się, iż dochodzi do wielu nieporozumień wynikających z różnic kulturowych. Sprowadzeni na Pomorze urzędnicy z Kongresówki byli dla Kaszubów czymś niebywałym. Podczas budowy portu w Gdyni pojawiły się oficjalnie instrukcje, by miejscowych zatrudniać w drugiej kolejności, a zwalniać w pierwszej. W efekcie w roku 1933 grono skupione wokół naszego działacza regionalnego Aleksandra Labudy doszło do wniosku, że należy przemówić do Kaszubów głosem własnej gazety, pojawiło się też po raz pierwszy hasło "Kaszuby dla Kaszubów". Wynik spisu z 1939 roku mógł być po części głosem protestu.


Dzisiaj żyjemy już w innej rzeczywistości, Polska jest demokratyczna, Kaszuby nie graniczą z Niemcami. Ja jestem bardzo zadowolony, że mieszkam w Polsce i nie chcę tego zmieniać ani nikogo nie będę namawiać do separacji.


- W historii ruchów odrodzeniowych niewielkich wspólnot etnicznych można zaobserwować radykalizację żądań. Pierwsze pokolenie "ojców budzicieli" skupia się na obronie kultury, tradycji, kodyfikuje język, tworzy literaturę. Następne mówi już o narodzie i potrzebie poszanowania jego praw, kolejne często wzywa do walki - również zbrojnej - o niepodległość. Tak działo się choćby w Kraju Basków czy Bretanii. Czy podobny proces nie powtórzy się na Kaszubach, czy dzisiejsze nastolatki nie staną kiedyś do walki z Polską?


- Nie wydaje mi się, by taki proces powtórzył się na Kaszubach. My jesteśmy bliżsi idei odrodzenia narodowego fryzyjskiego [Fryzowie to germański naród zamieszkujący wybrzeże Holandii i Niemiec - AT] tworzącego przede wszystkim własne instytucje. Pragniemy szkolnictwa kaszubskiego - od podstawowego po wyższe - marzymy o własnym przemyśle filmowych, radiu itp. Nie wydaje mi się, by kolejne pokolenia sięgnęły po model baskijski. Nie widzę tak silnych antagonizmów, które by mogły je do tego skłonić. Skłamałbym, mówiąc, że w ogóle nie ma antagonizmów. Czasami, mówiąc między sobą, lubimy skomentować jakieś wydarzenie: "a co ty się dziwisz, przecież to jest Polak", ale nie świadczy to o tym, że nie ma wśród nas zrozumienia dla polskości, dla Polaków. Pewnie, że chcielibyśmy mieć własną reprezentację piłkarską, która grałaby na mistrzostwach Europy, ale póki jej nie mamy, będziemy na pewno kibicować drużynie polskiej.


- Powiat pucki, którego jest Pan starostą, jako pierwszy wprowadził dwujęzyczne polsko-kaszubskie tablice na swoich granicach. Nieznani sprawcy niszczyli na nich napisy kaszubskie. Czy będziecie kontynuować tę akcję?


- Ustawianie tablic w języku kaszubskim zaczęło się w połowie lat 90. Najpierw były to tablice na granicach, potem z nazwami ulic. Powiat pucki rzeczywiście zafundował je sobie jako pierwszy, bardzo szybko poszły za nami inne. Powiat kartuski przyjął uchwałę nie tylko o dwujęzycznych napisach przydrożnych, ale też na wszystkich tablicach urzędowych. Ten proces postępuje. Przeciwnicy dwujęzyczności nie pochodzą stąd, my tworzymy zwartą społeczność potrafiącą ze sobą współpracować. Dotyczy to zarówno większości kaszubskiej, jak i przybyszów z innych części Polski. Akty wandalizmu miały miejsce w sezonie letnim. Jestem przekonany, że były dziełem jakiejś grupy, która przyjechała tu na wakacje. Pomorscy Polacy akceptują nas, a my akceptujemy ich, żyjemy wszak na tej samej ziemi.


- Proces kaszubskiego odrodzenia narodowego daleki jest od zakończenia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że naród kaszubski jeszcze nie istnieje, ale dopiero się rodzi. Czy ten poród będzie udany?


- Mam nadzieję, że tak. Wielu spośród nas nie zechce być członkami tego narodu, wielu zrezygnuje z działalności na jego rzecz, ale, moim zdaniem, właśnie budowanie narodu jest najlepszą drogą do zachowania naszej tożsamości w Europie, gdzie tak ważna jest podmiotowość regionów. I w niczym nie zagraża to jedności państwa polskiego.

Rozmawiał Andrzej Talaga

Strona do wydruku Poleć tę stronę (e-mail)
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002