artykuly-TOW „GP” – podwójna tajemnica
Losowe zdjęcie
Chór Lutnia
Pomerania
Wygląd strony

(2 skórki)
TOW „GP” – podwójna tajemnica
Author: s_ch_ (cholcha at wp dot pl)
Published: 05.07.2011
Rating 3.48
Votes: 21
Read: 11345 times
Article Size: 11.52 KB

Printer Friendly Page Tell a Friend

Prof. Andrzej Gąsiorowski z wielką pomocą dr. Krzysztofa Steyera opublikował na początku tego roku pracę „Tajna Organizacja Wojskowa »Gryf Pomorski«” (Wyd. Polnord-Oskar, Gdańsk 2010).

Spotkała się ona z wielkim zainteresowaniem, a jej autor został uhonorowany właśnie największą kaszubską nagrodą. Zamieszczamy omówienie książki, napisane po jej lekturze, a przed wręczeniem jej głównemu autorowi Medalu Stolema.

To nie jest książka o „Gryfie”. A dokładnie nie tylko o „Gryfie”. Co najmniej równorzędnym przedmiotem analiz autorskiej trójki (to nie pomyłka!) jest materiał archiwalny, który po „Gryfie” pozostał, oraz rozliczne publikacje na jego temat. Jeśli przyjmiemy, że historią jest to, co się zdarzyło, to historia „Gryfa” w tej książce oczywiście jest, ale mniej więcej tak samo jak wodór w wodzie czy chlor w soli kuchennej. Mówiąc ściśle-nieściśle – i z innej branży – to pochodna tej historii, pierwsza lub może nawet druga. Oczywiście pochodna po czasie!
Na obecnym etapie historia Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski” jest nie do napisania. Zostały po niej bardzo nieliczne dokumenty, o rozmaitej autentyczności, oraz fragmentaryczne przekazy, w wielu istotnych miejscach sobie przeczące. Pierwsze pochodzą jeszcze z lat wojny, kolejne – dość liczne – zgromadził przede wszystkim niezmordowany badacz tajemnic pomorskiej partyzantki śp. Konrad Ciechanowski, również w niedawnych latach dokopano się pewnych informacji o uczestnikach wojennych działań. Najprawdopodobniej przepadło natomiast archiwum „Gryfa”, zginęli najważniejsi ludzie z jego kręgu (Dambek, Formela, Gierszewski, Westphal, Wojewski), a ci, którzy przeżyli, długo musieli milczeć. Na „tajność” organizacji, ujętą w jej nazwie, nałożyła się mgła powojennej historii. Jedyna nadzieja w archiwach NKWD, obecnie niedostępnych. Póki się nie otworzą, póty pisanie dziejów TOW „GP” będzie bardziej częścią archeologii niż historii.
Mając to na uwadze, możemy omawianą pracę traktować jako częściowo hipotetyczne dzieje „Gryfa”. Wymienieni na okładce jako współautorzy Andrzej Gąsiorowski i Krzysztof Steyer (pracujący częściowo oddzielnie) postarali się ująć ją kompleksowo i koherentnie, choć poliwersyjnie. Bardzo obficie wykorzystali materiały i publikacje Ciechanowskiego, który zasługuje na miano współautora dzieła. Nadali im pewien osobisty sznyt i zwartość. Historia chluby Pomorza uzyskała w ten sposób coś na kształt kręgosłupa.
W skrócie wygląda ona jak następuje. Twórcami „Gryfa” byli przeszkoleni do działalności konspiracyjnej cywile, a powstał on z połączenia luźnych grup lokalnych. Przez ok. 2 lata rozwijał się liczebnie, a koncentrował na gromadzeniu sił i środków do spodziewanego powstania i/lub wyzwolenia kraju przez Wojsko Polskie na Zachodzie. Ukrywał zagrożonych, produkował fałszywe dokumenty, gromadził broń i budował bunkry. Nie prowadził raczej otwartych walk czy nawet likwidacji Niemców, aby nie narażać organizacji ani ludności cywilnej na straty.
Kryzys nadszedł w połowie wojny, i to z kilku stron. Rozkaz z Londynu nakazywał scalenie organizacji konspiracyjnych w ramach Armii Krajowej, a kierownik organizacyjny „GP” Józef Dambek był temu przeciwny. Połączył „Gryfa” z organizacją „Miecz i Pług”, w której gestapo miało liczne wtyczki. Przeciwny mu komendant „GP” Józef Gierszewski został zdjęty ze stanowiska, a potem zastrzelony. Spowodowało to rozłam w „Gryfie”. Śmierć Dambka i wsypa „gryfowskiego” archiwum przyniosły wielkie aresztowania i paraliż pracy konspiracyjnej na długi czas. Ocalałe komórki działały chaotycznie, mimo że nazwa „Gryf Pomorski” przetrwała do 1945 r., gdy to oficjalnie (podobno!) go rozwiązano. Powojenne prześladowania, powolne odchodzenie i zapomnienie dopisały ostatnią kartę jego dziejów.
Narracja książki Gąsiorowskiego i Steyera jest zasadniczo chronologiczna i kończy się na latach 50. Powojenne publikacje i kontrowersje, w tym te niedawne, autorzy omawiają w – chyba nadmiernie rozdętym – wstępie. Podkreślają też, że z czysto ludzkich pobudek rezygnują z tykania spraw drażliwych oraz polemik (s. 404), by m.in. ocalić etos „Gryfa”.
Solidnie wydaną tę książkę, choć o bardzo smętnej okładce, uzupełniają sylwetki 30 najważniejszych postaci oraz wybór dokumentów archiwalnych. (Brakuje za to mapy i jakiegoś porządku w ilustracjach, które nie zostały też spisane.) Wśród biogramów powinno było się znaleźć miejsce przynajmniej jeszcze na trzech Janów: Biangę, Rompskiego i Szalewskiego. Można było też przenieść tam kilka sylwetek z przypisów, a już prawdziwym osiągnięciem na miarę monografii byłaby lista znanych członków „Gryfa”, którą miał ponoć przygotowywać ppłk Ciechanowski.
Za to niezwykle pasjonujące są zamieszczone materiały wojenne: relacje akowskie, niemieckie oraz dokumenty „Gryfa”, niektóre czytelne z reprodukcji, inne – niestety nie. Z jego deklaracji ideowej (choć autorzy nie gwarantują jej pełnej autentyczności) można sobie wyobrazić wizję Polski, o którą walczył: katolicko-narodowej dyktatury w jednolitym rasowo i obyczajowo państwie-obozie pracy. Głową państwa miał być Polak-katolik, „posiadający rodzinę”, sekty i odchylenia seksualne miały być zakazane i zwalczane, a „niedozwolone spędzanie płodu” karane śmiercią. Polska miała zaś rozwijać się ludnościowo, co nie wiąże się nazbyt logicznie z poprzednim.
Główny korpus obszernego dzieła podzielony jest tematycznie: struktura, działalność konspiracyjna, partyzantka itd. Wydaje się, że na miarę możliwości i wspomnianych ograniczeń jest on dość kompletny. W kilku miejscach autorzy odsyłają jednak do innych swych publikacji, np. biografii Kaszubowskiego i „Polski Podziemnej na Pomorzu”, oraz literatury. W paru momentach tekst się rwie (ss. 169, 238, 242). Niesłusznie zawężone są opisy walk, np. bitwy nad Sleżą czy likwidacji „Gniazda Gryfitów”, gdzie nie podano nawet daty (jest w aneksie, w biogramie Bernarda Michałki). Prócz korzyści dla historii dodałyby one książce ewidentnej atrakcyjności czytelniczej.
Przyjęty układ pozwala jednak PT Autorom dowolnie długo krążyć wokół aktualnie omawianego tematu. Cała książka sprawia wrażenie oświetlania tego samego przedmiotu z różnych punktów widzenia. Nie zawsze jest to konieczne, powoduje za to przeładowanie pracy zbędnymi powtórkami, jak losy ks. Roszczynialskiego i grupy „Polska Żyje” (ss. 73 i 147), relacja A. Męclewskiego, historia F. Pijanowskiego i in. Spory fragment jakiegoś powojennego donosu niepotrzebnie powtarza się w samym wstępie księgi (ss. 8 i 31), dalej jest niestety podobnie. Dość często przypisy dublują tekst zasadniczy (np. ss. 95, 212, 226 czy 312), a on sam też powinien być dużo lepiej skompresowany, by uniknąć permanentnego uzupełniania każdej informacji o dodatkowe szczegóły, zamieszczone już wcześniej.
Zaoszczędzony w ten sposób papier zdałoby się zapełnić możliwie pełną bibliografią tematu, która przecież powinna być niepoślednią częścią monografii co się zowie. Tymczasem brakuje w niej wielu pozycji, nie tylko tych względnie świeżych, związanych z dyskusją o Aleksandrze Arendcie, ale także np. ważnego i popularnego artykułu pt. „»Gryfowcy«”, opartego na relacji Albina Michałki, który jest głównym źródłem naszej wiedzy o tragedii w Kamienicy Królewskiej. Natomiast bibliografia, która w pracy Gąsiorowskiego i Steyera jest, zawiera wiele drobnych usterek, poważnie zmieniających jednak treść niektórych haseł. Na przykład artykuł K. Ciechanowskiego „Fałszowanie historii »Gryfa Pomorskiego«” („Pomerania” 1991) ma jeszcze w oryginale znak zapytania na końcu, a poza tym jest odpowiedzią na list Romana Dambka, którego bibliografia nie wymienia. Celowe czy niecelowe – to jednak niedopatrzenie.
Jest to więc najobszerniejsza i być może najlepsza historia „Gryfa”, choć dużo brakuje jej do jakiegoś względnego ideału. Prócz wspomnianych usterek redakcyjnych moje zastrzeżenia budzi jej styl i język. Czytamy np. o działalności konspiracyjnej „po godzinach pracy i w dni wolne od pracy” (s. 96) oraz „na terenie okupacji niemieckiej” (s. 98), dowiadujemy się, że „członkowie »Gryfa« liczyli pięć tysięcy osób” (s. 79), a jego koalicjant „objęty był anatemą zdrady” (s. 271). Cytowane materiały poprawiono gramatycznie, ale rezultat jest nadal marny. Pozostawiono – raczej bez tzw. kozery – kilka tekstów niemieckich i rosyjskich bez tłumaczenia, w tym cały jeden dokument z aneksu. Zamieszczona w nim nazwa „Lusin” (czyli Luzino) nie trafiła do indeksu, który poza tym dość wybiórczo chwyta postaci wymienione w przypisach i niekiedy też w samym tekście.
Najbardziej w lekturze przeszkadzają natomiast drobne niedoróbki redakcyjne, jak nierozwinięte lub zbyt późno rozwinięte skróty (DOK, KLS, ODR, WSK, PZP i in.) oraz tajemnicze kryptonimy, czyli rozmaite „Chlorki”, „Cyny” czy „Cementy”. Dopiero pod sam koniec lektury, i to wykorzystując wiedzę spoza czytanej pozycji, można ustalić, że „Bizmut” to Wejherowo, całkowicie poza wcześniejszymi podejrzeniami!
Korekty nie ujęto na liście płac, ale nie jest ona z tych ostatnich. Błędów jest trochę, jednak przeważają komputerówki i drobne nieporozumienia, czyli np. „wiezienia” i „świecenia” zamiast „więzień” i „święceń”. Gdzieś tam czytamy o transportach „klejowych” (ss. 190 i 408) i batalionach „sztormowych” (s. 417), jest też „odpis” zamiast „podpisu” (s. 142) i „wyzwanie” miast „wezwania” (s. 300), ale to się może w większej masie zdarzyć.
Natomiast niewiele wyłapałem błędów rzeczowych. Na str. 18 Rudolf Bigus występuje zamiast swego brata Brunona, podobnie Paweł Liedtke zamiast Bolesława (s. 399), chociaż ten pierwszy w opisywanej chwili już nie żył. Ks. Wrycza nie był założycielem spółki „Gryf” (s. 428), a Józef „Drywa” (s. 400) raczej nazywał się „Drewa”; podobnych wariacji jest w książce więcej. Być może zamiast Antoniego „Dragasa” winien być „Dargas” (s. 390), a pułkownika „Tataja” – „Tatar” (tamże), na pewno za to Związek Zachodni miał w nazwie „Polski” (s. 47), a Związek Powstańców i Wojaków był Związkiem Towarzystw wspomnianych gremiów (kilka miejsc w tekście). Leon Kowalewski z Zelewa, ofiara UB, najprawdopodobniej nie był członkiem „Gryfa”, który w te rejony raczej nie sięgał, a pomyłka ta bierze się z kopiowania wcześniejszych publikacji (s. 378). Podwójnie nieścisła jest informacja, że książka K. Ciechanowskiego otrzymała „nagrodę »Stolema«” (s. 20), bo to Medal Stolema otrzymał jej autor. Niepełna jest też w książce nazwa Związku Przyjaciół Pomorza (s. 19), a krytyczne wobec autorów pismo „Rodzina” nazywa się naprawdę „W rodzinie” (s. 26). Prócz tego przekręcono parę nazw miejscowości, pobocznych dla sprawy.
Choć kilku „gryfowców” dożywa jeszcze swych dni, jednak „Gryf” jest już historią. Samotną śmierć i cichy zimowy pogrzeb A. Arendta, od którego mija dekada, można traktować jako symboliczne zakończenie jego dziejów. Teraz „Gryf” jest w rękach historyków. Cokolwiek napiszą, będzie musiało zmierzyć się z omawianą monografią. Konfrontacja ta nie będzie łatwa. (SC)
PS. Serdecznie dziękuję Gimnazjum Publicznemu im. Pisarzy Kaszubsko-Pomorskich w Luzinie za pomoc.



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Komentarze wyrażają poglądy ich autorów. Administrator serwisu nie odpowiada za treści w nich zawarte.

Wysłane przez: Wątek
CzDark
Wysłano:: 25.6.2011 11:00  Zaktualizowany: 25.6.2011 15:45
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
 Ùbijanié nienarodzonëch dzecy
Głową państwa miał być Polak-katolik, „posiadający rodzinę”, sekty i odchylenia seksualne miały być zakazane i zwalczane, a „niedozwolone spędzanie płodu” karane śmiercią. Polska miała zaś rozwijać się ludnościowo, co nie wiąże się nazbyt logicznie z poprzednim.

Jô ny slédny sentencëji nie rozmiejã. Jeżlë za ùbicé nienarodzonégò dzecątka miaa bëc smierc, téj doch dzecy ùrodzëło bë sã wicy jak mni. Kò téj "lékarze" ë nënczi bòjałë bë sã nienarodzoné dzôtczi ùbijac.

To je téż nót pamiãtac jëż białczi co chòc rôz ùbiłë/dałë ùbic dzecã mają do môłdzëniégò ë rodzeniégò pòstãpnëch dzecy wiôldżi wzdrig, temù jëż té pòstãpné przëbôczają jima ne zamòrdowóné.

Pòaborcëjny syndrom

Wysłane przez: Wątek
bcirocka
Wysłano:: 25.6.2011 22:51  Zaktualizowany: 25.6.2011 22:51
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 10.12.2004
z: Przodkowo
Wiadomości: 530
 Re: Ùbijanié nienarodzonëch dzecy
Jeśli kogoś ukarano za coś śmiercią, to o tę osobę zmniejszała się liczba członków społeczeństwa. Pzypuszczam, że autor tekstu mógł mieć na myśli taki skutek.
Jak widzę, mój Szanowny Przedmówca zna się na wszystkim, nawet na "syndromie poaborcyjnym"...

Wysłane przez: Wątek
CzDark
Wysłano:: 28.6.2011 11:06  Zaktualizowany: 28.6.2011 11:14
Nie mogę oderwać się od tej strony!
Zarejestrowany: 24.5.2004
z: Biebrznicczi Młin
Wiadomości: 1133
 Re: Ùbijanié nienarodzonëch dzecy
Jeśli kogoś ukarano za coś śmiercią, to o tę osobę zmniejszała się liczba członków społeczeństwa.

To je prawie krótczi wid dzysdniowëch lëzy. Wedle tegò to smierc Józwa Dżugaszwili to téż zmiészała wielënã lëztwa.

Jak widzę, mój Szanowny Przedmówca zna się na wszystkim, nawet na "syndromie poaborcyjnym"...

Téj jô mùszã dac papiórë do GRU

Wysłane przez: Wątek
szkotka
Wysłano:: 26.1.2012 22:31  Zaktualizowany: 26.1.2012 22:31
Współtworzę ten serwis
Zarejestrowany: 25.1.2012
z: woj.szczecińskie
Wiadomości: 124
 Ja ciut o innym ubijaniu
Kochani, spojrzcie na stronę Fundacja nautilus, na dział XXI piętro. Jest tam wpis Brygada widmo. Widziano w czasach II wojny na wsi pod Nowem koło Swiecia dziwnych wojskowych. Nie sądzę że to gryfici ale napewno zagadka historii Pomorza. Na tym forum ktoś może coś więcej wiedzieć. jestem początkująca i jeszcze nie wiem jak tu zacząć nowy wątek dyskusyjny. Chyba napisać artykuł. Nim powstanie warto jednak zebrać więcej materiałów. Nie wiem czy ktoś to przeczyta ale nuż. Zajrzę tu za jakiś czas. Może ktoś się odezwie.
Wyróżnienia
Medal Stolema 2005   Open Directory Cool Site   Skra Ormuzdowa 2002